Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2009, 15:26   #10
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
przy pisaniu posta uczestniczył woltron... i nie ucierpiał ani jeden krasnolud

Oczywiście złożył przysięgę. Tak jak by coś miała ona znaczyć... Ale skoro Le Bouef skinął głową, to widocznie bez tego by się nie obyło. A kij im w oko.

A poza tym to było wręcz dziwne, że nie spotkał się z typowym wstrętem z jakim ludzie tej klasy co tam, odnosili się do nulneńskiej biedoty. Najwyraźniej prawie nikt nie pochodził z Nuln. A przynajmniej prawie nikt wyłączając tego picusia z uniwerku. Śmieszny gostek w sumie. Niby wykształciuch, a ubrany jakby do lasu na grzyby szedł. Nat uśmiechnął się szeroko gdy padło słowo „ulicznik”. Chyba ulicznika na oczy nie widział skoro twierdził, że jako konował jest bardziej przydatny. Przeca teraz byle klecha to samo co medyk potrafił, a szybciej i mniej boleśnie. A jak się dobrego znalazło jak frater Camillo to i darmo choróbska odczyniał, lub ewentualnie za flaszkę. Kusiło Nata, by dowieść Dieterowi jak bardzo jest w błędzie, ale bardziej kusiły świecidełka tej kisełki, co to przyszła z mężulkiem. Oczojebne jak ta lala...

Kierunek podjęty więc przez młodzika był jasny, bo a nuż kisełka gdzieś wyjdzie na wieczór. Nie zdążył jednak wykonać nawet dwóch kroków spod progu domu Bauholza gdy za ramię złapała go jakaś silna ręka.
- Ej... gagatku. Wiesz gdzie tu jakieś lepsze piwo mają, bo tam gdziem wcześniej siedział, to karczmarz chyba antałka od spluwaczki nie odróżnia...
Krasnolud nie był wyższy od Nathaniela, musiał jednak być nie lada cięższy, bo deski przybudówki zdrowo pod nim trzeszczały. Chyba, że była to wina tego gargantuicznego topora, który nosił na plecach. Na tak jednak postawione pytanie, chłopak musiałby chyba najprawdziwszego kultystę po deformacjach zobaczyć, by odmówić pomocy. Tak to już jakoś było, że pomaganie przyjezdnym, pomagało i jemu. Przestało się więc liczyć, że krasnolud był półnagi, uzbrojony po zęby i miał czymś tłustopomarańczowym nastroszone na sztorc włosy. Istotne zrobiły się inkrustowane platyną bransolety na jego rękach i trzosik u pasa.
- No jasne, że wiem. W Faulestadt jest „Krzywa gęba”. Biorą piwo od jakiegoś piwowara z północy Panie. Ponoć mocne.
- Krzywa gęba powiadasz? Brzmi nieźle, prowadź... byle szybko bo psiajucha zaschło mi w gardle od tego pieprzenia cośmy słuchali przez ostatnie godziny - odpowiedział krasnolud.
- Tylko że okolica średnio bezpieczna dla takich jak ja więc dajcie Panie parę monet za fatygę. Matka na suchoty wiosnę temu zachorowała, a od tygodnia to i kaszel ją złapał jakiś taki paskudny i mokry... a cyrulicy drodzy teraz...
- Kurwa, czy ja wyglądam jak matka Fiara od Biednych? - Zapytał się sam siebie kransolud. Mimo to Snorri sięgnął do ciężkiego mieszka i wyjął, dużą srebrną monetę. - Masz łachudro, a teraz prowadź, bom nie tylko spragniony, ale i głodny!
Mały zagryzł monetę bynajmniej nie po dziecięcemu i z szerokim uśmiechem odparł:
- Za tyle to nawet wam dziewkę sprowadzę. Tędy nam trza - po czym ruszył w stronę rzeki.
- Dziewkę to chyba dla siebie smarkaczu sprowadzisz - powiedział Snorri po czym ruszył za chłopakiem. Krasnolud w czasie tej cokolwiek długiej wyprawy na drugą stronę rzeki, miał tylko jedno pytanie - Po jaką cholerę pchasz się chłopcze w Góry Krańca Świata?
- Eeeee... -
Nat wyraźnie chciał coś powiedzieć, jakby odpowiedź była oczywista i oczywiście nie mógł jej wyjawić, a każda próba innego wytłumaczenia wydawała się jemu samemu niedorzeczna – No jak to? Po te trzy korony oczywiście... no cztery w sumie. A taki pieniądz piechotą nie chodzi. Matkę wykuruje, siostrze coś kupię... a no i chętnie zobaczę wyraz twarzy tej pindy Bibi... - to ostatnie było akurat prawdą.
- Hmmm... a walczyć umiesz czy tylko leki matce podawać? - krasnolud może nie był najbystrzejszy, ale wystarczająco bystry by wyczuć, że Nathan kłamie.
- Walczyć? - spojrzał na imponujące topory krasnoluda - eee... to nie dla mnie. Tylko leki podawać... no i szybko po nie biegam.
- I mimo to chcesz iść w Góry Krańca Świata? Posłuchaj mnie gówniarzu. Góry Krańca Świata to paskudne miejsce, gdzie szybki bieg cię nie uratuje.
- Paskudne miejsce? -
musiał przyznać, że brzmi to zabawnie zważywszy na to gdzie się znajdowali. Na szczęście już docierali do celu i być może krasnolud nie będzie taki dociekliwy gdy popije i poje... tak czy inaczej warto było się go trochę potrzymać skoro groszem nie śmierdział. Teraz na druga stronę kanału i oto nulneńskie slumsy pełną gębą.


