Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2009, 11:24   #471
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Sever ruszył na ratunek.Szlachetna natura nie pozwalała ryzykować śmierci towarzysza. Prąc naprzód uważnie obserwował golema. Jeden cios kamiennej łapy mógł zakończyć odsiecz w dość brutalny sposób. Nabierając pędu wykorzystał to czego przez całe życie go uczono. Pochylił się w siodle i czując świdrujący ból w odzywających się ranach, pochwycił niziołka za kołnierz. Przywykłe do trudów szlaku ramie osłabione bitwą z trudem dźwignęło malca.
Dar życia tej istoty został ocalony. Czas na zakończenie żywota kilku plugastw ku chwale sprawiedliwości.

Wtedy wszystko zalała fala ognia. Aasimar ledwie zdążył zamknąć powieki. Rozgrzane falujące powietrze stopiło na nim włosy,brwi oraz niemiłosiernie rozpaliło pancerz. Poprzez ryk wybuchu przebił się kwik cierpiącego męki konia. Paladyn w głębi umysłu usłyszał mentalną skargę składaną przez Goliatha ukazującą ogrom jego cierpienia. Kopyta pod rumakiem ugięły się zaś sam Sever wykonał widowiskową parabolę znacząc swą trasę smugą smrodliwego dymu z tlącego się ciała. Upadek wydawał się odległy jakby obserwowany z dala nie dotyczący jego samego. Przed oczyma widział własną tlącą się dłoń zaciśniętą na syczącym w kałuży brei mieczu. Przy świadomości utrzymywał go tylko ból.

Czy to już ?? Tak zginę ? - Myśli były niezwykle leniwe. Krew w żyłach zwalniała. Serce biło ciężko niczym wojenny werbel pułków kawalerii z ukochanego Neverwinter.
Bum-bum...bum-bum......bum-bum.........bum-bum............cisza spowiła całe pole chwały.
Gdyby nie młode mocne serce już zapewne by nie żył. Wrodzona zawziętośc dała o sobie znać walcząc z uporem o każdy oddech . Nie chciał się pogodzić z wizją śmierci gdy wróg oczekiwał go na polu.
Nagle ból zaczął znikać. Wszystko wydawało się takie trywialne, takie nieistotne. Przed oczyma ujrzał twarz ojca i matki którzy teraz po dwóch latach pewnie stracili nadzieję na jego powrót.
właśnie tę anonimową ludność pokochał Sever. Konał w Rath miasteczku nieistotnym z punktu widzenia Torilu czy nawet samej Vaasy. Kilkutysięczna populacja miasta nie zasłużyła nawet na naniesienie na mapy. To właśnie za to paladyn oddawał życie. Dla niego każdy w mieście był wartościową istotą. To wpajano mu od wstąpienia do Hali Sprawiedliwych i tym się kierował przez całe swoje krótkie życie.

- Tato, widzisz teraz możesz być ze mnie dumny. Tato ja tak jak wujek pod Ariol, z mieczem w ręku. Ta-aa-ato.

Czuł jak tysiące kościanych palców dotykają go po całym ciele oplatając klekoczącą siecią. Woda z odłamkami kości wypełniła mu usta i nos, do uszu wciskały się twarde, kłujące kości. Próbował zaciskać oczy, ale ruchliwe białe palce wywijały powieki na drugą stronę.
Gdy resztki bólu nagle zniknęły. Zobaczył swoje ciało z góry wleczone po dnie rzeki, zrozumiał z nagłą jasnością, że ...to już koniec

Śpiewny głos drgał oplątując umysł rycerza pajęczyną ekstazy. Słyszał rogi niczym na polowaniu oraz trąby gdzieś w oddali.

Muzyka dodała mu sił chwycił kępę krzaków rosnących przy brzegu i wyrwał się z przedziwnej rzeki. przed sobą ujrzał tunel do którego bez zastanowienia wszedł. Instynktownie czuł że nic złego się mu nie stanie.


Na drugim krańcu Faerunu :
Mężczyzna w podeszłym wieku stojąc wieży obrócił swe poznaczone wieloma bliznami oblicze na Selune i jej łzy ciągnące niczym warkocz. Od rana miał dziwne przeczucie że dzieje się coś złego. Teraz aż poczuł ciarki na krzyżu. Od wyjazdu jego pierworodnego syna mija już prawie dwa lata. Mimo wielu sprzeczek kochał syna na swój czerstwy i szorstki sposób. Żałował że mu tego nie okazywał gdy miał okazję. Jego dziecko było teraz bogowie wiedzą gdzie i nie miał pewności czy zechcą mu go oddać...
- Helmie miej go w swej opiece
-Ma ledwie osiemnaście wiosen i nie darowałbym sobie jego śmierci

 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 14-06-2009 o 11:56.
Grytek1 jest offline  
Stary 14-06-2009, 18:31   #472
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa szeptała gorączkowo formułę zaklęcia, przyciskając do siebie Yalcyn.

Tak wiele zależało od tego zaklęcia. Potrzebowali wszystkich sił, by zaatakować Esvele i jej nieumarłego kochanka, wszystkie ataki śmiałków powinny się na nich skupić. A ci, jak na złość, lewitowali sobie kilka metrów nad ziemią, uniemożliwiając zaatakowanie ich bronią białą. Rosa tyle by dała, by zaszarżować na Milady i móc zaatakować ją swym mieczem za wszelkie zbrodnie jakie popełniła przeciw Yalcyn. Niestety, kobieta pozostawała poza zasięgiem jej broni.

Dlatego właśnie zdecydowała się na kolejne przywołanie potwora. Potwora, który by latał, potwora, który by mógł swymi szponami i dziobem odebrać Esvele resztki życia. Przede wszystkim jednak, potrzebowała potwora będącego uosobieniem dumy, wolności, honoru, rajskiego ptaka niosącego nadzieję dla uciemiężonych i klęskę dla złoczyńców.

Potrzebowała niebiańskiego orła.

W międzyczasie Ogar Yeti, którego przywołała, poległ pod deszczem ciosów, jaki sprowadziły na niego resztki armii nieumarłych, zabijając zaledwie jeden szkielet. Do uszu Rosy dotarł jego agonalny krzyk, który sprawił, że przeklęła w duchu. Liczyła na to, że stworzenie ruszy na kapłankę Shar. Wtedy, razem z orłem, mógłby zadać jej poważne obrażenia, lub choć odciągnąć jej uwagę od istotnych wydarzeń.

- Dobrze- szepnęła Yalcyn, wyrywając Rosę z chwilowego zamyślenia. Od dłuższego czasu obserwowała upadłą paladynkę, a teraz uśmiechnęła się, ukazując swe zniewalające, białe kły. Jej wyciągnięta ręka zajaśniała przez krótką chwilę światłem, a do pośpiesznego szeptu Rosy dołączył inny, znacznie bardziej namiętny kobiecy głos. Przez krótką, naprawdę krótka chwilę obie kobiety inkantowały razem zaklęcia, ramię w ramię, obejmując się w pasie i wspólnie walcząc za lepszą przyszłość, zarówno dla siebie jak i dla innych ludzi.

A po sekundzie czar prysł.

- Nic nie znaczące pionki!!! – ryknął Chernin, przerywając romantyczną chwilę. Z jego martwych dłoni wystrzeliła błyskawica, pędząc prosto na kochanki.

Wszystko działo się tak szybko, że Rosa nie zdołała tego zarejestrować. Skupiona na inkantowaniu zaklęcia, nie miała nawet chęci uciekać przed zaklęciem. Chciała wymówić te kilka sylab, które oddzielały ją od przyzwania niebiańskiego orła. Chciała to zrobić tak bardzo, że skupiła na tym całą swoją uwagę. A gdy zwróciła ją na otoczenie, leżała na podłodze, z dłońmi, które na pewno nie układały się w magiczną pieczęć. Usłyszała też jęk bólu.

To Yalcyn, z dziurą w klatce piersiowej.

Wampirzyca wyglądała fatalnie. Jej zwęglone, podziurawione ciało wymagało natychmiastowej pomocy. Z ust kobiety popłynęła strużka wyjątkowo czarnej krwi, gdy leżąc na Rosie, starała jej się przekazać swoją wolę.

- Roso... - Wydusiła z siebie bardziej blada niż zwykle - Ja... ja za chwilę wstanę. Ty... zaś musisz walczyć dalej, inaczej... inaczej zginiemy obie.

Kobieta rzuciła szybkie spojrzenia na Esvele, Licza, potem zaś na ranę Yalcyn.

Nie miała żadnych szans. Nie potrafiła wznieść się w powietrze, nie potrafiła rzucić kuli ognia, nie potrafiła nawet rozproszyć ewentualnego ponownego ataku Chernina. Nie przygotowała się na taką bitwę, nie była gotowa na takie wyzwanie. Miała mnóstwo zaklęć przywołania, wytwarzających ciemność, parę, które mogły wspomóc ją i jej sprzymierzeńców, ale niczego, czym mogłaby choć porządnie grzmotnąć w latającą, nieumarłą istotę. Nie wspominając o stoczeniu walki z potężnym czarodziejem lub kapłanką silniejszą od niej samej.

Ona nie mogła stoczyć tej walki. Ale Yalcyn miała odpowiednie zdolności.

- Nie, moja piękna- odparła z uśmiechem, kładąc dłonie na ranie wampirzycy- Widzisz, ja jestem tylko kapłanką. To ty dysponujesz magią, która może nas ocalić.- stwierdziła czule, przesyłając do ciała kobiety negatywną energię. Wkrótce stan rannej znacznie się poprawił, gdy zaklęcie zregenerowało nieumarłe ciało.

Następnie Rosa wstała, trzymając przed sobą swój miecz, zasłaniając własnym ciałem Yalcyn. Patrzyła hardym wzrokiem na Licza, patrząc też kątem oka na Milady. Była gotowa zginąć, ochraniając swoją partnerkę, Nie robiła tego wyłącznie z miłości do niej. Yalcyn była teraz nie tylko jej nadzieją, ale też nadzieją całego Rath. Ona i jej rodzina mogli przechylić szalę zwycięstwa na stronę Obrońców. Chroniąc kobietę, Burbonówna chroniła życie setek mieszkańców Rath, przyszłość i wolność tego miasta. Chroniła coś więcej niż tylko materialną płaszczyznę istnienia, coś, co ledwo sama była w stanie pojąć. Chroniła świat idei, ten sam, który zawsze prowadził ją przez życie.

- Wasza matka została zraniona. Jak myślicie, jaka jest jej wola? Czego chce? Kto jest tu waszym wrogiem?- zwróciła się pospiesznie do skołowanych wampirów. Gdy ci dalej nie zrozumieli, wybuchła- Kurwa, ruszcie na Barona i tą jego lafiryndę! Chcecie śmierci Yalcyn?!

Potrzebowała wszystkich środków, by chronić nadzieję Rath.

____________________________
Spontaniczne zamienienie nałożenia klątwy na czar zadawania ran, ochrona Yalcyn własnym ciałem
 
Kaworu jest offline  
Stary 17-06-2009, 11:04   #473
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Walcząc z Darvinem Luna spojrzała w bok na sytuację Siabo, Aner i Blajndo… a nie wyglądała ona zbyt dobrze. Wszyscy troje byli pochwyceni w jakieś czarne, piekielne macki. Wyglądało to jakby sama otchłań otworzyła się i próbowała ich pochłonąć.

-Siabo, Aner, Blajndo! Postaram się je zaraz odesłać! – wykrzyczała gdy Elhan i ona znowu byli ofiarami niewidzialnej mocy Darvina. Czuła jak w przeciągu paru sekund całe jej cało pokrywają siniaki, jakby ktoś ściskał ją w dłoni. Stała na nogach, ale Elhan leżał już u jej stóp. Oddychał, był więc tylko nieprzytomny, taką miała nadzieję Luna. Nie mogła teraz się zbliżyć do niego i uleczyć go, bo Darvin, mimo że ledwo stał na nogach, to wciąż mógłby jej przeszkodzić. Do tego przed chwilą wykrzyczała te nieszczęsne słowa Inie mogła zawieść swoich towarzyszy!

O ile zwykłe zaklęcia są stosunkowo proste to rozproszenie magii, na którą się składają już takie nie jest. Oczywiście rzucenie zaklęcia nie było możliwe dla każdego, ale gdy się je opanowało to sprawa nie była tak ciężka. Rzucenie zaklęcia rozpraszającego magię było również proste, ale nie to co się potem działo. Kiedy zaklęcie zostało ukończone przed Luna ukazały się cieniutki żyłki, niemal przezroczyste, wypełniające cały świat. Niektóre z nich nie miały koloru, nie w ludzkim pojmowaniu koloru, inne jednak mieniły się odpowiednimi kolorami – to właśnie te nici były aktywnymi czarami. Luna delikatnie dotknęła paru nici, jakby grała na harfie, a brzmienie i wibracji powoli dotarły do czarnych nici reprezentujących zaklęcie licza. Po zetknięciu z pieśnią Luny nici zaczynały wracać do neutralnej, nieopisanej barwy – zaklęcie się udało a Luna odetchnęła z ulgą.

Teraz jednak musiała jeszcze zająć się Darvinem. Jej poprzednie zaklęcie spóźniało się, nie wiedziała czemu, ale miała nadzieję, że jeszcze zadziała i wynagrodzi jej czekanie. Musiała się jednak upewnić, że Darvin nie dobije teraz Elhana. Postanowiła, więc użyć tego samego zaklęcia, którego użyła na szkielety. Na ludzi był on bardziej skuteczny, gdyż mógł ich na chwilę oszołomić, co by się bardzo przydało w tej chwili. Jeśli nie zabiłoby go to zaklęcie to miała nadzieję, że mroźne zaklęcie, którego użyła wcześniej to zrobi.

Zaklęcia można rzucać na wiele sposobów, zwykle towarzyszyły im te same słowa i gesty, ale nie zawsze wykonywane w ten sam sposób. Luna wzięła głęboki wdech po czym wypuściła go wyśpiewując modlitwę do Shaundakula po chwili powietrze wokół Darvina zawirowało.

***
Jak w poprzedniej rundzie, czyli rozproszenie magii, w tej natomiast eksplozja dźwięków jeszcze raz na Darvina
 
Qumi jest offline  
Stary 18-06-2009, 20:15   #474
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Walka trwała i trwała. Siabo Laumee Harr, iluzjonista z Kruczego Urwiska zdał sobie z tego sprawę w momencie, gdy świat zaczął przyspieszać. Ruchy wrogów jak i sprzymierzeńców stały się płynniejsze i bliskie normalnej swej prędkości. Harfiarz wiedział co to oznacza. Jego magiczne przyspieszenie traciło na mocy. Bitwa jednak nie wyglądała jakby miała się kończyć, więc mag nie mógł sobie pozwolić, by jego najprzydatniejsze zaklęcie się skończyło. Zaczął więc składać magiczne pieczęcie i wypowiadać słowa w smoczym języku. Po chwili poczuł jak przez jego ciała po raz kolejny przepływa energia i moc.

Jeśli przeżyje, będę musiał odpocząć kilka dni od magii. Jeśli. Mystro daj mi siłę!

Czarodziej rozejrzał się po polu bitwy. Nie wyglądało to dobrze, choć mogło być gorzej. Luna skierowana była w stronę Darvina i wypowiadała jakąś nieznaną mu formułę. Wakash zaś, kontrolował chyba koleżankę "łysola". Aner i Blajndo żyli i to było najważniejsze.

- Aner jeśli dasz radę, pomóż Lunie i zabij tego kretyna! - krzyknął Siabo do harfiarki i wskazał na Darvina.

Sam zaś zaczął szybko wypowiadać słowa zaklęcia, którego nauczył się bardzo niedawno. Zważywszy, na to, że na Chernina nie zostało czarodziejowi wiele mocy, bowiem te zaklęcia, które mogły mu zaszkodzić, były zbyt wymagające jak na wyczerpanego maga, to zaklęcie mogło okazać się przydatne. Nagle nad Siabo zagrzmiało, a on tak jakby chwycił ręką powietrze, które zaczęło dziwnie drgać, a po chwili uformowało się w długą "powietrzną" włócznie, która robiła strasznie dużo hałasu.

Siabo-Planetar pofrunął w kierunku Licza-Chernina.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 19-06-2009, 13:50   #475
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Został uratowany. Stał kilka metrów od toczącej się walki i właśnie wlewał w siebie miksturkę. Płyn był całkiem przyjemny w smaku. Jak soczek malinowy. Miał za to lepsze właściwości.

Milo myślał, ze jest bezpieczny. Jednak w rzeczywistości nie był. Oto bowiem ognista kula poleciała w ich kierunku. W ostatniej chwili maluch zdążył odskoczyć na bok. Wylądował na straganie jednego ze swych towarzyszy. Uratował się. Paladyn i wojowniczka już nie.

Ogień pochłonął ich ciała. Gdy wygasł, niziołek spostrzegł leżącego Severa. Wyglądał jakby był martwy. Nie ruszał się, a jego osmolona zbroja jeszcze dymiła. Uczucia jakie ogarnęły niziołka były nie do opisania. Chciał płakać, wrzeszczeć, wyzywać i uciekać na raz. Paladyn właśnie go uratował i stracił przez to życie. Łotrzyk nigdy nie przypuszczał, że tak emocjonalnie poczuje stratę kogoś z kleru. Nigdy.

Niziołek z niedowierzaniem spojrzał na swój pierścień. Jakby przestał działać. Jakby się zepsuł. Zdjął go i bezmyślnie założył ponownie. Jakby miało to coś pomóc. Odwrócił potem głowę w stronę kobiet. Kobiety przez którą większość ostatnich problemów miały miejsce w tym mieście.
- Ty suko! Ty, ty, ty... zgniła suko! Jak śmiesz! Zginiesz za to! - Wycelował do niej ze swej kuszy. Nie wiedział co mógłby innego zrobić. Strzelił. Celował w krytyczne punkty. Szyja, serce, skronie, głowa. Chciał zabić. Z całego serca chciał zabić.

Później gdy przypomniał sobie te emocje... bał się sam siebie.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 19-06-2009, 23:30   #476
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Golem nagle znieruchomiał, wpatrzony w podniesiony z ziemi sztylet Milo.

Zepsuł się - pomyślał rozbawiony Yon.

Trudno było osądzić, czy to znieruchomienie miało długo potrwać, ani też co było jego powodem. W końcu golem, bezrozumna maszyna do zabijania, powinna wykonywać ostatni wydany rozkaz, którego treść ciągle jeszcze dźwięczała w uszach Yona.

Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Yon nie miał zamiaru narzekać na chwilę przerwy w działaniu golema. Warto było jakoś to wykorzystać...


Spojrzenie Yona padło na spoczywający na dłoni golema sztylet. Lśniące ostrze, które przyciągnęło wzrok golema, skierowało myśli Yona na nieco inne tory.


Podebranie sztyletu i uciekanie przed goniącym go golemem... Co prawda odciągnąłby potwora z pola walki, ale czy to wyrównałoby szanse, gdyby z każdej strony zniknęła jedna postać? I jak długo można by uciekać...
Rzucenie sztyletu w stronę Milo było również mało rozsądne. Przy odrobinie szczęście trafiłby niziołka...

Sztylet, teoretycznie, mógłby posłużyć do uwolnienia Mary. Czy jednak golem zechciałby tak długo czekać? Zanim Yon zdołałby przeciąć dość grube liny golem z pewnością obudziłby się z zadumy i przestałby udawać kamienny posąg. Znalezienie się w objęciach golema nie znajdowało się zbyt wysoko na liście pragnień Yona. Nie mówiąc już o tym, że bieg z Mary w ramionach byłby całkiem miły... ale w innych okolicznościach. Jeszcze weselej by było, gdyby uwolniona ale nieprzytomna Mara zwaliła się na Yona i oboje wylądowaliby na ziemi tuż u stóp golema. Taka scena na deskach teatralnych wywołałaby salwy śmiechu i burzę oklasków. To jednak nie był teatr i za taki występ nie oklaskami by ich nagrodzono. A golemowi starczyłby jeden krok.
Jeden mały krok dla golema i wielka mokra plama z Mary i Yona...

Pozostawała jeszcze jedna możliwość... Golem był w zasięgu ręki... Jeden ruch i można by wsadzić ostrze w pulsujące energią dziury udające oczy.
To było kuszące.
Wizja paru stóp stali wbitych w łeb golema.
To było bardzo kuszące...


Kierowany dziwnym impulsem odrzucił kuszę i wykorzystał golema jak nietypową drabinkę... Kolano, bark, głowa...
O tak... Z golema miał wspaniały widok na całe pole walki.
Ale nie wlazł tu, by podziwiać widoki.
Sięgnął po rapier.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-06-2009, 20:58   #477
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Vaasa, Rath, rynek...


Wakash, po zajęciu się nadlatującą nienaturalnie potężnym skokiem Relven, obserwował kobietę z balkonu. Leżała ona ranna na bruku, nadal nieco charcząc i krztusząc się po potraktowaniu jej szyi magiczną garotą, po chwili jednak się w końcu podniosła. Spojrzała wzrokiem pełnym nienawiści na południowca, po czym... ruszyła pędem do drzwi budynku w którym przebywał, i po chwili w nim zniknęła.

Jak nic pędziła gdzieś korytarzami prosto do niego.

Na rynku z kolei toczyła się nadal bitwa, a działo się naprawdę wiele, i nie zawsze po myśli dzielnie walczących awanturników. Młody Paladyn dogorywał właśnie ze swoim rumakiem po "Kuli ognistej" rzuconej przez latającego Licza, a Wakasha odrobinę przeszły dreszcze, w końcu jeszcze nie tak dawno on sam... .

To, co działo się później, doprowadziło wprost do otwarcia ust południowca. Sam nie wiedział już co myśleć, co robić, i czy jeszcze kiedyś będzie miał okazję wsadzić swój nos w jakiś apetyczny dekolt chętnej dziewoi.

~

Wściekły do granic możliwości Milo trzyma w swoich drżących dłoniach swoją kuszę. W Niziołku trwała istna burza uczuć, wywołana widokiem spalonego Aasimara wraz z koniem, a z jego ust leciały co chwilę ciężkie słowa. Miał ochotę wprost wyrwać Milady serce, biorąc ją omylnie za sprawcę czynu dokonanego na jednym z jego towarzyszy.

Wycelował w nią z kuszy.

Lewitująca parę metrów ponad rynkiem szlachcianka, zajęta była właśnie leczeniem własnych ran, przez co nawet nie zdała sobie sprawy, że ktoś w nią mierzy w kuszy. Niziołek zaś mimo lekko trzęsących się ze zdenerwowania rąk i wciąż okropnego samopoczucia po smrodzie Ghastów dokładniej przycelował, po czym wystrzelił. Bełt poszybował prosto w Milady Esvele, trafiając ją w prawe biodro.

Milo z sadystycznym wręcz uśmieszkiem wysłuchał jej wrzasku.

~

- Dziękuję ci moja różo - Powiedziała wampirzyca, wpatrując się w skupioną twarz de Burbon, leczącą ją zaklęciem. Poważna rana Yalcyn wyraźnie się zabliźniła, choć do pełnego uleczenia jeszcze wiele brakowało. Rudowłosa jednak potrafiła dzięki swojej mrocznej naturze sama odzyskać pełnię sił, co też Rosa wyraźnie zaobserwowała, spoglądając na mocno odsłonięte porwaną sukienką piersi swojej kochanki.

Szybko obie wstały, choć wampirzyca lekko chwiała się na nogach. Wtedy też po raz kolejny nastąpiło coś bardzo niezwykłego.

I dosyć złego.

Dwaj wampirzy mężczyźni, do tej pory dziwnie wpatrujące się w zaistniałą sytuację dotyczącą ich wampirzej pani i Rosy, ruszyły... z bojowymi okrzykami na Yalcyn!. Para zdrajców z płonącymi czerwienią oczami skierowała klingi swoich mieczy przeciw własnej stwórczyni, nie pozostawiając najmniejszej wątpliwości co do swoich zamiarów.

- Co do...?! - Nie dokończyła Yalcyn, w ostatniej chwili rzucając jakieś zaklęcie, dzięki któremu oba miecze uderzyły w jakąś niewidzialną barierę tuż przed zasłaniającą wampirzycę tym razem własnym ciałem Rosę.

Wszystko się wprost pieprzyło.

- Zabiję!! - Ryknęła Yalcyn, wtedy jednak zrobiło się na rynku wyraźnie jaśniej, i rozległo się dziwne skwierczenie.

Przez chmury nad Rath przebiło się słońce.

