Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 20:33   #107
Joann
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Z radością przywitała widok słonecznego światła, które od razu ją oślepiło, ale i przywołało uśmiech na jej bladą twarz. Jak dobrze było poczuć podmuch wiatru i promienie słońca! Niektórzy tego nie rozumieli, nie byli tacy jak ona. Podziemia nie były przeznaczone dla jej w pewien sposób wrażliwej duszy, ale wyjście z nich na pewno przywołało radość i odegnało już zupełnie marazm, jaki ją opadł w kopalniach. Wyszczerzyła się do Falkona, potem zdała sobie sprawę co robi i na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.

-Ty pewnie wolisz ciemność i podziemia. Chyba nieźle się uzupełniamy.

Nie patrząc mu w oczy, całkiem już wyszła z jaskiń i podziwiała okolicę, bo co podziwiać było. Piękny widok został nieco popsuty górami i skałami, których przebyć nie byli w stanie. Należało je okrążyć. I co również ważne - nie można było zwlekać, gdyż orki lada moment mogły spostrzec trupy. A nie miała najmniejszych wątpliwości - Eliot, Erytrea, a może nawet elf - nie dadzą rady szybko i sprawnie uciekać górskimi ścieżkami. Toteż szybko zaproponowała dalszy marsz, na szczęście propozycję przyjęto bez oporów.

Starała się prowadzić jak najtrudniejszą drogą do wyśledzenia, ale prócz początkowego szczęścia w postaci jeziora, tak na prawdę było to w górach bardzo trudne. Zdatne do pokonania ścieżki pojawiały się rzadko i na każdym potencjalnym rozgałęzieniu starali się jak najlepiej zacierać ślady. To ich niestety zwalniało, a Martha po początkowej euforii, daleka była jeszcze od całkowitego optymizmu. Ale były i dobre strony. Miała czas by zjeść, nawet jeśli to były szybkie kęsy przełykane w trakcie marszu. No i odnalazł ją Metys, lądując na jej wyciągniętym w górę przedramieniu. Przywitała się z nim czule.

-Niestety nie mogę ci dać nic do jedzenia, mam nadzieję, że coś złowiłeś po drodze. Leć teraz, daj znać jak zobaczysz jakieś inne istoty prócz nas!

Wypuściła go i ruszyła w dalszą drogę. Ściemniało się, a oni nie mieli schronienia. Do czasu aż nie znaleźli jaskini, niestety zamieszkałej. Tropicielka bezwiednie zupełnie napięła łuk i trafiając lwicę w podbrzusze. Eliot i Lurien rzucili się na nią, Martha już wyciągnęła kolejną strzałę i naciągała już cięciwę, gdy zaczęło działać jej serce, a nie tylko odruchy. To byli rodzice, broniący po prostu swego legowiska i miotu. Zwierzęta nie miały takich rozumów jak ludzie, nie można było spodziewać się, że najpierw spróbują rozmawiać. Rzuciły się i teraz... teraz po prostu ginęły. Ręce tropicielki opadły w dół, a ona sama odwróciła wzrok. W kącikach oczu pojawiły się łzy, ale zacisnęła mocno powieki. Oni też musieli się bronić, nie miała za złe swoim towarzyszom tego, co robili. Ale ona nie uczestniczyła w tej dalszej walce. Podeszła do czarodzieja i pomogła mu się pozbierać po starciu ze zwierzęciem.

-Eliocie, zgaś to światło, proszę. Jesteśmy tu doskonale widoczni, a orki na pewno wszczęły pościg, tę rasę akurat trochę znam. Musimy sobie teraz poradzić bez światła.

Uśmiechnęła się do niego lekko, ale był to wymuszony uśmiech. Walka już się praktycznie zakończyła, ale Martha nie ruszyła się z miejsca, czekając aż odgłosy ustaną zupełnie.
 
Joann jest offline