- Ooo i oto jesteśmy!
Gospoda była imponująca. Pod warunkiem oczywiście, że komuś imponowały niespożyte zdolności pijackie stałych bywalców i marny, ale za to nieśmiertelny talent kapeli, która mocą niesioną przez pełne wyniosłości frazesy, jednoczyła klientele we wspólnej pasji.

„No i... znów bijatyka,
No i... znów bijatyka,
No i... bijatyka cały dzień,
I porąbany dzień, i porąbany łeb,
Razem bracia, aż po zmierzch! Hej!”

Poza tym zwykły kamienny budynek niedaleko murów miejskich wykonany bez polotu i najniższym możliwym kosztem. Drewniany dach po lewej stronie był nieco zapadnięty i aż prosił się o naprawę. Na oko od co najmniej pięciu lat.
- No to pięknie kurwa! - powiedział krasnolud i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. �-- Karczmarzu piwa - krzyknął Snorri to grubasa za ladą przecierającego kufel. - A ty czego chcesz? - zapytał się młodzika
- Cześć Kuno - rzekł do opasłego karczmarza podskakując przy ladzie i przewiesiwszy się przez nią ciekawsko zajrzał co nowego inni dziś złoili - Dla mnie kwas chlebowy. A piwo lej to ciemne. Ino raz raz!
- Kwas chlebowy? Obrażasz mnie chłopcze! Lej mu piwa! - wykrzyknął krasnolud.
- A w sumie to pewnie, że tak! Piwa lej Kuno!
Chłopak wzruszył niewinnie ramionami wesoło przy tym spoglądając na marszczącego brwi Kuno. Karczmarze rzadko niestety sprzedawali alkohol dzieciakom. Być może były to ostatki godności jaka ledwo włócząc nogami krążyła po wielkim mieście Nuln - klejnocie imperium. Mimo to były sposoby, by zdobyć piwo, jednak nie dawały tej satysfakcji co teraz gdy przecież karczmarz nie odmówi klientowi o takiej posturze. Dostali więc po piwie i wielką deskę z rozłożonymi na niej kawałkami golonki z chlebem i chrzanem
- No to rozumiem - stwierdził Snorri przyglądając jak dzieciak zanurza usta w piwie; swoje piwo kransolud wypił w trzech szybkich łykach,a gdy je opróżnił podniósł się i ruchem ręki przywołał karczmarza. - Dwa... nie trzy kufle jeszcze i gorzałki, ale szybko – powiedział.
Tym razem ulicznik jednak nie zamierzał wypić ni łyka więcej... łacniej było schlać brodacza, który ewidentnie miał się ku temu nastrojowi i potem na spokojnie już sprawdzić zawartość mieszka. Toteż ilekroć krasnolud zajmował się golonką, Nat korzystał ze sposobności by zamienić kufle. A marienburski lager potrafił solidnie przetrzepać. Mówi się, że by zatrzymać fermentację, gorzałki się do kadzi wlewa, by drożdże ubić. Nie było więc nic dziwnego w tym, że Snorri dość szybko łapał rozgadany nastrój prawiąc to o krasnoludzkich zwyczajach picia, to o różnych monstrach, które mogą na nich czekać w tej wyprawie, a które niechybnie zrobią z młodzika krwisty befsztyk. Piwa jednak mijały,a krasnolud choć coraz mniej do rzeczy, to nadal gadał i gadał. Nawet niektóre typki z zaciekawieniem patrzyły ile ten pokurcz jest w stanie w siebie wlać. Nat zaś z pełnym zainteresowanie zadawał kolejne pytania i pokazywał tylko na Kuno, by ten dalej przynosił kufle. I zapewne skończyłoby się to zupełnie pomyślnie dla Nata, który jeszcze przed południem miał zamiar spieniężyć jedną z tych bransolet, gdyby nie zajście, którego nie sposób było przewidzieć.
Do gospody weszła trójka ludzi. Nat poznał ich od razu. Jeden mały niewiele starszy od niego palant z rzadkimi rozczochranymi włosami i dwóch zakapiorów od brudnej roboty. Strutzl i Misse. Łyse i bezlitosne bydlaki. Rozumu mieli tyle co baranie dupy, ale niestety odwrotnie proporcjonalnie pary w ramionach... Zawsze chodzili razem. I nie znosili jak się ich nazywało „strucla z mięsem”.
- Cześć Nat – odezwał się ten mały.
- Cześć Kris
- Ciężko cię było znaleźć... dopóki się nie pokazałeś... w towarzystwie.