Wampirzyca głośno syknęła, niczym jakiś potężny rozmiarami wąż, po czym błyskawicznie rzuciła się do ucieczki, zostawiając Rosę samą na polu bitwy. Yalcyn skierowała swe kroki wprost do pobliskiego budynku, do którego wskoczyła przez okno, roztrzaskując przy okazji swym ciałem przeszkodę. Za jej przykładem ruszyły dwa męskie wampiry, pędząc z dymiącymi ciałami ku bezpiecznemu schronieniu, wprost za rudowłosą.

Rosa co do jednego nie miała wątpliwości, rudowłosa z pewnością sobie poradzi w mroku pomieszczeń, zajmując się odpowiednio skutecznie buntem służących jej krwiopijców. Należało więc chyba skupić się na trwającej na rynku bitwie, w której "Pogromcy Bestii z Rath" walczyli już resztkami sił.

A dwa zdezorientowane kościotrupy wciąż stały w tym samym miejscu... .

~

Lecący Planetar-Siabo dzierżył w dłoni dziwną, szarawą lancę stworzoną z energii, powstałą za pomocą czaru "Lanca grzmotu". Pędził on z tym orężem prosto na wykańczającego jego towarzyszy Chernina, biorąc za cel plecy Licza. Może i było to brzydkie zagranie, wrogie im siły stosowały ich jednak znacznie więcej, i o wiele bardziej nikczemne. Teraz nie liczyła się więc czysta gra, lecz zimna kalkulacja.

Z nieznanych chwilowo Harfiarzowi powodów, lewitujący Licz wydał z siebie nagle wprost przeraźliwy, nieludzki ryk, obserwując swoją małżonkę.

Włócznia wbiła się w plecy Chernina.

Siabo wyczuł w chwili ataku, trwający mniej niż mrugnięcie okiem, dziwny opór. Zupełnie jakby tuż przed trafieniem celu musiał przebić się przez kilka niewidzialnych warstw jakiś mocy. Kości Licza zostały poważnie pogruchotane, moc przebiła się przez szkielet na wylot, a Chernin ryknął po raz kolejny, tym razem już z powodu atakującego go mężczyzny.

Spadł dosyć brutalnie w dół, gdy jedna z jego mocy została rozproszona, nie odniósł jednak większych obrażeń od upadku. Gdy spojrzał na Harfiarza, jego płonące czerwienią oczodoły rozgorzały do granic możliwości. Siabo po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu poczuł ukłucie strachu, zwłaszcza również po tym, co zobaczy, w pobliżu Golema.

~

Ledwie już żywy Darvin stał się celem kolejnego zaklęcia, rzucanego przez dzielnie walczącą Lunę. Kronikarka dwoiła się i troiła, wspomagając towarzyszy na polu bitwy, teraz zaś skupiła się na niesieniu bojowej pomocy leżącemu tuż obok łysego mięśniaka Elhanowi. Darvin mógł go w każdej chwili zabić, o ile oczywiście Elf jeszcze żył. Z paru metrów trudno było bowiem mieć pewność, że zakuty w zbroję mężczyzna oddychał, jasnowłosa miała jednak wielką nadzieję, że tak właśnie było.

Fala dźwięku uderzyła w klęczącego na wszystkich czterech mężczyznę, bez jakiegokolwiek wahania, bez jakichkolwiek wątpliwości. Zabić lub zginąć, zabić by uratować. To było niezwykle brutalne, jednak i takie było wyjątkowo często życie.

Wśród wrzasku Darvina zaklęcie trafiło go w głównej mierze w łysą głowę, co miało niezwykle makabryczne skutki. Wśród huku traktującej jego ciało mocy jego czerep został po prostu... obdarty. Mężczyzna stracił natychmiastowo skórę, mięśnie, oczy, został pozbawiony dosłownie wszystkiego, a jego głowa przemieniła się w zakrwawioną czaszkę. Z nagiej szczęki i z kościstej szyi coś obrzydliwie chlusnęło na bruk, wśród upadku bezwładnego już ciała.

~

To, co działo się w umyśle Yona, porządny skryba musiałby zapisać przynajmniej na kilku stronach rękopisu. Mężczyzna w chwili obecnej miał bowiem tyle myśli, tyle możliwości, taktyk, obaw i planów, że niejednemu zakręciłoby się w głowie. Do tego wszystkiego jeszcze problem związany z Marą... .

Nagle pod wpływem pewnego impulsu, ledwie drobnej myśli, zrobił coś, co naprawdę już zasługiwało na zapisanie na pergaminie.

Yon odrzucił kuszę, po czym popędził prosto na Golema. Konstrukt, dziwnie zajęty przyglądaniem się małemu sztyletowi na swojej dłoni, nie zwrócił na rudowłosego mężczyznę uwagi, co było pierwszym krokiem szaleńczego pomysłu. Early wskoczył na kolano Golema, następnie na jego wyciągniętą rękę, a na końcu na bark. W ciągu kilku chwil i paroma susłami wspiął się oto w ten nietypowy sposób po ciele wielkoluda, zmierzając coraz wyżej i wyżej.

Tego oczywiście już Golem nie zignorował, a wbrew pozorom było to właśnie wkalkulowane w szaleńczy plan. W momencie bowiem, kiedy kupa kamieni wyczuła kogoś na sobie, poderwała się w górę, przestając klęczeć na jednej nodze. Wyrwa unoszącego się Golema zapewniła odpowiedni, a jakże bardzo istotny element napędowy całego przedsięwzięcia. Yon zrobił jeszcze jeden krok, niebezpiecznie balansując na jego cielsku, stając tym razem butem na jego głowie.

W połączeniu z podnoszącym się Golemem, siłą wypychającą Earlyego w górę, i własnym odbiciem się od czerepu Yon wyskoczył do lewitującej w powietrzu Milady.

Widok niczym z mocno przesadzonych opowiastek o prawdziwych herosach.

Ostrze wystawionego w przód rapiera wbiło się prosto w brzuch kobiety. Yon wpadł na nią ze sporą siłą, wpadł prosto w zaskoczoną małżonkę Chernina, przebijając jej ciało na wylot, wśród jej jęku, wśród tryskającej krwi, zdziwionych oczu wpatrujących się w jego twarz, runęli w końcu oboje w dół. Early spadł z Esvele pod sobą, z wciąż przebijającym ją rapierem. Kobieta potwornie gruchnęła na plecy, a połączony z nią orężem Yon zaś na nią, przy akompaniamencie trzasku łamanych kości, jęku, posoki, zgrzytów, i dziwnego odgłosu pękającego metalu.

