Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2009, 22:37   #111
 
falkon's Avatar
 
Reputacja: 1 falkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znany
Stojąc z Martą na skraju wyjścia widział jak dziewczyna cieszy się na widok pięknych okoliczności przyrody. Tak właśnie sobie wyobrażał że wygląda, kiedy czuje się uśmiechnięta i radosna, kiedy ten cały ciężar niebezpieczeństwa czyhającego w tych jaskiniach jej nie przytłacza. Uśmiechnęła się do nie go, chciał żeby to nie był tylko zwykły uśmiech, jaki rzuca się aby rozluźnić atmosferę: Liczył po cichu, że uśmiech ten coś znaczy. Odwzajemnił go najbardziej szczerze jak tylko umiał. Od dłuższego czasu nie patrzał na kobietę w ten sposób, w sposób w jaki każdy normalny mężczyzna powinien na nią patrzeć: Widząc nie tylko łuk czy miecz, ale kobiecość.

Schodząc ze skał w kierunku jeziora zastanawiał się czy to już koniec tej przygody, czy walka z tymi orkami da im jakąś wskazówkę co do dalszej drogi? Bo to, że walka nastąpi było pewne, jak to że za kilka godzin będzie ciemno. Pytanie brzmiało tylko KIEDY? Oraz kto przeżyje?

Kiedy odnaleźli miejsce, które być może mogłoby dać im jakieś schronienie wyruszył na jego penetrację z Brogiem. Zdążył się już przyzwyczaić do częstej obecności krasnala, mimo że nie miał miłych wspomnień związanych z ta rasą. Brog był mniej cierpki przy bliższym poznaniu – było w nim więcej rozsądku, niż wrodzonej dumy i arogancji, nie wychodzącej poza koniec jego topora. Brog stawał się dla Falkona bardziej „ludzki” o ile takiego stwierdzenia można było użyć w stosunku do krasnala. W obecnej sytuacji jednak Falkon wiedział, kto stoi za jego plecami, chroniąc mu do ostatniego tchnienia dupsko. W wojsku słyszał czasami jak żołnierze walczący w pierwszej linii nazywali siebie braćmi oręża, znaczyło to tyle, że tak jak na własnym orężu, polegali na osobie stojącej plecami do niej.

Sprawdzając pieczarę Falkon czuł, że jest tu za cicho na to, aby była ona nie zamieszkała, a kiedy Brog podniósł tego małego kociaka, jedyną myślą która przemknęła jak błyskawica przez jego uzmysł było: ~Marhta !... Do cholery oni zabijają te zwierzaki, a jej przecież pęknie serce!!~Kiedy usłyszeli ryk, zdał sobie sprawę, że już za późno. Pobiegł w kierunku wejścia, niestety zajęło mu to kilka cennych sekund. Zobaczył zwierzęta leżące zakrwawione, widział elfa trzymającego ociekający krwią rapier, i dyszącego ostatkiem walecznych sił. Widział Araie siadającą ciężko na podłodze, z rany w udzie i innych zadrapań ciekła powoli krew. Dostrzegł w końcu leżącą czarodziejkę, która powoli dochodziła do siebie. A co najważniejsze widział twarz Marthy, twarz która mówiła wszystko o bólu jaki miała wewnątrz siebie ta kobieta. Widział jak upuściła łuk, w sumie to nie starała się go trzymać. Rozumiał jej ból na widok tych martwych zwierzaków, pewnie nie mogła sobie wybaczyć, że musiała przyczynić się do ich śmierci. Znał to uczucie dokładnie, w sumie czuł to samo kiedy umierał jego przyjaciel. Nie wiedział sam czy jest bardziej wściekły na siebie czy na świat.
Podszedł do Marty podniósł jej łuk, położył rękę na ramieniu:
- Nie tłum w sobie tego uczucia, wyrzuć je z siebie, im wcześniej tym szybciej ból zginie. Przeżyłem już to, zaufaj mi: Można z tym żyć.
~.... Pytanie tylko jak~ – dodał sobie w myślach
- Pozbierajcie się tutaj, ja idę sprawdzić jak latarnia morska Eliota i ryk tych zwierzaków przybliżyły nas do spotkania z kimkolwiek, i oby nie były to tamte orki, bo teraz to na pewno nas poskładają jak domek z kart.

Mówiąc to założył dokładniej gogle na oczy i zniknął w ciemnościach jaskini. Wrócił za kilka minut. Widział, że czarodziejka trzyma w rękach małe lwiątko, usłyszał coś o zostawieniu go tu, albo pozbyciu się go.
Podszedł do czarodziejki, pochylił się nad nią i wziął z jej rąk kociaka. Erytrea była niewątpliwie zaskoczona ruchem Falkona, ale gdy zobaczyła, że mężczyzna nie zamierza zrobić mu krzywdy, nie zaprotestowała i oddała mu kociaka.
Łotrzyk podszedł do Marthy i powiedział:
- Uważam, że z nas wszystkich to ty masz niepisane prawo zadecydować o losie tego zwierzaka, jeżeli nie zaopiekujesz się nim, doskonale wiesz co powinnaś z nim zrobić. Jeżeli przyjdzie ci to z bólem wewnętrznego sumienia – będziesz mogła mnie znienawidzić, ale nie mogę patrzeć na to widmo łowcy które widzę teraz przed sobą i ….ZAOPIEKUJĘ SIĘ - ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym drżeniem w głosie - tym zwierzakiem.
Patrzył prosto w oczy Marty. Włożył jej kociaka w ramiona, odwrócił się i podchodząc do reszty grupy powiedział
- Korzystając z umiejętności zdobytych w wojsku, w oddziale zwiadu oraz tym co wiem o tropieniu i walce w takim terenie, sądzę, że mamy na pewno około godziny zanim przyjadą tu orki. Jeżeli znalazły ciała kumpli i zobaczyły SŁOŃCE Eliota w jaskini. Zakładając, że nadal nie siedzą w grocie chlając piwsko. Powinniście odpocząć ale ja idę na wartę, w razie zagrożenia musimy być gotowi do ucieczki w mniej niż 10minut. To moje zdanie chyba, że macie jakieś wyszukane pomysły jak możemy wykorzystać sytuacje w jakiej się obecnie znajdujemy?
 
__________________
play whit the best, die like a rest :)
falkon jest offline  
Stary 18-06-2009, 22:48   #112
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Walka zakończyła się zadziwiająco szybko. Praktycznie w kilkanaście sekund dwa piękne płowe ciała leżały martwe na skalnym występie, który był ich domem. Jeszcze dziś leżały na nim ciesząc się ciepłem letniego słońca, obserwując jak maleństwo stawia w nim swe pierwsze kroki. Teraz intruzi, o okropnym zapachu, którzy nadeszli od strony jaskiń ich wrogów, o zapachu jeszcze gorszym, odbierali im życie. Nie obronili siebie, nie udało im się obronić dziecka. Lurien patrzył w oczy lwicy, przez chwilę widział w nich żal i ból. Cierpienie, rozpacz i łzy. Nigdy nie sądził, że lwy potrafią płakać. Przez chwilę miał wrażenie, że widzi w nich też wyrzut i nie były to już oczy wielkiego kota, ale skośnookiej elfki, której twarz głęboko wryła mu się w serce.
Araia nie popatrzyła za siebie, czuła satysfakcję ze zwycięstwa nad tyle większym i silniejszym zwierzęciem. Kolejny raz wyszła z walki bez większych obrażeń. Uratowała czarodziejkę to było najważniejsze. Była twarda i silna, praktyczna i rozsądna. Wiedziała z doświadczenia, że taki powinien być prawdziwy dowódca. Dlatego z zimną krwią wystąpiła z propozycją zabicia zwierzęcego dziecięcia, jeśli tylko stanie się ono zagrożeniem dla drużyny. Wyeliminować najsłabsze ogniwo, chyba tak właśnie nazywała się ta postawa. Poza tym zwierze było obce, dzikie i kłopotliwe. Niepotrzebne.
Pozostałe kobiety jakoś nie mogły się pogodzić z myślą, że małe lwiątko skazane przez nich na sieroctwo, miało jeszcze dodatkowo zapłacić życiem, tylko dlatego, że ludzie upatrzyli sobie dom jego małej rodziny za idealne schronienie. Martha podeszła do czarodziejki i z powątpiewaniem popatrzyła na rozmoczone suchary w jej ręku. To pożywienie nie było odpowiednią dietą dla młodego ssaka. Zdecydowanie potrzebował mleka, a dzisiaj mogli je mu zapewnić tylko w jeden sposób: Z ciała martwej, ale jeszcze cały czas ciepłej matki. Kiedy Falkon zdecydowanym gestem odebrał kota czarodziejce i oddał tropicielce Martha popatrzyła na niego uważnie, ale przytuliła zwierzątko.

W tym czasie Eliot odprowadzał swego skrzydlatego przyjaciela wzrokiem, do momentu, aż tamten nie zniknął mu z oczu. Posyłanie kruka w noc było trochę ryzykowne, bo nie był on przyzwyczajony do nocnych lotów, kierowany jednak nakazem swego pana uczynił to co zostało mu nakazane najlepiej jak potrafił. W końcu, nie bez pewnych problemów odkrył miejsce, które w miarę nadawało się do pozostawienia kamienia. Kolejna skalna półka przy dość łagodnym podejściu w głąb góry. Może orki uznają ją za drogę ucieczki zbiegów? Lulek złożył swój bagaż na płaskiej powierzchni i dziobem rozsunął poły materii. Pociągnął za jeden koniec, a kamień przeturlał się kawałek poza jego obręb, rozświetlając wszystko wokół swym blaskiem.
Kiedy kruk wrócił bezpiecznie młody mag pozwolił sobie na chwilkę odprężenia. Usiadł w kącie i wyjął z torby skrzynkę znalezioną w orczym leżu. Przyjrzał się z uwaga zamkowi i doszedł do wniosku, ze nie otworzy jej raczej bez pomocy Falkona, chyba że zdecyduje się na jej zniszczenie. Była jednak bardzo ładna sama w sobie, poza tym nie wiadomo czy nieodpowiednie otwarcie nie spowodowałoby zniszczenia zawartości. Słyszał kiedyś o takich zabezpieczeniach.
Łotrzyk jednak wyszedł gdzieś na zewnątrz i przepadł w ciemnościach.

Falkon tymczasem doszedł do wniosku, że skoro oni weszli jedyną droga dostępną z dołu, a lwy zaatakowały ich z góry, to może tam znajduje się jakaś ścieżka? Ponieważ Elf zaoferował się pełnić wartę przy jaskini pozostawił mu pełnienie tej funkcji, a sam założył gogle i wspiął się ponad wejście. Po kilku chwilach uważnej penetracji terenu, zauważył pnąca się w górę ścieżkę i ruszył jej śladem. Kilkanaście minut później dotarł do szczytu. Przed nim rozpostarło się zejście w dolinę, zasnutą gęstą mgłą.


Zdawał sobie sprawę, ze jeśli ścigają ich orki, czasu jest coraz mniej. Szybko więc ruszył w drogę powrotną do lwiej jaskini, jak w myślach nazwał grotę, gdzie została reszta jego towarzyszy.

Martha także postanowiła zrobić niewielkie rozpoznanie w sytuacji. Doszła jednak do wniosku, że najlepiej zrobi posyłając na zwiad Metysa, by upewnił się czy przypuszczenia i obliczenia Falkona co do orków, nie są niestety prawdziwe.
Kilkanaście minut później jej najgorsze obawy niestety się potwierdziły. Od strony jaskiń z których uciekli zbliżała się spora grupa humanoidalnych istot. Także chowaniec Erytrei przyniósł jej podobne wieści.
Wracający Falkon przyniósł informację o możliwej potencjalnej drodze ucieczki. Znowu trzeba było podjąć decyzję. Kolejną tego długiego i męczącego dnia. Czy należało zostać w jaskini i jakoś spróbować się bronić? Z doniesień skrzydlatych zwiadowców wiedzieli jednak ze wrogów jest duża grupa, być może zbyt liczna dla ich małej i dość już nadwyrężonej walkami drużyny.
Czy może powinni skorzystać ze ścieżki odkrytej przez łotrzyka i mieć nadzieje, na powodzenie ucieczki?
Co należało zrobić, by nie zostać odkrytymi? Jak zmylić przeciwników? A przede wszystkim co wybrać? Czy decyzja, która podejmą nie będzie ostatnią, jakiej dokonają w swym życiu?
Oto pytania przed którymi stanęli bohaterowie naszej opowieści.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 18-06-2009 o 23:47. Powód: Rozmowa z obce na temat motywacji Arai
Eleanor jest offline  
Stary 19-06-2009, 10:57   #113
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Eliot siedział zmęczony i nie odzywał się. Umieścił łzę w szczelnej sakiewce zawieszonej na piersi. Decyzję natomiast, co robić pozostawiał znacząco dojrzalszym, mądrzejszym osobom niżeli on. Planował się dostosować. Kłótnia byłaby bezsensowna, skoro niedaleko było orki. Mniej gadania, to sprawniejsze działanie. Właśnie dlatego potrzebny był dowódca, żeby decydować, kiedy trzeba trzymać tempo. Adrenalina, która pomagała mu ruszyć własne cztery litery przestała właśnie działać, a złośliwości Falkona zwyczajnie odbierały mu chęć do wszystkiego.
~ Co ten osobnik tak sobie we mnie upatrzył? ~ Zastanawiał się. ~ Najpierw przyczepił się w jaskini, kiedy sam, jak ostatni ... ech, wlazł w korytarz w katakumbach aż promieniujących magią bez jakiegokolwiek wsparcia czarodziejskiego. Przy czym doskonale wiedział, że tam wszystko kapie zaklęciami. A teraz dogryzał znowu.

Dzięki czarowi Światło na moment Eliot przytrzymał lwicę i uratował tyłek Marthy. Przyblokował ataki dwóch zwierzaków, co prawdopodobnie ocaliło zarówno czarodziejkę i łuczniczkę i zrobił to tak, jak na tamtą chwilę mógł. Falkon wprawdzie mógł nie widzieć początku starcia, był bowiem w jaskini, ale rezultaty widział doskonale. Miał zaś wątpliwości, to zamiast się wyzłośliwiać mógł zapytać. Ale wolał dogryźć czarodziejowi, bohater jeden. Co ciekawe, kiedy inni popełniali byki, sprawa była niewarta wspomnienia, czy wyzłośliwiania się. Ech, takie chwile w tej drużynie psuły mu całą przyjemność przebywania z nią. Zwyczajnie, chciał powiedzieć: Od ... tenteguj się ode mnie, tylko znacznie dobitniej. Albo inaczej: Nie ma problemu, nie będę się narzucał. Dochodzimy do osady i nie muszę przebywać wśród was. Albo nawet teraz, bo ja stąd jeszcze mogę uciec, przynajmniej przez chwilę. Tylko ... tylko że tak się nie robi. No trudno, chrzanić Falkona. Po prostu szkoda, bo Eliot na początku miał szacunek do niego i chciał się zaprzyjaźnić. Zresztą ze wszystkimi chciał i nie oszczędzał się bynajmniej. Był społeczną bestią i zwyczajnie źle się czuł wśród osób nieakceptujących go, szczególnie, że działo się to na zasadzie: bo tak.

~ Falkon pytał o pomysły? ~ Zastanawiał się dalej. Przedstawił oraz nawet zrealizował pomysł, który Falkon przeoczył, mimo, że Eliot wyjaśnił ogólnie, o co chodzi. Może był gdzie indziej, albo nie słuchał akurat. Zdarza się. Tutaj czarodziej nie pamiętał, czy doszło to do uszu Falkona, dlatego jeszcze raz powiedział dokładnie o swoim pomyśle. I zrealizował go. Nie był tropicielem, ale za jego koncepcją przemawiało kilka mocnych punktów:

- orki z odległości nie mogły ocenić położenia światła na lasce potem zaś na kamieniu, tylko kierunek, bo to po prostu niemożliwe,

- nawet, jeżeli orki miały psy tropiące to tutaj dominował zapach lwów. Psy dadzą znać o lwach, a nie o ściganych, a przynajmniej będą się mocno wahać. Wtedy co mogą zrobić orki? Czy będą się zatrzymywać w jaskini, gdzie są lwy i dokąd trzeba się powspinać opóźniając w tym czasie pogoń, czy iść dalej na światło zostawione przez Lulka, które jest praktycznie pewnym dowodem, że tam jest drużyna, bo kto inny przebywałby teraz w górach? Ponadto świeża rosa, na której pośliznęła się Martha niemal spadając, tłumiła zapachy,

- po zagaśnięciu kamienia orki będą przekonane, że drużyna idzie dalej drogą, bo niby jakim cudem mogłyby poznać, ze jeden z wielu przydrożnych kamienni jakiś czas temu świecił. Czyli zyskują dodatkowy czas do dnia. Za dnia orki są zdecydowani mniej niebezpieczne i mając ptaki, to one mogłyby zostać wyśledzone przez ptaki załatwione przez drużynę, albo wywiedzione w pole.

Czy tak być musiało? Wcale nie. Orki mogły na przykład iść na kamień święcący, ale skierować tu na sprawdzenie kilku wojowników. Wtedy wariant ratunkowy. Wcześniej lwa i lwicę trzeba byłoby wciągnąć do środka, a jakby się orki zjawiły, to zmusić małego lwa do piszczenia, czy coś takiego. Wtedy może orki zrezygnowałyby z penetracji jaskini, absolutnie już przekonane, ze są tu wyłącznie lwy mające młode, czyli bardzo niebezpieczne. Bić się zaś z lwami, hm, wtedy należałoby mieć nadzieje, że jednak orki zdecydują, ze zamiast bezsensownie tłuc się walcząc przeciwko zwierzętom lepiej będzie dopaść uciekinierów.

Podał Lulkowi cos do jedzenia, potem wyjął kartkę i nie kryjąc się zaczął pisać:

Cytat:
Pilne
Do Hogha Mocnorękiego i Brulgota Żelazne Kowadło

W górach jest pełno orków. Mieszkają w jaskiniach, za korytarzem w który weszliśmy rano, a który okryliście w kopalni. Teraz, kiedy się zawalił, nie mają szans się tamtędy wydostać, ale mają inne wyjścia nad wielkim stawem położonym opodal wielkiej grani. Stamtąd jest jedyna droga powrotu, ponoć dwa dni.

Walczyliśmy, kilkunastu orków padło, ale nadchodzi następna horda wrogów. Dużo, może nawet ponad setka. Mamy rannych. Opodal jest niewielka dolina. Tuż za szczytem, w którym jest jaskinia, jakieś cztery godziny marszu od wspomnianego jeziorka. Nie wiem, czy tam się udamy, ale potrzebna jak najszybsza pomoc. Orki grożą wszystkim. Są wprawnie dowodzone, przypominają raczej wojsko, nie bandę. Przekażcie odpowiedź przez ptaka. Jeżeli wywiniemy się orkom, będzie umiał mnie znaleźć. Przed odlotem, dajcie mu coś do jedzenia. Chleb, ser, mięso, wszystko jedno

Śpieszcie się
Eliot
Potem to samo napisał jeszcze po krasnoludzku. Cokolwiek robiliby, to atak krasnoludów, którzy powinni być przecież zainteresowani jak najszybszym wykurzeniem orków, pomoże drużynie. Zwinął list zasznurował:

- Wybacz Lulek, potem jednak może być za późno. Weźmiesz to i polecisz przed wejście do kopalni. Wiesz gdzie, tam gdzie weszliśmy. Tam zawsze stoi straż krasnoludzka, albo przynajmniej jest jakiś krasnolud. Na zewnętrznej stronie, tak, że widać od razu, napisałem do kogo to. Po krasnoludzku oraz we wspólnym. Przeleć im raz czy drugi obok nich, żeby wiedzieli, że jest coś niezwykłego. Spróbuj im rzucić imię Hogh oraz Brulgot. Wiem, ze umiesz. Potem wypuść im list pod nogi i siedź gdzieś na boku. Czekaj, weź odpowiedź, jeżeli będzie któryś z nich. Widziałeś ich, to byli ci, z którymi rozmawialiśmy przy kopalni. Potem weź odpowiedź i odszukaj nas. Wiem, przyjacielu, że to daleko, ale dla ciebie nie aż tak bardzo. Wiem, że noc, ale księżyc świeci. Ponadto nie będziesz leciał pomiędzy drzewami, lecz przez gładkie powietrze, dlatego nie powinieneś mieć kłopotu. Tam powinni cię nakarmić. No, trzymaj go w tych swoich pazurzyskach. Mogę ci go przywiązać, jeżeli chcesz, do nogi, potem zaś najwyżej tuż przez zrzuceniem przetniesz sznurek dziobem, jak zwykle. No, leć, bo trzeba się śpieszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 19-06-2009 o 11:40.
Kelly jest offline  
Stary 21-06-2009, 13:27   #114
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nie czuła szczęścia i dumy. Kolejna tego dnia walka wypełniła ją jedynie pełną znużenia satysfakcją. Rana na nodze pulsowała nieprzyjemnie w rytm kolejnych uderzeń serca, szepcząc o potrzebie snu, potrzebie odpoczynku, potrzebie bezpieczeństwa. Odmawiała tym szeptom. Czuła się tak, jak niewiele tygodni temu, gdy jej miecz także pokryty był krwią a wkoło niej płonęła Real'qua'el – Dolina Białych Miast. To wspomnienie, to podobieństwo zmęczenia po dniu wypełnionym walką, usztywniały jej plecy w dumnej postawie, unosiły głowę i rozpalały ognień w jej oczach.

Ta walka nie chciała się skończyć.

Byli zmęczeni i osłabieni. Znużeni całodzienną koncentracją i wypatrywaniem niebezpieczeństwa. Każde z nich jednak – może oprócz Erytrei – posiadało wojskową przeszłość. Każde uważało się za profesjonalistę w swojej dziedzinie. Każde miało rację. Dlatego, gdy Erytrea wyjęła lwiątko z rąk Broga – któremu Araia nie uczyniła żadnego wyrzutu, oprócz rzucenia, krótkiego „Nie baw się więcej ze zwierzętami podczas walki, proszę” popartego wymownym spojrzeniem – i kiedy Falkon zabrał je z kolei czarodziejce, wciskając w ramiona tropicielki, wojowniczka skrzywiła lekko usta.

- Wydzieracie sobie z rąk to zwierzę jak przedmiot, zabawkę, która ma komuś poprawić humor – skomentowała chłodno zachowanie ludzi. Nie oskarżała ich, nie czyniła wymówek – stwierdzała po prostu fakt. - Jeśli go weźmiesz, to będzie kolejne życie, o które trzeba będzie się troszczyć, które będzie rozpraszać naszą uwagę. Czym go będziemy karmić? Sam nie pójdzie, będziesz go niosła w rękach zamiast łuku? Dasz radę przypilnować, żeby siedział cicho? – Pokręciła głową. - Nie rozumiem was, ludzie. Zabijaliśmy dzisiaj orki. Weszliśmy do ich domu i zabiliśmy ich, kiedy go bronili. Widzieliście twarz Gruha? Widzieliście jak płakał? - popatrzyła na Falkona. - Nawet wam ręka nie drgnęła. A ty teraz mówisz o bólu? O sumieniu? Nie rozumiem was – powtórzyła, przenosząc na moment spojrzenie na czarodziejkę. Nie rozumiała jak można czuć ból, bo zabiło się bezmyślne zwierzę, które prawie zabiło ich towarzysza. Nie rozumiała jak można stawiać zwierzę na równi z istotą inteligentną. Elfy, pośród których się wychowała, kochały naturę, kochały także zwierzęta. Szczególnie te piękne. Nigdy jednak nie zapominały o przepaści jaka dzieli ich istnienie od marnej wartości życia zwierzęcia. Nawet najpiękniejszego. - Jeśli zależy ci na nim tak bardzo, jeśli ci to pomoże, Ler'kala, zachowaj go. Ale jeśli stanie się zagrożeniem, jeśli przez niego ktoś ucierpi – zabiję go – a w jej głosie zadźwięczała prawda, ostra jak klinga jej miecza.

Araia nie rzucała słów na wiatr. Nie składała przyrzeczeń i przysiąg na darmo. I choć nie chciała krzywdzić płowego maleństwa niewidocznego prawie w ramionach Marthy wiedziała, że zrobi to, jeśli uzna je za zagrożenie.

I nie zawaha się.

Nie była bezmyślnym zabójcą, nie czerpała przyjemności z zabijania zwierząt. Dla niej jednak najbardziej liczyło się życie jej towarzyszy. Także Marthy, także Falkona. Do obojga zdążyła zapałać sympatią. Oboje szanowała i życzyła im jak najlepiej. Lubiła ich tak zwyczajnie, po prostu, ludzką częścią swego serca. To, że nie potrafiła zrozumieć i podzielić drążących ich teraz emocji, nie zmieniało tego w najmniejszym stopniu.
Ale zwierzę, zawsze pozostawało jedynie zwierzęciem.

Szczególnie tutaj, szczególnie teraz.
Gdy być może kończył się czas.

Podeszła do maga siedzącego na płaskim kamieniu i zabierającego za pisanie listu.

- Wiadomość dla górników? - spytała, zerkając mu przez ramię, na ułożony na jego kolanach pergamin.

- Tak. Nie wiadomo, czy będziemy mieli im szansę zanieść osobiście - rzucił eufemistycznie. - Lepiej, żeby poznali sytuację, ze maja orki pod bokiem. Ponadto, no cóż, sądzę, ze krasnoludy będą chciały zbadać sytuację w górach i wyślą tu ekspedycję. Czy będzie duża, czy mała, zawsze daje nam jakieś lepsze szanse na wyjście z tego cało. Na zasmarkane onuce kutafońskiego hobgoblina, wolałbym, żeby ta banda nas minęła.

Skinęła głową z aprobatą. Wiadomość była dobrym pomysłem.

- Myślałem, że będzie brzmiał tak - odczytał jej. - Chciałabyś coś zmienić?

- Tak - powiedziała zdecydowanie.

- Hmm, co byś dodała? Lulek - zwrócił się do kruka, odczepiając mu od nogi list. - Poczekaj jeszcze moment.

Araia zastanowiła się moment.

- Brog – zwróciła się do krasnoluda. - Dasz radę rozrysować rozkład korytarzy licząc od korytarza prowadzącego do sali z kolorowymi płytami? Uwzględniając ich długość i wielkość komnat? To więcej powie górnikom na temat lokalizacji. Tak orków jak naszej – wyjaśniła Eliotowi. - Musimy dookreślić ich potencjalną liczebność, horda to określenie dyktowane bardziej niepokojem niż wiedzą. - Półelfka wskazała chłopakowi miejsca, które według niej wymagały doprecyzowania, by list zaczął przypominać wojskowy raport. Pewnych zmian nie tłumaczyła – z tekstu, który napisał przebijał strach. Krasnoludy gardzą strachem. Nie rozkazywała Eliotowi, nie mówiła, że źle napisał – po prostu starała się zasugerować korektę, która usunęłaby znamię strachu z jego listu. Poprosiła, by na mapie zrobionej przez krasnoluda, zaznaczył miejsca, gdzie jest obecna magia.

- Dobra - skinął głową poważnie, jakby jej słowa dodały mu otuchy i pewności, że się jednak uda.

Uśmiechnęła się lekko do niego.

Spytała się każdego z drużyny, czy powinno coś zostać dodane. Czy w razie, gdyby nie udało im się wrócić, górnicy będę posiadać wszystkie niezbędne informacje. Spytała każdego, starając się złączyć wkoło Eliota resztę drużyny, zaangażować ich, połączyć. Także stojącego zawsze z boku Luriena, który przecież miał więcej lat doświadczenia niż ona. Na koniec, zaproponowała:

- Może napisz, że jeśli chcą uporządkować sprawy z orkami, a przy okazji zbadać jaskinię od naszej strony, żeby przyjechali. Jeśli nie mogą, lub nie mają możliwości pojawić się tutaj. Niech od razu napiszą. - Zmarszczyła lekko brwi. - I jeśli znają skrót prowadzący przez góry, niech także go opiszą.

- Świetny pomysł. Przynajmniej będziemy wiedzieli na czym stoimy - skinął z uznaniem głową i uśmiechnął się do niej. Po czym poczekał chwilę na uwagi innych, szczególnie krasnoluda, dopisał to, co chcieli przekazać i wysłał Lulka w ciemność nocnego nieba.

Dopiero gdy Araia doprowadziła lecącego kruka wzrokiem, spojrzała z namysłem na Erytreę.

- Blasfemar dałby radę śledzić orki? Żebyśmy mogli określić, czy złapały się na świetlistą przynętę Eliota?

Chciała dowiedzieć się wielu rzeczy. Jak naprawdę liczna jest zbliżająca się do nich grupa orków. Jak gęsta jest mgła i jak duża dolina, którą wypełnia. Jak daleko są od nich orki. I przede wszystkim, w którą stronę idą. Czy podzielili się na mniejsze oddziały, a także jakimi czarami dysponują jeszcze czarodzieje.

- Jeśli Blasfemar potwierdzi, że nie złapali przynęty, idźmy w mgłę. Tam nie zobaczą nas. Nie wywąchają nas. Nie usłyszą – powiedziała pewnie, chłodno, kalkulując ich szanse. - Blasfemar powie nam gdzie są. Tam będziemy mogli się ukryć, zastawić pułapkę, uciec. Albo zaatakować znienacka jeśli znajdzie się potrzeba – w jej głosie pojawiła się jakaś zimna zaciętość. - Ale nie tu. Te lwy były samotnikami, nie byłoby tu ich leża, gdyby żył w okolicy niebezpieczniejszy od nich drapieżnik. Dolina powinna być bezpieczna.

Nie chciała bronić się w jaskini. Jaskinia była ślepym zaułkiem, dobrowolnym uwięzieniem, gdzie liczyć się będzie jedynie tarcza jednego krasnoluda. Gdyby ona i Lurien także byli ciężkozbrojni, sytuacja wyglądałaby inaczej. Nie byli jednak. Byli za to poranieni i zmęczeni. Byli przyzwyczajeni do dynamicznego stylu walki. We mgle, mogąc atakować z zaskoczenia, mieli większą przewagę. Był szansa, że tam będą mogli narzucać swoje warunki, przejąć inicjatywę.
Tutaj było to niemożliwe.

Podniosła oczy, na wyższego od niej znacznie Falkona, zatrzymując go, gdy ten zaczął wychodzić już z jaskini.

- Nie zrobił tego słońca bez potrzeby, Falkon – powiedziała spokojnie, widząc, że w mężczyźnie dalej kipią jakieś silne emocje. Lekko, przelotnie dotknęła jego ramienia w przyjacielskim geście, który po tygodniu wspólnej podróży już znał. - Spytaj się Luriena albo Marthy, oni walczył obok niego.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 23-06-2009, 09:57   #115
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Ludzie często mylili litość z okrucieństwem. Zachowując lwiątko przy życiu, choć kierowali się litością, tak naprawdę byli okrutni. Małe jeszcze ssało mleko i nie jadło mięsa. Biorąc je ze sobą skazywali je na głód i cierpienie. Lwiątko było dzikim zwierzęciem i wychowywanie go przez ludzi na pewno nie wyjdzie mu na dobre. Po zabiciu rodziców lepiej było dla małego, by i jego zabić szybko i w miarę bezboleśnie. Tak nakazywał rozsądek, ale ludzie nie byli rozsądni.
Brog zaś nie miał zamiaru ich przekonywać. Z góry wiedział, że wszelkie racjonalne argumenty zostaną odrzucone, bo przecież lwiątko było takie słodkie. Pozostawało się tylko cieszyć, że zabrali mu pętaka i od tamtej chwili to już nie było jego zmartwienie.
Krasnolud zajął się zatem ostrzeniem topora i czyszczeniem ubrania z orczej krwi w oczekiwaniu na zwiadowców. Później zaś przyglądał się piszącemu list Eliotowi. Poproszony o pomoc w rysowaniu mapy stropił się wyraźnie.
- Cóż … liter nie składam zbyt biegle, a i moje paluchy bardziej do dzierżenia oręża, niż pióra zdatne, ale spróbuję.Poskrobał się w głowę przypominając sobie rozkład podziemi, umoczył pióro w kałamarzu i przygryzając końcówkę języka zaczął rysować … kwadrat, potem prostokąt i połączenie między nimi, a w środku kółeczka, od nich poprowadził strzałki i nabazgrał „pułapki”. Fantazja nieco go poniosła, bo na pieczarę, gdzie walczyli z orkami nie starczyło miejsca i musiał narysować ją maciupcią. Całość wyglądała jak rysunek pięciolatka, ale było w niej coś prymitywnie urzekającego, no i było w niej wszystko najważniejsze.
Brog oddalił kartkę na wyciągnięcie dłoni i mruknął zadowolony :
- Całkiem nieźle i ani jednego kleksa.
Z satysfakcją podpisał się na dole kartki. Sygnując swoje dzieło.
Uwagę Arai, żeby doprecyzować list Eliota, by ten bardziej przypominał wojskowy raport skwitował machnięciem ręki i krótkim, wręcz żołnierskim :
- Pierdoły.
Wyciągnął bukłak i łyknął dla uczczenia tej chwili. Wodę niestety tylko. Po czym gładząc się po brodzie stwierdził w odpowiedzi na rewelacje zwiadowców.
- Araia ma rację nie ma co tu siedzieć. Bronić się możemy długo, ale tu jest jak w pułapce. Za to na wąskiej ścieżce walczyć będzie jeden na jednego. W dodatku będąc wyżej będziemy mieli przewagę, bo strzelać zza moich pleców będziecie mogli, a i niespodziankę zielońcom możemy zrobić oliwę na ścieżce rozlewając. Falkon a jakoweś pułapki masz ? Co by draniom uprzykrzyć żywot ? – spytał kompana.
- Tak czy siak trzeba nam iść. Najsłabsi przodem, a reszta opóźnić marsz orków. Przyda się obejrzeć piargi na zboczu, może dałoby się jaką lawinę im na łby pospuszczać, a na to że znikniemy im we mgle bym nie liczył. Pogoda w górach zmienna i mgłę może w każdej chwili rozwiać, to raz, a dwa nawet orki wpadną na to by gonić nas po ścieżce skoro nas nie znajdą tutaj. Są głupie, ale nie aż tak. Hehehehe.Zarechotał puszczając oko do Arai.
- Masz dobre pomysły dziewczyno, ale czasem gadasz straszne głupoty. Dolina bezpieczna, bo żyły tu lwy. Dobre sobie. A orki to niby co ? A co do „świetlistej przynęty Eliota”, to nam za jedno. Uda się to dobrze, nie to trudno. Musimy robić tak jakby miało się nie udać. Ot, co.Mówiąc te słowa krasnolud cały czas poprawiał jakieś paski i troki, aż w końcu wygładził brodę i gotów do drogi powiedział.
- No, pogadali, a teraz w drogę. Nie mamy czasu do stracenia.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 24-06-2009, 19:35   #116
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Trochę ze zdziwieniem przyjęła słowa i gesty Falkona. Do jej oczu wrócił już zwyczajowy błysk, a blada cera bledsza już i tak zrobić się nie mogła. Uśmiechnęła się bez wesołości do łotrzyka i skinęła mu głową.
-Nie bój się o mnie, widziałam w życiu znacznie gorsze rzeczy.
Dotknęła jego ramienia, bezwiednie, dziękując tym samym za jego gest. Uśmiechnęła się też do Eliota. Przecież gdyby nie jego światło i pomoc, kto wie jak mogłaby skończyć. Tylko, że dziewczyna już dawno przestała dziękować słowami za każdą pomoc jej udzieloną - w zwiadzie było to nagminne i stało się nawykiem. Towarzyszom broni należało ufać, gdyż to od nich zależało twoje życie. Tak było zawsze, odkąd dziewczynę tam wcielono.

A teraz... owszem, zwierzęta zginęły, zabite przez najgorszych drapieżników tej planety. Takich, którzy zabijają nie tylko wtedy, gdy muszą. Dlatego przyjęła lwiątko od Falkona i wysłuchała słów Arai i krasnoluda. Nie skomentowała w zasadzie, ale jej oczy były zimne. Gdy półelfka skończyła, tropicielka wypowiedziała tylko kilka cichych słów.
-Masz rację, niewiele rozumiesz...
Nie chciała dodawać nic więcej, również zdając sobie sprawę, że towarzysze są ważniejsi od zwierząt. Ale może właśnie dla przekory, postanowiła zabrać ze sobą młodego lwa. Jej dłoń puściła rękojeść sztyletu, na której zacisnęła się nie wiadomo kiedy. Traktowano ją tu jak dziecko, a powoli miała tego dość. Zwłaszcza, że wcale nie wyglądało na to, że obecni tutaj są o wiele bardziej doświadczeni, może pomijając elfa i krasnoluda i ich długowieczność.

Potem słuchała wypowiedzi reszty drużyny, przygotowując w tym samym momencie miejsce dla lwiątka. Było spore, ale na szczęście jeszcze nie wyrosło porządnie. Gdy już nasyciło się mlekiem swojej martwej matki, Martha wrzuciła go do swojego plecaka, uprzednio wyjmując z niego koc i przesuwając rzeczy tak, by zwierzak ich nie zapaskudził i nie porozrywał. Głowę miał na zewnątrz, troki tropicielka związała zaś tak, by nie mógł się poruszyć. Potem przykryła go kocem, zostawiając tylko szparkę na oddychanie. Założyła plecak, poprawiając go jeszcze przez chwilę. Była przyzwyczajona do noszenia dużych ciężarów. Pozostali chyba skończyli, więc dodała swoje trzy grosze.

-Brog, ty musisz iść pierwszy. Widzisz w ciemnościach i znasz góry. Ci wolniejsi muszą widzieć plecy kogoś przed sobą by móc trzymać tempo. Ja i Falkon zostaniemy z tyłu i spróbujemy utrudniać orkom życie. Minie chwila zanim nas dogonią, ale nie będzie czasu na odpoczynek. Orki atakują chmarą, ale nie są tak głupie by iść tylko jedną ścieżką i zignorować pozostałe. Może uda się też kilka z nich zmylić. Gdy się pojawią, dam znać, Metyst będzie latał nad naszymi glowami.

Skinęła Brogowi głową, licząc, że zrozumie jej przesłanie i nie poczuje się urażony. Ktoś musiał ich prowadzić, a tropicielka wiedziała, że to ona musiała zamykać pochód. Wątpiła, by ktoś lepiej się znał na ukrywaniu śladów i myleniu wroga, chociaż pewnie krasnolud miał większe umiejętności w utrudnianiu życia w górach. No i miała łuk. Spojrzała na wszystkich, zbierając siły.
-Ruszajcie. Obyśmy dotarli w bezpieczne miejsce cali i żywi.
Złapała Falkona za rękę i pokazała na lwy.
-Zbierz tyle krwi ile ci się uda, bardzo dobrze maskuje inne zapachy, o ile nasi prześladowcy mają coś do węszenia. Spróbuj sam się nie pochlapać.
Wyjęła nóż i odcięła kilka płatów skóry lwów. Nawet jeśli nie zmyli to orków, to może spowolnić wąchaczy. A czas był ważny. Gdy pozostali oddalili się wystarczająco, Martha wstała i podbiegła do Falkona, składając szybki pocałunek na jego ustach.
-Na szczęście, chodź!
Zbiegła w dół, na szybko zacierając ślady, tak by na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby wciąż byli w jaskini. A potem pobiegła dalej, oglądając się za towarzyszem.
 
Joann jest offline  
Stary 26-06-2009, 22:46   #117
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Lurien stał u wyjścia jaskini wpatrując się w zatopiony w nocy krajobraz. Chłodny wiatr smagał szare szczyty gór i wzgórz, poruszał drzewami, dobrze maskując ruchy nieprzyjaciela A wiec nadchodzą. Cała horda. Zbyt wiele by ich odeprzeć w tym miejscu.
Oparł łuk na brzuchu i rozmasował dłonie.
Był znużony drogą i długim, bardzo długim dniem. Rany, choć zaleczone wyssały z niego siły. On, wojownik był już zmęczony ta ucieczką, więc co mieli powiedzieć inni? O niezmordowanego Broga Stalogłowego się nie przejmował, z pewnością mógłby iść dniami, aż śmierć z pragnienia by go zmorzyła, ale czarodzieje? Albo... półkrwista? Lew poszarpał jej nogę i nawet cudowna magia mikstur nie zaleczy jej do końca. I jeszcze nastała noc... czas, gdy bestie wychodzą na żer. Orki nie poczują zmęczenia, orków nie powstrzyma niewidoczny, wystający z ziemi, rwący ciało, kamień czy konar.
Co za niekorzystna sytuacja.
Zbyt wielu by się obronić, zbyt sprawni by uciec.
Gdyby Bezimienny nie odkrył przejścia do mglistej doliny, byliby straceni. Marna to szansa, ale najlepsza jaką dostali...

Towarzysze zaczynali go męczyć nie mniej niż cały ten ciągnący się w nieskończoność dzień. Sama ich natarczywa obecność rugowała go z tej odrobiny prywatności której potrzebował w chwilach zmęczenia, a jeszcze teraz ta rozmowa o zwierzęciu które znaleźli. Akty „łaski” niższych ras były absurdalne. Słowa... Arai były jego słowami i z satysfakcją słuchał gdy uświadamiała „litościwym” co naprawdę czynią. To co i jak mówiła było jak czułe objęcie wspaniałej, dawno umarłej przeszłości. Takie podobne a jednocześnie tak różne od lodowego uścisku przeszywających nienawiścią oczu lwicy.
Plan który przedstawili współtowarzysze był dobry, wystarczająco dobry, by Lurien zaakceptował go bez dyskusji. Nadchodząca noc zapowiadała się nieciekawie
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline  
Stary 27-06-2009, 18:43   #118
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
-Masz rację, niewiele rozumiesz...

Araia przeniosła spojrzenie z dłoni tropicielki, rozluźniającej chwyt na rękojeści sztyletu, z powrotem na jej oczy.
- To wyjaśnij mi - powiedziała spokojnie. - Potem, gdy będzie czas.

Martha była... Cóż... Półelfka powiedziałaby, że jest jak wiatr. Zmienna, nieprzewidywalna. Powiedziałaby, że myśli sercem, bardziej zdając się na instynkt a nie rozum i rozsądek. Jednocześnie jakiś cichy, elfi, nieusuwalny głos podpowiadał, że jest jak zwierzę i dlatego nad zwierzętami, a nie istotami inteligentnymi przelewa łzy. Araię jednak zawsze interesowali otaczający ją ludzie, nie inaczej było i teraz. Patrzyła na nich, słuchała ich, próbowała zrozumieć, próbowała poznać. Gdy tropicielka skinęła głową, wojowniczka wiedziała, że wróci do tego tematu kiedy będą już bezpieczni. Później, być może długo, długo później.

* * *

Starała się poznać, starała się polubić i obdarzyć szacunkiem i zaufaniem. Starała się. Naprawdę. Ale czasem było to po prostu trudne.

- Pierdoły – powiedział Brog, gdy razem z Eliotem poprawiała list do górników.

Araia zmierzyła go wzrokiem.

- Nie spodziewałam się po tobie innej opinii. Łatwo zauważyć, że rzadko zdarza ci się patrzeć dalej niż poza koniec twojego topora, którym zapewne zwykłeś rozwiązywać każdy napotkany problem. Nic dziwnego, że nie nie potrafisz docenić znaczenia informacji, szczególnie precyzyjnie i jasno sformułowanej. Pokazałeś to już w jaskini. Mogliśmy przesłuchać Gruha, mogliśmy zdobyć informacje, mogliśmy wiedzieć ilu ich jest, kto nimi dowodzi, kogo rabują. Mogliśmy, gdybyś mnie posłuchał. - Mówiła spokojnie, chłodno, patrząc Brogowi w oczy. - A te informacje mogą być wszystkim, co dostaną górnicy, jeśli nas orki usieką.

Półelfka była spokojna, ale było widać także, że zachowanie Broga, jego protekcjonalność, jego arogancja i bezwarunkowe przekonanie o swojej racji napina w wojowniczce powoli jakąś strunę, która ciepło sympatii zamienia powoli w chłód i dystans.

- Araia ma rację nie ma co tu siedzieć. Bronić się możemy długo, ale tu jest jak w pułapce. Za to na wąskiej ścieżce walczyć będzie jeden na jednego. W dodatku będąc wyżej będziemy mieli przewagę, bo strzelać zza moich pleców będziecie mogli, a i niespodziankę zielońcom możemy zrobić oliwę na ścieżce rozlewając. Falkon a jakoweś pułapki masz ? Co by draniom uprzykrzyć żywot? – spytał kompana. - Tak czy siak trzeba nam iść. Najsłabsi przodem, a reszta opóźnić marsz orków. Przyda się obejrzeć piargi na zboczu, może dałoby się jaką lawinę im na łby pospuszczać, a na to że znikniemy im we mgle bym nie liczył. Pogoda w górach zmienna i mgłę może w każdej chwili rozwiać, to raz, a dwa nawet orki wpadną na to by gonić nas po ścieżce skoro nas nie znajdą tutaj. Są głupie, ale nie aż tak. Hehehehe. - Zarechotał puszczając oko do Arai. - Masz dobre pomysły dziewczyno, ale czasem gadasz straszne głupoty. Dolina bezpieczna, bo żyły tu lwy. Dobre sobie. A orki to niby co ? A co do „świetlistej przynęty Eliota”, to nam za jedno. Uda się to dobrze, nie to trudno. Musimy robić tak jakby miało się nie udać. Ot, co.

- Strzelanie zza twoich pleców? Oliwa na ścieżce? Bzdury gadasz, Brog. Do przyjścia orków mamy godzinę, Erytrea to potwierdziła. Chcesz usiąść na dupie i czekać na nich? Nie? To o żadnym strzelaniu zza pleców nie ma mowy. Jeśli wyruszymy teraz, unikniemy walki z nimi. I taki jest plan. Martho, ile utrzyma się jeszcze ta mgła? - spytała tropicielki.

- Z kilka godzin.

- Więc jeśli będziemy mieli szczęście, zgubimy ich we mgle. Eliot, możesz przyzwać jeszcze raz dysk?

- Tak, nawet kilka razy.

- Przyzwij go więc, jeśli możesz. Położymy na nim bagaże. Nie wiem, czy moja noga wytrzyma wspinaczkę, więc polecę na nim. Pożyczysz mi swoją kuszę Eliotcie, dobrze? Będę mogła obserwować, co dzieje się z tyłu. Lurienie, Erytreo – jeśli jesteście zmęczeni, skorzystajcie z niego także. Siły przydadzą się nam na później. Martho, Falkonie, nie czekajcie na orków, tylko dołączcie do nas jak najszybciej. Poszukamy lepszego miejsca w dolinie. A jeśli chodzi o samą dolinę – przeniosła spojrzenie na Broga – samotna para nie będzie wychowywała małego tam, gdzie są silniejsze drapieżniki. Gdzie jest niebezpiecznie, gdzie ktoś może zabić ich miot. A orki my tu sprowadziliśmy, gdyby mieszkała tutaj inna grupa, Falkon lub Martha znaleźliby już ślady ich bytności, gdyby mieszkała tu inna grupa, pewnie dawno by te lwy zabiła. Teraz rozumiesz? Właśnie przez to, że te lwy tu żyły, można się spodziewać, że nic groźniejszego od lwa w tej okolicy nie żyje

* * *

Gdy opuścili jaskinię, mgła powoli spełzała ze szczytów gór, spowijając wszystko chłodnym, szarym welonem.



Araia pomogła wsiąść na dysk czarodziejce, sama siadając obok niej – tyłem to kierunku podróży. W poprzek kolan trzymała kuszę Eliota, załadowaną, gotową do strzału i tak ułożoną, by w razie czego nie trafiła w żadnego z towarzyszy. Nawet nie odwracając głowy słyszała ciężkie kroki krasnoluda, lekki chód elfa, obok niej szedł młody mag. Przed sobą zaś widziała niknące powoli we mgle postacie tropicielki i zwiadowcy.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 27-06-2009, 21:04   #119
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Biegli równym wyszkolonym krokiem, z których każdy przybliżał ich do miejsca, gdzie jakiś czas temu zwiadowca dostrzegł mgnienie światła. Godzina zemsty i krwi nadchodziła!
- Panie moja widzieć nowe światło tam dalej – wypatrywacz wskazał niewielką łunę, trochę z boku, mniej więcej dwa kilometry od miejsca gdzie pojawiła się wcześniej.
Wódz podrapał się po zarośniętej głowie nie przerywając biegu. Był władcą bo zabił wszystkich, którzy podważali jego prawa do dowodzenia mieczem lub podstępem. Jak na orcze standardy wyróżniał się całkiem sporą inteligencją ~Oni nie móc górami przejść tak szybko tak daleko, chyba że oni mieć szamana. Może szaman przenieść ich, a może on zrobić coś by oszukać Lohar~ zastanawiał się przez chwilę, a potem zawołał jednego ze swych dowódców:
- Broghil ty iść tam gdzie nowe światło, ty zabrać dwa razy tyle orków ile ty mieć palce w dwie ręka. Brohil sprawdzić co świecić.
Wskazani przez dowódcę wojownicy oddzielili się od reszty i ruszyli w nowym kierunku. Reszta dalej biegła dawnym śladem, nie zwalniając nawet na chwilę, by pożegnać towarzyszy, których być może nigdy już nie zobaczą. W życiu orków nie było miejsca na sentymenty. Kto dał się zabić był słabeuszem i nie wart był żalu, choć oczywiście jego zabójcy należała się zemsta. Zemsta była dobra!

