Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2009, 21:52   #412
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wszystko przemija...

Piękno jest materią niezwykle ulotną i nietrwałą. Kwiaty przekwitają, dzieła architektury niszczeją i popadają w ruinę, posągi kruszeją a kolory naniesione ongiś na płótno blakną i tracą wyrazistość. Nawet ludzkie twarze, niekiedy cudne niby anielskie oblicza, stają się nieuchronnie karykaturalnymi maskami. Skóra wiotczeje i pokrywa się siateczką obrzydliwych bruzd.

Wszystko przemija...

Ale Mercedes nigdy nie myślała o starości ani śmierci. Miała osiemnaście lat gdy doświadczyła przemiany. Jej ciało od tamtego dnia pozostało młode i piękne, zdążyła już do tego przywyknąć, zaakceptować, jak fakt, że niebo jest zawsze w kolorze atramentowej czerni. Była piękna. Nie, piękna to słowo, które nie odzwierciedlało w pełni jej blasku. Była olśniewająca. Zniewalająca. Boska. I niby prawdziwi bogowie miała pozostać piękna na zawsze.

Uroda. Była jedyną stałą w jej życiu. Pewnikiem, którego nikt, nawet czas, nie mógł jej odebrać...

A teraz z absolutnym niedowierzaniem wpatrywała się w swoje dłonie. Zawsze gładkie i smukłe, a obecnie powykręcane szkaradnie i pokryte ropnymi wysiękami. Wokoło zaczął dudnić przenikliwy upiorny śmiech. Z trudem rozpoznała w nim swój głos.
- To tyle? - wrzasnęła a echo zawtórowało jej jeszcze kilka razy. Dźwięk odbijał się od wilgotnych kamiennych ścian i wrócił do niej w jakimś szalonym wydaniu. - Tylko na to cię stać?

Podeszła do pary zajętej sobą kochanków. Ze złością szturchnęła Lasalla w jego, jak zwykle nienaganny, biały garnitur. Ale on zdawał się jej nie zauważać. Niewzruszony pieścił i całował kobietę, którą trzymał w ramionach. Czy mogła nią być Carmen? Ortega w to wątpiła.

- Ciebie tu nie ma! Ty nie żyjesz! - znowu trąciła ramię Antoina a zaraz później wbiła ze wstrętem palec w kobietę. - I ciebie nie ma również! Nie masz prawa tu być. Jesteście tylko wytworem mojej wyobraźni!

Obróciła się kilka razy dookoła własnej osi i znów krzyknęła, do nikogo w szczególności, po prostu w przestrzeń.
- Przyszłam tu po kamień i nie wyjdę bez niego, słyszysz?

Korzystając z nadwrażliwości wyostrzyła wszystkie zmysły posuwając się głębiej do wnętrza pieczary. Wodziła dłonią po chłodnej oblodzonej ścianie wypatrując w mroku jakiegoś błysku, który zdradziłby położenie klejnotu.

- Chcesz poczuć mój strach? Niedoczekanie twoje! Myślisz, że przeraża mnie utrata urody? Jeśli takiej żądasz ceny, bierz ją! Bierz i daj mi to po co przyszłam!

Dłonie jej drżały i kręciło jej się w głowie. Złośliwy fantom pozostawiła za plecami nie oglądając się za siebie ani jeden raz. Nie wierzyła, że są prawdziwi. Raczej rezydent tej jaskini wciągnął ją w swoją pokręconą grę. Grę, która miała w zamiarze pozbawić ją nadziei i obudzić obłąkańczy strach. Ale Ortega bawić się z nim nie zamierzała. Z determinacją posuwała się do przodu, przeszukiwała każdy kawałek tego przeklętego miejsca. Co zabawne, rzeczywiście się nie bała. Po prostu chciała mieć już to wszystko za sobą.
 
liliel jest offline