Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2009, 12:38   #23
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar

Orczyca nie reagowała na słowa dziewczyny, co przerażało Tavarti... Krew płynęła z rozciętego łuku brwiowego.

Nie, nie, nie. Niemożliwe. Ręce zaczynają mi drzeć. Nie zgadzam się!

Tavarti zacisnęła powieki, aby nie uronić łez.
Grax brutalnie niemal rozepchał tłum, po czym delikatnie obmacał głowę orczycy.
I rzekł spokojnym tonem.- Czaszka cała... zaniosę ją do pokoju, a ty weź szmatkę, zamocz w zimnej wodzie. Okłady na pewno jej pomogą. Nie martw się. Wkrótce odzyska przytomność... Damarri jest twarda.
Dziewczyna przytaknęła głową wkładając w ten ruch całą pewność siebie, jaka jej jeszcze pozostała.
- Tavarti, nic ci nie jest? - poczuła dłoń Raelusa na ramieniu.
Uśmiechnęła.
- Kilka siniaków. Dziękuję. - pocałowała go w policzek - Dzisiejszy wieczór doprawdy przyniósł wiele atrakcji. Musimy to kiedyś powtórzyć. - w jej oku zapaliła się iskierka. - Szukaj mnie w świątyni Garlen. A ty Ace - prychnęła udając obrażoną - wisisz mi piwo. Panowie wybaczą, ale teraz muszę zająć się siostrą.
Pomachała im ręką, zakręciła się koło kelnerek, zdobyła szmatkę i miskę z zimną wodą, po czym szybko zniknęła za kulisami.

Tavarti przyszła do pokoiku na zapleczu, gdzie była przebieralnia Damarri i Saviry... Savira czekała na Tavarti, a nieprzytomna orczyca leżała na pryczy. Dziewczyna spojrzała smutno na wchodzącą Tavarti i rzekła.- Często się droczyłyśmy nawzajem, ale... naprawdę ją lubię.-
Wstała i podeszła do Tavarti, obejmując ją, szepnęła do ucha.- Grax mówi, że potrzebuje spokoju, więc zostawię was same. W razie czego nie wahaj się wołać o pomoc.
- Nic jej nie jest.
- dziewczyna starała się przekonać bardziej siebie niż Savirę. - Powinnam sobie poradzić.
Po czym Savira wyszła, zostawiając Tavarti samą z Damarri.
Dziewczyna klęknęła na podłodze, wyżęła szmatkę i otarła krew z czoła orczycy. Przez pewien czas, który Tavarti dłużył się niemiłosiernie, Damarri leżała nieprzytomna, biernie reagując na okłady z zimnej wody przykładane do rany. Dziewczyna nie mogła już dłużej wstrzymać łez. Oparła się o ramię uzdrowicielki czołem. Chciała zawołać orczycę, ale szloch zagłuszył słowa. Nie chodziło tylko o ranę opiekunki, nagle wszystkie emocje dzisiejszego dnia znalazły ujście przez słone łzy.

Byłaś ze mną od samego początku... Nie zostawiaj mnie teraz. Nie zostawiaj!


Tavarti przygryzła wargę, ukradkiem starła łzy. Nie może płakać. Co by na to powiedziała Damarri? Że się maże! Westchnęła i zmieniła okład. Wreszcie orczyca otworzyła oczy i spojrzała na Tavarti, mówiąc.- Dziewczyno, ty to lubisz ostre zabawy, co? Na następną partyjkę pokera w twym towarzystwie założę zbroję.
Tavarti roześmiała się perliście, odwracając wzrok, aby orczyca nie zauważyła przypadkiem jej zaczerwienionych oczu.
- Chyba spasuję z hazardem na pewien czas. Lepiej się już czujesz?
- Twoje okłady działają cuda, złociutka.
- rzuciła orczyca, podniosła się z pryczy i po rozejrzeniu się po pokoiku, westchnęła.- Co właściwie się stało?
- O, długa historia.
- Tavarti ramieniem oparła się na łóżku. - Główną rolę odgrywają w niej fruwająca orczyca, turlająca się dziewczyna z amnezją, walący toporem na oślep wielki ork, dwaj mężczyźni zamienieni w kloce drewna i latające stoły. - to było jak uderzenie gromem. Dopiero teraz sobie to uświadomiła.

Przecież stoły nie latają. Co to było? Magia? Mam wrażenie, że nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Nikt nimi nie rzucił, nikt ich nie dotknął. Jakby dostały skrzydeł.

W zamyśleniu przejechała opuszkami palców po swoich wargach.

Co to było?

W tym czasie uzdrowicielka nieco chwiejnym krokiem podeszła do małej toaletki i spojrzała w lustro, krytycznie oceniając swe oblicze.- Nie jest źle, ranę ledwo widać...Pewnie było więcej hałasu, niż ona jest warta.
- Co prawda to prawda. Twoje uderzenie o podłogę było głośniejsze niż okrzyk bojowy trolla.
- uśmiechnęła się zaczepnie dziewczyna.

Wrzuta.pl - 09. Gotan Project - La del Ruso

Orczyca zsunęła satynową szatę lekko, po czym pozwoliła jej opaść. Nie miała pod nią nic... Wyginała się przed lustrem, oglądając swe nagie ciało i mrucząc.- Żadnych siniaków nie widzę, nadal jestem piękna, prawda?