***

Na decyzje nie było wiele czasu i kurczył się on z każda mijającą minutą. Ostatecznie dzięki zdecydowaniu Arai, która w prostych słowach nakreśliła plan działania wyruszyli w dalszą drogę. Poukładali na magicznym dysku, ponownie wyczarowanym przez Eliota, swój ekwipunek, co bardzo ułatwiło tym, którzy nie zdecydowali się na nim jechać, wędrówkę stromą ścieżką. Poruszanie się nocą po górach, do tego we mgle nie należało do prostych zadań. Elf, krasnolud i posiadający gogle Falkon widzieli w ciemnościach, Także półelfka miała tę umiejętność, ale ona zdecydowała się na jazdę na dysku, więc w zasadzie w jej przypadku nie miało to wielkiego znaczenia. Erytrea wiedziała, że jej umiejętności poruszania się po górach są dość mierne, także więc z ochotą skorzystała z proponowanego środka transportu, zwłaszcza, że po bliskim spotkaniu z lwem czuła się straszliwie obolała. Mogła jednak dzięki swym czarom pomóc tropicielce i magowi zanim wsiadła na dysk podeszła do każdego z nich i nakładając dłonie na ich oczy wymówiła krótkie zaklęcie. Teraz mogli pochwalić się oboje równie dobrym wzrokiem jak krasnolud, a poruszanie po niebezpiecznym terenie stało się dużo łatwiejsze.

Idący na końcu Falkon rozlał na ścieżce, w miejscu gdzie zwężenie uniemożliwiało ominięcie pułapki oliwę, a potem na jej końcu założył ładunek zapalający. Wcześniej razem z Marthą, w miarę swych umiejętności i starali się zatrzeć ślady prowadzące do dojścia do jaskini i do przejścia na ścieżkę, jeśli jednak orki dotrą, aż tutaj czekała je niemiła niespodzianka. Potem pośpiesznie udali się za resztą.

***

- Być ścieżka w górę, ale psy się bać, my czuć dużego jasnego kota... - trzymający na uwięzi wielką bestię, która teraz niespokojnie kręciła się w miejscu – My stracić ślad... - oczy wytrzeszczyły mu się ze strachu gdy w wielka pięść wodza wylądowała na jego podbródku, a on sam poszybował dwa metry dalej.
- Ty szybko znaleźć co stracić – Lohar nie musiał powtarzać co się stanie jeśli tego nie zrobi. Przewodnik poderwał się pośpiesznie i wycofując sprzed oczu wodza zgięty w pas, pobiegł ze swym zwierzęciem na poszukiwanie śladu. Reszta ruszyła za nim. Niestety mimo dokładnego sprawdzania dalej nie było żadnych śladów. Najwyraźniej uciekinierzy udali się ścieżką płowego łowcy! Wizja przyznania się do pomyłki przed wodzem przyprawiła go o suchość w gardle. Lohar nie lubił tych, którzy przynosili mu złe wieści. Przez jego pomyłkę stracili dużo cennych minut. Czekała go śmierć!

Martwe ciało głupca rzucono na pastwę padlinożerców. Wódz z wściekłością kopnął ścierwo i pobiegł drogą, którą już dawno mogli pokonać, gdyby nie ta głupia zwłoka. Jaskinia była pusta, a pocięte trupy zwierząt jasno wskazywały, że niedawno przechodził tędy, ktoś znacznie od nich silniejszy. Kolejny ogar zwietrzył trop: Wąska ścieżka w góry była drogą ucieczki. Teraz ruszył za nią pościg!
Kilka pierwszych stworów, które dotarły do końca przewężenia w jednej chwili, jak za sprawą magii stanęło w płomieniach. Czyżby szaman czaił się niedaleko? Może na jakimś szczycie?
Lothar rozesłał część oddziału by przeszukał okolicę. Gdy ogień przygasł podążyli dalej. Znalezienie uciekinierów stawało się sprawą honoru wodza! Nikt nie będzie bawił się z nim jak z dzieckiem!

***

Schodzili ostrożnie kamienie usuwały się spod nóg. Miejscami ścieżka była prawie pionowa. Chyba tylko dzięki determinacji żadne z nich nie odpadło od ściany i nie poleciało w mglista przepaść. Pomagali sobie asekurując się wzajemnie. Pocieszeniem było to, że w takich warunkach orki nie były w stanie biegać, a więc ich wrodzona szybkość i duża kondycja nie dawała im wielkiej przewagi.
We mgle, gęstej jak zupa, było zimno i wilgotno. Chłód przenikał zmęczone ciała uciekinierów. Miała jednak swoje zalety, skutecznie tłumiła dźwięki, nawet chrzęst zbroi Broga był jakby przytłumiony. Nikt nie słyszał też odgłosów pogoni. Czyżby udało się zmylić wroga?
W końcu dotarli do dna doliny. Poruszanie się po płaskim gruncie było tak cudowna odmianą. Niestety z powodu słabej widoczności nie byli w stanie określić kierunku w jakim najlepiej byłoby się udać. Musieli zdać się na instynkt i wiedzę tropicielki, która jako jedyna, była w stanie określić przybliżony kierunek w jakim należy się poruszać.
Szli cicho, nikt nie miał ochoty na rozmowy, poza tym wizja pościgu odbierała im ochotę na kuszenie losu, przez wywoływanie niepotrzebnych dźwięków. Po przejściu kilkunastu metrów ze dziwieniem zobaczyli, że z mgły wyłania się coś, co wyglądało na ruiny niewielkiej budowli.


Zwalone kolumny wyraźnie ukazywały, że ci którzy zbudowali to miejsce już dawno odeszli i zostawili je na zatracenie. Jednak magowie czuli nici mocy nadal snujące się między pokruszonymi kamieniami. Zbliżyli się ostrożnie. Miejsce spowijała niezwykła cisza i spokój. W środku na płaskim podwyższeniu, które może kiedyś spełniało rolę ołtarza siedziała biała lwica. Popatrzyła na podróżników wzrokiem w którym była zdecydowanie nie zwierzęca inteligencja. Wszyscy czuli odrętwienie, nie mieli siły wykonać żadnego ruchu. Tylko mały lewek, który dotąd siedział grzecznie na dysku w bagażu Marthy, zaczął się gwałtownie wiercić, aż poluzował troczki i wydostał się na zewnątrz. Sturlał się na ziemię i niezdarnie ruszył w kierunku lwicy. Zwierzę uniosło się majestatycznie i ruszyło w kierunku maleństwa. Delikatnie szturchnęło je głową i uniosło ją w kierunku stojących bez ruchu bohaterów, którzy z fascynacja patrzyli jak unosi się na tylne łapy i powoli zaczyna przechodzić niezwykłą metamorfozę.


Po chwili zamiast jasnej lwicy stała przed nimi piękna kobieta o idealnie białych włosach. Uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Dziękuję, że jej nie zabiliście i że przyprowadziliście ją do mnie – wskazała na maleństwo, które mrucząc głośno ocierało się o jej nogi. Kobieta pochyliła się i przytuliła czule lwiątko - W świecie ludzi nie byłaby szczęśliwa. Zabiorę ją tam, gdzie wyrośnie na szczęśliwą i wolną istotę – Popatrzyła w oczy wojowniczki - Zresztą Araia miała rację, Miła mogłaby być dużym utrudnieniem w waszej drodze.
Machnęła ręką i odrętwienie spowijające drużynę zniknęło. Znowu mogli swobodnie się poruszać.
- Jestem nieuprzejma, nie przedstawiłam się wam jeszcze nazywam się Kalia i jestem genius loci tego miejsca – Popatrzyła na wszystkich z uwagą – Jeśli pójdziecie w tym kierunku – pokazała ręką za siebie, kilka stopni na wschód, jeśli liczyć w odniesieniu do kierunku w którym dotychczas poruszali się poszukiwacze - za kilkanaście minut dojdziecie do jaskini, przeprowadzi was przez górę w pobliże miejsca, gdzie mieszkają Ci, którzy ryją górę. Nad wejściem jest skalna półka, wystarczy poluzować kamienie w jednym miejscu, by z łatwością zawalić do niej wejście, to opóźni pościg o kilka godzin.
Tylko od was zależy na ile zaufacie słowom nieznajomej poznanej na ścieżce...

