Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2009, 20:17   #18
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tiny
- AAAArrrrrrgghhhhhhhh! - wrzasnął Tiny. Jego głos odbił się dudniącym w uszach echem. Niezważając na ostrzeżenie jakie przekazał mu Ulif, gigant pędził w dół zbocza. Jego serce nie znało strachu, a jedynie ogromną nienawiść do wszystkich "mięczaków" Nie dość im było szkód jakie wyrządzili atakując jego wioskę, nie dość krzywd jakie wyrządzają sobie nawzajem, teraz jeszcze zmuszali jego współbraci do niewolniczej pracy. Gigant pędził po stoku, wrzasnął jeszcze raz na całę gardło i rozłożył szeroko ręce, gotując się na bój z mięczakami.

- Sam, Loth, Peet! Przygotujcie siatkę! - donośny głose mężczyna wydawał szybkie polecenia. Musiał prędko rozdysponować ludzi i przygotować się do niespodziewanego ataku rozszalałego giganta. Nie raz już walczył z tymi kamiennymi potworami i wiedział, że mimo dużych rozmiarów, ogromnej siły ich serca są miękkie jak wosk. Dokładnie wiedział jak podejść kamiennego olbrzyma, by ten stał się potulny jak baranek. Jeśli tylko uda mu się zatrzymać jego szarżę to reszta pójdzie łatwo. A nawet jeśli nie zawsze pozostawało ostateczne wyjście i choć wolał nie posuwać się do użycia Talizmanu to był na to gotowy.

- Ulif, Huf, pomogę!! - krzyczał w niebogłosy.
- NIE! Uciekaj póki możesz! - usłyszał w odpowiedzi znajomy głos w głowie.
Jednym potężnym zamachem powalił na ziemię zbliżających się dwóch jeźdzców. Potoczyli się oni po skalnym podłożu niczym dwie kulki. Tiny zadowolony z siebie pędził dalej w dół, by uwolnić współbraci.

- Diter widziałeś to! Pierwszy raz widzę tak rozszalałego olbrzyma!
- Spokojnie Robby damy sobie z nim radę. Bądźcie gotowi na mój znak.
- Tak jest szefie - odparł tamten i wrócił na swoje miejsce.
Tiny gnał co sił i ku swemu zaskoczeniu zauważył, że nikt nie próbuje go już atakować. Większość "mięczaków" zgromadziła się przy najdalszej ścianie urobiska, dokładnie tam gdzie stały uwięzione giganty i gdzie pędził Tiny. Będąc w połowie drogi spostrzegł, że naprzeciwko niego wyszedł wysoki brodaty "mięczak" W jego postawie, ruchach i spojrzeniu, Tiny nie dostrzegł odrobiny strachu. Mężczyzna był nadwyraz spokojny. Stanął w rozkroku na drodze pędzącego olbrzyma. Gigant wziął potężny zamach i już zamierzał uderzyć "mięczaka", gdy usłyszał jego słowa:
- Teraz!
Po tej komendzie wyrobisko wypełniło się przeraźliwym, jazgotem i wrzaskiem. Dwaj uwięzieni skalni giganci wprost wili się z bólu. Obaj upadli na kolana i łapali się za głowę. Tiny nie mógł zrozumieć co się dzieje. Wiedział jedno to sprawka tego brodatego "mięczaka"
- Widzisz jaką mam nad nimi władzę - powiedział spokojnie mężczyzna - Tylko ode mnie zależy ich życie i zdrowie.
- NIEEEEEE!! - wrzasnął Tiny.
- Tak golemie i radzę ci byś stąd odszedł, zanim naprawdę mnie zdenerwujesz.
Tiny kątem oka zauważył, że skradają się w jego stronę dwie grupki "mięczaków" Próbowali go otoczyć.
- Nie uda wam się podłe glizdy. Jestem Tiny najdzielniejszy kamienny olbrzym na świecie
- Za późno Tiny - usłyszał głos Ulifa - Za późno! Mówiłem ci uciekaj!