Przez naprawdę dłuższą chwilę po upadku, rudowłosy nie potrafił do siebie dojść, skołowany i starający się podnieść na nogi. Gdy to w końcu niepewnie uczynił, wśród nieco wirującego przed oczami rynku, dotarło do niego po chwili parę bardzo istotnych rzeczy.

Bardzo mocno bolał go żołądek, był na nim zalany krwią, a rapier wciąż tkwił, teraz dziwnie o wiele bardziej głęboko, w ciele Milady. Ta zaś, zalewająca się czerwienią, z niezwykle bladą twarzą, wypowiedziała kilka niemych słów swoimi ustami, które znieruchomiały.

Podobnie jak jej szeroko otwarte oczy.

~

Dwa szkielety rozsypały się na drobny mak.

- Nieeeeeeeeeee!!!!!!!!! - Ryczał wstrząśnięty Chernin-Licz widokiem swojej zabijanej małżonki - Nieeeeeeeeeeeee!!!!!!!.

Jego zemsta była wprost straszliwa.

Rynek ogarnęło apogeum śmierci.

Z prawej dłoni Chernina wystrzeliła błyskawica pędząca prosto we wciąż skołowanego po upadku Yona. Pokonała ona z hukiem kilkanaście metrów rynku, po czym trafiła niewidzialną, choć mocno zabrudzoną postać krwią Milady Esvele prosto w tors. Early krzyknął z bólu, po czym zatoczył się w bok, i padł na bruk z dziurą w klatce piersiowej. Okropny ból rozrywał całe jego ciało, a tors palił wprost z niewyobrażalną siłą, powodując wprost wymioty własną posoką, która opuszczała i ciało mężczyzny poprzez zwęgloną dziurę.

Najgorsze zaś było to, że błyskawica ta przebiła go niejako na wylot, umykając prawym bokiem z jego ciała w momencie trafienia. Był bliski zgonu... .

~

Po tym, jak niezwykle potężna błyskawica trafiła Yona w tors, opuściła natychmiast jego ciało, i wystrzeliła dalej, prosto w kompletnie tym faktem zaskoczoną Rosę, trafiając ją prosto w twarz. Burbunówna miała wrażenie, iż jest martwa. Potężna siła wyładowania elektrycznego uderzyła ją niczym boska pięść, odrzucając w tył, a upadek zdawał się trwać wiecznie.

Ten ból, ten nieopisany ból... .

Rosa zaczęła przeraźliwie krzyczeć, dopiero gdy już leżała na bruku. Jej twarz przypominała najgorszą z koszmarów, przyprawiając względnego obserwatora wprost o torsje. Straciła prawe ucho, straciła mnóstwo włosów, a oko dosłownie jej spłynęło po policzku. Do tego zaś czarna, zwęglona skóra, niemal odpadająca z czaszki.

De Burbon sama zwymiotowała z przeżywanego właśnie cierpienia.

~

Licz jednak nie skończył.

Po rzuceniu jednej błyskawicy odwrócił się na powrót w stronę lewitującego blisko Siabo, i tym razem z jego lewej dłoni podobne wyładowanie elektryczne wystrzeliło wprost w unoszącego się na białych skrzydłach "anielca". On również nie zdążył uskoczyć na czas, spotykając się z pędzącym w jego stronę widmem śmierci pod postacią skrzącej elektryczności.

Błyskawica trafiła go w lewą nogę, tuż powyżej kolana.

Zwęglona kończyna trzymała się na pojedynczych paskach czarnej skóry, gdy Planetar runął jak skała na twardy grunt.

Odejściu z tego świata towarzyszył Harfiarzowi nieustanny, doprowadzający do szaleństwa ból. Nie miał tego farta, mogąc w błogim stanie zakończyć swój żywot, nie miał możliwości po raz ostatni wspomnieć w tej chwili o swoich towarzyszach, ukochanych osobach, dawnych dziejach i swym życiu.

Konał rozrywany wewnętrznie na strzępy wywołanym bólem, z zaciśniętymi do granic możliwości szczękami.

~

Licz ruszył w stronę swojej małżonki, do niego jednak podbiegała od boku z mieczem w dłoniach Liah, nad Siabo zaś przeskoczył również pędzący do Chernina Blajndo.

Krzycząca o pomoc Aner powoli czołgała się z połamaną nogą do Harfisty... .




~


Wszystko cichło, wszystko traciło barwy. Szczęk oręża, krzyki, śnieg i wybuchy destrukcyjnej magii nie miały już zbyt dużego znaczenia. Sever umierał, padając w walce ze złem zagnieżdżonym w niepozornym miasteczku krainy Vaasa.

Jedyne czego żałował Paladyn, była śmierć jego rumaka. Goliath wiernie jemu służył, i był niejako przyjacielem. Związani ze sobą przez wiele lat, właściwie to nawet wspólnie dorastali. Zwierzę niczemu nie zawiniło, nie powinno więc zginąć. Tak wielokrotnie rumak niósł Paladyna do boju, niestraszenie towarzyszył w wielu bitwach, sam często biorąc w nich czynny udział. Raz nawet sam uratował Aasimara, wyciągając go za kołnierz z płonącej szopy, w której mężczyzna podstępnie otrzymał cios w potylicę.

Teraz jednak Goliath leżał tuż obok niego, równie poparzony co Sever, padając w trakcie bitwy.

Ich losy splotło przeznaczenie, a teraz wyruszyli wspólnie w ostatnią drogę.

....

Sever przebywał w pomieszczeniu swojego przełożonego, stojąc wyprostowanym na środku, podczas gdy Najwyższy Kapłan Din przechadzał się w tą i z powrotem z rękami założonymi na plecach. Aasimar uważnie śledził oczami ruchy siwowłosego mężczyzny, równocześnie i słuchając jego słów.

- Wiesz dobrze, że jeszcze nigdy nie byłeś samotnie na misji. Tym razem jednak nie mamy innego wyjścia, w chwili obecnej jesteś jedynym najodpowiedniejszym do tego kandydatem. Kler Torma poprosił nas o pomoc, i należy zapomnieć o drobnych waśniach, sprzeczkach i konkurowaniu - Din zatrzymał się przy świątynnym oknie i spoglądał na miasto - Znaleźć na szybko odpowiedni transport magiczny nie jest łatwo, nam jednak udało się odszukać Maga, który kiedyś odwiedził Rath, dzięki temu udasz się tam poprzez jego zaklęcie.

