Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2009, 13:55   #26
Lynka
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
- Świetnie - powiedział Fardan - spotkamy się więc tu za godzinę, jak już podejmiecie decyzję co chcecie z sobą zabrać...

Tua, nie zwlekała i niedługo po słowach zielarza wyszła z jego domu. Po dość długim czasie spędzonym w duszącym aromacie ziół z ulgą przywitała powiew świeżego powietrza. Z każdym wdechem czuła jak powoli się uspokaja i nabiera dystansu do całej sytuacji.
„No dobra. Może i jestem oskarżona o morderstwo, ale po tej wyprawie już nikt nie będzie o tym mówił. Co prawda odwlecze to moje dotarcie do odpowiedniego miasta, ale czy nie może mi pomóc w zdobyciu mojego celu, mimo, że w sposób inny, niż planowałam?”

Tak rozmyślając dziewczyna szła do karczmy. Mijała różnych mieszkańców wsi. Wszyscy patrzyli na nią z niechęcią, a niektórzy wręcz z nienawiścią. Gdy mijała grupki wieśniaków ci zaczynali między sobą szeptać wskazując ją palcami. Jedna z kobiet, w sędziwym już wieku, z włosami skrytymi pod chustą, nie siląc się na szept powiedziała do swej przyjaciółki w podobnym wieku:
- Patrzaj tylko. Taka młoda dziewka, a już takie zło się w niej zalęgło. Cóż z tym światem się dzieje, że dziecko jeszcze, a już pomiotem zła się staje! Nie do wiary!
Tua słysząc to tylko bezgłośnie westchnęła siląc się na spokój ducha. Bezcelowy byłby teraz wybuch agresji wobec tej starej kobieciny, więc nie oglądając się weszła do gospody.

Przelotnie rzuciła okiem na zamknięte drzwi do pokoju, w którym zginął Hallus i wspięła się po schodach na strych, gdzie miała swoje rzeczy. Jej skórzana torba nie była zbyt wielka, ani zbyt ciężka. Dziewczyna nie miała ze sobą zbyt wielu ruchomości. U Fardana postanowiła zostawić tylko jedną zbędną rzecz – odświętną suknię. Odnalazła swój mieszek z niewielką ilością pieniędzy, która została jej po tym, jak okradł ją pewien kupiec i przełożyła go do zewnętrznej kieszeni. Następnie zeszła ze strychu z całym swoim dobytkiem.

Ale sera też pannie znajdę, prawda moja droga? Tua usłyszała niski i głęboki głos męski. Rozpoznała, że należy on do karczmarza. Schodząc z ostatnich stopni schodów usłyszała jeszcze odpowiedź żony Garda. Wchodząc wreszcie do sali ujrzała właściciela karczmy, a za nim Lidię. Uśmiechnęła się do niej i zagadnęła mężczyznę.
- Mości gospodarzu! I mnie trzeba prowiantu. Rada bym była móc się u pana zaopatrzyć.
Karczmarz chętnie sprzedał prowiant. Nie okazywał im niechęci. Był bardzo miły i serdeczny w przeciwieństwie do jego sąsiadów. „Wierzy w naszą niewinność. Jeden mądry. Miła odmiana.” myślała Tua. Jego uśmiech pokrzepił dziewczynę.
- Dziękuję panu bardzo. Życzę zdrowia i niech się panu powodzi. – powiedziała wdzięczna bardziej właśnie za ten uśmiech niż za jedzenie.
- Proszę dziecko. I tobie też szczęścia. Żebyś żywa wróciła. – odpowiedział.

Dziewczyna odeszła na bok, wpakowała do torby jedzenie, pieniądze. Wyjęła mały, niepozorny sztylecik w pochwie i przywiesiła go u pasa. Założyła swoją torbę, przełożyła przez ramię suknię, planując ją zostawić u Fardana i tak wyszła z karczmy gotowa na wyprawę.


Tui wędrówka bardzo się podobała. Słońce często wyglądało zza chmur i miło przygrzewało. Powietrze było rześkie, pachniało świeżością. Nocami było chłodniej, co jednak nie przeszkadzało dziewczynie zbytnio, bo chłód nie był dotkliwy. Podróżując przez tą równinę nieraz przypominał jej się rodzinny dom, gdzie okolica wyglądała podobnie.

Trzeciego dnia tuż po pobudce ktoś krzyknął: „patrzcie!”. Tua spojrzała w kierunku, który jej wskazywano. Delikatny, odległy zarys góry, „To tam zmierzamy” pomyślała. Rozejrzała się po niebie. Ciemne chmury sunęły w ich stronę niechybnie zapowiadając ciężki deszcz i to już niedługo. W krótkim czasie wszyscy byli już gotowi do kontynuowania podróży.
Dobry humor prysł wraz z pojawieniem się pierwszych kropel deszczu. Woda lała się z chmur nieustannie przez cały dzień. Ochłodziło się. Wszyscy szli ze spuszczonymi głowami klnąc na pogodę. Schodząc z kolejnego pagórka wszyscy dostrzegli rzekę. Tua miała nadzieję, że nie będzie większego problemu z jej przemierzeniem.

Kiedy dotarli do rzeki jasne się stało, że jej nie przeskoczą. Była szeroka na jakieś 6-7 metrów i dość głęboka, co uniemożliwiało przejście po jej dnie. Zdawała się jednak płynąć dość spokojnie, pomimo iż cały czas padało.

- Jakieś propozycje?- zapytała Meave.
Towarzysze rozejrzeli się dookoła. Widać myśleli nad rozwiązaniem
-Jedyne, co mi przychodzi do głowy to wykorzystanie tych drzew do przejścia. Zrobienie czegoś w rodzaju mostu. Jakieś sugestie? – Meave ponowiła pytanie.

Lidia ściągnęła swoją torbę i koc z ramion. Odpięła mokrą pelerynę i położyła wszystko na ziemi. Chwyciła swój długi warkocz i próbowała wycisnąć z niego choć część wody. Rozejrzała się po okolicy. Jej uwagę skupiły wysokie kamienie po drugiej stronie brzegu.
- Myślę, że Meave ma racje - odparła nie spuszczając wzroku z drugiego brzegu - Zrobienie mostu może być jedynym wyjściem, aby przeprawić się na drugą stronę.
Popatrzyła na Meave i wzrokiem wskazała jej owe wysokie kamienie.

- Ale może też zająć zbyt wiele czasu, – odezwał się niespodziewanie Ranga wieśniacy z Podkosów nie będą czekać w nieskończone. Z drugiej strony… - zająkł się na chwilę – chyba nic innego nam nie pozostało, nie?
- Tak, tylko jest jeden problem: jak to zrobić. Wątpię by ktoś miał siekierę - powiedziała Meave wyżymając włosy. Rang ze złożonymi rękami lekko się uśmiechał. W myślach wojownika pojawił się obraz jego długiego miecza wykorzystywanego jako siekierka. Ku zdziwieniu wszystkich takowa się znalazła. Rob miał siekierę. Kiedy chciał się zabrać do roboty okazało się, że żadne drzewo nie nadawało się aby posłużyć za most.

Kalel podszedł do brzegu rzeczki i spojrzał w dół, na leniwie płynący nurt. Odwrócił się do pozostałych pytając: Jak u was z pływaniem?
Zaproponował, aby przepłynąć z bagażami, lecz Meave zdecydowanie odradziła mu ten pomysł, obrazując to gestem pukania się po głowie.

- Czy ktoś z was ma linę? – Zapytała Meave.
- Ja mam - odparła Lidia - i popłynę.
Domyśliła się jaki plan miała Meave. Zdjęła cięciwę ze swojego łuku i zawinęła ją delikatnie wokół sakiewki, którą wyciągnęła z torby.
- Proponuję, żebyś obciążyła to kamykami - odezwał się Kalel. - Wtedy będę mógł łatwo to przerzucić na drugi brzeg.

Tua, stała do tej pory z boku nie wiedząc jak może pomóc. Teraz podała Lidii kamienie, która zrobiła jak radził Kalel i dodatkowo owinęła pakunki płóciennym paskiem z torby, po czym wyciągnęła jeszcze parę mniejszych sakiewek i zapakowała je jak te pierwszą. Podała większy węzełek chłopakowi mówiąc:
- Celuj dobrze, bo od tego zależy, czy będzie ognisko na drugim brzegu.
- Nie chybię. Już teraz marzę o ogniu.
- odpowiedział chłopak.
– Cieszę się, że to mówisz, bo w tych sakiewkach – podała mu kolejne – są zioła, które także nie mogą zmoknąć – odparła dziewczyna.

Następnie dziewczyna zdjęła buty i obwiązała się w pasie wcześniej wyciągnięta długą na kilkanaście metrów liną. Rang zaoferował się żeby zawiązać drugi koniec przy jednym z drzew. Lidia weszła powoli do wody, która okazała się być bardzo zimna.
– Jak lód! - zasyczała gdy jej gołe stopy zanurzyły się w rzece. Szła powoli płycizną. Jak poziom wody sięgnął jej pasa towarzyszom na brzegu zdało się, że jęknęła. Po chwili zaczęła płynąć w stronę drugiego brzegu. Kiedy wyszła z wody widać było, że jest odrętwiała z zimna. Trzęsąc się rozejrzała się wokół. Zabrała się za wiązanie jednego końca liny przy jednym z drzew. Spojrzała w stronę kompanów. Po chwili Kalel zaczął rzucać jej jedno po drugim przygotowane wcześniej zawiniątka. Lidia pozwoliła, aby spadły one na ziemie, po czym je chwyciła i ułożyła w suchym miejscu pod drzewem. Zaczęła szukać w miarę suchych patyków, co przy nieustannie padającym deszczu było trudne. Po chwili rozwinęła jeden z węzełków i zabrała się za rozpalanie ogniska.

W tym czasie reszta drużyny widząc powodzenie Lidii zaczęła ściągać buty i z jękiem oraz przekleństwami wchodzić do zimnej wody.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 18-06-2009 o 14:24. Powód: nie jedno zawinitko tylko kilka
Lynka jest offline