Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 19:37   #41
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Gdy został sam, podszedł do okna, otworzył je i wyjrzał, Zastanowił się czy da radę zejść, ma w końcu linę, jakby ją przywiązać do łóżka to zszedłby bez problemów. Tylko po co? zamknął okno i ruszył do łaźni. Przysunął do bali krzesło i położył na nim plecak, z którym praktycznie się nie rozstawał, odpiął pas z rapierem i również go położył. Piękna broń, prezent od kapitana Visquero, żaden z tych eleganckich z szlachetnymi kamieniami, bez wymyślnej gardy, drewniana pochwa obszyta czarnym aksamitem, rękojeść pokryta czarną skórą i to niezwykle ostrze. Ilekroć Mesto patrzył na ten rapier zastanawiał się jak kowalowi udało się uzyskać czarny odcień klingi, kiedyś doszedł do wniosku, że to ze względu na glebę w miejscu gdzie wydobywana była ruda żelaza i niedokładne jej przetopienie, innym razem myślał iż to celowy zabieg, jakby jednak nie było, rapier był piękny. De'Estevaro schował go do pochwy i odłożył, sam nie wiedział kiedy go wyjął. Zdjął luźną czarna koszulę, którą zazwyczaj nosił rozpiętą i przewiesił ją przez oparcie krzesła, następnie zdjął przez głowę białą koszulę, która także odwiesił na krzesło. Teraz gdy był nagi do pasa okazało się, że w obu rękawach ukrywał sztylety, w specjalnych pokrowcach, które teraz także zdjął i odłożył na krzesło, zdjął też złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie dłoni. Podniósł drugie krzesło i postawił je blisko bali, na krześle umieścił butelkę wina i kielich. Podszedł do bali z wodą, zdjął czarne spodnie i rzucił je na pierwsze krzesło, zdjął buty i gdy był już nagi zanurzył się w bali. Przez chwilę rozkoszował się ciepłem wody i smakiem wina, gdy zauważył, że woda zaczyna stygnąć, odstawił kielich i dokończył mycie. Następnie wytarł się i założył czyste ubranie, które wyjął z plecaka. Wyglądało identycznie jak to, które zdjął, z ta jedną różnicą, że biała koszula, miała po bokach specjalne usztywnienia, z utwardzonej i wyprofilowanej do jego boku skóry, na bokach były także schowki na sztylety. Po przejściu z powrotem do swojego pokoju, pociągną za sznurek przy łóżku. Sam podszedł do stołu, gdzie przed chwilą odłożył plecak i broń. Z plecaka wyjął zrolowany kawałek czarnego aksamitu, szerokości około dziesięciu centymetrów, po rozwinięciu okazało się, że jest to opakowanie na proste sztylety do rzucania. Mesto wyjął trzy z nich i umieścił, w schowkach po bokach koszuli gdy rozległo się pukanie do drzwi. Płynnym ruchem przykrył resztę sztyletów plecakiem i zarzucił czarną koszulę, aby nie było widać tych po bokach. Podszedł do drzwi i otworzył je. Na korytarzy stała dziewczyna, która wcześniej zastępowała gospodarza.
- Pan wzywał - Ciężko było powiedzieć czy to pytanie czy stwierdzenie. Trzymała w rękach tacę z jedzenie, o którym w kąpieli Mesto zapomniał. Jej głos brzmiał niepewnie, Mesto uznał, że gospodarz kazał jej uważać. Uśmiechnął się zachęcając i powiedział.
- Tak, potrzebuję aby ktoś wyprał moje ubranie, ostatnio, miałem drobną za tarczkę ze złodziejami i niestety nie obeszło się bez jego zbrudzenia. - Ruszył do stołu wskazując jej, aby tacę postawiła na stole. Sam zdjął poskładane w kostkę ubranie, które przyniósł z łaźni, sięgną także do sakiewki i wyjął złotą monetę.
- To dla ciebie, nie wspominaj o tej monecie gospodarzowi, a koszty prania niech doliczy do rachunku. - Powiedział przekazując dziewczynie ubranie i monetę, zamknął za nią drzwi i wrócił do pakowania sztyletów. Łącznie włożył dziesięć, pięć z lewego boku i pięć z prawego. Miały one więcej zadań niż tylko przydać się w walce, przede wszystkim chroniły jego boki, specjalne ich umieszczenie, ostrzami do tyłu i lekko w dół, czyniły z nich niemal kawałek zbroi łuskowej, a usztywniana skóra, zapobiegała temu, że w trakcie trafienia, lub upadku nie raniły właściciela.
Szlachcic założył także pokrowce ze sztyletami na nadgarstki, na lewej ręce z zewnątrz, na prawej od wewnątrz ręki. Lewą mógł zablokować słabszy cios, a do tego z prawej miał łatwiejszy dostęp.

