Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2009, 00:31   #118
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Hrabia de Melcy wyszedł trzasnąwszy za sobą drzwiami. Przez krótką chwilę oboje wsłuchiwali się w odgłos jego kroków gdy korzystając ze schodów, opuszczał rezydencję Mario. Virgil pozwolił sobie na głęboki wdech, który miał mu ułatwić podjęcie decyzji co do tego, jak się czuje z tą nową dla niego postawą.
- Jestem pod wrażeniem – Jej głos osłodziłby nawet najgorszą zniewagę. O Boże jak on lubił ten głos – Przemilczałeś tę wyjątkowo tanią prowokację.
- Doprawdy? - spytał, po czym uśmiechnął się trochę wymuszenie, a trochę z ulgą, spoglądając cały czas w stronę drzwi – chyba rzeczywiście przemilczałem Olimpio.
W końcu spojrzał na nią jakby w obawie, że zobaczy kobietę, która nim gardzi za to jak dał się przy niej poniżyć jakiemuś francuskiemu idiocie i nawet nie zareagował. Jak na ironię było wręcz odwrotnie. Spojrzenie Włoszki było ciepłe... wdzięczne... nieziemskie... Cieszył się, że nie była tak popularna jak Giulia, bo wtedy musiałaby cały czas przebywać w La Fenice zamiast być tu z nim. Sam nie wiedział czemu, ale pod tym spojrzeniem szafirowych oczu czuł, jak jest odzierany ze swojej zbroi. Zbroi której przy niej już nie potrzebuje. Czy rzeczywiście władzę nad związkiem kobiety z mężczyzną ma ten któremu mniej na nim zależy? Władzę może tak, ale nie szczęście. Chwilową przyjemność zaledwie.
Podeszła do niego i pocałowała go. Cały czas patrząc mu w oczy...

***

Tak jak teraz. Gdy powiedziała, że można już strzelać. Niestety nie było już do kogo, bo Edric ostentacyjnie kuśtykając spoczął na kanapie. Obserwował każdy jej krok, z tym samym pustym uśmiechem co Pana Sharpe'a, gdy do niego podchodziła i brała do ręki pistolet.
~ Strzel ~ pomyślał patrząc jak Włoszka kieruje w jego pierś lufę pistoletu. Dreszcz niezdrowego podniecenia przeszył mrowieniem kark baroneta ~ Spójrz mi w oczy i strzel...
Nie spojrzała. Krótka chwila napięcia została jednak przerwana przez Włoszkę. Jakby zaraz przed szczytowym momentem seksualnego uniesienia odepchnęła go od siebie. Niespełniony, choć i również niezniechęcony odprowadził ją wzrokiem do Pana Sharpe'a który właśnie kończył na tym, że zanim będzie w stanie pomóc, musi się biedaczek wykurować. Młody Szkot bez wątpienia cały czas wierzył w to co mówił i w to co zapewne myślał. I dotyczyło to każdej jego wypowiedzi. To mu się chwaliło, ale i budziło współczucie. Kiedyś prawdopodobnie w obronie honoru jakiejś nie wartej tego kobiety wyzwie jakiegoś innego Windermare'a i zakończy wyświechtany niczym kartki podania o Tristanie i Izoldzie żywot. Z piękną i jakże głupią ideą na ustach ozdobionych stróżką krwi... Ludzie nie byli równi. Robert Virgil baronet Windermare nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Bynajmniej nie byli równi.

Dyskusja tymczasem zawrzała na dobre. Objawienie jakie stanowił Pan Morris obdarzyło całe zajście zniesmaczonym spojrzeniem, jakby nigdy w życiu nie widziało utarczki słownej dwóch mężczyzn i damy w mokrym odzieniu, a następnie przystąpiło do wyjaśnień swojej obecności i przedstawienia nowego artefaktu. Obraz. Zupełnie inny niż dagerotyp od służącej Pana Fellow, a jednak w pewien widoczny sposób taki sam. Podobne pociągnięcia, identyczne wykończenia i pozorna dbałość o szczegóły. Przedstawione zgromadzenie mogło rzeczywiście podsuwać na myśl jakiś rytuał, ale co konkretnie? Eksperymant etnograficzny rzeczywiście należało przeprowadzić choćby po to, by jak to ujął Pan Sommerset, udowodnić sens, lub brednie wypisane na stronach znalezionej przez Madeleine księgi.

Ciekawszą znacznie od obrazu okazała się historia opowiedziana przez Jima i panią Davies. Lord Lexinton nie był co prawda szczególnie rad z jej opowiedzenia, ale ze względu na popełniony przez nich uczynek Virgil poczuł do obojga sympatię. Tymbardziej, że zdali relację z tej eskapady. Utwierdzała ona w przekonaniu, że to nie same sugestie i przywidzenia kierują obecnymi tu ludźmi, a widziana przez Virgila i Matteo kobieta mogła być prawdziwa... bo już nie ulegało wątpliwościom, że nie miała nic wspólnego z Olimpią. Ten jednak szczegół baronet postanowił zachować dla siebie.

Tak więc gdy pan Sharpe postanowił wyjść i opuścić zebranie, zwrócił się do przybyłego Weelton-Morrisa.
- A może Pan byłby w stanie przeprowadzić rytuał Panie Weelton-Morris? Najlepiej na polanie skoro tam znaleźliśmy truchło psa i tam też rosną żółte kwiaty, o których wspominał Pan Sharpe. Proszę mi wybaczyć moją niecierpliwość, ale sam Pan rozumie, że ciekawość i chęć obnażenia prawdy może w końcu w tej sytuacji zeżreć nawet najlepiej urodzonego - jakoś przypadło mu do gustu to stwierdzenie - Poza tym jeszcze jeden dzień w tych warunkach i kto wie do czego dojdzie... A nuż słowa panny Grisi o strzelaniu okażą się broń boże prorocze...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline