Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2009, 01:52   #14
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Erilx'wrah
Smokowiec zdziwił się ogromnie zachowaniem ludzi. Ani się go nie bali, ani nie brzydzili, wręcz przeciwnie ugościli i częstowali nawet smaczną strawę. Elirx przyjął propozycję Laury. Było to podyktowane głównie chęcią zdobycia inforamcji o Koronie Władzy, ale także ciekawością i chęcią spróbowania czegoś innego.
Po obfitej kolacji smokowiec zasnął, a jego myśli automatycznie powędrowały ku upragnionej Koronie. I choć, tak naprawdę nie wiedział jak ona wygląda, to w śnie wkładał ją już na głowę. Ku jego zdziwieniu, pasowała jak ulał. Ktoś kto ją wykuwał, ewidentnie myślał o nim, bo któż inny ma taką głowę jak on. Ilu jest smokowców na świecie? Zapewne tylko dwóch: on Elrix'wrah i ten drugi, który wykuł Koronę.

Aktorzy wstali skoro świt, szybko i sprawnie zwinęli obóz i już po kilku minutach byli gotowi do drogi.
- To jak Elrixie jedziesz z nami? - spytała Laura siedząc na wozie i trzymając lejce w dłoni.
- Ależ oczywiście, że tak - odparł smokowiec bez wahania.
- Wskakuj! - krzyknęła dziewczyna, robiąc miejsce obok siebie na koźle.
Tabor ruszył. Wóz Laury na czele, a cała reszta za nim. Dzień zapowiadał się przepięknie. Jasno błękitne niebo nie ozdabione, żadną nawet najmniejsza chmura. Słońce już od rana grzało przyjemnie, co zwiastowało gorący dzień.
Dziewczyna powoziła z wielką wprawą i mimo, że piaszczysta droga nie należała do najlepszych to jechało się całkiem wygodnie. Tylko delikatne wstrząsy świadczyły o tym, że droga jest nierówna.
Dziewczyna była ciekawa kim właściwie jest Elrix. Smokowiec opowiedział więc Laurze o zabawnym jego zdaniem romansie jego matki smoczycy, co się zowie z jej pewnym dzielnym wojownikiem. Nie wspominał przy tym słowem o tym, że wtedy jego matka była wyjątkowo w ludzkiej postaci.
- To widzę, że twoja matka to ognista kobieta - zaśmiała się Laura.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odparł Elrix całkiem poważnie, mając w pamięci liczne wybuchy gniewu rodzicielki.
- A ty? - spytał po chwili - Co cię skłoniło do takie trybu życia?
- Cóż... - zamyśliła się dziewczyna - Moja matka była zielarką, jednak zmarła przy porodzie więc nawet jej nie pamiętam. Natomiast ojciec poszukiwał Korony Władzy, tak jak ty. Postanowił więc zostawić mnie pod opieką pewnej cyganki. Zapłacił jej oczywiście za to, ale że pieniądze szybko się skończyły a mój ojciec nie wracał, stara cyganka sprzedała mnie na targu. Trafiłam na służbę do pewnej bogatej krasnoludzicy. Nawet nie wyobrażasz sobie co to za ohydne stworzenia. Wstrętne, cuchnące i gburowate. Greesha, bo tak się nazywała, traktowała mnie jak ścierkę. Wycierała mną wszystkie kąty, więc gdy tylko podrosłam uciekłam od niej. Przyłączyłam się do pewnej grupy cyrkowców, a że zawsze byłam zwinna, szybko nauczyłam się na siebie zarabiać.
- A co z twoim ojcem? - spytał zaitrygowany smokowiec.
- Kilka lat temu, jego towarzysz przyniósł mi to - Laura wyciągnęła za koszuli srebrzysty talizman - To jedyna pamiątka po ojcu, jaką mam. Podobno zabił go jakiś kamienny olbrzym, który pilnował wejścia do jakiegoś skarbca.

Elrix odrazu rozpoznał w amulecie Talizman o którym wspomniał nieodżałowany bard, gdy śpiewał legendę o Koronie Władzy. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Kształt Talizmanu, który miał przed oczyma, był dokładnie taki sam jak opisał go ten marny grajek.
- Chyba szczęście mi sprzyja - pomyślał smokowiec. Zachował jednak tę informację dla siebie i milczał. Postanowił, że lepiej nie okazywać nadmiernego zainteresowania tym "wisiorkiem".
Okoliczności temu sprzyjały, gdyż właśnie na horyzoncie pojawiło się miasto.

Miasto mimo, że nie należało do największych, ani tym bardziej bogatych i tak bardzo zachwyciło smokowca. Podobały mu się te wysokie domy i ciasne uliczki. Przywodziły na myśl wąskie skalne korytarz wśród których się wychował. Ludzi nie spuszczali go z oka, by dla nich nie lada sensacją. Jedni patrzyli z wyraźnym lękiem i uciekali czym prędzej, inni z nieskrywaną ciekawością, jeszcze inni rzucali mu pełne nienawiście spojrzenia.
- Widzisz będziesz gwiazdą naszego występu - powiedziała uradowana Laura. Duża widownia oznaczała dla niej jedno, pełną sakiewkę złotych monet.
Wozy wjechały na rynek i zatrzymały się w jednym z jego rogów. Aktorzy zaczęli wypakowywać niezbędne do występu sprzęty.
- Dobrze Elrixie, my teraz zajmiemy się przygotowaniami a ty jakbyś mógł rozklecić te plakaty na mieście. A przy okazji zareklamować nasz występ.
Laura wręczyła smokowcowi zwinięty rulon papieru, kubeł z klejem i pędzel.
- Jak skończysz to możesz rozejrzeć się po mieście widzimy się wieczorem.


LEGENDA

Dawno, dawno temu, tak dawno że pamięć najstarzszych matuzalemów nawet tam nie sięga, na dnie Lodowej Rozpadliny, żyło osobliwe plemię Śnieżnych Krasnoludów. Od zwykłych brodaczy różnili się tym, że uwielbiali śnieg, mróz, lód i tak naprawdę tylko w takich warunkach potrafili normalnie egzystować. Kuli głębokie jaskinie na dnie Lodowej Rozpadliny. Gdy tylko Śnieżne Krasnoludy usłyszały o Koronie Władzy, odrazu zapragnęły zdobyć ją dla swojego ludu. Wybrały dwudziestu najdzielnieszych, najmężniejszych i najsilnieszych spośród siebie i rozpoczęli przygotowania do wyprawy. Powstał jednak problem, jak Poszukiwacze przeżyją poza Lodową Rozpadliną, gdyż jakiekolwiek ocieplenie klimatu poprostu ich zabijało. Rada Krasnoludzkich Mędrców, tak oni też takich mają (podobno), zebrała się na naradę. Obrady trawały kilka dni. Po czym najstarszy i najmądrzejszy krasnolud rzekł: Musimy wykuć dla nasze dzielnej ekipy talizmany ochronne. Jak powiedział, tak też się stało. Całe plemię Śnieżnych Krasnoludów pracowało siedem dni i sidem nocy, by wykonać dwadzieścia talizmanów ochronnych dla Poszukiwaczy Korony Władzy. I tak przygotowani ruszyli, by zdobyć upragnioną Koronę. Co się z nimi stało? Na to pytanie może ci odpowiedzieć tylko jakiś Śnieżny Krasnolud. Jeśli oczywiście jakiegoś spotkasz, bo pogłoski mówią, że wszystkie wyginęły w skutek globalnego ocieplenia. Ja mogę ci natomiast opowiedzieć o tym co się stało z dwudziestoma talizmanami ochronnymi. W toku różnych perypetii trafiły one do kolejnych poszukiwaczy legendarnej Korony. Pierwszym, który przekonał się o jego praktyczności był Dormil zwany Wielkim. Ten dzielny poszukiwacz miał go na szyji, gdy wszedł w Dolinę Ognia. Ku swemu zdziwnieniu zauważył, że w najmniejszym stopniu nie odczuwa gorąca otaczających go zewsząd ognistych płomieni. Jego kompan Urlich, nie miał tyle szczęścia. Jego nie chronił krasnoludzki talizman i już po chwili zginął w straszliwych męczarniach, płonąc żywcem. Dormil zwany Wielkim, wkrótce podzielił jego los. Zginął próbująć swoich sił w walce z Czarnoksiężnikiem, jedynym prawowitym właścicielem Korony Władzy. Wieść jednak o wielkiej mocy krasnoludzkiego Talizmanu, szybko obiegła Trzy Krainy. I już wkrótce stało się jasne, że nikt kto go nie posiada nie może nawet marzyć o zdobyciu Korony.


Guun
Guun był wściekły. Złość wzmagała się z każda chwilą. Potęgował ją zarówno nie poradny karczmarz, jak i fakt że nie mógł on podążyć za kapłanami. Ich obecność z każdą kolejną minutą coraz bardziej niepokoiła i martwiła badacza.
Wrzask był najwyraźniej jedynym sposobem komunikacji jaki rozumiał otyły karczmarz. Krzyk Guuna podziałał na niego i już wkrótce gospodarz plótł jak najęty.
- Panie ja cię tylko ostrżegam, to naprawdę niebezpieczni ludzie. Wiem coś o tym...
- Gadaj! - ponaglał badacz.
- Panie kim oni są to ja naprawdę niewiem. Przybyli do naszej wioski jakiś miesiąc temu. Skąd? Niewiem. Jedyne co ich interesowało to legendy o tej przeklętej Koronie Władzy. Wypytywali wszystkich w wiosce. Ja tam to niewiele wiem, bo mało co mnie to interesuje. Muszę prowadzić gospodę i dbać o gości, a nie marzyć o jakiś głupotach. Ich jednak nic innego nie interesowało. Pewnie by szybko od nas odeszli, gdy nie kowal. Opowiedział im on o podziemiach zbudowanych przez czarnoksiężnika Telmessosa. Podobno gnomy na jego rozkaz pod całym królestwem Trzech Krain wykopały gigantyczną sieć podziemnych korytarzy. Czarnoksiężnik umieścił w nich liczne pułapki oraz groźne potwory, by strżegły labiryntu. Te wszystkie niebezpieczeństwa blakły jednak przy nagrodzie jakim było odnalezienie skarba. Poza licznymi bogactawmi tam zgromadzonymi, znajdowały się tam ponoć sekretne drzwi prowadzące bezpośrednio na szczyt Ognistej Góry, a tym samym do Korony Władzy. Tak mówi legenda, ale to bajki dla małych dzieci. Tamci dwaj jednak uwierzyli kowalowi i zaczęli szukać. Czy coś znaleźli? Niewiem. Po wysłuchaniu opowieści kowala poszli na bagna, to niedaleko stąd w lesie. Nie było ich prawie tydzień. Wrócili jednak parę dni temu i właśnie wtedy narysowali to dziwactwo na środku mojej gospody. Powiedzieli, że to miejsce o wysokiej mocy. Może i tak, ale cóż z tego skoro odstrasza mi klientów. Na domiar złego przychodzą tu co jakiś czas, wchodzą w ten krąg i znikają. Diabelskie to sztuczki panie i źli to ludzie, lepiej trzymać się od nich z daleka.
Guun wysłuchał całej opowieści karczmarza. Teraz prawie wszystko było jasne. Poza tym jak dostali się tutaj ci dwaj kapłani. Nie miało to jednak przecież żadnego znaczenia. Ważne było jedynie to, że poszukiwali Korony Władzy, dokładnie tak samo jak on. I jeśli wierzyć karczmarzowi byli o wiele bliżej niej. Badacz pierwszy raz słyszał legendę o podziemnych tunelach wykopanych pod Trzema Krainami, ale wizja szybszego i łatwiejszego zdobycia Korony Władzy także do niego przemówiła. Pozostawało już tylko dowiedzieć się gdzie jest wejście do tych podziemi.
Guun spojrzał pod nogi. Magiczny krąg bladł z każdą sekundą. Badacz przeklnął siarczyście pod nosem. Jedyna wskazówka, która mogła doporwadzić go do kapłanów właśnie rozpływała się w powietrzu.


Tiny
Rozwścieczony kamienny olbrzym gnał co sił przed siebie. Ziemia dudniła pod jego stopami. Drobne zwierzętka wystraszone hałasem uciekały w przeciwnym kierunku. Tiny rzadko wpadał w gniew, ale gdy już się to działo był to gniew straszliwy. Nie było chyba wtedy siły na świecie mogącej go powstrzymać. "Mięczaki" jak jego lud nazywał ludzi, poraz kolejny robiły to co umiały najlepiej, czyli niszczyć, palić, grabić i rabować. Pędząc przed siebie i odgarniając zagradzające mu drogę drzewa Tiny biegł ku skalistemu urwisku. Im bardziej się do niego zbliżał, tym większy hałas docierał do jego uszy. Dziki wrzask bitych zwierząt, dziwny metaliczny dźwięk i huk skalnych odłamków był wprost ogłuszający.
Nagle potężny ból przeszył głowę olbrzyma. Tiny poczuł się jakby ktoś wszedł mu do móźgu. Towarzyszył temu nieopisany ból, rozrywający wręcz skronie. Olbrzym zatrzymał się, skulił i złapał obiema dłońmi za głowę.
Trwał tak parę chwil. Po czym wstał i ostrożnie zbliżył się do urwiska.

Stojąc na jego krawędzi Tiny ujrzał gigantyczny lej wykopany w ziemi. Nie to jednak był najbardziej przerażające. Przy przeciwległej ścianie leja gigant ujrzał swoich dwóch współplemieńców na których karka siedzieli ludzie. Giganci byli skrępowani żelaznymi łańcuchami, a w dłoniach mieli dostosowane do ich rozmiarów kilofy. Wokół kręciła się cała masa ludzi, koni i mułów. Zwierzęta poganiane biczami wywoziły w koszach odłamki skalne.
Nagle Tiny usłyszał krzyk z dołu.
- Patrzcie skalny gigant! Łapcie go!
Grupa ludzi ruszyła by dosiąść koni i rozpocząć pościg za Tinym.

Thorius
Krasnolud niezdążył dobrze rozjerzeć się po komnacie, gdy musiał brać nogi za pas. Niezależnie kim byli idący korytarzem, Thorius wolał się z nimi nie spotkać.
- Czują się tu zbyt pewnie. Muszą być tutaj nieźle zadomowieni, lepiej obejrzeć ich sobie z daleka - pomyślał brodacz.
Zacisnął mocno dłonie na uchwycie topora i skrył się za wyłomem skalnym i z bezpiecznego miejsca obserwował komnatę.
Z jednego z korytarzy wyłoniły się dwie ludzkie postacie. Mężczyźni byli ubrani w długie szafirowe szaty, a na policzkach mieli wytatuowany znak – okrąg z wpisanym w niego półksiężycem. Wyższy z nich podpierał się na długiej lasce zakończonej świetlistym kryształem.

Niższy, który szedł obok niego dźwigał ciężką, zdobioną w metalowe okucia księgę.

Obaj podeszli do ołtarza i nagle zatrzymali się w pół kroku.
Na krasnoluda padł blady strach a zimny pot spłynął mu po plecach.
- No to pięknie - pomyślał -Już po mnie. Jak ja nienawidzę magów i tych ich hokus-pokus
Splunął gęstą flegmą pod nogi, chwycił topór oburącz i uniósł go nad głowę. Stanął w rozkroku gotowy do przyjęcia ataku lub szarży.
- No to chodźcie tu do mnie czarodzieje - mruknął pod nosem.
Tymczasem dwaj mężczyźni wymienili spojrzenia, a następnie ciche uwagi.
- Czułeś to Etir?
- Gwałtowny upływ mocy - odparł wyższy - Ktoś przerwał nasz krąg teleportacyjny.
- To mógł być tylko jeden z naszych. Żaden z tutejszych mieszkańców nie mógł tego zrobić. A mówiłeś, że nie ma tu nikogo z naszego świata.
- Teraz to już nie ważne. Musimy odprawić rytuał.
- A jak zamierzasz stąd teraz wyjść?
- Jest już tylko jedna droga dla nas, a raczej dla mnie - rzekł wyższy, po czym potężny zamachem uderzył kompana czubkiem laski prosto w skroń.
Uderzony mężczyzna zachwiał się po czym upadł na ziemię. Próbował jeszcze wstać, ale jego wysiłki zostały gwałtownie przerwane. Chowane ostrze znajdujące się u dołu laski przebiło mu serce.
- Już mi nie jesteś potrzebny - wysyczał Etir, dobijając rannego. Schylił się i nożem wyjętym za pasa wyciął serce nieżywego mężczyzny.
Następnie wstał i z bijącym sercem w dłoni podszedł do ołtarza.
- Nagash, nagashi, Nagash - zaczął inkantację - Ishi Nagash, Urla Nagash, esta Nagash... - jego głos wznosił się coraz wyżej i donioślej.
Nagle tuż nad ołtarzem pojawił się obłok szarego dymu. Głos kapłana przeszedł w krzyk i rozbrzmiewał echem po podziemnych korytarzach.
- Nagash, nagashi, Nagash!!!
Chmura zaczęła powoli blednąć i krasnolud dostrzegł coś co sprawiło, że pojawił się uśmiech na jego twarzy.
Wewnątrz szarego obłoku widać było kamienny podest a nim leżała Ona, ta jedna jedyna, upragniona... Korona Władzy.
 
brody jest offline