Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2009, 13:27   #114
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nie czuła szczęścia i dumy. Kolejna tego dnia walka wypełniła ją jedynie pełną znużenia satysfakcją. Rana na nodze pulsowała nieprzyjemnie w rytm kolejnych uderzeń serca, szepcząc o potrzebie snu, potrzebie odpoczynku, potrzebie bezpieczeństwa. Odmawiała tym szeptom. Czuła się tak, jak niewiele tygodni temu, gdy jej miecz także pokryty był krwią a wkoło niej płonęła Real'qua'el – Dolina Białych Miast. To wspomnienie, to podobieństwo zmęczenia po dniu wypełnionym walką, usztywniały jej plecy w dumnej postawie, unosiły głowę i rozpalały ognień w jej oczach.

Ta walka nie chciała się skończyć.

Byli zmęczeni i osłabieni. Znużeni całodzienną koncentracją i wypatrywaniem niebezpieczeństwa. Każde z nich jednak – może oprócz Erytrei – posiadało wojskową przeszłość. Każde uważało się za profesjonalistę w swojej dziedzinie. Każde miało rację. Dlatego, gdy Erytrea wyjęła lwiątko z rąk Broga – któremu Araia nie uczyniła żadnego wyrzutu, oprócz rzucenia, krótkiego „Nie baw się więcej ze zwierzętami podczas walki, proszę” popartego wymownym spojrzeniem – i kiedy Falkon zabrał je z kolei czarodziejce, wciskając w ramiona tropicielki, wojowniczka skrzywiła lekko usta.

- Wydzieracie sobie z rąk to zwierzę jak przedmiot, zabawkę, która ma komuś poprawić humor – skomentowała chłodno zachowanie ludzi. Nie oskarżała ich, nie czyniła wymówek – stwierdzała po prostu fakt. - Jeśli go weźmiesz, to będzie kolejne życie, o które trzeba będzie się troszczyć, które będzie rozpraszać naszą uwagę. Czym go będziemy karmić? Sam nie pójdzie, będziesz go niosła w rękach zamiast łuku? Dasz radę przypilnować, żeby siedział cicho? – Pokręciła głową. - Nie rozumiem was, ludzie. Zabijaliśmy dzisiaj orki. Weszliśmy do ich domu i zabiliśmy ich, kiedy go bronili. Widzieliście twarz Gruha? Widzieliście jak płakał? - popatrzyła na Falkona. - Nawet wam ręka nie drgnęła. A ty teraz mówisz o bólu? O sumieniu? Nie rozumiem was – powtórzyła, przenosząc na moment spojrzenie na czarodziejkę. Nie rozumiała jak można czuć ból, bo zabiło się bezmyślne zwierzę, które prawie zabiło ich towarzysza. Nie rozumiała jak można stawiać zwierzę na równi z istotą inteligentną. Elfy, pośród których się wychowała, kochały naturę, kochały także zwierzęta. Szczególnie te piękne. Nigdy jednak nie zapominały o przepaści jaka dzieli ich istnienie od marnej wartości życia zwierzęcia. Nawet najpiękniejszego. - Jeśli zależy ci na nim tak bardzo, jeśli ci to pomoże, Ler'kala, zachowaj go. Ale jeśli stanie się zagrożeniem, jeśli przez niego ktoś ucierpi – zabiję go – a w jej głosie zadźwięczała prawda, ostra jak klinga jej miecza.

Araia nie rzucała słów na wiatr. Nie składała przyrzeczeń i przysiąg na darmo. I choć nie chciała krzywdzić płowego maleństwa niewidocznego prawie w ramionach Marthy wiedziała, że zrobi to, jeśli uzna je za zagrożenie.

I nie zawaha się.

Nie była bezmyślnym zabójcą, nie czerpała przyjemności z zabijania zwierząt. Dla niej jednak najbardziej liczyło się życie jej towarzyszy. Także Marthy, także Falkona. Do obojga zdążyła zapałać sympatią. Oboje szanowała i życzyła im jak najlepiej. Lubiła ich tak zwyczajnie, po prostu, ludzką częścią swego serca. To, że nie potrafiła zrozumieć i podzielić drążących ich teraz emocji, nie zmieniało tego w najmniejszym stopniu.
Ale zwierzę, zawsze pozostawało jedynie zwierzęciem.

Szczególnie tutaj, szczególnie teraz.
Gdy być może kończył się czas.

Podeszła do maga siedzącego na płaskim kamieniu i zabierającego za pisanie listu.

- Wiadomość dla górników? - spytała, zerkając mu przez ramię, na ułożony na jego kolanach pergamin.

- Tak. Nie wiadomo, czy będziemy mieli im szansę zanieść osobiście - rzucił eufemistycznie. - Lepiej, żeby poznali sytuację, ze maja orki pod bokiem. Ponadto, no cóż, sądzę, ze krasnoludy będą chciały zbadać sytuację w górach i wyślą tu ekspedycję. Czy będzie duża, czy mała, zawsze daje nam jakieś lepsze szanse na wyjście z tego cało. Na zasmarkane onuce kutafońskiego hobgoblina, wolałbym, żeby ta banda nas minęła.