Krasnolud beknął, a Kris ciągnął dalej.
- Tędlarz chce cię widzieć. Mam cię do niego zaprowadzić.
- Tędlarz? -
Nat przełknąwszy głośno ślinę nagle zamarł. Ostatnio gdy Tędlarz chciał kogoś widzieć i wysyłał po niego tych jełopów, to potem delikwenta wynoszono na desce.
Kris wzruszył tylko drwiąco ramionami
- Co się pytasz? Głuchy jesteś? Zbieraj manatki i idziemy. I tak jest czymś strasznie wkurwiony, a będzie jeszcze bardziej jak będziesz się tak wić jak mucha w gównie.
Nat desperacko rozejrzał się wokoło, ale nijak było ich minąć. Tłok co prawda był porządny, ale stół skutecznie blokował większość możliwości. Spojrzał błagalnie na krasnoluda.
- Że coooo kur... - Snorri beknął głośno, ale zdążył już opróżnić z sześć kufli i zabierał się do gorzały - wa! Nie wildzicie, że Na... na... no... Nathaiel pije ze mną? - Chwycił rozczochranego chłopaka za ubranie i podniósł do góry. - Powwwiedz swój szefwi, żeby przyslał kogo większego, a nie takie gówna jak wy – po czym rzucił nim w stronę lady na tyle mocno, że ten stracił równowagę i legł na plecy na deskach.
Strucla z Mięsem spojrzeli po sobie z pewną dozą zdziwienia, a następnie na Krisa, którego piegowata twarz wykrzywiona było w głupkowaty grymas wściekłości. Niestety dla nich, oni również tak jak Nat nie zdawali sobie sprawy z tego, czego w swoim życiu szuka ten konkretny krasnolud polujący na giganty.
- Prać? - spytali
- Prać – warknął gramolący się na nogi Kris
- Przadć - mruknął sam do siebie krasnolud, nie zdając sobie sprawy, że dwóch dryblasów Krisa szło na niego. Dopiero cios w szczękę otrzeźwił go. - Zajebię was gówniarze! - krzyknął na cały głos i oddał swojemu przeciwnikowi cios trafiając prosto w jajca przeciwnika. Niższy z psów Krisa ku radości skulił się, chwytając się za krocze, umożliwiając krasnoludowi wyprowadzenie kolejnego ciosu. Tym razem przeciwnik Snorriego dostał z główki prosto w nos.
Nathaniel, który już po pierwszym „prać” dał nura pod szeroki stół i zniknął z oczu najbliżej zajścia siedzącym nie mógł jednak nie usłyszeć mokrego odgłosu gruchotanej kości.
- MÓJJJ NOSSS, MÓJJJ NOS...
Krasnolud niebezpiecznie chwiejnym ruchem obrócił się do drugiego i dostał pięścią w głową. Nie zrażony tym faktem, zamachnął się i z całej siły trafił w powietrze wpadając na Krisa, który odepchnął karsnoluda w drugą stronę do Misse. Snorrri ponownie się zamachnął i tym razem trafił mężczyznę w brzuch z taką siłą, że ugięły mu się kolana i zwrócił zawartość żołądka. - Kurwa! Obrzygałeś mi kurtę jebany psie! - krzyknął Snorri i w szale powalił przeciwnika po czym zaczął go bić po twarzy. Na ten widok odwaga Krisa stopniała do zera i chłopak skoczył w kierunku drzwi, w których znajdował się już Nathaniel. Ulicznik zdawał sobie sprawę, że lepiej będzie zamknąć gdzieś Krisa, by ten nie wrócił dziś do Tędlarza. Bardzo krótko mierzyli się wzrokiem jak dwa młode wilki, którym przyszło bić się o ochłapy po starszych. Kris rzucił się pierwszy. Obaj z impetem wylecieli na ulicę, którą w tej chwili pokrywała nieprzyjemnie waniająca mieszanina ziemi, pomyj i łajna. Nat jednak przeliczył swoje możliwości. Przeciwnik okazał się od niego silniejszy. Przyparł go do podłoża i uderzył mocno z pięści w twarz. Pociemniało mu przed oczami. Kierowany odruchem wymacał pod dłonią jakiś kamień i uderzył przeciwnika mając nadzieję, że trafi w głowę. Trafił.
Kris odpadł od niego...
- Straż! - dało się słyszeć czyjś konspiracyjny krzyk. Strażnicy co prawda nie patrolowali slumsów, ale jak najbardziej pilnowali porządku na trakcie do południowej bramy, który był zupełnie niedaleko.
- Wcześniej miałeś tylko przesrane Nat... ale teraz to cię nawet ze świątyni wywloką – burknął Kris podnosząc się trochę słabo i puszczając się pędem w stronę murów. Nat leżał cały czas w błocie ogłuszony i niezdolny się podnieść. W prawej ręce zaciskał jedyną zdobycz, którą była sakiewka Krisa. Zważywszy, że ta trójka zwykle haracze zbierała, powinno być całkiem nieźle. Patrzył tylko na niebo, które po chwili przesłoniła mu ubrana w gwardyjski szyszak głowa o pełnym politowania wyrazie twarzy.

W Krzywej Gębie tymczasem nawet kapela przestała przygrywać gdy Snorri okładał coraz słabiej broniącego się przeciwnika. Dopiero gdy twarz Misse zmieniła się w krwawą miazgę bywalcy "Krzywej Gęby" uznali, że należy powstrzymać krasnoluda, bowiem o ile oglądanie jak biją innych stanowiło niezły ubaw i urozmaicenie, o tyle bycie świadkiem takiego katowania niebezpiecznie prowadziło w okolice głównego placu Nuln gdzie pod koniec każdego tygodnia wesoło dyndał stryczek. Chwycenie krasnoluda okazało się jednak błędem, gdyż ten rzucił się z pięściami na kolejnego człowieka. Ten zaś wpadł na innego i znów zrobiło się wesoło. Kufle i pięści poszły w ruch, a kapela znów zaczęła przygrywać... To wszystko dopóki nie pojawiła się straż. Wtedy ci co nie zwiali, zgodnie wskazali winowajcę zajścia.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline