Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2009, 22:10   #415
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kuszenie

Potem Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby tam kusił Go diabeł.
Po czterdziestu dniach i nocach postu odczuwał głód. Wtedy zbliżył się do Niego kusiciel i powiedział:
"Jeśli jesteś Synem Bożym, rozkaż, żeby te kamienie stały się chlebem".
Lecz On mu odpowiedział:
"Napisano: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale tym wszystkim, co pochodzi z ust Boga".
Wtedy zabrał Go diabeł do Świętego Miasta, postawił na szczycie świątyni i powiedział:
"Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół. Napisano bowiem:
Swoim aniołom wyda polecenie o Tobie.
Na rękach będą Cię nosić,
abyś nie uraził o kamień swojej nogi".

Ewangelia wg Św. Mateusza


Mercedes

Nagle ciała kochanków znieruchomiały, a po chwili ich kształty zaczęły jakby nabierać wyrazistości i zatracać kolory. Na oczach Mercedes splecone postacie stopiły się ze ścianą korytarza, stając tym samym jedyne większą nierównością.
Po tym zdarzeniu, wampirzyca zaobserwowała też, że zmiany jej ciała zniknęły. Znów była piękna, a jej skóra gładka i pozbawiona niedoskonałości.
Więc to nie urody żądał demon....

Została zupełnie sama, bez odpowiedzi na swoje wezwanie, bez wskazówki, że ktoś naprawdę jej wysłuchał. Cóż więcej pozostawało jej niźli wyruszyć w dalszą wędrówkę?

Znów zatraciła poczucie czasu idąc przed siebie wciąż i wciąż, jak prowadził ją tunel. Na szczęście droga była tylko jedna, dlatego Ortega z determinacją podążała ku obranemu celowi – chciała zdobyć cudowny kamień dający moc władania żywiołem ziemi.

Wtem za zakrętem, na końcu drogi zauważyła silniejsze, czerwonawe światło. Ognista łuna pulsowała delikatnym, aczkolwiek zdecydowanym blaskiem. Wreszcie! Wreszcie wampirzyca dotarła do legowiska Ognistego Byka. Wreszcie też mogła stoczyć walkę, by zginąć ostatecznie lub okryć się chwałą.

Wraz ze zmniejszającą się odległością, rósł niepokój Mercedes, bowiem nic nie wskazywało na to, że jest oczekiwana, a to oznaczało tylko jedno – pułapkę! Toreadorka ani przez moment nie wątpiła, że została zauważona. Chciała, aby tak było, by Antoine i jej siostra byli tylko próbą, którą ona przeszła, dzięki sile woli i...

"Oni nie mogli być prawdziwi..."

Stanąwszy pod łukiem, za którym rozpościerało się spore, ozdobione świecami pomieszczenie, Ortega syknęła z obrzydzenia. Krzyż! Tuż nad wejściem ktoś zawiesił ten cholerny symbol chrześcijaństwa! Czyżby demon był wierzącym katolikiem? Tego dopiero jej brakowało...

Jednak zamiast stworzenia piekielnego w grocie oczekiwał Mercedes nie kto inny, jak zwykły ksiądz.


Starszy mężczyzna spojrzał na nią ponad okularami bez cienia złości, a na jego usta wypłynął pełen ciepła i życzliwości uśmiech.

- Witaj, moje dziecko. – rzekł dobrotliwie – Czy poszukujesz drogi do zbawienia?


Robert, Alexander

Zirytowany, nie tylko z powodu tego, że przyszło mu robić za chłopca na posyłki (co go już i tak porządnie wkurwiało), ale także z uwagi na wiadomości, które posiadł, Alex wpadł do gabinetu księcia bez pytania. Zastał Aligariego, zapatrzonego w złota gałkę swej laski. Zamiast jednak dociekać przyczyny strapionego oblicza Ventrue, młody Bruja, wyrzucił z siebie najnowsze wiadomości jednym, ledwo zrozumiałym ciągiem:

- Nosferatu w mieście chyba nie ma, nawet jego szczurów coś nie widać. I ogólnie za chuja nikogo z naszych nie umiałem znaleźć! Telefony mają powyłączane chyba: Karol, Artur i te dwie cizie z Toreadorów, bo ciągle tylko „poza zasięgiem”. Już mnie coś brało, ale się okazało, że przydupas tej całej Mercedes wrócił właśnie z gór, gdzie ponoć odwiózł swoją panią i jej córkę. No i do tego właściwie moja wiedza się sprowadza, bo wyszedł przy okazji inny problem. Mam niemal pewność po telefonach do moich braci z klanu, że oni coś szykują. Pytali mnie o księcia i o to czy wiem o jakimś przymierzu z Sabatnikami. Jak babcie kocham, ja nic nie gadałem, ale... George chyba wie...

I jakby na potwierdzenie tych słów na parkingu przed posesją zaryczały silniki wielu motorów. Po odgłosach, dało się poznać, że maszyny zajechały na plac, a nastepnie ustawiły się w półokręgu.

„Szyk bojowy.
” – pomyślał Alex.

- ALIGARII!!! – usłyszeli ryk George’a, który przebijał się nawet przez warkot motorów – Wyjdź tu, papierowy królu! Wyjdź i udowodnij, że nie układasz się z Sabatem. Wyjdź i dowiedź swej prawości! A jeśli nie potrafisz... nie tylko zajebię twoich kurwich gości, ale i ciebie! Choćbym miał przejść po trupie syna! Słyszysz?! Słyszysz mnie Aligarii?!!!

Drzwi do gabinetu ponownie się otworzyły i niczym wyrzut sumienia, wrzód na tyłku, pojawiła się w nich para „pomagierów” z Sabatu.

- Coś chyba twoi poddani srają na żelazne listy. –zauważył z błyskiem ironii w oczach J.B.
- Nic to nie zrobi. – odezwała się Sonya Trza napierdalać! Oni albo my. Tako jest każdem czasem. Ty nas zwolni z obietnicy. – zwróciła się do jeszcze bledszego niż zazwyczaj Roberta.


Shizuka

Z uporem i wytrwałością, które zapewniało jej wampirze ciało, Japonka szła po kamiennych wertepach. Synchroniczne ruchy oraz wysiłek fizyczny, koiły nerwy, przywracały harmonie duszy. I choć wciąż troskała się o Matkę, była zupełnie opanowana, dotarłszy do wielkiej jaskini skalnej. Naprawdę nie sposób było pomylić drogę, bowiem monumentalne wejście dało się dostrzec już z promienia kilkuset metrów. Miejsce dodatkowo zapierało dech w piersiach, swoim surowym pięknem, będącym jakoby kwintesencją całej wyspy. Aż dziw, że nie zaglądały tu żadne wycieczki. A może wcale nie było się czemu dziwić, biorąc pod uwagę legendę tego miejsca?

Uzbrojona w wewnętrzną siłę i spokój ducha, Shizuka przekroczyła próg Bramy Piekieł. Pod swoimi stopami nagle usłyszała plusk. Mimo wysilania wzroku, nie potrafiła jednak przejrzeć otaczającej jej bariery ciemności. Kolejny plusk.... i kolejny.... szła tak, aż przed sobą natrafiła na skalną ścianę. Wciąż opanowana Toreadorka zaczęła dłońmi szukać przejścia i natrafiła na nie na wysokości swoich kolan. Musiała więc schylić się i pokonać barierę na czworakach. Kiedy jednak tego dokonała... stanęła oniemiała.

Oto przed nią roztaczał się zupełnie surrealistyczny obraz bezkresnego morza i nieba o kolorze zachodzącego słońca. Wszystko tez było spowite mleczną, niemal namacalną mgiełką. Spojrzawszy pod stopy Arakawa zauważyła, ze oto stoi na małym występie skalnym i jeden krok, mógłby strącić ją do wody. Na szczęście jednak niedaleko przed kamieniem, był kolejny, a potem kolejny, tworząc ścieżkę ku...


...czemuś.

Shizuka wyruszyła więc w dalsza drogę, wiedząc, że tylko w ten sposób może dotrzeć do Matki i być może ją uratować. Nie mogła się zatem ociągać, musiała...

-Aaaa! – okrzyk bólu i zdziwienia wyrwał się spomiędzy jej warg.

Poślizgnąwszy się na mokrym kamieniu, jej obuta w but stopa zanurzyła się w cieczy, która nagle zabulgotała, parząc dotkliwie niby kwas. Na szczęście jednak, gdy tylko wampirzyca znów stanęła na kamieniu, ból zelżał, sprowadzając się do lekkiego ćmienia, świadczącego o tym, że zadana przez wodę rana, była realna.