Skinęła głową z aprobatą. Wiadomość była dobrym pomysłem.

- Myślałem, że będzie brzmiał tak - odczytał jej. - Chciałabyś coś zmienić?

- Tak - powiedziała zdecydowanie.

- Hmm, co byś dodała? Lulek - zwrócił się do kruka, odczepiając mu od nogi list. - Poczekaj jeszcze moment.

Araia zastanowiła się moment.

- Brog – zwróciła się do krasnoluda. - Dasz radę rozrysować rozkład korytarzy licząc od korytarza prowadzącego do sali z kolorowymi płytami? Uwzględniając ich długość i wielkość komnat? To więcej powie górnikom na temat lokalizacji. Tak orków jak naszej – wyjaśniła Eliotowi. - Musimy dookreślić ich potencjalną liczebność, horda to określenie dyktowane bardziej niepokojem niż wiedzą. - Półelfka wskazała chłopakowi miejsca, które według niej wymagały doprecyzowania, by list zaczął przypominać wojskowy raport. Pewnych zmian nie tłumaczyła – z tekstu, który napisał przebijał strach. Krasnoludy gardzą strachem. Nie rozkazywała Eliotowi, nie mówiła, że źle napisał – po prostu starała się zasugerować korektę, która usunęłaby znamię strachu z jego listu. Poprosiła, by na mapie zrobionej przez krasnoluda, zaznaczył miejsca, gdzie jest obecna magia.

- Dobra - skinął głową poważnie, jakby jej słowa dodały mu otuchy i pewności, że się jednak uda.

Uśmiechnęła się lekko do niego.

Spytała się każdego z drużyny, czy powinno coś zostać dodane. Czy w razie, gdyby nie udało im się wrócić, górnicy będę posiadać wszystkie niezbędne informacje. Spytała każdego, starając się złączyć wkoło Eliota resztę drużyny, zaangażować ich, połączyć. Także stojącego zawsze z boku Luriena, który przecież miał więcej lat doświadczenia niż ona. Na koniec, zaproponowała:

- Może napisz, że jeśli chcą uporządkować sprawy z orkami, a przy okazji zbadać jaskinię od naszej strony, żeby przyjechali. Jeśli nie mogą, lub nie mają możliwości pojawić się tutaj. Niech od razu napiszą. - Zmarszczyła lekko brwi. - I jeśli znają skrót prowadzący przez góry, niech także go opiszą.

- Świetny pomysł. Przynajmniej będziemy wiedzieli na czym stoimy - skinął z uznaniem głową i uśmiechnął się do niej. Po czym poczekał chwilę na uwagi innych, szczególnie krasnoluda, dopisał to, co chcieli przekazać i wysłał Lulka w ciemność nocnego nieba.

Dopiero gdy Araia doprowadziła lecącego kruka wzrokiem, spojrzała z namysłem na Erytreę.

- Blasfemar dałby radę śledzić orki? Żebyśmy mogli określić, czy złapały się na świetlistą przynętę Eliota?

Chciała dowiedzieć się wielu rzeczy. Jak naprawdę liczna jest zbliżająca się do nich grupa orków. Jak gęsta jest mgła i jak duża dolina, którą wypełnia. Jak daleko są od nich orki. I przede wszystkim, w którą stronę idą. Czy podzielili się na mniejsze oddziały, a także jakimi czarami dysponują jeszcze czarodzieje.

- Jeśli Blasfemar potwierdzi, że nie złapali przynęty, idźmy w mgłę. Tam nie zobaczą nas. Nie wywąchają nas. Nie usłyszą – powiedziała pewnie, chłodno, kalkulując ich szanse. - Blasfemar powie nam gdzie są. Tam będziemy mogli się ukryć, zastawić pułapkę, uciec. Albo zaatakować znienacka jeśli znajdzie się potrzeba – w jej głosie pojawiła się jakaś zimna zaciętość. - Ale nie tu. Te lwy były samotnikami, nie byłoby tu ich leża, gdyby żył w okolicy niebezpieczniejszy od nich drapieżnik. Dolina powinna być bezpieczna.

Nie chciała bronić się w jaskini. Jaskinia była ślepym zaułkiem, dobrowolnym uwięzieniem, gdzie liczyć się będzie jedynie tarcza jednego krasnoluda. Gdyby ona i Lurien także byli ciężkozbrojni, sytuacja wyglądałaby inaczej. Nie byli jednak. Byli za to poranieni i zmęczeni. Byli przyzwyczajeni do dynamicznego stylu walki. We mgle, mogąc atakować z zaskoczenia, mieli większą przewagę. Był szansa, że tam będą mogli narzucać swoje warunki, przejąć inicjatywę.
Tutaj było to niemożliwe.

Podniosła oczy, na wyższego od niej znacznie Falkona, zatrzymując go, gdy ten zaczął wychodzić już z jaskini.

- Nie zrobił tego słońca bez potrzeby, Falkon – powiedziała spokojnie, widząc, że w mężczyźnie dalej kipią jakieś silne emocje. Lekko, przelotnie dotknęła jego ramienia w przyjacielskim geście, który po tygodniu wspólnej podróży już znał. - Spytaj się Luriena albo Marthy, oni walczył obok niego.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline