Amaryllis Vivien Seracruz -Tooo cooo... Idziemy nad te jezioro? Amy drgnęła lekko i spojrzała na
Isamu niechętnie, po czym skinęła powoli głową.
- Pójdę tylko po rzeczy i możemy ruszać. - stwierdziła ruszając do swojego pokoju. Chwilę zajęło jej znalezienie szalika, czapki i ciepłej zimowej kurtki z wełnianymi rękawiczkami w kieszeniach, ale wreszcie była gotowa. Już miała wychodzić, gdy jej wzrok przykuł milczący, leżący nieruchomo jak niemy wyrzut sumienia
Richy. Na moment zastygła w bezruchu po czym podbiegła i mocno przytuliła przyjaciela do piersi.
- Przepraszam.... - szepnęła czując jak do oczu napływają jej łzy - Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - ciepła obecność Ducha odgoniła łzy, wywołując uśmiech na zmęczonej twarzy dziewczyny, to jedno ciepłe uczucie wystarczyło, by wiedziała, że jej wybaczano.
Szybkim ruchem starła resztki łez z twarzy i wyszła z pokoju kiwając głową w stronę swego towarzysza.
- Idziemy.
***
Gdy bez dalszych niespodziewanych wydarzeń udało im się opuścić Fundacje Amy rozejrzała się wokół niepewnie i westchneła krzywiąc się na widok padającego śniego.
- Eh, to może trochę zająć... - mruknęła po czym milknąć ruszyła w stronę jeziora całkowicie ignorując starania próbującego ją poganiać
Isamu.
Mimo, że szła dość szybko (jak na kogoś kto praktycznie jeszcze dzień wcześniej powinien być martwy) minęła dobra godzina nim dotarli w pobliże jeziora. Pierwsze, co rzuciło się
Amy w oczy, gdy mijali miejsce, w którym ich zaatakowano był absolutny brak wraków, co co prawda jej nie zaskoczyło, ale by mieć pewność zatrzymała się na chwilę i przeszukała pobieżnie teren.
Gdy w jednej z zasp odnalazła kilka łusek skinęła głową i westchnęła ponuro.
Wszystko wydawało się takie samo, jak w czasie ataku, droga, drzewa, śnieg... Tylko jezioro było inne, czego jednak można się było spodziewać - wszak w Umbrze wiele rzeczy wygląda inaczej niż w rzeczywistości... I choć tam powierzchnię wody skuwał gruby lód, to tu po jeziorze pływały spore kry to czy miało to znaczenie, czy nie w tym momencie niezbyt Amy obchodziło.
Tuląc do siebie
Richiego stanęła parę metrów od tafli wody i spojrzała na towarzyszącego jej maga.
- No to jesteśmy na miejscu...