Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2009, 01:23   #117
NHunter
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Sunne grzebał w apteczkach szukając jednego, konkretnego środku. Jest! Znalazł się. Jakiś łagodny środek nasenny, który miał uśpić Mesta na czas „operacji”. Podał go mnichowi, który już po chwili spokojnie drzemał.
- To powinno wystarczyć – powiedział. – Valentine! Potrzebuję twojej pomocy. Trzeba zrobić coś z tym okiem, a my jako jedyni nie jesteśmy ranni.
Nagle coś go tknęło. Ale nie zamierzał na razie o tym myśleć.

Nie podobało mu się to, co będzie musiał za chwilę zrobić. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Potem wziął się za „odejmowanie skażonej części”. Valentine pomagała mu cały czas w miarę możliwości. Musiał przyznać, że szło im to całkiem sprawnie. Usunął oko razem z zepsuciem, które zaczęło już ogarniać pozostałą część ciała. Tej też szybko się pozbył. Gałkę podał trzęsącej się Andiomene.
- Wiem, że to obrzydliwe. Ale coś trzeba z tym zrobić – mruknął.
„Dzięki niech będą Wszechstwórcy za te apteczki” pomyślał, opatrując oko mnicha.
Wreszcie ułożyli Mesta w jego kajucie. Było tam cicho i spokojnie. Dodatkowo Sunne poinstruował dzieci, żeby zachowywały się jak najciszej, aby nie przeszkadzać dochodzącemu do siebie mnichowi.
Potem ruszył zająć się innymi rannymi. Opatrzył wszystkich. Teraz nie potrzebował już pomocy Valentine. Mając pod ręką wszystkie potrzebne przybory połatał ich skutecznie i na tyle profesjonalnie, na ile pozwalały mu jego ograniczone zdolności.
Kiedy wszyscy byli już poskładani, Alexander poszedł na mostek i usiadł na jednym z wolnych foteli dysząc ciężko. Miał już dość babrania się w cudzej krwi, próbując coś zaszyć, zawiązać, wyjąć etc.

Wreszcie dolecieli do bramy. Hawkwood nie mógł oderwać od niej wzroku. Po chwili jednak zdarzyło się coś, czego nie mógł zignorować. Erynia – ten sam niszczyciel, który niemal rozwalił ich niedaleko Malignatiusa, znowu ich dorwał. Andiomene na szczęście szybko wpadła w bramę.

Szlachcic otworzył oczy dość niechętnie. Widok był tak piękny, że zapierał dech w piersi. Chłopak nawet nie próbował go potem opisywać. I tak nic by z tego nie wyszło.
W końcu golem znudził się ich towarzystwem i wrócił do siebie. Tą sytuację Sunne wykorzystał za odpowiednią. Spojrzał na Andiomene i powiedział ze śmiertelną powagą w głosie:
- Trzeba się pozbyć tego robota najszybciej, jak to tylko możliwe.
Spojrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc za bardzo, o co chodzi.
- Pamiętasz, jak zwrócił się z tego czegoś na naszym pokładzie? Nazwał go „dawnym sługą”. A potem, kiedy z nim rozmawiałem, nazwał mnie „sługą” – tym razem wydawało mu się, że pojęła, w czym rzecz. – Jeśli on miał coś wspólnego z tym, co się tam stało, to nie chcę go na statku dłużej, niż to absolutnie konieczne.

Gdy dolecieli na Istakhr, Sunne podliczył swoje pieniądze. Tak, jak obiecał wcześniej dzieciakom – miał zamiar im coś kupić. No i potrzebował karabinu. I jedzenia. Był cholernie głodny. Siedział na mostku, czekając aż wylądują i – co było dla niego pewne – otrzymają rozkazy od Valentine. Bardzo chciał zwiedzić targ. Zobaczyć wszystkie jego wspaniałości, które były opisywane przez poetów równie często, co pięknie w ich dziełach.
I chciał znaleźć jakiegoś mechaniko-chirurga. Uważał, że w obecnych czasach załatwienie jakiegoś wszczepu zastępującego oko, dla Mesta nie powinno być trudne. Ostatecznie czuł się nieco winny. To przecież on pozbawił go oka.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 23-06-2009 o 14:50. Powód: Poprawnosc religijna...
NHunter jest offline