Kapłan skończył inkantację. Nawet ze swojej kryjówki Thorius słyszał jego nieregularny oddech. Musiało być to nie lada trudne zaklęcie. Ów osobnik, po spakowaniu dziwnego i opasłego tomu, który przyniósł jego nieżywy kompan, ruszył w korytarz wskazany wcześniej przez świetlistą wstęgę.
Ledwo kapłan zniknął w mroku, Thorius wychylił się z zamiarem podążania za kapłanem, zapomniawszy zwyczajnie o ślepiach. Zaraz jednak schował się z powrotem. Na szczęście pozostał niezauważony.
Pokraczne bestie, które wychynęły, nie przypominały niczego, z czym by miał dotychczas do czynienia. Były stosunkowo niskie, nawet jak na jego gust, a także bardzo podobne do siebie, wręcz jakby były swoimi lustrzanymi odbiciami.
Nie było żadnych odróżniających ich cech. Te same kaprawe oczka, to samo niski czoło i ostre sterczące uszy. Każdy ze stworów miał błony pomiędzy łapami, a mimo to poruszał się w dziwnym przykurczy. Ich skóra lśniła w ostatnich odblaskach pochodni kapłana.
Na tyle, co zdążył zobaczyć, miał przed sobą około dziesiątki tychże pokracznych stworów. Jeden, widocznie przywódca,pierwszy obwąchał truchło i gestem ręki nakazał zabranie go. Trójka jego towarzyszy zabrała go do korytarza, z którego przyszły, reszta natomiast ruszyła za przywódcą. Niestety, szli oni w stronę korytarza, w którym zniknął kapłan. Thorius odczekał chwilę i już chciał ruszyć, gdy dostrzegł jasny błysk który rozświetlił korytarz. Po chwili dało się słyszeć donośne krzyki i odgłosy walki. Kapłan został zaatakowany przez dziwne stwory.
Krasnolud rozważyć musiał wszelkie możliwości. Kapłan był osłabiony, a potworki przeważały liczebnie. Nie znał także siły tych, jak zaczął ich w myślach nazywać, Gargulców. Nie mógł w tej sytuacji podjąć zbyt radykalnych działań. Wizja dotarcia do Korony stanęła mu przed oczami.
"Może pomóc kapłanowi? Albo poczekać aż i jego wyniosą? Tylko czy wtedy sam nie wpadnę w tarapaty?" - myśli kołatały się w głowie krasnoluda. - "Może powinienem poszukać kogoś do pomocy? Tylko co wtedy zrobimy z Koroną?".
Myśl o - jak mu się zdawało - bliskości niezmierzonego skarbu przesądziła jednak sprawę. Thorius obficie splunął flegmą na ziemię i poprawił tobół na plecach. Wyszedł z ukrycia i małymi kroczkami, lekko pochylony, zaczął zmierzać do korytarza, w którym zniknął wpierw kapłan, a później i Gargulce.
Uważając, by nic na niego nie "wyskoczyło", penetrował wzrokiem ciemne korytarze wokoło. Na tyle, na ile udało mu się dostrzec coś w tych ciemnościach. Poruszał się szybko, ale najciszej jak tylko mógł...
__________________ Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?
<Wielki comeback?> |