Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 14:08   #103
Raincaller
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Gdy tylko zaczęli oddalać się od przesiąkniętej zapachem śmierci chaty, Rulius poczuł nie lada ulgę. Jednakże zawroty głowy ciągle dawały się we znaki, tak samo jak przeszywające uczucie chłodu. Spoglądając na pozostałych towarzyszy próbował się ogarnąć, co zresztą całkiem nieźle mu wychodziło. Trzymać fason... - powtarzał sobie w myślach, uśmiechając się od czasu do czasu do zerkających na niego kompanów. Seraph, który z początku wyraźnie wystrzelił do marszu z ogromnym animuszem, teraz zwolnił, a jego oddech dawało się posłyszeć pomimo dźwięków wydawanych przez las. Risha nie zmieniała swojego tempa, a ścieżka, którą obrała naznaczona była licznymi śladami tajemniczej dziewczyny, którą napotkali obok domu.


Po jakimś czasie ich oczom ukazał się piękny strumyczek. Rulius niemalże stracił zmysły na widok lśniącej tafli świeżej wody i biorąc przykład z towarzyszy na klęczkach zaczął pić ze źródła. Nagle do jego świadomości dotarł niepokojący fakt - wszyscy, niczym pod wpływem jakiegoś zauroczenia zapomnieli o poprzednich wydarzeniach i o makabrycznych przeżyciach jakich dostarczył im dziwny dom wypełniony krwią. Spoglądał na Serapha, który przestał ciężko oddychać, a z jego twarzy dało się odczytać ogromną ulgę. Risha, wiecznie czujna, teraz także wydawała się być pod tajemniczym wpływem strumienia.
- Ciekawe, nieprawdaż? - bard przykucnął obok tropicielki, spoglądając na jej twarz, po której spływały krople źródlanej wody. - Albo trafiliśmy do raju... albo byliśmy w piekle.

- Jak dla mnie, nawet nie tyle ciekawe, co niepokojące. Z jednej skrajności wpadać w drugą i to w przeciągu kilkunastu minut. - słowa Rishy nie zdradzały spokoju ducha, chociaż płynęły już ze znacznie bardziej opanowanego źródła. Dziewczyna nie odpowiedziała na spojrzenie barda, a wpatrywała się w gęstwinę obok, jak gdyby chciała zapamiętać każdy szczegół tworzonego przez nią obrazu.
- Po prostu nie podoba mi się to wszystko. - pokręciła w końcu głową, przywołując na twarz niezbyt zadowolony wyraz. Nie była jeszcze skłonna do robienia sobie żartów.

Widząc grymas tropicielki Rulius spuścił głowę i nabrał w dłonie nieco wody ze strumienia. Zastanowił się, po czym odrzekł, tym razem dość poważnym tonem.
- Rozumiem i uwierz mi, iż podzielam twe obawy. Ja jednak uważam ciągle, iż ktoś stawia nas w obliczu dziwnej, ogłupiającej zmysły iluzji. Co więcej czuję się, jakbym był marionetką popychaną naprzód wbrew własnej woli. - po tych słowach wypuścił powietrze, a na jego twarzy zarysował się lekki ironiczny jak zwykle uśmieszek. - A ja nigdy nie byłem gwiazdą teatralnych desek...

- Jeśli tak, to twórcy tego wesołego przedstawienia na pewno zrzednie mina, jak mu aktorzy zniszczą finał. Czy to wyłamaniem się z roli, czy zwykłą, beznadziejną grą. - tropicielka zerknęła kątem oka na Ruliusa, a przez jej twarz przemknął cień szyderczego uśmiechu. Westchnęła potem ciężko. - Rozpływające się w powietrzu gnolle i znikające na drzewach humanoidalne bestie... Będzie z czego się spowiadać.


