Sir Watt wysłuchał pełnej patosu wypowiedzi Karima, jego blade wąskie usta wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku. Rzez chwilę pieścił mahoniowy cybuch fajki w szczupłych, zadbanych dłoniach. Stary Eutanatos upajała się w równym stopniu ciężki, słodkawym zapachem kamfory co rezonansem bijącym od młodego maga jaki wypełnił pomieszczenie. Słońce delikatnie prześwitywało przez pomarańczowe zasłony wykonane z lekkiego muślinu.
Watt przez chwilę jeszcze napawał się tą specyficzną atmosfera po czym skoncentrował swoją uwagę na Karimie.
-
Pięknie młodzieńcze, naprawdę pięknie - siedzący na szezlongu mężczyzną teatralnie zaklaskał w dłonie Pozwól że przytoczę przypowieść jednego z wielkich mędrców twego narodu, otóż powiedział on tak do słuchających go uczniów:
-
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki -
-
Czy ja w twoich oczach jawię się jako głupiec Karimie? - pytanie wypowiedziane szorstkim, chrapliwym głosem zawisło nad głową Karima.