Guun
Guun na spokojne chciał przeanalizować fakty.
- Karczmarzu co stąd strawą? Ile mam jeszcze czekać? - ponaglał gospodarza.
- Już idę panie - odparł właściciel, niosąc gorący półmisek mięsnej potrawki.
Badacz skosztował gulaszu. Nie był to co prawda stek z Deroxa, ale smakowało całkiem nieźle.
- Jeszcze kufel zimnego piwa, panie. Wszystko na koszt firmy, tak jak mówiłem.
- I to rozumiem - odparł zadowolony badacz. Mimo, że gospodarz stal się nagle nadwyraz grzeczny i miły, to Guun wyraźnie widział jak się boi i czeka tylko momentu gdy nie miły gość opuści jego lokal.
- Powiedz mi tylko jeszcze karczmarzu, gdzie znajdę kowala o którym mówiłeś.
- Odnajdziesz go łatwo panie. Ma kuźnię na końcu wioski.
Guun skończył posiłek, grzecznie podziękował za obsługę i ruszył w drogę.
Zgodnie ze słowami karczmarza warsztat kowal znajdował się na samym skraju wioski.
- Witaj! - rzekł wchodząc do warsztatu.
- Witaj panie! - odparł niski brodaty, jegomość z wielkim perkatym nosem - Czym mogę służyć?
- Szczerze mówiąc nie bardzo interesują mnie twoje kowalskie wyroby...
- Pozwól niech zgadnę? - przerwał kowal.
Odłożył młot i oparł go o ścianę. Wytarł ręce w szmatę i podszedł bliżej przybysza.
- Pewnie interesują cię opowieści o Koronie Władzy?
- Skąd wiesz? - spytał lekko zbity z tropu Guun.
- Jakiś czas temu było tu takich dwóch i wypytywali o legendy. Może mnie oko myli, ale wyglądasz jak ich rodak. Te same rysy twarzy, ta sam ciemna karnacja skóry i te błysk wokół, ale to akurat mają wszyscy ci którzy pożądaja Korony.
- Widzę, że bystry z ciebie obserwator. Bacz jednak by nie było to powodem twojej zguby kowalu - rzekł wzburzony badacz.
- Spokojnie panie. Nie moja to rzecz co czego szuka i nie mnie to oceniać. Chciałem tylko...
- Nie ważne co chciałeś - wtrącił Guun - Ważniejsze jest to czego ja potrzebuje, nie mam czasu na czcze pogaduszki. Wskaż mi tylko drogę do wejścia do podziemi a już mnie więcej nie zobaczysz.
- Panie gdybym to ja wiedział...
- Nie próbuj mnie oszukać - ostrzegł Guun - Dobrze wiem, że wskazałeś drogę tamtym dwóm.
- Nic bardziej mylnego panie. Ja im tylko opowiedziałem legendę o podziemiach a oni zaczęli szukać. Czy coś znaleźli? Niewiem.
- Co im dokładnie powiedziałeś? - Guun był coraz bardziej poddenerwowany gderliwością kowala i jego nie potrzebnymi wywodami.
- Legendę o gnomach, które na rozkaz czarnoksiężnika zbudowały wielkie podziemia pod Trzema Krainami.
- I to wszystko? - niedowierzał badacz.
- I oczywiście o skarbu. I o sekretnym przejściu, które ponoć prowadzi do samej Korony Władzy.
- I tylko to sprawiło, że nagle udali się na bagna. Lepiej mów po dobroci, bo zaczynam tracić nerwy - ostrzegł po raz kolejny badacz.
- Panie ja im tylko jeszcze dodałem, że kilka lat temu przechodził tędy pewien filozof. On też poszukiwał Korony Władzy. Ugościłem go jak należy, a w czasie posiłku opowiedział mi on o swoich przypuszczeniach. Myślałem, że będą to jakieś egzystencjonalne wywody, ale nie. Powiedział mi on, że według jego obliczeń jedno z wejść do podziemi czarnoksiężnika znajduje się właśnie na pobliskich bagnach. Oczywiście mu nie uwierzyłem, ale staruszek następnego dnia ruszył na bagna, dokładnie jak tamci dwaj. I tak samo jak jak po nim, po nich też słuch zaginął.

Thorius
Krasnolud czekał już tylko na właściwy moment do ataku. Był już tak blisko upragnionego celu. Nigdy nie podejrzewał, że jego poszukiwania zakończą się tak szybko. Bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w błyszczącą Koronę.
Kapłan ani na moment nie przerwał swojej inkantacji. Jego głos ciągle krążył echem po podziemnych korytarzach.
Thorius, który nie odrywał wzroku od Korony zauważył z niechęcią, że tak szybko jak się pojawiła, teraz rozpływała się w chmurze szarego dymu.
- Przeklęte iluzje - mruknął pod nosem - Nigdy człowiek nie wie co jest złudą z co namacalną rzeczywistością.
Mimo, że Korona zniknęła to chmura szary obłok ciągle unosił się przed kapłanem. Zamiast niej wewnątrz dymengo kłębowiska ukazywać zaczęła się rozległa mapa podziemnych korytarzy.
- Ożesz w mordę - szepnął zafascynowany Thorius.
Widział już nie jedne podziemia i nie jedne zdarzyło mu się plądrować..., yyy to znaczy badać, ale to co miał przed oczyma było fascynujące. Korytarze wiły się niczym kłębowisko węży, krzyżowały się, przecinały i łączyły. Ktoś kto zaprojektował ten podziemny labirynt, był w oczach krasnoluda poprostu geniuszem. Natomiast ktoś kto go zbudował, był kimś wielkim, niesamowitym architektem, wspaniałym budowniczym. Musiał poprostu być krasnoludem. Thorius był dumny że należy do tak wspaniałego rodu.
Gdy już cały plan był wyraźnie widoczny od jednej z komnat wzdłuż korytarza zaczął ciągnąć się jasny promień. Krasnolud w mig zrozumiał czemu miały służyć modły i czary tajemniczego kapłana. Z pomocą magii wytyczył bezpieczną drogę przez podziemia, prowadzącą prosto do samej Korony Władzy.
- Szczęście mnie nie opuszczał - szepnął brodacz.
Jakby na przekór tym słowom zauważył on że w jednym z przeciwległych korytarzy błyszczą dziwne światła. Potrzebował tylko chwilę by uzmysłowić sobie, że dziwne światła są poprostu ślepiami błyszczącymi w ciemnościach.
- No to się będzie działo - pomyślał krasnolud.
 

Ostatnio edytowane przez brody : 18-06-2009 o 20:20. Powód: dopisek
brody jest offline