Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2009, 01:43   #11
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Nie wydaje mi się, Hektorze... -Nosferatu wyraźnie zaakcentował że pamięta go jeszcze z San Diego. -Tytuły Camarilli nie są dziedziczne. Władzę przejmie ten który będzie w stanie ją utrzymać. Tytuły z obcej domeny, dzięki Wiekuistemu nie przechodzą na sąsiednie... zazwyczaj.-mówiąc te słowa nie zaryzykował jednak skrzyżowania spojrzeń z potomkiem Księcia San Diego.- Ucieczka nie jest rozsądnym wyborem, chyba że chcesz, by Łowy które ogłoszono w sąsiedniej Domenie na twoją głowę, jakiś Archont rozszerzył na wszystkie okoliczne lenna Rodziny? -parsknął.-Gdzie wtedy uciekniesz, do Sabatu, do Meksyku? Czy może na modłę Gangreli zakopiesz głowę w piasku pustyni? Zapamiętaj wtedy pod którym kaktusem sypiasz, w nocy łatwo bowiem o pomyłkę. –uśmiechnął się do niego. Sytuacja zdecydowanie nie sprzyjała żartom, ale gdyby Hektor wpadł w szał można by tym tłumaczyć pewne zamieszanie…



-Może ktoś z naszych uzdolnionych kompanów zaprezentuje nam prawdziwą sztukę dedukcji? –Damian obrzucił zgromadzonych licznie Torreadorów wymownym spojrzeniem.


-Musimy działać szybko. Jeśli ktoś nie zauważył właśnie w proch obrócili się prawie wszyscy nasi protektorzy. Ja wiem, że widok tych kupek prochu ładnie ilustruje kruchość naszej czy to egzystencji czy też władzy, ale naprawdę, jeśli nie będziemy teraz działać sprawnie, to wkrótce dołączymy do nich…

***

Hektor prychnął wesoło. Nad wyraz szczerze i radośnie, ale po chwili mina mu zrzedła.

-Niestety na mnie nie bardzo w tej kwestii możecie liczyć, to nie moja działka. Jestem dobry jeżeli chodzi o ucieczkę… albo rozpierdalanie i pakowanie w kłopoty.- to ostatnie wypowiedział ciszej i jak by z żalem do samego siebie.

***

Nosferatu czekając na reakcję Torreadorów na jego sugestię, bacznie przyglądał się Hektorowi. Starał się zapamiętać każdy szczegół, od specyficznego tonu głosu i akcentu, po nerwowe ruchy. Mężczyzna mógł być w przyszłości przydatny, choć zapewne nie w takiej roli jakiej by sobie życzył i oczekiwał...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 21-06-2009 o 19:07. Powód: Dołączony fragment ze strony Madmana
Ratkin jest offline  
Stary 19-06-2009, 02:50   #12
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Eve stała jak skamieniała, jej puste spojrzenie utkwione było w kupkach popiołu spoczywających na eleganckich, obitych aksamitem w kolorze butelkowej zieleni krzesłach. Przez okno, przez które przed chwilą wyskoczyła drewniana kukiełka, wpadł nagły powiew wieczornego wiatru. Prochy, które przed chwilą były jeszcze najpotężniejszymi wampirami w tym mieście, zatańczyły niczym płatki śniegu w powietrzu. Z gracją opadły na podłogę. jeden mały pyłek spoczął na policzku Toreadorki. Niczym w transie dziewczyna sięgnęła do twarzy, na drobnej, bladej dłoni spoczywała krucha, drobina, jedyny ślad jaki został po Księciu, a może w tej szarej cząstce zawarta jest mądrość i magia Tremerów, lub może nieokiełznany temperament Brujah?




Co się teraz z nimi stało, czy przepadli gdzieś w bezkresnej pustce, a może jakaś cząstka ich spaczonej klątwą Kaina duszy znalazła ukojenie. Przed oczami stanęła jej wykrzywiona w agonii twarz Marka... Czy umarł będąc człowiekiem, a może już jako wampir? W głębi ducha miała nadzieję, że jednak jako człowiek, a dobrotliwy stwórca, o którym, opowiadał pastor na spotkaniach szkółki niedzielnej, gdy była dzieckiem, przygarnął jego duszę i zaprowadził do lepszego świata. Znajomy głos wdarł się do jej umysłu i wyrwał z jej małego, hermetycznego świata.

- Damian... - na twarzy dziewczyny odmalowało się zaskoczenie przemieszane z radością -Jak mogłam Cię nie rozpoznać!?

- Jak zwykle się ukrywam, a w tej akurat chwili, moja droga, staram się hm... nie rozsypać. Niezależnie czy w wyniku tauamturgicznego zamachu czy też gniewu nazbyt lojalnych sojuszników byłego Księcia. -ostatnia uwaga była wypowiedziana tak by dotarła tez wyraźnie do uszu jego potomka.

