"Snake" bawił się nożem rzucając nim, co powodowało jego wbicie się w ziemię. Nie było to jednak wielce interesujące zajęcie, więc szybko mu się znudziło. Poszukał jakiegoś badyla, po czym zaczął go rzucać, a Ochłap go przynosił z powrotem. To zajęcie również nie należało do najciekawszych, ale zawsze minie trochę czasu. Przy okazji zastanawiał się czego mogą tu szukać tacy odpicowani kolesie z Detroit, czy skąd oni tam są.
Rozmyślania przerwał mu czarnuch, który olał kompletnie rozkazy Anta i postanowił zostać przy samochodzie. Podszedł i walnął prosto z mostu:
- Po co jedziesz do Detroit, stary? John spojrzał na niego zaskoczony. Facet podchodzi do nieznajomego, uzbrojonego gościa i pyta jaki ten ma interes w Detroit. Nuda nudą, ale żeby od razu ryzykować, że rozmówca po prostu rozwali mu główkę? Ponieważ Francis nie miał jednak niczego do ukrycia, a nigga pytał w miarę grzeczny sposób, nie było sensu robić z tego tajemnicy:
- Jadę odwiedzić jednego starego pierdziela, który ma u mnie dług wdzięczności. Zresztą może znajdę jakieś ciekawe zwierzątko, które mógłbym ubić? W Teksasie już takich niewiele. - tu wskazał z lekkim uśmiechem na swój nóż.
Mniej więcej w tej chwili Willis oznajmił:
- Przegląd już prawie skończony. Furka powinna bez żadnych niespodzianek dowieść nas do Detroit. "Snake" odwrócił się w stronę kierowcy:
- No nareszcie jakaś dobra wia... Co do kur...?!
Krzyknął bo zauważył co wyprawia tępy Arab. Ten idiota zaczął kręcić się koło Dodge'a i to jeszcze z bronią na wierzchu. Szkoda, że nie przypiął sobie jeszcze kartki "Idę was zabić". Przecież to zadziała lepiej niż czerwona płachta na byka! Półgębkiem powiedział do czarnucha i "taksówkarza":
- Widzicie co ten debil robi? Zaraz może być gorąco. Wystarczy jeden fałszywy ruch. Lepiej poszukać sobie jakiejś zasłony - to mówiąc stanął tak, aby od Dodge'a oddzielał go Ford, którym wszyscy tu przyjechali. |