Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2009, 18:31   #111
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Cierpka wymiana zdań, jaka nastąpiła na temat nieuchwytnej zarówno Amry, jak i pewności co do jej winy nie zdobyła sobie zaangażowania Rishy, która przyglądała się dyskutującym z wymalowaną na twarzy rezerwą. W zasadzie, mało ta sprawa tropicielkę w ogóle interesowała - jak dla niej, krwiożercza elfka mogła nawet zjeść te odcięte palce niefortunnego druida, udusiwszy je uprzednio na wolnym ogniu. Sprawa była w toku, a to, co mówił burmistrz należało według niej przetoczyć przez pięć sitek, bo już od pierwszej godziny w tej całej mieścinie mężczyzna pachniał Rishy podejrzanie. Jeśli miał z Amrą jakieś osobiste porachunki, to niech, z łaski swojej, nie zawraca nikomu czterech liter...
Mimo tego Tengir zdołał wzbudzić w Rishy jakąś reakcję, aczkolwiek trudno nazwać ją było pozytywną. Słowom o "byciu poza naszym zasięgiem" przysłuchiwała się z mocno beztroskim, wręcz lekceważącym obliczem. Widać było, że zdania czarnoksiężnika nie tyle nie podzielała, co kompletnie się z nim nie liczyła.
- Na razie polowanie ograniczmy do celu, który znamy. Amry. Łapanie wielu srok na raz, kończy się zwykle dłońmi pełnymi piór. - zakończył, a Risha uśmiechnęła się chytrze i w luźnym tonie rzuciła:
- A gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. W kolejce do łapania Amry zrobi się zaraz taki tłok, że poprzecinamy sobie żyły przypiętymi do pasa mieczami - prześmiewczy ton jasno sugerował nastawienie, że tropicielka miała tutaj inny zestaw priorytetów.
Teorie na temat zaświatowego pochodzenia blond-dzierlatki Risha również szybko stłumiła, pokazując trzewik, którego nie zdołali oddać właścicielce.
- Ogólnie rzecz biorąc, rozpłynęła się w powietrzu, ot tak, podobnie jak te całe gnolle na ścieżce - dodała, znów głowiąc się nad tą sprawą. Wszystko mogła znieść, miała naprawdę spory zapas cierpliwości na naprawdę spory zakres okoliczności, ale niczego tak nie cierpiała i nic tak nie grało jej na nerwach, jak dobry ślad, który rozpływa się ot tak jak we mgle...

Tymczasem dyskusja na temat Amry rozgorzała na dobre, i Risha z cichą satysfakcją w milczeniu przyglądała się słownym atakom Ruliusa i Mago. Nie była co prawda pewna, czy w zupełności podzielała ich przekonania, ale cieszyła się, że ktoś spojrzał na cały temat pod zupełnie innym kątem - i to bezpośrednio rzucając go w twarz Tengirowi. Przywiązanie czarnoksiężnika do burmistrza tropicielkę zadziwiało, bo ona sama nie czuła się wcale do niczego wynajęta. Może, gdyby szanowny burmistrz sam zechciał pofatygować się do sprowadzonych w jego progi najemników, wytłumaczyć sprawę i zabrać się do tego ze stosownymi wymogami kultury, a nie siedzieć na tyłku i trząść portkami na zemstę oszalałej elfki, to mogła by poczuć się w jakiś stopniu kontraktem uwiązana. A że kontraktu nie było, przyjęcia w progi nie było, uprzejmego i ze wszech miar odpowiedniego przedstawienia sprawy nie było - to Risha miała burmistrza w nosie. Tym bardziej, że o wiele poważniejsza sprawa zaprzątała teraz jej myśli.

