Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2009, 10:57   #113
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Eliot siedział zmęczony i nie odzywał się. Umieścił łzę w szczelnej sakiewce zawieszonej na piersi. Decyzję natomiast, co robić pozostawiał znacząco dojrzalszym, mądrzejszym osobom niżeli on. Planował się dostosować. Kłótnia byłaby bezsensowna, skoro niedaleko było orki. Mniej gadania, to sprawniejsze działanie. Właśnie dlatego potrzebny był dowódca, żeby decydować, kiedy trzeba trzymać tempo. Adrenalina, która pomagała mu ruszyć własne cztery litery przestała właśnie działać, a złośliwości Falkona zwyczajnie odbierały mu chęć do wszystkiego.
~ Co ten osobnik tak sobie we mnie upatrzył? ~ Zastanawiał się. ~ Najpierw przyczepił się w jaskini, kiedy sam, jak ostatni ... ech, wlazł w korytarz w katakumbach aż promieniujących magią bez jakiegokolwiek wsparcia czarodziejskiego. Przy czym doskonale wiedział, że tam wszystko kapie zaklęciami. A teraz dogryzał znowu.

Dzięki czarowi Światło na moment Eliot przytrzymał lwicę i uratował tyłek Marthy. Przyblokował ataki dwóch zwierzaków, co prawdopodobnie ocaliło zarówno czarodziejkę i łuczniczkę i zrobił to tak, jak na tamtą chwilę mógł. Falkon wprawdzie mógł nie widzieć początku starcia, był bowiem w jaskini, ale rezultaty widział doskonale. Miał zaś wątpliwości, to zamiast się wyzłośliwiać mógł zapytać. Ale wolał dogryźć czarodziejowi, bohater jeden. Co ciekawe, kiedy inni popełniali byki, sprawa była niewarta wspomnienia, czy wyzłośliwiania się. Ech, takie chwile w tej drużynie psuły mu całą przyjemność przebywania z nią. Zwyczajnie, chciał powiedzieć: Od ... tenteguj się ode mnie, tylko znacznie dobitniej. Albo inaczej: Nie ma problemu, nie będę się narzucał. Dochodzimy do osady i nie muszę przebywać wśród was. Albo nawet teraz, bo ja stąd jeszcze mogę uciec, przynajmniej przez chwilę. Tylko ... tylko że tak się nie robi. No trudno, chrzanić Falkona. Po prostu szkoda, bo Eliot na początku miał szacunek do niego i chciał się zaprzyjaźnić. Zresztą ze wszystkimi chciał i nie oszczędzał się bynajmniej. Był społeczną bestią i zwyczajnie źle się czuł wśród osób nieakceptujących go, szczególnie, że działo się to na zasadzie: bo tak.

~ Falkon pytał o pomysły? ~ Zastanawiał się dalej. Przedstawił oraz nawet zrealizował pomysł, który Falkon przeoczył, mimo, że Eliot wyjaśnił ogólnie, o co chodzi. Może był gdzie indziej, albo nie słuchał akurat. Zdarza się. Tutaj czarodziej nie pamiętał, czy doszło to do uszu Falkona, dlatego jeszcze raz powiedział dokładnie o swoim pomyśle. I zrealizował go. Nie był tropicielem, ale za jego koncepcją przemawiało kilka mocnych punktów:

- orki z odległości nie mogły ocenić położenia światła na lasce potem zaś na kamieniu, tylko kierunek, bo to po prostu niemożliwe,

- nawet, jeżeli orki miały psy tropiące to tutaj dominował zapach lwów. Psy dadzą znać o lwach, a nie o ściganych, a przynajmniej będą się mocno wahać. Wtedy co mogą zrobić orki? Czy będą się zatrzymywać w jaskini, gdzie są lwy i dokąd trzeba się powspinać opóźniając w tym czasie pogoń, czy iść dalej na światło zostawione przez Lulka, które jest praktycznie pewnym dowodem, że tam jest drużyna, bo kto inny przebywałby teraz w górach? Ponadto świeża rosa, na której pośliznęła się Martha niemal spadając, tłumiła zapachy,

- po zagaśnięciu kamienia orki będą przekonane, że drużyna idzie dalej drogą, bo niby jakim cudem mogłyby poznać, ze jeden z wielu przydrożnych kamienni jakiś czas temu świecił. Czyli zyskują dodatkowy czas do dnia. Za dnia orki są zdecydowani mniej niebezpieczne i mając ptaki, to one mogłyby zostać wyśledzone przez ptaki załatwione przez drużynę, albo wywiedzione w pole.

Czy tak być musiało? Wcale nie. Orki mogły na przykład iść na kamień święcący, ale skierować tu na sprawdzenie kilku wojowników. Wtedy wariant ratunkowy. Wcześniej lwa i lwicę trzeba byłoby wciągnąć do środka, a jakby się orki zjawiły, to zmusić małego lwa do piszczenia, czy coś takiego. Wtedy może orki zrezygnowałyby z penetracji jaskini, absolutnie już przekonane, ze są tu wyłącznie lwy mające młode, czyli bardzo niebezpieczne. Bić się zaś z lwami, hm, wtedy należałoby mieć nadzieje, że jednak orki zdecydują, ze zamiast bezsensownie tłuc się walcząc przeciwko zwierzętom lepiej będzie dopaść uciekinierów.

Podał Lulkowi cos do jedzenia, potem wyjął kartkę i nie kryjąc się zaczął pisać:

Cytat:
Pilne
Do Hogha Mocnorękiego i Brulgota Żelazne Kowadło

W górach jest pełno orków. Mieszkają w jaskiniach, za korytarzem w który weszliśmy rano, a który okryliście w kopalni. Teraz, kiedy się zawalił, nie mają szans się tamtędy wydostać, ale mają inne wyjścia nad wielkim stawem położonym opodal wielkiej grani. Stamtąd jest jedyna droga powrotu, ponoć dwa dni.

Walczyliśmy, kilkunastu orków padło, ale nadchodzi następna horda wrogów. Dużo, może nawet ponad setka. Mamy rannych. Opodal jest niewielka dolina. Tuż za szczytem, w którym jest jaskinia, jakieś cztery godziny marszu od wspomnianego jeziorka. Nie wiem, czy tam się udamy, ale potrzebna jak najszybsza pomoc. Orki grożą wszystkim. Są wprawnie dowodzone, przypominają raczej wojsko, nie bandę. Przekażcie odpowiedź przez ptaka. Jeżeli wywiniemy się orkom, będzie umiał mnie znaleźć. Przed odlotem, dajcie mu coś do jedzenia. Chleb, ser, mięso, wszystko jedno

Śpieszcie się
Eliot
Potem to samo napisał jeszcze po krasnoludzku. Cokolwiek robiliby, to atak krasnoludów, którzy powinni być przecież zainteresowani jak najszybszym wykurzeniem orków, pomoże drużynie. Zwinął list zasznurował:

- Wybacz Lulek, potem jednak może być za późno. Weźmiesz to i polecisz przed wejście do kopalni. Wiesz gdzie, tam gdzie weszliśmy. Tam zawsze stoi straż krasnoludzka, albo przynajmniej jest jakiś krasnolud. Na zewnętrznej stronie, tak, że widać od razu, napisałem do kogo to. Po krasnoludzku oraz we wspólnym. Przeleć im raz czy drugi obok nich, żeby wiedzieli, że jest coś niezwykłego. Spróbuj im rzucić imię Hogh oraz Brulgot. Wiem, ze umiesz. Potem wypuść im list pod nogi i siedź gdzieś na boku. Czekaj, weź odpowiedź, jeżeli będzie któryś z nich. Widziałeś ich, to byli ci, z którymi rozmawialiśmy przy kopalni. Potem weź odpowiedź i odszukaj nas. Wiem, przyjacielu, że to daleko, ale dla ciebie nie aż tak bardzo. Wiem, że noc, ale księżyc świeci. Ponadto nie będziesz leciał pomiędzy drzewami, lecz przez gładkie powietrze, dlatego nie powinieneś mieć kłopotu. Tam powinni cię nakarmić. No, trzymaj go w tych swoich pazurzyskach. Mogę ci go przywiązać, jeżeli chcesz, do nogi, potem zaś najwyżej tuż przez zrzuceniem przetniesz sznurek dziobem, jak zwykle. No, leć, bo trzeba się śpieszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 19-06-2009 o 11:40.
Kelly jest offline