- Setki kilometrów, powiadasz – odpowiedział stróżowi Vratyas, po chwili milczenia. Ani Pan Porse, ani Darkel nie zabrali głosu. Ten ostatni rozwalił się wygodnie na krześle i bacznie przysłuchiwał rozmowie. – To w takim razie powiedz mi, drogi Panie Janie jakim szlakiem przebiega trasa naszej wędrówki. Czy możesz zaopatrzyć nas w stosowną mapę, czy też po prostu powiesz: Idźcie cały czas na południe, aż dojdziecie do Starego Lasu, tam skręćcie w lewo... -Wiesz co mam na myśli?- zaśmiał się z udanego w swoim mniemaniu dowcipu. Popatrzył też po pozostałych czy jego słowa wzbudziły w nich wesołość. – Kontynuując, chciałbym też wiedzieć czy musimy na drogę zaopatrzyć się w prowiant czy szlak przebiega przez obszary zaludnione, a co za tym idzie, będziemy popasać w dobrze zaopatrzonych gospodach.
- O wzmiankowane przez Ciebie niebezpieczeństwa więcej nie pytam, bo najwidoczniej nic więcej o nich nie wiesz – kontynuował. - Ale muszą być one zaiste wielkie, skoro dajesz nam, najemnikom, jak nas ładnie nazwałeś, ludzi do eskorty. Zapytam tylko, ilu? I jakich? Znaczy, chodzi mi o to, czy będą to piesi łucznicy, lekka jazda czy też ciężkozbrojni? Ja osobiście optowałbym za skromnym, ale dobrze wyćwiczonym oddziałem kuszników. Co Ty na to?
- Na koniec chciałbym tylko powiedzieć,Panie Janie, żebyś mych słów nie odbierał jako nagany lub osobistych przytyków. Chodzi mi o to, że nieprzygotowanie do takiej wyprawy to pewna śmierć, dlatego chcę wszystko mieć dokładnie obgadane przed wyruszeniem w drogę - Vratyas zamilkł i rozglądnął się w poszukiwaniu czegoś do picia, gdyż od długiej przemowy zaschło mu w gardle. – I jakbyś, Panie Janie był tak dobry i dał mi coś do picia. Może być zwykła woda, ale czymś mocniejszym nie pogardzę... |