Zjadł ciepły posiłek, który okazał się wyśmienity, i od razu regenerował energię, a w połączeniu z wcześniejszą kąpielą był wręcz zbawienny.

Po posiłku de'Estevaro przypasał także rapier i założył plecak. Ruszył pozwiedzać miasto, ale miał też inny cel. Przy wyjściu zapytał gospodarza.
- Powiedz mi gdzie tu jest największa świątynia? i pod czyim wezwaniem? -Wieża Dobrej Fortuny, poświęcona bogini Tymorze położona jest po wschodniej stronie Promenady, jest też druga równie wielka świątynia, po drugiej stronie promenady. - Oczywistym było czyim wyznawcą jest gospodarz, więc Mesto nie naciskał, aby wyjawił nazwę innej, podziękował tylko i ruszył do wyjścia.

Przechodząc do świątyni, szukał żebraków i nie zawiódł się, było ich kilku, a być może nawet kilkunastu. Ignorując ich de'Estevaro wszedł do świątyni, gdzie ruszył w stronę głównego ołtarza, przyjrzał się posagowi przedstawiającemu Tymorę. Była to kobieta siedząca na tronie, w ręce trzymała monetę.


- Sprzyjaj mi dziś bogini - wyszeptał, a następnie sam wyjął monetę i podrzucił ją wysoko, popatrzył przez sekundę jak wiruje, a następnie odwrócił się i ruszył do wyjścia. O dziwo nie usłyszał, jak moneta upada, może ktoś ją złapał, może sama bogini, zaśmiał się w myślach, ale nie odwrócił się aby sprawdzić, uznał, że lepiej to zostawić domysłom.


Przed świątynia poszukał wśród żebraków szczurka. Kogoś, po kim było widać, że wybrał żebractwo, i że mu to służy. Kogoś, kto rozglądał się i obserwował. Gdy wyłowił taką osobę, stanął kawałek dalej, i wyjąwszy złotą monetę obracał ją w palcach wpatrując się w owego szczurka. Nie musiał długo czekać, aż żebrak ruszył w jego stronę.
- Dobry Panie wspomóż biednego, wszak Dobra Fortuna ma w opiece tych, którzy pomagają innym... - widać było, że gadka jest przygotowana idealnie, a i ton i gesty ciała szczurka, były świetne. Jednak de'Estevaro nie przyszedł tu podziwiać kunszt aktorski, ale załatwić interesy.
- Zamilknij na chwilę, a dostaniesz więcej niż tę monetę. - Powiedział, a kiedy zobaczył na twarzy szczurka zainteresowanie kontynuował.
- Wyglądasz na dobrze poinformowanego, Pewnie mógłbym z ciebie wydusić siła potrzebne mi informacje, ale szczerze powiedziawszy, założyłem przed chwilą czyste ubranie. Dlatego na twoje szczęście informacje wydobędę za pomocą siły złota. - Sięgnął do sakiewki i wyjął pięć złotych monet, zważył w w dłoni i ciągnął dalej - Potrzebuję przekazać Ognistym Nożom wiadomość. Brzmi ona tak. " Pokazałem już swoje umiejętności. Oferuję moje usługi, wraz z całym pakietem znajomości w straży i poza nią. Znajdziecie mnie bez trudu, ale przyślijcie tym razem kogoś kompetentnego, nie tak jak ostatnim razem." zapamiętałeś? - Tym razem to szczurek mu przerwał.
- Zapamiętałem, a od kogo ta wiadomość i gdzie przynieść odpowiedz? - zapytał, ale od razu dodał. - Gdybym kogoś przypadkiem znalazł. -
- Hmmm... chyba nie o ciebie mi chodziło, skoro nie wiesz kim jestem, to chyba faktycznie nie masz żadnych kontaktów. Nazywam się Mesto de'Estevaro. Gdyby pytali o moje referencje, to powiedz, że spotkałem ich ludzi na Flaku. -
Żebrak zmarszczył czoło i zapytał.
- Wczoraj w nocy? - A gdy dostał potwierdzające kiwnięcie głowy, dodał - Baby na targu gadały, żeście tam niezła jatkę urządzili. I do tego, ktoś się wydzierał, na sierżanta ze smoków, że to niby obowiązków niepełni i że bardziej i świnie nosić przystał na piersi a nie smoka. - uśmiechnął się złośliwie, - Być może przekażę, a być może nikogo nie znam. - i wyciągną rękę po pieniądze.
- A być może nikogo nie znasz, to dobre, będę musiał zapamiętać ten żart. - Przekazał żebrakowi monety i ruszył do Zacisza. Miał pewność, że wiadomość dotrze, nie miał pewności natomiast jak zostanie odebrana.

W lokalu, udał się do siebie, zamawiając tylko kolację do pokoju. Oddał się relaksowi, poczytał trochę księgi które nosił ze sobą w plecaku. Przez jakąś godzinę rozebrany do bielizny ćwiczył, trochę się rozciągał, robił pompki, następnie wziął kolejną kąpiel, zakładając, że może niemieć jutro takiej okazji. Wrócił do pokoju, i właśnie kończył kolację gdy do drzwi ktoś zapukał, Mesto podszedł otworzył, i ujrzał gospodarza.
- Pyta o pana dwóch ludzi, - Czyżby to było możliwe, że ostrza działają tak szybko - a dokładniej pijany krasnolud i jakiś niekrzesany olbrzym, mam ich przyprowadzić? - Dokończył gospodarz, co rozwiało chwilowy strach Mesta.
- Tak, niech tu przyjdą, proszę także przygotować dla nich kolację i dostarczyć tutaj. Czy gdyby chcieli się zatrzymać, to ma pan dla nich wolne pokoje? - a widząc minę gospodarza dodał - być może nie będą chcieli, ale nawet jeśli, to nie sprawią problemów. - Nie większych niż ja dodał w myślach.

Po chwili wszedł zataczając się wszedł Gusin, potem Gordon. Brakowało Caraewna ale to akurat go nie martwiło, w końcu w momencie, w którym postanowili się rozejść każdy bierze odpowiedzialność za siebie, a po drugie to, jeszcze niema późnej nocy, i po trzecie, może przecież nocować gdzie indziej.

- Masz coś? Cokolwiek? Ja jak na razie tylko wiem, że ludzie albo nic nie widzą, albo wiedzą mało, a i to boją się zdradzić. Nie wróży to zbyt dobrze. I gdzie do cholery jest Caraewn? - Gordon jak zwykle sam stwarzał dla siebie problemy.
- A kogo pytałeś? Sklepikarzy? czy ludzi na ulicy? zapłaciłeś komuś za informacje? - Pokręcił głową. - Szpiegiem nie będziesz. Ja przekazałem wiadomość Ognistym nożom, że chcę do nich dołączyć. - Popatrzył na reakcję Gordona i Gusina, a następnie dodał - Tą organizację trzeba rozbić od środka, a nie zajmując się płotkami. A Caraewn? Pewnie sam o siebie zadba, jest jeszcze wcześnie, a dodatkowo, mogło mu się znudzić nasz towarzystwo. Zaraz będzie kolacja, jak chcecie się tu zatrzymać, to polecam zapytać gospodarza o wolne pokoje. -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 17-06-2009 o 17:22.
deMaus jest offline