Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 11:57   #268
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
„Kurwa, pieprzone wampiry.” – mężczyzna nie mógł się pogodzić w myślach z przybyciem tak potężnych członków stada. Jedynie co go pocieszało to fakt, iż za kilka chwil przestanie być już kamienną rzeźbą. Zniknięcie Miji było zaledwie przyjemnym akcentem, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał żadnych szans z samym Lorencem.

Kiedy przyszła kolej i na niego, Meduza złożyła długi pocałunek na jego ustach, a Dedal poczuł jak jego członki powoli wypełnia przyjemne ciepło wypierając chłód kamienia, w jaki został uprzednio obrócony. Przemiana była nad wyraz przyjemna, lecz wolał jej już nigdy nie doświadczyć.

Dedal wyprostował się dumnie i uśmiechnął szelmowsko do wampira. Nigdy nie okazywał dostatecznej pokory jak na Towarzysza przystało, co było jedynym elementem buntu, jaki był w stanie do tej pory przejawiać.

- Co mogę zrobić dla ciebie moja pani? – zapytał nad wyraz oficjalnie czerpiąc przyjemność z igiełki bólu, jaką musiał wbić w serce Meduzy. Ich relacje były wyjątkowo burzliwe. Marvelin jako pani początkowo dawała mu uczucie rozkoszy, jakiej nie zaznałby nigdy na ziemi, lecz sielanka skończyła się szybko wraz z odkryciem łańcucha u szyi.

Niewola pozostawała niewolą, nieważne jak pięknie byłaby przedstawiona. William mimo cudownych warunków życia sprawiał kłopoty bawiąc się w coraz bardziej niebezpieczne gierki ze swoją właścicielką. Kiedy odkrył, iż tamta nie miała zamiaru go skrzywdzić, stał się jeszcze bardziej nieznośny. Z namiętnego kochanka w jednej chwili potrafił przekształcić się w zepsutego chłopca. Czerpał z tego radość na tyle na ile pozwalał mu na to jego łańcuch, który Meduza nie wahała się skracać w przypadkach, kiedy Towarzysz stawał się zwyczajnie nieznośny.

Czekał teraz zniecierpliwiony na polecenie swojej pani, możliwe, że ostatnie, jakie dla niej wykona.

- Oj Williamie! - rozstrojona Meduza rzuciła się mężczyźnie na szyję.
Wtuliła się do niego niczym mała, przestraszona dziewczynka. Na zadane przez niego pytanie, nie była w stanie odpowiedzieć, stała wtulona w swego Towarzysza, a jej wszystkie wężowe głowy poczęły wylewać morze łez.

„Tak blisko...czemu…nienawidzę cię.”

Dedal zrobił ostatnią rzecz, jaką mógłby przypuszczać, że uczyni. Drżącymi z emocji rękami objął pokrzywdzoną kobietę dodając jej otuchy. Pozwolił, aby tak potrzebne łzy rozpaczy i cierpienia spływały na jego ciało. Był podporą dla istoty, którą chciał przed chwilą jeszcze rozerwać na strzępy.

- Wszystko będzie dobrze, uratowałaś nas. – nie wierzył, iż był w stanie z takim spokojem wymówić te słowa. Płynęły one z zadziwiającą łatwością. Czy nauczył się tak kłamać albo może było to coś zupełnie innego?

- Musimy cię uleczyć. – powiedział krótko gładząc delikatnie plecy kobiety. – Ale najpierw usiądź.

Marvelin słaniała się na nogach, więc Dedal nie pytając o przyzwolenie w jednej chwili ujął ją pod kolana i wziął na ręce. Ranna oplotła jego szyję rękami wciąż nie odrywając twarzy od jego ciała.

- Czy może pojawić się ich więcej? – tym razem pytanie było skierowane do wampira.

- Natrafiliśmy już na co najmniej dziesięciu wrogich ludzi. Jestem tu wraz z dwójką innych wampirów, niepodobnych do nas. Mówią, że są z innego świata.

”Wszystko jest przewrócone do góry nogami. Gadam z Towarzyszem jak z równym mi. “


Najwyraźniej wpływ Michała na Lorenca był większy niż można było się spodziewać.

- Wybuchy ustały. – zauważył ze spokojem Towarzysz nie komentując uwagi o „innym świecie”. – Myślę, że powinniśmy sprawdzić kto zwyciężył i wtedy ocenić ewentualne zagrożenie.

Spojrzał tutaj wymownie na pozostałe odmienione sługi Meduzy.

- Sprawdzić ? Nie ma takiej potrzeby.

Lorence przymrużył oczy, wziął głęboki wdech i ze spokojem pozwolił, aby jego zmysły doniosły mu odpowiednie informacje. Jego Twarz zmieniła swój łagodny jak do tej pory wyraz, wyrosły kły i z wściekłością krzyknął na całe gardło!

Dysząc przeciągle, próbował się powstrzymać od skatowania pierwszej lepszej istoty.

Meduza zadrżała z przerażenia.

- Lorence ja nie chciałam, nie wiedziałam. Ja. Na Idvę Mija!
- Kobieta zalała się łzami.

Krzyk Lorenca był tak głośny, że usłyszeli go wszyscy w promieniu kilku kilometrów.

„Tyrani, którzy zdali sobie sprawę ze swojej kruchości…żałosny widok.” – ta paskudna myśl dodawała mu sił, wiedział bowiem, że jego pozycja będzie tylko coraz wyższa. Nawet nie zadrżał słysząc donośny okrzyk wampira, wpatrując się na niego równie obojętnie co przed chwilą.

- Idźcie im pomóc, ja zostanę z naszą panią. – oschłym i pewnym siebie głosem wydał polecenie pozostałym zebranym, mając nadzieję, że ślepo je usłuchają byle znaleźć się jak najdalej od wściekłego Lorenca.

Sam miał ochotę do nich dołączyć…
 
mataichi jest offline