Tuż po powrocie na szlak Risha znalazła jeden z bucików tajemniczej damy, po jakimś czasie natrafili także na drugi - do pary. Chociaż chcieli odnaleźć Julię, aby z nią porozmawiać, teraz mieli jeszcze nadzieje zwrócić jej zgubę. Podążając ciągle po śladach bosych stóp dotarli aż pod samą osadę. Interesujące, czyżby ponowne spotkanie było nam przeznaczone? - bard przyglądał się mijanym budynkom i zastanawiał się, gdzie te ślady ich zaprowadzą. - Jeśli to mieszkanka Dębów, to czego w samo południe szukała tak daleko od osady? W dodatku sama… Pogrążony w myślach nie dostrzegł nawet, kiedy stanęli przed samotnym domem położonym na uboczu. Ślady dziewczyny urywały się właśnie tutaj, Seraph zwyczajnie, bez pardonu zabrał się za pukanie do drzwi. Te jednak ustąpiły z lekkim skrzypnięciem, były otwarte. Pchani ciekawością, zachowując jednak ostrożność weszli do środka. Przywitała ich pustka, no może pomijając zaskoczonych nagłą wizytacją pająków. Pustka wypełniona...
- Zapach konwalii? - na twarzy barda zarysowało się komiczne wręcz zdziwienie. - Czy wy też to czujecie? Czy może moje zmysły stępiły się do poziomy ostrza Serapha. - uśmiechnął się do wojaka, jak zwykle próbując obrócić w żart swój strach.

- To już trzeci raz dzisiaj - skomentowała z westchnieniem tropicielka, ignorując jak na razie dobry nastrój Ruliusa. Widać było, że nie tego, nie kompletnej pustki, spodziewała się we wnętrzu chatki, a kolejny urywający się trop wyraźnie grał na jej cierpliwości. Na jej obliczu pojawiły się ślady zmęczenia - mentalnego, bo fizycznie wciąż była jeszcze w pełni sił. Rozejrzała się uważnie po całym pomieszczeniu, ale nawet na zakurzonej wszędzie powierzchni nie dało się dostrzec ani pół śladu.
- Jeśli szukamy naszego mistrza marionetek, to jest chyba spora szansa, że poznamy go po zapachu - rzuciła, ale bez przekonania.

- Mistrza marionetek… - uśmiech opuścił twarz barda, powaga, jaką zachowywała Risha zaczynała mu się wyraźnie udzielać. Rozglądał się jedynie po domku, nie potrafił jednak zmusić się do jakiegokolwiek dodatkowego komentarza.


W końcu dotarli do karczmy, gdzie przy piwie zasiadało już dość zacne grono z kapitanem Dazzaanem na czele, po jakimś czasie zjawili się pozostali. Wszyscy zebrali się przy jednym stole. Na stole natomiast zagościły potrawy, które przez większość przyjęte zostały z zachwytem. Niestety, jeśli idzie o gust Ruliusa to były one bardzo mocno chybione...
- Zupa ogórkowa? - wymruczał sam do siebie pod nosem.
Że też po zwróceniu śniadania przed nos podsunięto mi trutkę! Co oni się tak na mnie uwzięli - w myślach zrzędził niczym rozgoryczona staruszka, na twarzy barda natomiast dało się dostrzec wyraźnie obrzydzenie, gdy spoglądał na dania zakrywające stół. Zielona zupa... Trzymajcie mnie, jeszcze ten zapach, że już o smaku nie wspomnę, kwas nad kwasy. Prędzej bym połknął Melfową strzałę, aniżeli to "coś"! A ten mózg? A przepraszam, kalafior...
Rozglądał się nerwowo dookoła starając się wyłapać z tłumu którąś z kelnerek. Miał nadzieję, że ta gospoda jest w stanie zaserwować coś innego. W końcu dostrzegł Katie i skinął lekko ręką przywołując ją do siebie.

Młoda dziewoja podeszła po chwili do stołu zajmowanego przez barda, oczekując co też ów może od niej chcieć, a Rulius zauważył, że Katie tym razem jakby śmielej się w niego wpatrywała swoimi oczkami... .
- Tak? - Spytała, dosyć dźwięcznym głosikiem.
- Nie chciałbym ujmować talentu czy też wyczucia smaku pomysłodawcy naszego posiłku, jednakże chętnie zjadłbym coś innego... Coś bardziej na mój żołądek. - Rulius rzucił dziewczynie dość zuchwałe spojrzenie, tak jakby w międzyczasie testował płochliwość kelnereczki. - Możesz mi zaproponować coś lekkostrawnego?
- Coś lekkiego... - Katie nie wytrzymała jednak spojrzenia mężczyzny i minimalnie opuściła głowę w dół, jednocześnie myśląc nad posiłkiem - A może placuszki? - Odezwała się nagle energicznym i pełnym wyrwy głosem, zupełnie jakby jej własny pomysł wywołał w niej nagle sporo radości.
Bard aż uśmiechnął się mimowolnie na dźwięk rozradowanego głosiku dziewczyny.
- Placuszki? - zapytał, a jedna z brwi powędrowała w górę. - No cóż, zdam się na twój gust. Jeszcze jedno... Katie. - wypowiadając jej imię zniżył nieco głos, zastanawiając się czy to było konieczne. - Chciałbym się czegoś napić, z tym, że wolałbym jakiś lżejszy trunek. Może jakieś nie najgorsze wino? Tak, myślę, że wino to będzie dobry wybór.

Po jakiś dziesięciu minutach Katie powróciła z kuchni niosąc talerz pełen pachnących już z daleka placków, zręcznie trzymając go w jednej dłoni, w drugiej zaś niosła flaszkę jakiegoś wina i kubek. Gdy postawiła wszystko przez Ruliusem, mężczyzna zauważył, że na talerzu poza owymi plackami znajduje się odrobina jakiejś konfitury, oraz czegoś... żółtego, zapewne kremu, lub czegoś podobnego.

Bard przyglądał się uroczej kelnerce rozkładającej przed nim smakowicie wyglądające placki. W myślach już rozkoszował się słodyczą konfitury, wzrok jednak miał wpatrzony w rumieniące się policzki Katie. Jej uroda wyraźnie zaczynała chwytać go w swe zwiewne sidła. Rulius już miał się odezwać, gdy niespodziewanie głos zabrała dziewczyna.

- Proszę, i smacznego - Katie uśmiechnęła się z rumieńcami, po czym po chwili wahania dodała - Chciałam panu podziękować bardzo za uratowanie mojego brata, naprawdę dziękuję z całego serca...

- Ah, zapewne masz na myśli Morvina? To żaden wyczyn. Gdyby Mago był w stanie sam by go uratował. Ja jedynie przysłużyłem się banalnym zaklęciem. Masz bardzo dzielnego brata. - chociaż starał się nie speszyć skromnej kelnereczki, to jednak mimowolnie wpatrywał się w jej śliczną twarzyczkę. - Zresztą, tak smakowicie wyglądające placki i odrobina słodyczy są aż nadto łaskawą zapłatą. - uśmiechnął się, bez grama typowej dla siebie ironii, tak po prostu, szczerze.

Dziewczyna zachichotała na ostatnie słowa Ruliusa, i fakt zachwalania jadła jeszcze przed jego skosztowaniem. Przez chwilę unikała wzroku barda i... wierciła butkiem w podłodze, wyraźnie znowu nad czymś myśląc. W końcu wypaliła niezwykle zaskakujące zdanie:
- Odprowadzisz mnie później do domu? - Spytała, czerwona jak piwonia, dodając szybko - "Panie"...

Rulius niczym rażony piorunem spojrzał na dziewczynę, wyraźnie zaskoczony jej ostatnim zdaniem. Chociaż ciężko było ukryć fakt, że do urody Katie miał słabość, to jednak już o poranku w myślach stwierdził, iż to nie jest panienka na chwilkę. Teraz siedział wpatrzony w kelnerkę z otwarta gębą. O złośliwa Tymoro...
- Ależ oczywiście. - wstał, po czym dość energicznym ruchem skłonił się lekko, w iście teatralnym pokazie. - Nie przystoi odmawiać, gdy tak piękna dama prosi.
Dziewczę słodko zaśmiało się na czyny i kolejne komplementy półelfa, po czym Katie szybko myknęła do kuchni. Byli więc umówieni...

Rulius odprowadził jeszcze wzrokiem kelnereczke, po czym zabrał się za pochłanianie smakowicie wyglądających placków. Chociaż kwestia posiłku wytrąciła go z tematu rozmów prowadzonych przez pozostałych towarzyszy, to jednak zmusił się na komentarz, po raz pierwszy zresztą jawny.
- A dajcie spokój biednej Amrze. - wyburczał popijając przełykany posiłek winem. - Biedaczka mści się za krzywdę jaką jej wyrządzono. Gdyby Wam zabito kochającego opiekuna także kierowalibyście się ślepą chęcią zemsty. Zresztą, to właśnie dzięki tej furii, która ją zaślepia, my nadal żyjemy, ale powinniśmy wykorzystać jej chaotyczne działania i w tym czasie skupić się na poszukiwaniach prawdziwego zabójcy Aramila. - wypatrując reakcji pozostałych kompanów na te dość "subiektywne" poglądy, zorientował się, że chyba powiedział już wystarczająco dużo. - Zresztą, zemsta to sztuka, jeśli tylko dokonuje się z artystyczną pieczołowitością. Amra jest słabą artystka...
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk

Ostatnio edytowane przez Raincaller : 16-06-2009 o 21:51.
Raincaller jest offline