Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2009, 22:24   #14
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W miarę jak wyrwidrzew bezgłośnie podejmował decyzję, elf patrzył na niego z narastającym niepokojem, który potem przerodził się w złość malowaną na jego twarzy.

Spodziewany wybuch nastąpił kiedy DS. 10-43 zapytał o paliwo.
- Co ja słyszę?! I to od wyrwidrzewa. WYRWIDRZEWA! Zostałeś stworzony by niszczyć, nie mieć wątpliwości czy marzyć o swoim cholernym lesie.

- Spójrz na te swoje blachy. – podszedł i kopnął konstrukta w pokrytą grubymi płytami nogę. – Czy zostały stworzone do podlewania kwiatków? NIE. NIE, KURWA. Każdy, powiadam każdy, ma swoje zadanie na tym świecie. Gdybyś został stworzony do podlewania, plewienia i reszty tego ogrodniczego gówna, miałbyś tu pierdoloną konewkę a nie ostrą jak brzytwa piłę. Usłysz mój głos, wyrwidrzewie – zostałeś stworzony w pewnym celu. Potem ktoś cię ożywił również w pewnym celu.

- Ludzie, orkowie i wszyscy inni chcą cię zniszczyć. Zastanawiałeś się kiedyś czemu? Nie interesowało cię nigdy co jest takiego w tobie, że wszyscy cię nienawidzą? Powiem ci. Oni się boją – boją się tej mocy, tej potęgi jaką masz! A ty jej unikasz za wszelką cenę. Chciałbyś tylko podlewać kwiatki i plewić chwasty w swoim ukochanym Ashenvale, które jest twoją ostoją spokoju i wewnętrznego rozwoju. Gówno prawda. Ashenvale jest punktem spornym między orkami a nocnymi elfami.

- Mógłbyś o niego walczyć. Mógłbyś pomóc sprawić, że ten las rzeczywiście będzie spokojnym miejscem, ale wolisz podlewać kwiatki i plewić chwasty. Pomyśl, przecież tak to lubisz – może dojdziesz do jakichś konstruktywnych wniosków. I tak, czytam w twoich myślach. W myślach was wszystkich.

Kiedy elf skończył, jego twarz wyrażona była kolorem głębokiej czerwieni, zaś on sam dyszał ciężko. Podniósł dumnie głowę, odwrócił się i odszedł w stronę przejścia najpewniej by upewnić się że wszystko pójdzie sprawnie.

Czy raczej chciał odejść, bowiem za nim pojawił się nagle troll, który zaczął go… masować.
- Neeeeerwus. – mówił Hyjjil masując elfa jednocześnie ruszając ramionami próbując imitować jakieś dziwne gesty. – Luuuuzik, bracie!

Niezwykle szybkim ruchem szaman został odepchnięty tak że aż upadł, zaś elf stał przez chwilę nad nim w napięciu celując w niego palcem. Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, jednak w końcu wypuścił powietrze z płuc i znów podniósł dumnie głowę, by następnie zrobić to co zamierzał wcześniej – pójść do portalu.

W międzyczasie w tartaku pozostała dwójka – Gelerar i Feriel, najwyraźniej nie próżnowali. Pierw dało się słyszeć głośne plaśnięcie, następnie elfka wystrzeliła z budynku szybkim krokiem dającym bardzo jasno do zrozumienia wszystkim zebranym, że jest teraz bombą zegarową i że nie należy do niej podchodzić.

Może przypadkiem, a może celowo szła ku portalowi, jednak faktem pozostawało, że Gelerar nie przejmował się jej obecnym, wybuchowym nastrojem.
Kapłan wyszedł z tartaku i kierował się ku elfce tym dziwnym krokiem mówiącym „knuję coś… coś”. Jego prawy policzek był teraz bardzo, bardzo czerwony i to nie od rumieńca.

W ten sposób, prędzej czy później, wszyscy znaleźli się przy portalu, który był idealnie okrągłym, pionowym skupiskiem energii, które było swojego rodzaju lustrem – było w nim nawet widać was i jaskinię tak jakby to rzeczywiście było lustro, tylko mocno rozmazane.

