Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2009, 17:21   #30
Zielin
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Przez salę przewinęło się kilka duchów rozmawiając o jakimś innym duchu, Irytku. Wnioskując z tonu rozmowy o nieobecnym "kawalarzu" stwierdził, że nie był on darzony zbytnim szacunkiem. Jeden z duchów wreszcie zauważył grupę pierwszoroczniaków.
-Nowi uczniowie! – uradował się duch Grubego Mnicha. – Czekacie na przydział, tak?
Nikt nie otworzył ust, a jedynie kilka osób pokiwało głowami.
-A więc życzę wam powodzenia! – duch w kryzie i trykotach uśmiechnął się do nich.

Profesor McGonagall odchrząknęła, żeby zwrócić na siebie uwagę uczniów swoim nagłym pojawieniem się.
- No, ruszamy! – powiedziała ostro profesor McGonagall, a duchy wsiąknęły w ścianę z drugiej strony. – Ustawcie się w rzędzie… I za mną!
Pierwszoroczniacy ustawili się gęsiego za sobą i ruszyli do Wielkiej Sali. Przeszli za McGonagall przez salę wejściową, a potem przez duże podwójne drzwi.

Po wprowadzeniu ich do sali, Profesor McGonagall znów zniknęła, tym razem jednak tylko na chwilę. Postawiła przed nimi wysoki stołek o czterech nogach, a na nim położyła wyjątkowo starą spiczastą tiarę czarodzieja, wystrzępioną i połataną w niektórych miejscach.

Zdenerwowanie wywołane obecnością "publiczności" dawały o sobie znać w postaci bólu żołądka Nagle tiara...zaczęła śpiewać, rozdzierając krawędź przy rondzie:

Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
A głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!

Pani profesor wywoływała ich alfabetycznie. Znajomi z wagonu trafiali do różnych domów. McGonagall wymieniła nazwisko Potter. Z zainteresowaniem zwrócił się ku tiarze i zobaczył drobnego chłopaka w okularach. Cała sala zamarła. Ciszę przerwała po chwili Tiara, przydzielając go do Gryffindoru, szaleńcze okrzyki od strony ich stołu i śmieszne podrygiwania dwóch identycznie wyglądających rudzielców.

W końcu przyszedł czas i na niego. Został wywołany. Żołądek skurczył się jeszcze bardziej. Założył na głowę Tiarę i prawie natychmiast zsunęła mu się ona na oczy. W jego uszach zadźwięczał cichy szept.
-Hmm… Inteligencja, taak, dobrze i talent… Jasne i oczywiste… - usłyszał , po czym ten sam głos huknął - RAVENCLAW!

Mathew poszedł więc do stołu po lewej, gdzie Krukoni głośno go oklaskiwali. Zaraz po nim była Teegan. Ona także trafiła do Ravenclawu i usiadła obok niego. Nie przysłuchiwał się reszcie przydziałów, bowiem wreszcie jego żołądek jakby uwolnił się z więzów. Talerze lśniły czystością, a jemu burczało w brzuchu.

Ceremonia przydziału się skończyła. Stary czarodziej, którego wszyscy w świecie Magii rozpoznawali, podniósł się z krzesła i przemówił. Albus Dumbledore pomimo wyglądu, był uważany za najpotężniejszego maga w historii.
- Witajcie! Witajcie w kolejnym roku w Hogwarcie! Zanim rozpocznie się Uczta, mam dla Was kilka słów. Oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję Wam!

Zdziwiony powitaniem zaczął, jak wszyscy, oklaskiwać dyrektora, i nie zauważył pojawienia się prawdziwych rarytasów na stołach. Uczta iście królewska! Żeby nie przesadzić, starannie dozował sobie nieznane potrawy, których było mnóstwo.

Po deserze Dumbledore ponownie przemówił. Tym razem mówił coś sprawach organizacyjnych. Zakaz wstępu do lasu nie był niczym dziwnym, w końcu roiło się tam od różnych magicznych zwierząt. równie niebezpiecznych co magicznych. Podobno były tam nawet smoki, ale to pewnie tylko zmyślona historia ojca Mathew'a.

