Niestety Edgar nie doczekał się oczekiwanych wytłumaczeń od Grubasa. Bo i po co by miał się tłumaczyć jakiemuś nędznemu golibrodzie, który od czasu do czasu pełni funkcję konowała w więzieniu.
- Rozczarowanie to mało powiedziane. Tak zhańbiony i spaczony ród już dawno powinien przestać istnieć. – Hrabia wyraźnie się zirytował. - Może i dopuściłem się małych machlojek finansowych, ale nie jestem spaczony i w życiu nie miałem styczności z plugastwem Chaosu, chyba że ich łby zdobiły mój miecz. – Splunął w ziemię z pogardą. Na co jeden ze strażników z przyjemnością kopnął go w zgięcie kolana od tyłu. - Małych? Sto pięćdziesiąt tysięcy koron, które powinny trafić do Skarbca Cesarskiego nazywasz małą machlojką? Sczeźniesz w najgłębszych lochach Twierdzy, o których Bogowie zapomnieli, a światło pozostało jedynie złudnym wspomnieniem. Zabrać go do łaźni i do celi śmierci. – Rozleniwiony pies Grubasa zaszczekał na potwierdzenie.
Czterech gwardzistów prowadziło ich doskonale znaną Edgarowi drogą. Doktorek jeszcze nie wiedział co się dzieje, ale nie podobało mu się to cholernie. W pomieszczeniu, które nazywano łaźnią stała już balia z gorącą wodą, kilka szmat, ubranie więzienne i przybory do golenia. Strażnicy wycofali się za drzwi. - W razie kłopotów jesteśmy za drzwiami. – Oznajmili z iście żołnierską błyskotliwością. Hess, Baron czy kim tak naprawdę jest, usiadł na krześle. - Nie będzie chyba uścisków na powitanie? Nim cokolwiek powiesz, chciałbym zaznaczyć, że to Ty mnie wtedy zostawiłeś na pastwę losu umierającego w środku lasu. To chyba dosyć mocny argument. Poza tym potrzebuję pomocy. W ramach rekompensaty, mógłbyś chociaż wysłuchać mojego problemu, a następnie stwierdzisz czy chcesz pomóc… |