Pilnując już ścieżki, Shizuka kroczyła po kamieniach ostrożnie, dbając o to, by więcej się nie poślizgnąć. Przez to też nie zauważyła nawet jak przed nią, na jednym z wodnych stopni pojawił się ludzki kształt. To był Roland! Przywódca Malkavian stał blady i wyprostowany, jakby przyrósł do swego kamienia. Kiedy zaś Toreadorka zbliżyła się do niego, rzekł z pretensją:

- Pozwoliłaś mi umrzeć! Ty, która mogłaś uratować nas wszystkich, gdybyś tylko nie była taką łajzą i nie rozczulała się nad sobą. Uratowałabyś nas oboje. Czy nic dla ciebie nie znaczyło, że naraziłem dla ciebie życie? Czy naprawdę tak mało znaczą dla ciebie inni?! – jego oblicze wykrzywił gniew - Nie ma przejścia, dla takich jak ty! Zepchnę cię, jeśli tylko spróbujesz przejść obok.


Artur, Karol

Ryk silnika samochodu mącił spokój okolicy. Dwaj kainici w terenowym aucie jechali na tyle szybko, na ile umożliwiała im to prawie niewidoczna droga. Dopiero opuściwszy równe jezdnie Reykiawiku, można było zrozumieć, dlaczego większość samochodów tuziemców stanowiły niezbyt estetyczne, lecz za to bardzo wytrzymałe jeepy. Wybranie się bowiem w taką trasę normalnym autem było z pewnością niemożliwe, skoro nowy, dobrze utrzymany samochód terenowy, którym poruszali się Karol i Artur, nieraz z trudem pokonywał kolejne wyrwy i usypiska.... aż do teraz.

Wciąż trzymając dłoń na gałce drążka od skrzyni biegów, jakby zaraz przejazd kolejowy miał być otwarty i umożliwić dalsza drogę, Portman wpatrywał się z niedowierzaniem w równy, zbudowany z samych kamieni murek, przebiegający od jednego wzgórza do drugiego w taki sposób, żeby całkowicie uniemożliwić przejazd podróżnym.

- I co teraz? – zapytał ni to Nosferatu, ni to samego siebie.

Zirytowany tak banalną przeszkodą Lipiński, zamiast odpowiedzieć, po prostu otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Zamierzał przyjrzeć się wysokiej na pół metra barykadzie. Jak się okazało, była to konstrukcja misterna w swej prostocie – zbudowana jedynie z kamieni (idealnie do siebie dopasowanych) i powciskanych w przerwy patyków. Żadnego budulca, żadnego cementu czy piasku...

Nagle uwagę Karola przyciągnęło coś jeszcze. – delikatna łuna tuż za wzgórzem, która zapewne wiązała się z obecnością człowieka.


- No to sprawca namierzony. – podsumował Artur, który również opuścił pojazd.

Kainici skierowali się w stronę rozpraszającej mrok nocy jasności. Wystarczyło, aby weszli na bliskie wzgórze, i już dostrzegli zarys niedużej szopy oraz ognisko, przy którym siedziała jakaś postać. Zbliżywszy się nieco, mężczyźni obserwowali reakcje nieznajomego, ten jednak zdawał się zwyczajnie drzemać.

Dopiero, kiedy znaleźli się tuż obok, nieznajomy o wyglądzie pasterza owiec, poderwał się i spojrzał na nich z przestrachem. Nie dostrzegając jednak żadnej broni w ich rękach, rozluźnił się odrobinę i zdobył na pozdrowienie.


- Witajcie nieznajomi. Śmiało, zapraszam! Jestem Ulv – pasam tutaj owce. Przysiądźcie się ogrzać, jeśli chcecie. Kto by pomyślał, że ktoś tu...
- Czy to ty zasypałeś drogę?
– przerwał mu w pół słowa Karol. Od czasu porwania Marry i od momentu, kiedy zaczął czuć pulsowanie kryształu przy skórze, cierpliwość nie należała do jego cnót.
- Drogę? – zdziwił się pasterz – Znów zasypali? Ech, oni naprawdę nie zamierzają popuścić...
- Oni czyli kto?
- No, Elfy przecie.
Ulv uśmiechnął się tak, jakby odpowiedź była najbardziej oczywista na świecie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 20-06-2009 o 23:00.
Mira jest offline