- To twoje specyficzne poczucie humoru, tęskniłam za nim - ironiczny uśmieszek ozdobił karmione wargi dziewczyny - Braciszku...

Nie czekając, na zapewne równie kąśliwą ripostę, Toreadorka podeszła do wielkiego stołu, stojącego w centralnym punkcie sali. Szczupłe dłonie spoczęły na gładkiej powierzchni, chłód, drobne szczeliny, przepiękny wzór, który tworzyły intarsje z różnych rodzajów drewna.

Pasja, miłość, czuły delikatny dotyk... mężczyzna gładzi drewno, jakby to była jego kochanka...

Książę przemawia... milknie... wszyscy spoglądają w stronę drzwi do sąsiedniego pomieszczenia... Giną... natychmiast, cicho, bezgłośnie...stają się marnością...nicością...

Jak w transie Eve przemieszczała się po pomieszczeniu, porcelanowe skorupy chrzęściły pod podeszwami jej wieczorowymi pantofelkami. Chłodne, rozbite szkło gabloty, ale nie tak dojmująco zimne jak ręce martwej od lat dziewczyny.

Ten sam mężczyzna, ta sama pasja, pieczołowitość, ten sam kunszt...

Szkło pęka na tysiące małych, świetlistych odłamków...coś wybija szybę... chciwe ręce szukają,szukają... zabiera księgę...

Eve wytężyła wszystkie zmysły, skupiła sie i nic, jakaś ściana odgradzała ją od istoty która splądrowała witrynę. Spróbowała jeszcze raz...fala mdłości zgięła ją w pół, dziewczyna poczuła metaliczny smak krwi w ustach...nadal nic, pustka.

-Księga, nie ma jej. To coś zabrało księgę -powiedziała, z trudem opierając się o ścianę.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 19-06-2009 o 09:23.
MigdaelETher jest offline  
Stary 19-06-2009, 10:57   #13
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Nicolas spoglądał na zebranych w windzie Spokrewnionych. Nie kojarzył zbytnio żadnej z tych twarzy, nie mógł jednak zaprzeczyć, iż obie kobiety były zjawiskowo piękne. Z uwagą wysłuchał słów wypowiadanych przez ciemnowłosą...

Pani Cherrytwig... - powtórzył w myślach, kątem oka wyglądając reakcji na twarzy kobiety o płomiennych włosach. - Eve Calldwell... Panna Eve... - uśmiech mimowolnie wpełzł na jego usta.
Winda dobiła do celu, świnka wyznaczyła kierunek, a pozostali ruszyli posłusznie za komicznym przewodnikiem. Krótki korytarz z dywanem o kolorze uderzającej czerwieni doprowadził ich przed drzwi, drzwi, których nikt nie miał zamiaru przed nimi otwierać. A to coś nowego...

Nicolas rozglądał się po pozostałych towarzyszach, próbując skupić się na czymś innym, niż krzątająca się pod nogami świnia. Z trudem powstrzymywał się od wymierzenia jej kopniaka, zwierzak ostatecznie okazał się co najmniej przydatny. Ciągle wzorowo wywiązując się z funkcji przewodnika, wieprzyk otworzył przed nimi drzwi do pustki...

Cisza, przejmująca, niepokojąca cisza. I ciemność. Nico zaczął bawić się kartami, jakby nieświadomie tasując je w rękach, to go uspokajało. Najpierw musiałem się tutaj przyczołgać, a teraz jeszcze to? Pusty apartament? Może książę przeniósł imprezkę w jakiejś bardziej zaciszne miejsce... Może po prostu nasza grupa przybłędów nie miała się tu znaleźć?

Tik, tak... Cenny czas, czas upływający do kolejnego wschodu słońca upływał. A on stał bezczynnie w durnym hotelu, zamiast siedzieć w kasynie...

Nagle, niespodziewany hałas przeciął wszechogarniającą ciszę - dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy spojrzeli w kierunku źródła dźwięku, jednakże w tej samej chwili drzwi do sali głównej uchyliły się lekko, ulegając powiewom wiatru. Nicolas szybkim krokiem znalazł się obok nich i bez zbędnego przeciągania chciał je otworzyć. Czując obecność Damiana tuż za sobą uchylił drzwi. Głos Toreadora ubranego w panterkę ostudził jednak jego zapędy. W pokoju panował półmrok, toteż pan i władca świnki postanowił zapalić światło. Widok spopielonych ciał Spokrewnionych zasiadających za stołem wywołał lekkie dreszcze na ciele Nicolasa. Niech żyje bal... - w myślach nie skąpił ironii, jednakże nastrój psuł mu wygłaszany przez jednego z kompanów tekst z Ksiegi Nod.

Akcja nie bacząc na odczucia zgromadzonych w sali wampirów postanowiła mknąc naprzód, kolejny irytujący dźwięk dobiegł do ich uszu. W sąsiednim pomieszczeniu zastali jedynie rozbitą witrynę i zniszczoną zawartość, nikt jednak nie skupiał się na niej w tej chwili, gdyż kolejne drzwi kryły prawdopodobnie sprawcę tych wszystkich hałasów.

Ostatni obraz tego smutnego spektaklu przeszedł najśmielsze oczekiwania Nicolasa. Otóż kukła, niepozorna kukła, poruszająca się o własnej woli, a bynajmniej sprawiająca takie wrażenie stała w oknie. Co więcej po paru chwilach poradziła sobie z klamką i wyskoczyła z pomieszczenia. Konsternacja ogarnęła wszystkich obecnych w pokoju.

- Bez paniki. Chyba wszyscy zgodzicie się ze mną, że sprawa która właśnie zaistniała, jak najdłużej powinna pozostać tajemnicą ósemki członków Rodziny która właśnie przebywa w tym pokoju… - słowa wypowiadane przez Nosferatu wyrwały go z otumanienia. Przepełniona sarkazem odpowiedź Hektora wywołała u Nicolasa zdławiony śmiech. Nikt jednak nie zwrócił na to szczególnej uwagi, a dialog ciągnął się dalej.

- Może ktoś z naszych uzdolnionych kompanów zaprezentuje nam prawdziwą sztukę dedukcji? – Damian obrzucił zgromadzonych licznie Torreadorów wymownym spojrzeniem. Hektor dość szybko udzielił wymijającej odpowiedzi. Panna Eve natomiast zabrała się za badanie miejsca tej okrutnej zbrodni.

W myślach Nicolasa tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju... Co zabrano z gabloty? Na szczęście to pytanie bardzo szybko znalazło swoją odpowiedź. Stał tuż obok zniszczonej witryny, gdy panna Eve ogłosiła światu swoje odkrycie.
- To coś zabrało księgę.
Spoglądał na towarzyszkę, która wyczerpana nieco poniesionymi kosztami używanej mocy oparła się o ścianę.

Ciągle jednak milczał... Wolał wysłuchać pozostałych pomysłodawców, jedyne co mógł zrobić to rzucić jakiś złośliwy komentarz... a biorąc pod uwagę towarzystwo w jakim się znajdowali, mogłoby to mieć opłakane skutki. Dlatego nadal milczał. Chrząkanie czas zacząć...
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 21-06-2009, 00:49   #14
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
- Pani Cherrytwig, cóż za spotkanie – zabrzmiał znajomy głos tuż obok niej. – Eve Calldwell, poznałyśmy się jeszcze w San Diego, jestem wielką wielbicielką pani prac.

Czarnowłosa uśmiechała się. Widocznie i ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miały już okazję się poznać – w zdecydowanie bardziej sprzyjających warunkach.
- Witam – odparła Rebecca odwzajemniając uśmiech. – Bez wątpienia niezwykłe spotkanie.

W tym samym momencie zabrzmiał dzwoneczek i winda powoli ruszyła do góry. Mijali kolejne piętra, a Rebeka czuła coraz większy niepokój. To wszystko przez De La Mesas. Gdyby nie on, z całą pewnością czułaby się o wiele lepiej.

Ciche „dzyń” i drzwi windy otworzyły się. Torreadorka postawiła pierwszy krok na krwistoczerwonym dywanie i uśmiechnęła się smutno. W ustach znów przez chwilę czuła metaliczny posmak szkarłatnej cieczy. Dobrze znała ten smak, może nawet lepiej, dokładniej niż jej towarzysze. Przez chwilę poczuła się jak wtedy, gdy całe lata temu była tylko skatowanym ciałem i duszą modlącą się o rychłą śmierć. To wtedy w jej życiu ponownie pojawiła się Rosalie. Była taka piękna, zupełnie jak za dziecinnych lat.

Z zamyślenia wyrwał ją trzask tłuczonego szkła, gdzieś za drzwiami, ale bardzo blisko. To, co wydarzyło się chwilę później wydawało się Rebece filmem w zwolnionym tempie. Lancaster wchodzi do pomieszczenia. Odłamki potłuczonego szkła chrzęszczą pod jego stopami. Mocny powiew chłodnego wiatru otwiera drzwi do jadalni. Błysk zapalanego światła i z tuzin wampirów obraca się w proch w czasie krótszym niż jedno mrugnięcie okiem.

Kolejne wspomnienie nasunęło jej się przed oczy, zupełnie wbrew jej woli. Proch, wszędzie proch i dym wydobywający się bez ustanku z dwóch wysokich kominów. Ludzkie głosy, nawoływała, płacz i dym spowijający wszystko. Dym przesłaniający niebo, dzień i noc, bez ustanku, ozłocony blaskiem jutrzenki i różowiący się w ostatnich promieniach zachodzące słońca.


Jakiś impuls wyrwał ją z więzienia własnych myśli. Coś zapiekło boleśnie gdzieś na ramieniu. A może tylko jej się zdawało? Przeciąg otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia. Przez chwilę Rebecca chciała zawołać, że niczego tu nie ma, jednak w porę spostrzegła swój błąd.

Pan Stanford stał na parapecie mocując się z klamką. Małe drewniane rączki wreszcie otworzyły okno. Kukiełka uśmiechnęła się nieprzyjemnie i runęła w dół. Po tym, co przeżyła z Rosalie, Rebeccę nic już nie powinno zdziwić, a jednak widok samotnego Pana Stanforda tak właśnie na nią podziałał.

Aż strach się bać”- pomyślała wampirzyca i zorientowała się, że zaledwie kilka minut wcześniej, w windzie, wypowiedziała w myślach dokładnie to samo zdanie. Świadomość tego wcale nie poprawiła jej humoru.

Zgromadzeni po kolei wypowiadali swoje zdanie na temat zaistniałej sytuacji
- Myślę, że teraz powinniśmy się skupić na tym, by przekonać pana De La Mesas, że opłaca mu się zachować to w tajemnicy – odezwała się wreszcie rudowłosa. – Mam rację, prawda Jesus?

Sposób w jaki wypowiedziała ostatnie zdanie miał w sobie coś z poufałości, a może była to tylko kokieteria? Nie zmieniało to jednak faktu, że Rebecca na moment przypomniała sobie czego dowiedziała się o mężczyźnie od Rosalie. Znała go, było to tak niedawno, a jednak całe wieki temu.

Uśmiechnęła się do Jesusa, może nie z sympatią, ale jednak bez agresji. Uśmiech jednak szybko spełzł z jej twarzy. Coś się stało, coś najprawdopodobniej niedobrego. Eve zachwiała się lekko, oparła się ręką o ścianę, by nie upaść.

- Eve, nic ci nie jest? – zapytała Rebecca ze szczerą troską. – Coś się stało?
- Księga, nie ma jej. To coś zabrało księgę –odparła wampirzyca, z trudem opierając się o ścianę.
- Księgę? – grymas zdziwienia z całą pewnością nadał jej twarzy dość komiczny wyraz, ale to nie miało teraz znaczenia. – Co to była za Księga?

Rebecca próbowała podeprzeć Eve, by nie osunęła się na zasypaną odłamkami szkła podłogę. Niewiele to jednak pomogło, bo czarnowłosa wampirzyca z trudem trzymała się na nogach. Minęło sporo czasu, zanim zebrała w sobie dość sił, by odpowiedzieć na pytanie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 21-06-2009 o 23:43.
echidna jest offline  
Stary 21-06-2009, 11:11   #15
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Rebeca zainteresowała się swoją "koleżanką" z klanu zapewne tylko z powodu wzmianki o księdze. Jak zwykle Torreadorzy zajmowali się drugorzędnymi sprawami. Żeby móc zajmować się jakąś księgą, nawet jeśli byłaby kluczem do zagadki śmierci wampirów w tej sali, to najpierw trzeba zabezpieczyć się przed dołączeniem do nich i to prędko. Mniej więcej tak szybko jak tylko dowie się o tym ojciec obecnego tutaj Jezusa. Co do Torreadorów, to pomimo wyrażanej troski Damian spodziewał się szybko konfliktu między nimi. W wypadku dtego klanu, nigdy nie opłacało się starać być neutralnym - zawsze w końcu któryś wytknie ci że nie stałeś po jego stronie. Tak, zawsze miało się przynajmniej pięćdziesiąt procent szans, plus oczywiście tyle ile samemu się w takiego robiącego za polityczną tarczę strzelniczą Torreadora zainwestuje...

-Nic ci nie jest, siostrzyczko? -w głosie Damiana kąśliwość mieszała się z szczerą troską o losy Eve. Oczywiście, troska była z pewnością szczera, jednak jej intencje już nie takie oczywiste. Tych dwojga jak zwykle, odkąd poznała ich jej Matka, bardziej łączyły wspólne interesy niż jakieś wyższe uczucie. Jak na członków Rodziny, było to i tak wiele...
-Tylko mi się tu nie rozklej, albo co gorsza nie rozsyp. Odpocznij, choć może nie na tych krzesłach…

Nosferatu dziwiła nieco cisza ze strony ostatniego z przybyłych z San Diego jakiś czas temu uciekinierów. Saemus był może wyjątkowy nawet jak na swój klan, jednak jego milczenie było nad wyraz niepokojące. W zasadzie pogłębiało to tylko grozę sytuacji, że to nie Ventrue od razu stara się zorganizować społeczność i nie stara się oczywiście całkowicie przypadkowo wysunąć na pozycję jej lidera...-Saemus, nie stój tak, stołki są do obsadzenia, konkurencja pewnie już ostrzy kły a Ty drogi kolego co?- poklepał go po ramieniu i uśmiechnął w stronę dwóch obcych mu wampirów.

-Dobrze, ukradziono coś, wiemy już że jakąś księgę. Może to wszystko efekt jakiegoś zabezpieczenia przed kradzieżą? Tremerzy nie takie rzeczy robili już za odrobinę wpływów…-Nosferatu skorzystał z nieobecności jakiegokolwiek przedstawiciela teko klanu, jeśli oczywiście nie liczyć szczątków Primogena w dalszej części Sali. Było to oczywiście celowe, żeby nie wskazać na jego własne z tym klanem konotacje...-Swoją drogą myślę że obok Malkavian to oczywiście jak zwykle u nich trzeba szukać źródła wszelkich problemów. Kwestia jednak "czemu" jest drugorzędna. Najpierw jednak może ustalmy w jakiej sytuacji jesteśmy tu i teraz?

-Książę nie żyje, tym razem na dobre. Tak samo reszta trzęsących miastem wampirów, choć ta laleczka w oknie dała do myślenia w kwestii jej opiekuna. Właśnie, niech ktoś sprawdzi jego stołek czy już tam, za przeproszeniem, osiadł? –westchnął Nosferatu wygłaszając kolejną sugestię pod adresem posiadaczy Nadwrażliwości.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 22-06-2009 o 00:17.
Ratkin jest offline  
Stary 24-06-2009, 20:12   #16
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Stojąc w otwartych drzwiach i patrząc na drewnianą figurkę,która radziła sobie całkiem nieźle bez animatora, Seamus zastanawiał się, w którym momencie przekroczył granicę pecha absolutnego.
Z windy wyszedł jako ostatni - liczył, że uda mu się jakoś schować za plecami innych i w ciszy i spokoju będzie mógł przeboleć całą imprezę. Wtedy jeszcze wszystko było akceptowalne. Później świnka otwierająca drzwi, ktoś z przodu wchodzący pośpiesznie do pomieszczenia. Tutaj jeszcze wskaźnik szaleństwa leży płasko na zerze. Zanim dotarł do drzwi, było już w zasadzie po wszystkim chyba. Równiutkie stożki popiołu rozmieszczone w pokoju zaniepokoiły go trochę, ale zanim mózg porządnie przetrawił informacje, które przekazywał wzrok... Tak. Niezaprzeczalnie wskazówka szaleństwometru sięgnęła poza skale. Niezbyt świadomy tego co robi, uśmiechnął się rozbrajająco i pomachał wyszczerzonej kukiełce. Ta ,jakby tylko czekając na ten znak, wyskoczyła przez okno. Seamus oparł się ramieniem o ścianę i zaczął się zastanawiać. Niestety dla niego trochę za głośno
- Wiedziałem, że to zbyt piękne. Laska nadziabana po uszy... jak mogłem tego nie wyczuć. Debil , Idiota, imbecyl... - zamilkł nagle, rozumiejąc, że mówi na głos. Rozejrzał się szybko i popatrzył po twarzach innych niedoszłych imprezowiczów - A może jednak nie zwariowałem... - kąciki ust powędrowały mu nieznacznie w górę.