Zakazano także wstępu na jakiś korytarz na trzecim piętrze. Było coś o niemożności uczestnictwa w zawodach Quiditcha przez pierwszorocznych. Nie widział w tym sensu, żeby im tego zabraniać, ale nie wygłaszał swojego zdania publicznie. Całość przemówienia zakończyła przedziwna pieśń, uznawana za Hymn Hogwartu.

Penelopa Clearwater poprowadziła Krukonów przez istny labirynt ruchomych schodów, wąskich korytarzy i przynajmniej przez tuzin drzwi. W końcu, po przebyciu stromych stopni spiralnymi schodami pod górę, co zapewne można było uznać za ich obecność w którejś wieży, zatrzymali się na szczycie, naprzeciwko drewnianych drzwi bez klamki.

Jedynym elementem tych drzwi była kołatka w kształcie orła. Penelopa zapukała nią, mówiąc do pierwszoroczniaków:
-Aby dostać się do pokoju wspólnego trzeba odpowiedzieć na pytanie…
A melodyjny głos wydobywający się z kołatki spytał:
- Gdzie jest Magia?
-Wszędzie.
-Tak jest.
– odpowiedziała kołatka i drzwi się otworzyły.

Całą "chmarą" weszli do środka, do obszernego okrągłego pokoju wspólnego. Podłoga ozdobiona była rozległym dywanem z wyrysowanymi gwiazdami, jak któryś z jego rówieśników stwierdził - bliźniaczo podobnymi do tych na suficie. Mathew podniósł głowę i w duchu zgodził się z nim. Salon wyglądał jakby trochę na siłę próbowało się odwzorować domową atmosferę. Mnóstwo foteli, kilka stolików i biblioteczek, tlący się kominek gdzieś w kącie.
W niszy naprzeciwko drzwi stał piękny posąg Roweny Ravenclaw z białego marmuru. Słowom zachwytu nad dziełem nie było końca.

Gdyby Penelopa nie wskazała im ich dormitoriów, zapewne przesiedzieli by tu do rana. Mathew wiedząc, że - o ile niczego nie przeskrobie - spędzi tu najbliższe siedem lat z przerwami na wakacje i ferie, bez ociągania poszedł wraz z Terrym Bootem, Anthonym Goldsteinem i Morganem McDougalem do ich lokum. Zanim wszedł, pomachał do mijającej go Teegan życząc miłej nocy, po czym zamknął drzwi.

Nie zdziwił go fakt obecności jego kufra, i liściku informującego o tym, że jego sowa jest w sowiarni. Zapanowała cisza, bo wydarzenia z całego dnia każdy odreagowywał poprzez sen. Przebrał się w pidżamę i wsunął pod kołdrę. Reszta jego współlokatorów już spała, toteż zgasił lampkę i zasnął spokojnym snem...

Już za trzecim podejściem trafił na prawidłową drogę ku Wielkiej Sali.
Zajął miejsce przy stole Ravenclavu, mniej więcej w środku stołu i zjadł pożywne śniadanie. Przez krótki czas przez salę przewineło się wiele osób. Nauczyciel Zaklęć, profesor Flitwick okazał się dość niski. Już teraz sięgał Mathew'owi zaledwie do podbródka. Nie licząc śmiesznie przekrzywionej tiary, nie przejawiał sobą żadnych dziwactw.

Okazało się że pierwszą w tym semestrze lekcją dla Ravenclavu miało być zielarstwo ze Ślizgonami. Schodząc marmurowymi schodami, spotkał znajomych z przedziału:Kristin, Sybillę, Alexandrę i Jordana.
Krótko się z nimi przywitał, po czym przywołany gestem przez Terry'ego Boota, podszedł i stanął obok niego...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>

Ostatnio edytowane przez Zielin : 20-06-2009 o 15:54.
Zielin jest offline