Kapłan odwrócił się w stronę Severa, wpatrując w stojącego sztywno, młodego Paladyna w zbroi. Aasimar wielokrotnie już dowiódł swego oddania, poświęcenia i skuteczności w walce ze złem mimo młodego wieku, powinien więc sobie poradzić z czymkolwiek, co gnębiło tamte zapomniane miasteczko na końcu Faerunu.

- Często tego nie mówię - Din nagle się lekko uśmiechnął - Ale jesteśmy z ciebie dumni młodzieńcze. No, tylko niech ci czasem się nie wydaje, co to nie ty - Spojrzał na niego z przymrużonymi oczami, wciąż jednak żartował.

Podszedł do biurka, po czym poruszył palcami kilka papierzysk na blacie, coś na szybko czytając.

- Słuchaj Severze, czy myślałeś kiedyś o bardziej osobistym celu swej służby naszemu "Sprawiedliwemu"?. Czy kiedyś o czymś marzyłeś, czy chciałeś osiągnąć jakiś... bardziej przyziemny cel?. Zanim otworzysz jadaczkę młodzieńcze... - Ton głosu Kapłana był raczej poważny - ... mam na myśli oczywiście coś, co nie koliduje z naszymi przekonaniami. Chciałbyś mieć kiedyś żonę, pociechy, dom, tym podobne pragnienia?.





***

Info w komentarzach
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-06-2009, 22:45   #478
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Najpierw usłyszała potężny huk wypełniający jej gardło, potem tylko chwilę ciszy. Huk był tak potężny, że na sekundę sprawił, że Luna nic nie słyszała. Było to dziwne uczucie. Stała wśród krwi i ciał poległych jednak nie słyszała żadnych krzyków, ani brzdęku stali, ani wybuchów. Chwila ta jednak minęła szybciej niż jedno uderzenie serca, od którego to właśnie nastąpił powrót całe kakofonii dźwięków pola bitwy.

Darvin leżał na bruku z obdartą ze skóry twarzą. Przez chwilę Luna nie mogła uwierzyć, że ona to zrobiła, nie czuła jednak żalu, nie miała na to czasu. Ktoś inny zresztą cierpiał oprócz niej. Rozległ się pierwszy krzyk. Baron krzyczał widząc jak Milady była osaczana z każdej strony, niczym ofiara drapieżcy. Zauważyła też Rosę trzymającą dłoń Yalcyn, dwa wampiry, które się na nich rzuciły, uciekającą Yalcyn, leżącego w krwi Severa, ciężko rannego Milo, skok Yona, spadające ciało Milady i krzyk… ponowny, donośny krzyk Chernina.

Błyskawica poleciała z palców licza przebijając na wylot Yona, trafiając następnie Rosę. Po chwili kolejna z błyskawic poleciała w stronę Planetara-Siabo… spadł na ziemię, noga była już stracona… Aner obok ranna próbowała się do niego doczołgać… wszystko… wszystko się waliło, nie tak to miało wyglądać… wiedziała, że mają małe szanse… ale… ale mimo wszystko…

-Nie… – szeptem w myślach odezwał się głos, głos zwątpienia. Wokół niej było tyle śmierci, tylu rannych, umierających. Elhan, Siabo, Sever, Yon, Aner… - Nad Faerun nadciąga ciemność Luno Wisewind. Musisz być dzielna i stawić czoła wyzwaniu, musisz być przygotowana na spotkanie z potężnym złem. Bądź dzielna córo wiatrów... - usłyszała w swojej głowie kolejny głos, ten sam głos, który nawiedził ją w snach. Wtedy była pewna co ma robić i dokąd zmierza. Czemu więc teraz, gdy nadeszło owe wyzwanie ona się lęka? Nie może teraz się lękać!

Musiała podjąć decyzję, ciężką decyzję do kogo pobiec i komu pomóc. Elhan był najbliżej, Yon i Sever byli dość daleko, Siabo wyglądał najgorzej z całej drużyny i był dość blisko, aby mogła go uleczyć. Poza tym Siabo mógł latać w formie, w której się znajdował, ze świątyni miał jeszcze chyba eliksir leczący. Mógłby go szybko zanieść Severowi lub Yonowi. Nie myślała teraz o liczu górującym na niebie i z wściekłości krzyczącym i wyklinającym bogów, teraz liczyło się życie, a nie śmierć, śmierci już było pod dostatkiem, a nawet za dużo…

Ruszyła więc do Siabo zostawiając Elhana z ciężkim sercem.

-Wytrzymaj jeszcze chwilę- pomyślała jakby chciała mu telepatycznie przesłać prośbę, aby nie poddawał się. -Zaraz wrócę-

Przy Siabo nie traciła czasu przyłożyła ręce do jego piersi, wiedziała, że noga to już tylko przeszłość i zaczęła wypowiadać modlitwę do Shaundakula.



Panie, który pomocną dłoń podajesz
Strudzonym i zagubionym
Ty który opoką i drogą się stajesz
Ty który otuchy dodajesz zlęknionym

Niech Twoja łaska spłynie przez me dłonie
Niech rozbłyśnie iskra nadziei
Niech strach w jej ogniu spłonie
I nie zgaśnie przy największej zawiei!

Głos Luny był donośny, a z każdy słowem bardziej pewny. Jej dłonie rozbłysły srebrno-niebieskim światłem oświetlając całe jej ciało. Schylała się nad niebiańską istotą, Siabo w postaci planetara, ale wyglądało to jakby niebiańska istota w postaci Luny schylała się nad nim. Jej włosy lśniły i falowały jakby wiatr czesał ją swymi dłońmi. Modlitwa ucichła. Srebrna energia rozeszła się po ciele Siabo i starała się uleczyć co mogła. Luna otworzyła oczy, które miała zamknięte przez całą modlitwę. Sięgała nią głęboko do wnętrza swojej duszy dając z siebie wszystko co mogła, pragnąc dotknąć Shaundakula i przenieść jego moc przez swoje dłonie na Siabo. Odetchnęła, ale teraz nie miała czasu.

-Wstawaj! Szybko! Wiem, co czuje, wiem, że boli, wiem masz już pewnie dość, ale nie mamy teraz na to czasu, nie możemy teraz zawieść i porzucić naszych towarzyszy, naszych bliskich, tego miasta i tych, którzy w przeszłości nas wspierali, oddali swoje życie czy czekają na nasz powrót. Siabo nie poddawaj się! W świątyni znalazłeś eliksir o właściwościach leczniczych. Musisz go szybko zabrać do Severa lub Yona, nawet z tak daleka wyglądają na ciężko rannych. Nie martw się o Aner – uśmiechnęła się do zaklinaczki – i Elhanem. A teraz leć do nich, zanim będzie za późno!

***
Leczenie krytycznych ran na Siabo
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 22-06-2009 o 15:31.
Qumi jest offline  
Stary 21-06-2009, 13:47   #479
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Tunel był wykonany perfekcyjnie. Brak jakichkolwiek skaz w postaci śladów po dłutach czy kilofach sugerował pierwszorzędną robotę. W oddali słychać było kapanie kropelek wody.
Tunel kończyły drzwi przeszklone matową płytą skąpo sączącą światło. Popychany przez ciekawość nacisnął klamkę.

(***)


- Wiesz dobrze, że jeszcze nigdy nie byłeś samotnie na misji. Tym razem jednak nie mamy innego wyjścia, w chwili obecnej jesteś jedynym najodpowiedniejszym do tego kandydatem. Kler Torma poprosił nas o pomoc, i należy zapomnieć o drobnych waśniach, sprzeczkach i konkurowaniu - Din zatrzymał się przy świątynnym oknie i spoglądał na miasto - Znaleźć na szybko odpowiedni transport magiczny nie jest łatwo, nam jednak udało się odszukać Maga, który kiedyś odwiedził Rath, dzięki temu udasz się tam poprzez jego zaklęcie.

- Tylko czy opłaci się skórka za wyprawę ? Mag nie mający uprawnień na praktyki nekromanckie zostanie uniewinniony...- Zachowywał pozorny spokój i ciszę mimo że wewnątrz niego wszystko wrzało chcąc wyrazić co naprawdę czuje.
- Takich plugawców trzeba zamykać w Przytułku i dożywotnio izolować od świata. Już sama zabawa w ożywianie wydawała się paladynowi odrażająca zaś naruszanie wiecznego spoczynku ludzi szlachetnego rodu przekraczało jego pojęcie.

- Często tego nie mówię - Din nagle się lekko uśmiechnął - Ale jesteśmy z ciebie dumni młodzieńcze. No, tylko niech ci czasem się nie wydaje, co to nie ty...

- Pycha jest mi obca bracie Din. Pokornie wykonuję wolę naszego pana strzegąc traktów i miasteczek przed niegodziwością tego świata. Jestem świadom że tylko dzięki łasce Tyra odnoszę jakiekolwiek sukcesy.

- Słuchaj Severze, czy myślałeś kiedyś o bardziej osobistym celu swej służby naszemu "Sprawiedliwemu"?. Czy kiedyś o czymś marzyłeś, czy chciałeś osiągnąć jakiś... bardziej przyziemny cel?.
- Ja...
- Zanim otworzysz jadaczkę młodzieńcze... - Ton głosu Kapłana był raczej poważny - ... mam na myśli oczywiście coś, co nie koliduje z naszymi przekonaniami. Chciałbyś mieć kiedyś żonę, pociechy, dom, tym podobne pragnienia?.

- Uważam że posiadanie rodziny dającej wzór do naśladowania dla całej społeczności jest równie istotne jak walka w imię naszego patrona...Niestety nie napotkałem jeszcze przeznaczonej mi niewiasty. Jeśli można wiedzieć skąd takie pytania mistrzu Din ?
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 21-06-2009 o 13:49.
Grytek1 jest offline  
Stary 23-06-2009, 23:39   #480
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Wakash rozejrzał się wkoło - bitwa chyliła się już ku zakończeniu. Obie strony konfliktu były mocno poturbowane i Wakash uznał, że te parę chwil, które spędził wpierw wewnątrz budynku, a później użerając się z jakąś narwaną dziewoją musiały być iście wywrotowe dla całego ciągu wydarzeń. Plac usłany był gęsto trupami, rozrzuconymi wszędzie kościami i spopielonymi resztkami ubrań. Wakash zachodził w głowę jak ten dzień zostanie opisany przez pieśniarzy i bardów wszelakiej maści, i czy w ogóle któryś z nich poświęci uwagę tej zapyziałej dziurze na północy Faerunu, żeby wymienić w swoich pieśniach zmagania grupy? Szczerze w to wątpił jednak jeśli miałoby się tak jednak stać to łotrzyk nie zamierzał zostać pominięty w tych pieśniach.

Korzystając z okazji, że kobieta mająca najwyraźniej wielką chęć rzucić się na niego i to bynajmniej nie po to by ją obejmował i tulił do piersi, a której mimo to południowiec nie chciał sprać na kwaśne jabłko bez koniecznej potrzeby, uśmiechnął się tylko na myśl o zaskoczeniu jakie spotka ją, gdy już doczłapie się na balkon. Wakash skupił się przez moment po czym wychylił się przez poręcz balkonu i czym prędzej zszedł po ścianie zdążając głową w dół, co przywodziło na myśl małego, niewinnie wyglądającego, jadowitego pająka, który wprowadzał w życie swoje niecne plany. Gdy już był na dole popędził co sił w nogach w stronę najbliższych walczących zmagających się z... z liczem?! W pierwszej chwili przez myśl przeszło Wakashowi, żeby jednak odpuścić sobie zadzieranie z kimś kto i tak już nie żyje, jednak po chwili wróciło twarde postanowienie zapisania się w historii tej dziury, co by następnym razem jak wejdzie do jakiejś karczmy - mógł z dumą podnieść głowę i bałamucić panny tymi rewelacyjnymi opowieściami popartymi pieśnią kilku bardów opiewających jego bohaterskie wyczyny wyciągając po drodze jeszcze używaną niedawno różdżkę. Nie było czasu, żeby oglądać się za siebie, choć Wakash dużo by dał, żeby móc obserwować minę kobiety. Na nią przyjdzie czas, a teraz bardziej na miejscu było zająć się poważniejszym zagrożeniem niż byle świergotka, której comiesięczne niedysponowanie najwyraźniej wpływało na psychikę bardziej niż powinno i której niezła szajba odbijała.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 25-06-2009 o 00:17.
Cosm0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172