Przyglądał się w zamyśleniu wszystkim dookoła. Analizował wszystkie pomysły, które wpadały mu do głowy, powoli przestawał odbierać bodźce z zewnątrz. Z zamyślenia wyrwał go Nosferatu
- Saemus, nie stój tak, stołki są do obsadzenia, konkurencja pewnie już ostrzy kły a Ty drogi kolego co?
- Damian, jakie stołki? Te, które najpierw trzeba pozamiatać, żeby sobie tyłka nie pobrudzić? Wiesz, jakoś podziękuję, dopóki nie będę wiedział jak głęboko w tym gównie siedzimy. Bo to, że jest śmierdzące to już wiemy. Nie chce być wredny i złośliwy de la Mesas, ale z całej naszej ekipy ty siedzisz w łajnie najgłębiej. Nie wiem, czy to twój ukochany tatuś, ktoś inny, czy ta jakże przeurocza marionetka zorganizowała to wszystko, ale wszystkie sznurki idą pośrednio do Ciebie. Na twoje szczęście coś mi mówi, że całe to zamieszanie nie jest wynikiem twoich działań. Proponuję zatem wszystkim odstawić na chwilę niesnaski i znaleźć sprawcę, bo inaczej przyjedzie tu ktoś, kto urwie nam wszystkie kończyny, a później wystawi na dach, żebyśmy popatrzyli sobie na słoneczki. Wbijać sobie noże w plecy możemy dopiero wtedy, kiedy będzie tu spokój. - Seamus przysiadł na jakimś stoliku przy ścianie i rozciągnął kark - I czy ktoś może mi wytłumaczyć, co to za książka o której wszyscy rozprawiacie? Jakoś ostatnio nie miałem czasu na lekturę i chyba wypadłem z obiegu. - zakończył z olśniewającym uśmiechem.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
Stary 25-06-2009, 09:22   #17
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Z zafascynowaniem przyglądał się delikatnej istotce błądzącej po zimnym blacie jeszcze zimniejszymi palcami. Na siłę próbował sobie przypomnieć, kogo mu przypomina. Tak, to właśnie jego matka też wielokrotnie korzystała z tego daru. Zawsze nad ranem gdy wracał z całonocnych balów ona dotykała jego broni, portfela, mankietu koszuli.
„Jak ja tej dziwki nienawidzę.” pomyślał. ”Całe szczęście, że ta tutaj jej nie przypomina, z jednej strony podobne, a z drugiej – ogień i woda, i to z całą pewnością Luizjane była by ogniem.” W spokoju i ciszy przysłuchiwał się dalszej wymianie zdań. Nie umknął jego uszom, czyjś stłumiony śmiech, wzrok Nosferata również dawał o sobie znać. Z jednej strony Hektorowi chciało się z tego wszystkiego śmiać, głośno i opętańczo ale czuł również, że coś gotuje się pod jego skórą, coś niedobrego. Wszystko działo się za wolno, on wolał działać niż gadać. Zwłaszcza, że rozmowa wyraźnie zmierzała do nikąd. Ręką w której wciąż ściskał odbezpieczonego glocka wskazał na puste krzesło przeznaczone dla malkaviana.
-Stołeczek pana Hamiltona jest czysty, proponuje aby był to kolejny obiekt badań naszych uroczych śledczych, warto by też było znać odczucia tego drewienka o ile miało jakieś, więc okno to również dobry trop. Może aby dać pani Calldwel nieco ochłonąć ktoś inny by spróbował?- rzucił na pozór luźno, przyglądając się uważnie pozostałym torreadorom w pokoju.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 25-06-2009 o 09:24.
madman jest offline  
Stary 26-06-2009, 00:02   #18
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Reakcja ze strony Saemusa cieszyła Nosferata niezmiernie. Ventrue to klan który niestety miał czasem tendencje do popadania w niezrozumiałe zastoje nie rzadziej od Torreadorów. Czasem więc trzeba było zastosować wobec nich jakiś pobudzający bodziec. Trzeba w końcu żyć w symbiozie z tymi którzy utrzymywali porządki na powierzchni miast. Przez moment, Nosferatu zaczął rozważać kwestie tego e obecnie „podziemie” tej domeny pozostawało bez troskliwej opieki kogoś z jego klanu, przerwało mu jednak zachowanie Hektora.

Co on chce z tego okna wyczytywać? Wszechmogący, widzisz a nie grzmisz? Co za czasy, żeby Nosferatu miał większe pojęcie o nadnaturalnych zdolnościach Artystów od jednego z nich samych?- westchnął. Powstrzymał się jednak, dopiero teraz mając czas na zauważenie tak mało znaczącego faktu jak trzymany w ręku przez niego pistolet. Z przedmiotów, stojących na drodze do sprawnego działania w tej kryzysowej sytuacji, zabawka Hektora wygrywała w przedbiegach z tajemniczą książką ze zniszczonej gabloty…

Cierpliwość wobec jego infantylnych zachowań sięgnęła granic jego wytrzymałości. Rozumiał, że broń się przydaje, choć co prawda jedyne jej sensowne użycie widział w robieniu dziur w nadmiernie osuszonych śmiertelnikach, tak dla ratowania Maskarady. Oczywiście, by broń była przydatna, trzeba było ja mieć przy sobie. Bal sylwestrowy u Księcia miasta gdzie się jest mocno podejrzanym gościem, nie należał jednak do miejsc, gdzie -rzekomy- Torreador powinien się z takową udawać i nie chodziło tu o fakt że pistolet nie pasował do jego kreacji. Damian z trudem akceptował też fakt, że Hektor najwyraźniej nie pozbył się wciąż śmiertelnej mentalności, odruchowo szukając bezpieczeństwa po „odpowiedniej” stronie lufy broni palnej. Jeśli coś miało zagrażać Księciu i Primogenowi, to marny pistolet naprawdę nie stanowił niczego poza nieco twardszym odpowiednikiem ściskanego przez przerażone dzieci, ulubionego pluszowego misia.

-Przede wszystkim jednak, możesz już przestać wymachiwać tą pukawką jak jakiś brudny meks, czy inny czarnuch z getta? –wysyczał w stronę Hektora, zerkając najpierw uważnie w stronę Eve. Torreadorzy byli tacy delikatni. On miał w głębokim poważaniu czy dostanie kulkę od tego narwańca nim zdąży zniknąć, jednak Rebecka czy Eve mogły tą sytuację odbierać inaczej. –Dziecko, jeszcze raz wskażesz komukolwiek, cokolwiek nią, a bal skończy się dla ciebie na dobre, bo widzę że chyba jeszcze żyjesz i to w innym świecie.. –Bestia powoli budziła się w sercu Nosferatu. Nawet słowo „żyjesz” zostało wypowiedziane tak, jakby miało zwrócić uwagę na ocenę wieku jaki dzielił Hektora od Przeistoczenia. Jego silna wolna zdusiła zew Bestii w zarodku, jednak ta nie odpuściła, sącząc nienawiść w jego uczucia i wymuszając kolejny zbędny komentarz.
Narwanego pariasa naprawdę nam nie potrzeba…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 26-06-2009 o 11:27.
Ratkin jest offline  
Stary 29-06-2009, 21:18   #19
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jesus kwitował wszystkie złośliwości uśmiechem, wyuczony, przepięknie sztucznym uśmiechem przylepionym do jego twarzy niczym psie gówno do buta. Stał w miejscu, czuł się w miarę bezpiecznie mając za plecami świnkę i jej właściciela, a przed sobą szóstkę z pewnością nienawidzących do Spokrewnionych.

- Król?? – Jego spojrzenie utkwiło w Hektorze, uśmiechnął się przy tym szerzej. Tym razem rozbawienie, które było przyczyną wygięcia ust w C, było szczere. – Wybacz Hektorze ale tu się z Tobą nie zgodzę. – Lekceważąca nutka w głosie Ventrue była aż nadto wyczuwalna.
- Właśnie Damianie, zazwyczaj. – Zwrócił się teraz do Nosferata. – Myślę, że w obecnej sytuacji tytuł ten powinien…
- Co powinien?? – Milczący jak dotąd tajemniczy mężczyzna o ciemnej skórze wszedł w słowo potomkowi księcia San Diego. – Nasz piękny inaczej przyjaciel ma rację, władzę przejmuje ten kto potrafi ją utrzymać. Potrafisz to zrobić Jesusue Cerro De La Mesas z Ventrue?? – Spokrewniony o białych włosach obszedł powoli pokój, badając go dokładnie.

- Nie zapominaj o dostojny Louisie Normanie Lancasterze z Torreadorów – Ton jego głosu był podobny do tego w jakim przed chwilą właściciel świnki wypowiadał imię i nazwisko Ventrue, czyli na poły lekceważący na poły podniosły. - Nie zapominaj, że z San Diego jest tu najbliżej. A więc książę San Diego będzie w stanie szybko zareagować.

- Grozisz mi?? –
Lancaster i De La Mesas zdawali się nie słuchać tego o czym prawią pozostali.
- Ależ jakże bym śmiał. – De La Mesas uśmiechnął się drapieżnie. – Ja tylko staram się uzmysłowić naszym biednym, zagubionym bracią ich położenie. Oni z pewnością będą potrzebowali pomocy. Pomocy, którą jest im w stanie zapewnić mój ojciec. I dlatego pozawalam sobie, w imieniu księcia…
- Ale ja ci nie pozwalam. – Toreador uderzył pięścią w stół. – Dziś jestem wielbicielem demokracji. Dlatego pozwalam sobie wysłuchać głosów członków Rodziny z Laredo. – Wyraźnie zaakcentował ostanie zdanie. – To do nich należy decyzja czy chcą sami stanowić o swojej domenie, czy też zgodzą się przyjąć zwierzchnictwo twojego ojca. A więc wybierajcie.

Eva przyglądał się właśnie krzesłu na którym powinien siedzieć Burt Hamilton. Badała je dokładnie i powoli, starając się rozwikłać zagadkę czy Malkavian siedział na owym siedzisku czy też nie. Nagłe uderzenie pięści w stół wyrwało ją z transu.

- I na boga, Hektorze, schowaj swoją zabawkę. – Lancaster wypowiedział swoje słowa zaraz po Damianie. – Przypominam, że znajdujemy się w Elizjum. Cóż z tego, że książę nie żyje. Ja swoją powagą i autorytetem gwarantuję przestrzeganie zasad Maskarady w tym mieście. – Coś nakazało wysłuchanie wszystkim wywodu Toreadora. – Gwarantuję również nietykalność gościom nieżyjącego już księcia. Zrozumiano?? – Powiódł spojrzeniem po zebranych. To było raczej pytanie retoryczne. – Wybierajcie więc. Czy chcecie sami o swojej domenie stanowić?? Czy chcecie aby ciężar ten zdjął wam z barków Patrick McAlester, książę San Diego?? A tak przy okazji zaklepuje sobie „Siódme Niebo”. Zawsze lubiłem ten lokal.

Zapadał chwila ciszy, którą niestety przerwał De La Mesas.
- Ja stanowczo protestuję. Takie decyzje powinny być rozpatrywana przez…
- Jako Archon mam taką władzę. Możesz oczywiście przekonać ich wszystkich aby przyjęli twoją propozycję. A wam radzę rozpatrzyć dokładnie swoją sytuację. Macie na głowie łowców czarownic. Nie wiecie też kto zabił waszego księcia. Macie dużo na głownie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 04-07-2009, 01:14   #20
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
-Przede wszystkim jednak, możesz już przestać wymachiwać tą pukawką jak jakiś brudny meks, czy inny czarnuch z getta?
–Dziecko, jeszcze raz wskażesz komukolwiek, cokolwiek nią, a bal skończy się dla ciebie na dobre, bo widzę że chyba jeszcze żyjesz i to w innym świecie..
–Narwanego pariasa naprawdę nam nie potrzeba…-
te słowa wypowiedziane przez nosferata spowodowały, że spojrzenie Hektora ponownie wbiło się w jego ohydną osobę. Był to ten typ spojrzenia jakiego można by się właśnie spodziewać od brudnego Meksa lub innego czarnucha z getta. Zwiastujący twój rychły upadek lub też cierpienie, rodzaj spojrzenia, który nierozważnie jest ignorować. Wzrok Hektora następnie przeniósł się na broń jaką ściskał w swoim ręku, jakby zaskoczony faktem, że wciąż ją trzyma. Przyglądał się jej ze zdumieniem tylko przez ułamek sekundy, po czym zwrócił się do brzydala:
- Zważaj na słowa, albowiem stąpasz po bardzo kruchym lodzie. Szczególnie uważałbym z twoimi zabawnymi próbami obrazy mojej osoby. Ale musisz postarać się bardziej od wyzywania mnie od bezklanowców, bo na Boga sto razy bardziej wolę ich towarzystwo niż, nie szukając daleko, takiego szczura. Doprawdy, zrób coś dobrego dla nas wszystkich i po prostu zniknij.- odpowiedział sącząc jad przez każde swoje słowo po czym zasłonił sobie twarz nosferata dłonią skutecznie wyłączając go ze swojej uwagi i wspólnej dyskusji, tudzież kłótni. Powrócił do kontemplowania swojej „pukawki”. Naprawdę nie rozumiał dlaczego ona w takim stopniu wszystkim przeszkadza. Tam skąd on pochodzi takie rzeczy były na porządku dziennym. I syn Księcia również wyraził swoją dezaprobatę. Z roztargnieniem i brakiem zrozumienia na twarzy zabezpieczył swoją broń i ponownie schował za pasek z tyłu spodni i nakrył koszulą. Poświęcił również chwilę na osobę nosferata. Do prawdy ze wszystkich swoich sił próbował zrozumieć i poznać źródło awersji tego osobnika do jego osoby. Nie przypominał sobie aby spotkał go wcześniej lub zabił mu kogoś, choć było to możliwe. Tak samo jak to, że brzydal wypowiedział te przykre słowa tylko z powodu uprzedzeń klanowych. Hektor zrozumiał, że próby pojęcia tego przekraczają jego przyziemne zdolności.
Louise również nie tryskał przychylnością ale on chociaż mówił z sensem więc Hektor stanął między nim a nosferatem, do którego odwrócił się dodatkowo plecami i rzekł:
- Ja jestem za tobą! I tobie oddaje cześć!- wypowiedział te słowa bardzo ceremonialnie ale przez to odrobinę komicznie. Z jego ust wciąż nie zniknął przedziwny cyniczny uśmieszek. Oddał nawet dworski ukłon w stronę najpotężniejszego w jego mniemaniu Wampira Lancastera, wypinając się tym samym swoją niepolityczną stroną w kierunku brzydala.
- Wspulnie wybierzemy nowego Księcia i napewno nie będzie nim De La Mesas. I rad jestem słyszeć, że zapewnisz nietykalność takim szarym nieboraczkom jak my, niegodnym pić ten rozkoszny meksykański nektar pod jednym księżycem z takim dobrodziejem.- w tych słowach było tyle samo powagi co komizmu i nie sposób było rozeznać się na ile mówca mówił prawdę a na ile przedrzeźniał swego rozmówcę, wampiry uśmiercone niedawno i te obecne tutaj, jak i samego siebie i świat cały. W duchu był z siebie zadowolony, z komedii jaką odgrywał, która dawała mu spory ubaw jak i z tego, że jego gadka o Królu przyniosła zamierzony skutek. Na koniec jeszcze uprzedzając pozostałe wampiry roześmiał się wesoło i szczerze zamieniając swoją wypowiedz w głupi żart? A może nie? Jeszcze przez chwilę nie mógł się opanować podśmiewując się już chyba tylko z siebie.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 04-07-2009 o 21:10.
madman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172