Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2009, 00:49   #14
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
- Pani Cherrytwig, cóż za spotkanie – zabrzmiał znajomy głos tuż obok niej. – Eve Calldwell, poznałyśmy się jeszcze w San Diego, jestem wielką wielbicielką pani prac.

Czarnowłosa uśmiechała się. Widocznie i ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miały już okazję się poznać – w zdecydowanie bardziej sprzyjających warunkach.
- Witam – odparła Rebecca odwzajemniając uśmiech. – Bez wątpienia niezwykłe spotkanie.

W tym samym momencie zabrzmiał dzwoneczek i winda powoli ruszyła do góry. Mijali kolejne piętra, a Rebeka czuła coraz większy niepokój. To wszystko przez De La Mesas. Gdyby nie on, z całą pewnością czułaby się o wiele lepiej.

Ciche „dzyń” i drzwi windy otworzyły się. Torreadorka postawiła pierwszy krok na krwistoczerwonym dywanie i uśmiechnęła się smutno. W ustach znów przez chwilę czuła metaliczny posmak szkarłatnej cieczy. Dobrze znała ten smak, może nawet lepiej, dokładniej niż jej towarzysze. Przez chwilę poczuła się jak wtedy, gdy całe lata temu była tylko skatowanym ciałem i duszą modlącą się o rychłą śmierć. To wtedy w jej życiu ponownie pojawiła się Rosalie. Była taka piękna, zupełnie jak za dziecinnych lat.

Z zamyślenia wyrwał ją trzask tłuczonego szkła, gdzieś za drzwiami, ale bardzo blisko. To, co wydarzyło się chwilę później wydawało się Rebece filmem w zwolnionym tempie. Lancaster wchodzi do pomieszczenia. Odłamki potłuczonego szkła chrzęszczą pod jego stopami. Mocny powiew chłodnego wiatru otwiera drzwi do jadalni. Błysk zapalanego światła i z tuzin wampirów obraca się w proch w czasie krótszym niż jedno mrugnięcie okiem.

Kolejne wspomnienie nasunęło jej się przed oczy, zupełnie wbrew jej woli. Proch, wszędzie proch i dym wydobywający się bez ustanku z dwóch wysokich kominów. Ludzkie głosy, nawoływała, płacz i dym spowijający wszystko. Dym przesłaniający niebo, dzień i noc, bez ustanku, ozłocony blaskiem jutrzenki i różowiący się w ostatnich promieniach zachodzące słońca.


Jakiś impuls wyrwał ją z więzienia własnych myśli. Coś zapiekło boleśnie gdzieś na ramieniu. A może tylko jej się zdawało? Przeciąg otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia. Przez chwilę Rebecca chciała zawołać, że niczego tu nie ma, jednak w porę spostrzegła swój błąd.

Pan Stanford stał na parapecie mocując się z klamką. Małe drewniane rączki wreszcie otworzyły okno. Kukiełka uśmiechnęła się nieprzyjemnie i runęła w dół. Po tym, co przeżyła z Rosalie, Rebeccę nic już nie powinno zdziwić, a jednak widok samotnego Pana Stanforda tak właśnie na nią podziałał.

Aż strach się bać”- pomyślała wampirzyca i zorientowała się, że zaledwie kilka minut wcześniej, w windzie, wypowiedziała w myślach dokładnie to samo zdanie. Świadomość tego wcale nie poprawiła jej humoru.

Zgromadzeni po kolei wypowiadali swoje zdanie na temat zaistniałej sytuacji
- Myślę, że teraz powinniśmy się skupić na tym, by przekonać pana De La Mesas, że opłaca mu się zachować to w tajemnicy – odezwała się wreszcie rudowłosa. – Mam rację, prawda Jesus?

Sposób w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie miał w sobie coś z poufałości, a może była to tylko kokieteria? Nie zmieniało to jednak faktu, że Rebecca na moment przypomniała sobie czego dowiedziała się o mężczyźnie od Rosalie. Znała go, było to tak niedawno, a jednak całe wieki temu.

Uśmiechnęła się do Jesusa, może nie z sympatią, ale jednak bez agresji. Uśmiech jednak szybko spełzł z jej twarzy. Coś się stało, coś najprawdopodobniej niedobrego. Eve zachwiała się lekko, oparła się ręką o ścianę, by nie upaść.

- Eve, nic ci nie jest? – zapytała Rebecca ze szczerą troską. – Coś się stało?
- Księga, nie ma jej. To coś zabrało księgę –odparła wampirzyca, z trudem opierając się o ścianę.
- Księgę? – grymas zdziwienia z całą pewnością nadał jej twarzy dość komiczny wyraz, ale to nie miało teraz znaczenia. – Co to była za Księga?

Rebecca próbowała podeprzeć Eve, by nie osunęła się na zasypaną odłamkami szkła podłogę. Niewiele to jednak pomogło, bo czarnowłosa wampirzyca z trudem trzymała się na nogach. Minęło sporo czasu, zanim zebrała w sobie dość sił, by odpowiedzieć na pytanie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 21-06-2009 o 23:43.
echidna jest offline