Dobry nastrój Rishy przysłonił się jednak ciemniejszym całunem, kiedy od stołu odstąpił dość posępny Rulius. Skierowane do niej pożegnalne słowa sprawiły, że dziewczyna przez moment odprowadzała barda wzrokiem, a potem spojrzała na chwilę gdzieś w bok. Minę na jej twarzy można próbować by określić jako mieszaninę niezrozumienia, zrozumienia, goryczy i rozbawienia, bo z pewnością żadną z tych rzeczy nie było z osobna. Nie dało się jednak powiedzieć, że tropicielka straciła rezon - jeśli tak, to nikt nie wiedziałby nawet kiedy. Po tym, jak towarzystwo opuścił również Mago, Risha z beztroskim uśmiechem skierowała się do pozostałych:
- Jak widać, szkoda tracić dnia na czcze gdybanie - wykrzywiła się w półuśmieszku. - Życzę smacznego przy plackach. Mam nadzieję, że będą wam smakować co najmniej tak bardzo, jak Ruliusowi, ale sama sprawdzę je później. Teraz szkoda tracić światła słońca, więc udaję się jeszcze na krótki krajoznawczy spacer - mrugnęła. - Został mi jeden ślad, którym nie zdążyłam się dziś nacieszyć. A co do chatki - skierowała do Tengira - to jesteśmy na jutro umówieni.
I z szerokim, rozbawionym uśmiechem tropicielka opuściła karczmę.

Las powitał ją w takim samym stanie, w jakim był, kiedy opuszczała go kilkanaście minut temu - może tylko nieznacznie milej było jej wkroczyć w jego zielone odmęty, kiedy nie musiała martwić o przypadkowe dotarcie do owianej grozą chatki. Mimo wszystko nastrój, jaki panował w jej duszy nie cechował się szczególnymi nadziejami. Nie chciała wiele obiecywać sobie po tropie, jaki miała zamiar zbadać, a ciągłe myślenie o czyhającym w puszczy skocznym humanoidzie za nic nie dawało jej spokoju. Gdyby tego było mało, do niespokoju tego dołączyły teraz całkiem nowe myśli. Za dużo się działo jak na jedną dobę, za dużo ludzi, za dużo słów, za dużo głupoty i błahostek. To po prostu nie był jej świat, nie jej rzeczywistość, i nic dziwnego, że już odczuwała nią zmęczenie. Już... Parsknęła cicho pod nosem. Wytrzymała w sumie ponad dwa tygodnie, dwa długie i męczące tygodnie, które w normalnych okolicznościach śmignęłyby jak zaczarowane. Kiedy się jest na swoim miejscu, nie czuje się biegu czasu. A wszystko to w imię czego?
Szybki marsz smagał jej długimi kosmykami na wszystkie możliwe strony, odsłaniając widniejący na przedzie płaszcza haftowany symbol.

Kiedy Risha wróciła w bliskie okolice Południowych Dębów, panował już wczesny wieczór. Słońce skryło się za horyzontem, przechowując swój promienny blask do rana, a jasna kopuła księżyca lśniła na gęsto ugwieżdżonym niebie. Tropicielka nie pojawiła się jednak w osadzie; osadę w zasadzie ominęła lekkim łukiem, ani na moment nie spoglądając na dochodzące spomiędzy drzew światła. Nie. Jej kroki skierowały się bezpośrednio ku jeziorku, gdzie, znalazłszy niewielki, przytulny zakątek, zatrzymały się tuż przy linii brzegu. Ciemna, gładka tafla jeziora była jak dywan, który w magiczny wręcz sposób zapraszał, by na nim spocząć i ukoić na moment wszystkie swoje troski. Dziewczyna niespiesznie zdjęła wszelkie elementy swojego odzienia i bez wahania, jak gdyby czuła się zaproszona do wstąpienia na bal, wkroczyła do krystalicznej wody. I chociaż kąpiel nic nie miała zmienić, chociaż jak zwykle miał nastąpić wkrótce poranek, chociaż żadne odpowiedzi nie miały spłynąć jak boskie błogosławieństwo, to i tak Risha poczuła jak zbawienny dotyk wody odsuwa w cień każdą niepotrzebną myśl...
 
Aeth jest offline