Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 14:55   #25
Epimeteus
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Kalel z każdym wypowiadanym przez Fardena słowem popadał w coraz większą melancholię. Przyjął jakże mizerną ofertę Hallusa tylko z jednego powodu - chciał jak najszybciej ruszyć w drogę tam gdzie oczy poniosą. Ten plan już się zawalił. Nieoczekiwana śmierć pryncypała, a w jej następstwie fałszywe oskarżenie na podstawie podrzuconych dowodów wepchnęły go w ręce zarośniętego, śmierdzącego zielskiem na kilometr starucha. "A i to przecież dzięki wielkiej łaskawości szacownych sędziów." - pomyślał z przekąsem. Ponieważ jednak zawsze trzymał się zdania, że lepiej stąpać po kruchym lodzie niż od razu skakać w przerębel, to z ulgą przyjął propozycję zmierzenia się z magicznym pierścieniem niejasnej mocy, szalonym magiem władającym żywiołami i nie dość, że Zapomnianą, to jednocześnie Przeklętą Fortecą. Trzeźwo oceniając fakty to i tak była zdecydowanie lepsza oferta niż zmierzenie się ze "sprawiedliwym" osądem lokalnego możnowładcy, który w swej łaskawości niechybnie by uznał, że jego poddani zasługują na godziwą rozrywkę, jaką w sposób łatwy i tani zapewni publiczna kaźń.

Uważnie się wsłuchiwał w pytania zadawane Fardenowi i udzielanym przez niego odpowiedziom starając się wyrobić w sobie jak najlepszy osąd sytuacji i jednocześnie ocenić czego może się spodziewać po swoich kompanach. "Być może kompanach" - poprawił się w myśli - "Przecież tak naprawdę Elana i Tuyr są mi całkowicie obcy, znani z imienia dopiero od wczorajszego wieczora - jaki jest sens nadstawiać za nich karku? Mógłbym zniknąć zanim by ktokolwiek się zorientował.". Jednak ku swemu zaskoczeniu zauważył, że im dłużej ta myśl krążyła po jego głowie, w tym większe przygnębienie go wprawiała. "Dziwne, wygląda na to, że w jakiś sposób, wspólne nieszczęście zbliżyło mnie do nich" pomyślał przyglądając się po kolei twarzom współtowarzyszy niedoli. W końcu przełamał się i wahającym się głosem powiedział - Wygląda na to, że nie mamy wyboru... wchodzę w to - i skinął potwierdzająco głową.

Gdy udali się z powrotem do wsi, żeby przygotować zapasy do dalszej drogi, cieszył się że nie spędzili tu wcześniej więcej czasu. Mieszkańcy zrzucili maski z twarzy i pokazali swoje prawdziwe oblicza. Gdy przechodzili matki zasłaniały niemowlętom twarze, a ojcowie robiąc srogie miny wskazywali palcami starszym pociechom. "Dzięki nam chyba wszyscy tutaj poczuli się lepszymi ludźmi" pomyślał Kalel i się krzywo uśmiechnął. Niestety ten grymas zauważyło jedno z podążających za nimi dzieci - jasnowłosa dziewczynka tak na oko 6-7 letnia, która z tego powodu tak serdecznie się rozpłakała, że po chwili cała była w spazmach. Z niebieskich ocząt łzy płynęły niczym górskie potoki, żłobiąc jasne ścieżki na umorusanej buzi. Gdy dziecko tak zanosiło się szlochem Kalel kątem oka zauważył na twarzy Lidii dziwną zmianę, przebłysk jakiegoś uczucia. Jego towarzyszka najpierw z wahaniem, a z każdym krokiem coraz pewniej ruszyła w stronę dziecka, tak jakby chciała je pocieszyć. Jednak zanim cokolwiek zdążyła zrobić już przy beksie znalazła się matka. Rzucając gniewne błyskawice w kierunku bogu ducha winnej dziewczyny utuliła ona swoje maleństwo do obfitej piersi nie zapominając również o kreśleniu odpędzających złe uroki znaków. To wydarzenie, choć zabawne w swojej istocie, zaowocowało jednak kwaśnymi owocami. Podkosianie coraz otwarciej zaczynali okazywać swą przeradzającą się we wrogość niechęć, tak że przekonanie ich do sprzedania czegokolwiek coraz bardziej zakrawało na cud. Całe szczęście, że Fardan okazał się jeśli nie cudotwórcą, to na pewno niezłym mediatorem, dzięki czemu udało im się zgromadzić liche, ale jednak wystarczające zapasy, choć podsłuchanie szeptem wypowiedzianych przez niego słów - Co wy ludzie wyprawiacie? Kupią zapasy i pojadą - co nam tutaj po nich? A może i nasze sprawy uda się im załatwić... jak nie zginą" nie podniosło na duchu.

W końcu po zebraniu wszystkiego ruszyli w drogę. Każde obciążone niewielkim tobołkiem z prowiantem, ale odarte z godności. Chociaż pogoda dopisywała, to szli markotni, zamyśleni nad tym jak to się stało, że tak łatwo zostali wciągnięci w intrygę i że wystarczył jeden dzień, a właściwie noc, by mieli śmiertelne kłopoty. Kalel nie potrafił z początku dzielić się swoimi przemyśleniami, przede wszystkim dlatego, że wciąż nie był pewien intencji pozostałych. Znali się od tak niedawna, a przecież ktoś musiał podrzucić te przedmioty, czy to mogło być któreś z nich? Czy powinien obawiać się ciosu w plecy z najmniej oczekiwanej strony, czy też po prostu zaufać im i dać z siebie wszystko?

Kolejne dni wędrówki nie rozwiały wątpliwości poza jedną: Roba i Jakoba nie dało się lubić.

Podróż była przyjemna przez pierwsze dwa dni. Pogoda dopisywała a trasa nie dość że łatwa, to na dodatek przyjemna dla oka. Niestety zmieniło się to trzeciego dnia, gdy zalały ich potoki deszczu. Strugi zimnej wody wymyły z nich całą radość podróżowania, a co gorsza rozmiękczyły podłoże, które nagle zmieniło się w oślizgłą breję, na której rozjeżdżały się nogi. Musieli teraz uważać na każdy krok by się nie poślizgnąć i do znudzenia wysłuchiwać nieustających przekleństw Jakoba i Roba, które po prostu eksplodowały szlamem, gdy okazało się, że dalszą drogę przed nimi zamyka co prawda niezbyt szeroka, ale niełatwa do przebycia rzeczka. Kalel spojrzał z pogardą na eks sługi Hallusa i odwracając głowę splunął na ziemię.

Podszedł do brzegu rzeczki i spojrzał w dół, na leniwie płynący nurt. "Nie dość nam kłopotów? Teraz trzeba wymyślić jak pokonać tą wodę" - pomyślał i odwrócił się do pozostałych pytając: Jak u was z pływaniem?
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 16-06-2009 o 15:19.
Epimeteus jest offline