Został uratowany. Stał kilka metrów od toczącej się walki i właśnie wlewał w siebie miksturkę. Płyn był całkiem przyjemny w smaku. Jak soczek malinowy. Miał za to lepsze właściwości.
Milo myślał, ze jest bezpieczny. Jednak w rzeczywistości nie był. Oto bowiem ognista kula poleciała w ich kierunku. W ostatniej chwili maluch zdążył odskoczyć na bok. Wylądował na straganie jednego ze swych towarzyszy. Uratował się. Paladyn i wojowniczka już nie.
Ogień pochłonął ich ciała. Gdy wygasł, niziołek spostrzegł leżącego Severa. Wyglądał jakby był martwy. Nie ruszał się, a jego osmolona zbroja jeszcze dymiła. Uczucia jakie ogarnęły niziołka były nie do opisania. Chciał płakać, wrzeszczeć, wyzywać i uciekać na raz. Paladyn właśnie go uratował i stracił przez to życie. Łotrzyk nigdy nie przypuszczał, że tak emocjonalnie poczuje stratę kogoś z kleru. Nigdy.
Niziołek z niedowierzaniem spojrzał na swój pierścień. Jakby przestał działać. Jakby się zepsuł. Zdjął go i bezmyślnie założył ponownie. Jakby miało to coś pomóc. Odwrócił potem głowę w stronę kobiet. Kobiety przez którą większość ostatnich problemów miały miejsce w tym mieście.
- Ty suko! Ty, ty, ty... zgniła suko! Jak śmiesz! Zginiesz za to! - Wycelował do niej ze swej kuszy. Nie wiedział co mógłby innego zrobić. Strzelił. Celował w krytyczne punkty. Szyja, serce, skronie, głowa. Chciał zabić. Z całego serca chciał zabić.
Później gdy przypomniał sobie te emocje... bał się sam siebie.
__________________ Why so serious, Son? |