Przy ostatnich słowach kobieca postać zaczęła się rozwiewać, aż zniknęła zupełnie, a wraz z nią płowe maleństwo.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 27-06-2009 o 23:32.
Eleanor jest offline  
Stary 28-06-2009, 16:07   #120
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nogi już jakiś czas temu niemal wrosły mu we własne cztery litery. Szedł, raczej wlókł się, starając się zdążyć za posiadającym niespożyte siły krasnoludem. Czasem przygryzał wargi, jak go bolały, mniej myślał o nogach. Szczęśliwie nie musiał wkładać energii w Tensera. Dysk po prostu sunął nad ziemia z rannymi dziewczynami i kupą bagażu. Był za nim. Dobrze, że Araia nie widziała teraz jego pobladłej twarzy. Nawet laska wydawała się zbyt ciężka, ale bał się ją wyrzucić, żeby orki przypadkiem nie znalazły. Byłby to jednoznaczny dowód, że idą dobra drogą za drużyną. Zresztą, i tak szły. Przyjaciel Erytrei poinformował, iż banda rozdzieliła się na dwie grupy. Cóż, jej herszt musiał być niegłupi. To tylko zmniejszało szanse na wyjście z tego w miarę cało, chyba, że coś wreszcie pójdzie po ich myśli ... Poszło! Niespodziewana lwiopanna. Może boginka tego terenu? Może ktokolwiek inny … był zbyt zmęczony, żeby się nad tym zastanawiać. Przed chwilą udał, że idzie na bok za potrzebą, ale tak naprawdę to wyrzygał się z wyczerpania. Pusty niemal żołądek wyrzucił z gardła piekący kwas, który obrzydliwą żółcią opadł na jakieś liście. Zaśmierdziało, mroczki zaś zamajaczyły przed oczyma. Miał, jasny gwint! Dosyć, dosyć niemal wszystkiego. Tymczasem trzeba było iść na poobcieranych, krwawiących nogach. Byle do przodu, byle dalej … licząc, że coś się zdarzy.

Lwiopanna! Potem zaś pomysł Falkona, żeby zrobić kolejną pułapkę. Pomógł ile umiał. Zgadzał się, iż to miało sens, nawet nie dlatego, że zabije jakiegoś orka, ale spowolni pościg. Wszak idący za nimi bandyci musieli mieć na względzie, że pułapka przygotowana przez drużynowego speca nie jest wyjątkiem. A kolejna mogła ich jeszcze utwierdzić w tym przekonaniu. Nawet orki nie są takie głupie, żeby pakować się na kule ogniste, a taki właśnie czar umieścił w pułapce. On nie miał pojęcia, jak się to robi, ale Falkon miał. Widocznie współpracował już z czarodziejami przy takich sprawach. Szczęśliwie potrwało to tylko moment. Falkon potrzebował jego umiejętności jedynie na chwilę, a poza tym sam pracował nad konstrukcją. Miał chwilę. Spojrzał na Araię i zwalił się pod jakim kamieniem byle tylko chwile oddechu złapać. Każdy moment odpoczynku przywracał mu drobinke tak potrzebnej siły.

- Może uleczyć twoich przyjaciół? - Gdy Eliot odwrócił się słysząc głos za sobą znajomy głos, zobaczył stojącą kilka kroków dalej, opartą o duży głaz, delikatnie uśmiechnięta Livię.


- A skąd ty ... - na chwilę zaniemówił z wrażenia, a jego ogłupiające zmęczenie, które sprawiało, że miał ochotę tylko położyć się spać, na moment zostało zastąpione przez zdziwienie. - Tak - skrzywił wargi - jeżeli możesz. Wszyscy ... wszyscy bylibyśmy wdzięczni - co do krasnoluda nie miał pewności, ale zakładał, iż także będzie, choć, czy krasnolud był ranny? Ech, jednak był przemęczony i nie tylko gadał, ale nawet myślał głupoty.
- Mówiłam Ci przecież, że mogę się zjawiać w miejscach gdzie jest magia. To miejsce mocy, bardzo starej i potężnej. Kiedyś dawni mieszkańcy zbudowali tu nawet miejsce kultu, ale odeszli przed wiekami i pozostała po nich tylko ta rozwalająca się kupa kamieni. Moc jednak pozostała niezmieniona. Czujesz to, prawda?
- Czuję
- ocenił - wprawdzie mniej niż swoją własną przepoconą koszulę oraz piekący bąbel po odparzeniu na dużym palcu lewej nogi, ale czuję – zgryźliwe, choć całkiem prawdziwe, słowa ironii bardziej pasowały do sytuacji, niżeli miłe gadki. Tym bardziej, że nie miał na nie siły. - A, czy oni będą cię widzieli podczas leczenia? Czy muszą się jakoś ustawić? I wiesz co, cieszę się, że przyszłaś. Jesteśmy w porąbanej sytuacji. gdyby nie boginka tego miejsca, byłoby kiepsko. Teraz jednak mamy szansę uciec – to miło móc rozmawiać z kimś niemal bezgłośnie, kiedy nawet uniesienie wargi jest potężnym wysiłkiem.

Livia pokiwała głową:
- Nie wiem, co jest po za tą świątynią, ale widzę, że nie wyglądacie najlepiej – Rzuciła eufemizm i oderwała się od kamienia. Podeszła do ołtarza, na którym wcześniej spoczywała Kalia w postaci białej lwicy. - Powiedz im, by podeszli do tego ołtarza. Tam nici mocy łączą się ze sobą i są najsilniejsze. Nie wiem czy będą w stanie mnie zobaczyć, może czarodziejka, może elf, bo w nim jest moc choć dziwnie stłumiona, nie rozumiem tego. Reszta raczej nie ...
~ Hm, ranne są Araia i Erytrea, ponadto elf. chyba nikt więcej
~ przekalkulował Eliot rozglądając się i poprosił cała trójkę, żeby podeszła do ołtarza. - Wspominałem w podziemiach, że doznałem oświecenia – rzekł chrapliwie i łyknął trochę wody przepłukując suche gardło. - Nie kłamałem, choć to nie było to, co opowiadają rożnego rodzaju durnie wrzeszcząc po ulicach. Proszę, podejdźcie tam, a może pewna osoba zdoła wam pomóc. Przed nami długa droga - mruknął już raczej do siebie, bowiem przecież to akurat wiedzieli wszyscy. ~ Jejku ~ obiecał sobie ~ biorę kasę od szefa kopalni i odpoczywam przez kilka dni.

***

- Musicie już iść - powiedziała Livia do maga, gdy ranni zostali uleczeni, a pułapka zamontowana i napełniona czarem. Popatrzyła na niego z nieśmiałością i dodała. - Nie mogę zjawiać się przy tobie po za miejscami takimi jak to, ale ty możesz mnie wezwać ... by to zrobić, rzuć zaklęcie przyzwania trzymając łzę i myśląc o mnie.
- Wyjaśnię później
- powiedział wszystkim starając się jak najgłębiej oddychać. - Dziękuję - odrzekł cicho spoglądając na efekty zaklęcia dziewczyny - wszystkim nam się przyda. Łatwiej będzie … tak, uciekać – skonstatował. - Twoją łzę umieściłem w woreczku i wierz mi, nie … nie wyrzucę jej, aczkolwiek podczas walki, sama wiesz, może się wiele zdarzyć, ale obiecuję, ze na pewno jej nie wyrzucę. I cieszę się, ze poznałem kogoś tak miłego, jak ty, kto pomaga nam wszystkim. Mam nadzieje, że tobie także uda się pomoc. Tak, idziemy już - podniósł się wzbudzając protesty obolałego, zmęczonego ciała i wkurzającego bąbla. - Do zobaczenia - machnął do niej ręką próbując nieudolnie mrugnąć wesoło okiem. Skrzywiona twarz i ciężki oddech średnio pasowały do czegoś, co teoretycznie miało być rodzajem uśmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 28-06-2009 o 16:21.
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172