Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2009, 12:25   #9
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Kolejne osoby wstając lub siedząc składały obietnicę dostarczenia korony Imperatorowi. Niektórzy mieli pytania, inni nie.
Le Boeuf uważnie wysłuchał wszystkich uwag i spoglądając na Kurta, który pod jego spojrzeniem wręcz się skurczył, odpowiedział :
- Zdaje się, że wynikło pewne nieporozumienie. Trzy korony o których była mowa to wynagrodzenie podstawowe wolne od kosztów. Wszelkie wydatki związane z podróżą ponosi profesor Bauholz. – spojrzał prosto w oczy Margot. – To oczywiste, że dysponują państwo różnymi umiejętnościami. Jednak trudno jest w tej chwili orzec które będą najbardziej przydatne. Dlatego przewidziane jest dodatkowe wynagrodzenie w zależności od wkładu wysiłku w powodzenie wyprawy.
Przeniósł wzrok na medyka.
- Bez wątpienia Pańskie usługi będą tymi, które zostaną opłacone specjalnie.
Położył otwarte dłonie na blacie stołu.
- Mam nadzieję, że rozwiązałem wszystkie Państwa wątpliwości. Panno Margot, Nathanielu … poproszę o przysięgę, którą pominęliście zapewne przez przeoczenie.
Dodał lekko się uśmiechając i czekając na odpowiedź.
- Jeśli nie ma więcej pytań wyznaczam spotkanie jutro o świcie przy Nabrzeżu Kaufmanna. Udamy się barką do Averheim. Proszę się stawić z pełnym ekwipunkiem. Wypływamy godzinę po świcie i nie będziemy czekać na spóźnialskich.
Spojrzał na Bauholza pytająco.
- To chyba wszystko profesorze ? – starzec tylko skinął głową - Jeśli nie ma więcej pytań to dziękuję Państwu i do zobaczenia jutro.

Spotkanie dobiegło końca, wszyscy wstali by udać się ku swoim sprawom. Asystentka Bauholza, owa młoda, ładna dziewczyna zebrała wszystkie księgi i dokumenty. Jak zwykle było tego sporo jak dla jej słabych ramion i ruszyła w kierunku wyjścia. Niestety niosąc przed sobą na ręku stos papierów i chcąc szybko dogonić oddalającego się profesora, zderzyła się z jednym z mężczyzn, który chyba nazywał się Dorr. Dziewczyna straciła równowagę, a wszystko wysypało jej się z rąk. Spojrzała bezradnie na rozrzucone papiery, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Bycie asystentką Bauholza nie było łatwe.
- Przepraszam - powiedziała speszona, nerwowo odgarniając kosmyk jaśniutkich włosów za drobne ucho.



- Bardzo pana przepraszam, za nieuwagę - Powtórzyła kucając by pozbierać materiały. Jej głos niezwykle niski i głęboki dziwnie kontrastował z delikatną, wiotką sylwetką.
Była ubrana w skromna suknię zapinana pod szyję, ale na tyle obcisła, że można się było pod nią dopatrzyć uroczej dziewczęcej sylwetki.

Wychodząc na zewnątrz wszyscy spostrzegli, że niebo wypogodziło się. Słońce oświetliło ulice Nuln nadają im pogodniejszy wygląd. Ludzie ponownie zaczęli zapełniać Emmanuelleplatz udając się ku swoim sprawom. Także i goście Bauholza zaczęli się rozchodzić. I tak na przykład Margot Berengar kręcąc swą bez wątpienia zgrabną pupą udała się w górę miasta w kierunku książęcego zamku, podczas gdy krasnolud i wyrostek obrali kierunek ku Reiksplatz.
Było wczesne popołudnie i wszyscy mieli dość czasu by nacieszyć się urokami „kulturalnej stolicy” Imperium przed porannym wyjazdem.


Świt był mroźny. Oszroniony bruk nabrzeża zmuszał do ostrożności przy stawianiu nóg nie wspominając już o tym, że wciąż jeszcze blade słońce kiepsko oświetlało ulice ledwo co przeganiając nocne cienie.
Przy jednym z pomostów opartych na wbitych w rzekę Aver palach stała grupka ludzi ładująca na pokaźnych rozmiarów barkę różne paczki. Jedna z osób widząc, iż ktoś się zbliża podeszła. Był to Le Boeuf.
- Witam. A gdzie Panna Hilde Heisenberg ? – spytał podenerwowany.
- Trudno, jeśli nie dotrze na czas nie będziemy na nią czekać.
Wskazał ręką na barkę.
- Zapraszam na „Tęczę”. Takie jest miano naszej jednostki i naszego domu przez najbliższe 7 dni podróży do Averheim.
Wtem podszedł do rozmówców przystojny blondyn kłaniając się lekko.



- Pozwolą Państwo, że się przedstawię … Martin Richthofen. Armandzie coś się dzieje.
Wskazał palcem na przystań kawałek dalej. Rzeczywiście jacyś ludzie z pochodniami o czymś dyskutowali, co i rusz pochylając się nad wodą.
Jeden z nich ze strusimi piórami na czapce wskazał na barkę, od grupki oderwała się postać i podbiegła do Le Boeufa. Mężczyzna miał na sobie mundur nulneńskich strażników.
- Przykro mi, ale nie możecie Państwo wypłynąć. – stwierdził dysząc i prężąc się przed Bretończykiem.
- A to niby czemu ?! – spytał poirytowany Richthofen ubiegając Armanda.
- Z rozkazu kapitana Rossi panie Martinie. – rzekł tonem usprawiedliwienia strażnik prężąc się jeszcze bardziej.
- Rossi tak ? Znowu Rossi. – stwierdził blondyn zjadliwie.
- Już ja to załatwię. Armandzie idź przypilnuj profesora z łaski swojej, a ja porozmawiam z tym kogucikiem. A ty … - zwrócił się do strażnika – Idź i powiedz kapitanowi, że Richthofen … Nie, że Bauholz i Richthofen chcą z nim porozmawiać.
Strażnik bez słowa odwrócił się na pięcie i pobiegł z powrotem.
- Tylko go nie pobij. – rzucił Le Boeuf na odchodne udając się na barkę.
Wkrótce Anzelmo Rossi kapitan straży rzecznej na dzielnicę Kaufmanna podszedł do towarzystwa. Otworzył usta by się przywitać, lecz nie zdążył, bo Martin trzymając się pod boki wrzasnął na niego niczym rozwścieczony buhaj.
- Co Ty znowu wydziwiasz Rossi ? Co tu się u licha dzieje ?
Kapitan zauważalnie przybrał na twarzy czerwoną barwę i odparł wyniośle.
- Względy bezpieczeństwa panie Richthofen. Zaginęła barka Pańskiego stryja.
- Jak to zaginęła ? Co ty chrzanisz ?

Rossi spurpurowiał jeszcze bardziej.
- Cumy zostały zerwane, a w wodzie jest pełno drewnianych szczątków. Woda zaś … - zmieszał się wyraźnie – Jest dziwna. Jakby … jakby ktoś wylał krochmal.
Zakończył niepewnie.
Martin choć starał się mówić spokojnie stopniowo podnosił głos.
- I Ty tileański śmieciu wstrzymujesz wyprawę moją i Bauholza, bo ktoś wylał krochmal ?! Popieprzyło Cię całkiem ?! – Richthofen ostatnie słowa wykrzyczał.
Zdawało się że krew za chwilę tryśnie z oblicza Rossiego.
- Jestem przedstawicielem prawa. Nie pozwolę się obrażać.
- Zrobisz co Ci każę, bo inaczej wylecisz ze służby i nawet protekcja radcy Erharda Ci nie pomoże !
- To oszczerstwo ! Jak śmiesz ! Jeszcze słowo, a każę Cię aresztować ! –
Rossi najwyraźniej stracił resztki opanowania i sięgnął do rękojeści rapiera.
Martin nie pozostawał mu dłużny.
- Powiem Ci nie jedno, a dwa słowa i to po kislevsku ! „Paszoł Won” ! – Richthofen też już się imał oręża.
Lada chwila mogło dojść do rozlewu krwi. Było jasne dla wszystkich, prócz zaperzonego blondyna, że bez względu na wynik starcia na pewno, nie pomoże to w szybkim opuszczeniu miasta.
 
Tom Atos jest offline