Elf stanął obok niego bez słowa. Pierwsza przeszła, bez zastanowienia, Feriel wraz ze swoim zwierzęcym towarzyszem. Wyglądało to tak, jakby elfka zrobiła wszystko, absolutnie wszystko, byle by być dalej od kapłana – portal stanowił dla tego więcej niż idealne rozwiązanie.

Za tą dwójką podążył we wiadomym celu kapłan z wciąż intensywnie czerwonym policzkiem. Następnym był paladyn, który po krótkim spojrzeniu w oczy elfa wkroczył w portal. Po nim, wzruszywszy ramionami, wszedł Hyjjil.

Ostatni był DS. 10-43 – wyrwidrzew potrzebował chwilę, lub więcej niż chwilę, na przemyślenie ostatnich słów elfa, jednak w końcu zdecydował się i również przeszedł przez przejście.

Za portalem…


Widzieliście… obrazy. Mnóstwo obrazów – migały wam przed oczami tak szybko, że ledwie je rejestrowaliście. Las, topór, strzała w locie, szpon, krew, czyjaś twarz, księga, lód, miecz, miecz, miecz… Ostrze mrozu?

Nie zdążyliście się upewnić czy rzeczywiście widzicie broń Rycerza Śmierci Arthasa, późniejszego Króla Lisza, bo obrazy znów zaczęły wariować, lecz tym razem o wiele szybciej – nie mieliście już szans rozumieć tego co widzicie. Jednak tym razem również słyszeliście… głosy… słowa!
- Dziś... nie… spójrz prawie w oczy… nie możesz… - za każdym razem mówiła inna osoba, co tylko utrudniało zrozumienie tego wszystkiego. – Mój… oszukałeś… zemsta… żałosne… mój… dusza… nie… nie… nie… ARTHAS!!

Ostatnie słowo, wykrzyknięte przez męski głos z pełnią gniewu i tak przepełnione nienawiścią, iż mogłoby stanowić okrzyk bojowy niejednej wielkiej bitwy, okazało się końcem waszej wędrówki.

Spostrzegliście nagle, że wisicie w powietrzu przepełnionym zapachem drzew i żywicy. Spadliście wszyscy po chwili na względnie miękką leśną ściółkę. No… prawie wszyscy – Gelerar wylądował na drzewie siedząc na sporej gałęzi. Siłą rzeczy taki upadek spowodował ogromny ból… w oczywistym miejscu.

Kuląc się, kapłan spadł z gałęzi i dołączył do reszty „drużyny” leżącej na ściółce i otrząsającej się z szoku. Chwilę później zobaczyliście las w którym przyszło wam wylądować.


Drzewa były wysokie, zdrowe i jakby magiczne. W powietrzu oprócz śpiewu licznych i różnorodnych ptaków dawało się słyszeć… śpiew, czy raczej melodię nuconą przez piękną kobietę.
Można by pomyśleć, że to był las Ashenvale, lecz tam drzewa były o wiele starsze – ich konary były o wiele grubsze, a ich liście fioletowe.
Jeśli więc nie był to las Ashenvale, musiał to być las Quel’thalas – ostoja wysokich, później krwawych, elfów gdzie praktykowały w spokoju arkana magii, co było najczęściej ich jedyną pasją życiową.

- Gee… - powiedział nagle Hyjjil podnosząc się z ziemi. – Ale gdzie my jesteśmy?
Jakby na zawołanie usłyszeliście, obok śpiewu ptaków i magicznej melodii, stukot kopyt. Podstawowa dedukcja podpowiadała wam, że tam gdzie stukot kopyt, tam muszą być konie, trakt i jeźdźcy.

- Pójdę zapytać! – krzyknął ochoczo Hyjjil i ruszył w kierunku z którego dochodził dźwięk, jednak został szybko przez kogoś powstrzymany, ponieważ nieco zaawansowana dedukcja podpowiadała, że skoro to las Quel’thalas to jeźdźcami muszą być wysokie elfy.
Gdyby natomiast taki elf spotkał się z trollem, to jakby wymieszać ogień z wodą – oboje nie mogą współistnieć w tak bliskiej obecności.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 20-06-2009 o 22:32.
Gettor jest offline