Tavarti zamarła, choć przez jej ciało przeszedł dreszcz. Tak, Damarri była piękna. Krągłe pośladki, idealna linia kręgosłupa, pełne piersi. W lekko przyciemnionym świetle pokoju otulała ją tajemnica i mrok. Tchnęła od niej młodość i energia. Chciałaby jej dotknąć, aby sprawdzić, czy ona rzeczywiście tu jest. Może to kolejny sen? Taka gibka, sprężysta... Tylko czemu nie potrafiła jej tego wszystkie powiedzieć wprost? Lekko rozchylone usta Tavarti zdawały się szukać odpowiednich słów. W końcu zrezygnowała. Pojawił się natomiast kpiący uśmiech.
- Wiesz, jeśli uważasz, że mało cię sfatygował, zaraz możemy to naprawić. - podniosła się z podłogi. Otrzepała tunikę z niewidzialnego kurzu i podeszła do orczycy.
- Jesteś niemożliwa.
- Ale jaka przez to urocza.
– Tavarti wyciągnęła rękę i dotknęła rany na czole. - Boli?
Damarri złapała dłoń dziewczyny. Zostawiła pocałunek na skórze.
Potem spojrzała na Tavarti i uśmiechnęła się, mówiąc.- Jesteśmy same, prawda? Nikt nam nie będzie przeszkadzał?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Musisz odpocząć. - powiedziała bez przekonania.

Wiem, że nie powinnam. Dlaczego? Dlaczego więc czuję też, że przegram tą bitwę na słowa? Czy to źle? Czego ja właściwie chcę?


-Wiesz, że płynie we mnie krew twej imienniczki, tej, co walczyła i kochała się tego samego dnia?- rzekła orczyca powoli przysuwając się do Tavarti. Otarła się o ciało dziewczyny dalej trzymając przy sobie jej dłoń za nadgarstek, drugą ręką wędrując wzdłuż kręgosłupa podopiecznej zatrzymując się dopiero na pośladku. Uzdrowicielka zacisnęła na nim palce, mrucząc do ucha.- A ja już dziś...walczyłam. Zgadnij, na co mam ochotę?

Jej ciepło. Jej bliskość. Jej oddech tuż obok mojego ucha. Nie wiem, co powinnam zrobić... Może po prostu nie myśleć?

- Na pewno nic ci nie będzie? - westchnęła, kiedy dłoń orczycy zjechała jeszcze niżej, wzdłuż uda.
Orczyca nachyliła swą twarz do twarzy Tavarti i pocałowała ją... mocno i namiętnie.

Pieściła nachalnie jej wargi językiem. Podobny pocałunek złożyła na ustach Tavarti podczas występu. Tym razem przedłużała pieszczotę ust dziewczyny, dołączając do tego swą dłoń namiętnie masującą piersi Tavarti przez materiał jej elfickiej szaty. Dziewczynie zmiękły kolana.
Damarri zachichotała po tym pocałunku, spoglądając wprost w oczy Tavarti.- No, no... siostrzyczko, masz mięciutkie usta.


Zapewne zbyt szybko idziemy do przodu. Trudno, jakoś z tym będę musiała żyć.


Uśmiechnęła się i zaplotła ręce na szyi orczycy.
- Poczekaj aż posmakujesz skóry. - wystawiła język.
Cofnęły się o kilka kroków, gdzieś po drodze potknęły upadając na pryczę. Ta zazgrzytała w odpowiedzi.
Wargi orczycy spoczęły na szyi Tavarti, gdy ta mruczała pieszcząc ją.- Skórę też masz mięciutką.
A dłoń... niesforna dłoń orczycy wsunęła się pod szatę Tavarti i poruszała po udzie, w górę, coraz bliżej intymnego miejsca dziewczyny... Obdarzając skórę Tavarti intensywną pieszczotą. Jej oddech przyspieszył. Opuszkami palców delikatnie wodziła po plecach orczycy.
Damarri oderwała usta od szyi i patrzyła na twarz Tavarti z wesołym uśmiech. A w oczach orczycy widać było figlarne błyski, gdy jej palce wsunęły się głębiej. Dziewczynę przeszył grom ekstazy. Ciało drżało od niepohamowanych spazmów rozkoszy jakie dostarczała dłoń orczycy. Damarri schyliła się i zaczęła pieścić szyję drżącej Tavarti językiem.
Po czym przerwała pieszczoty mówiąc.- Najpierw cię rozbierzemy...
Nastąpiło gorączkowe pozbywanie się ubrań pomieszane z pieszczotami orczycy...A gdy Tavarti była naga...orczyca przystąpiła do igraszek i pieszczenia nagiej Tavarti za pomocą palców i języka schodząc coraz niżej...a po chwili, kolejne spazmy rozkoszy wstrząsnęły ciałem dziewczyny, gdy język Damarri zaczął wyprawiać harce w jej intymnym miejscu...Nagle Tavarti wygięła się w łuk pod wpływem nadmiaru przyjemnych doznań i opadła na pryczę. Damarri usadowiła się wygodnie w pozycji półleżącej i patrzyła przez chwilę na spoconą Tavarti. Głosicielka rzekła cicho.- Chodź do mnie...
Niczym zahipnotyzowana, Tavarti przysunęła się do Damarri...Usta obu dziewczyn połączyły się namiętnym pocałunku, po czym delikatnie kierowana przez orczycę, głowa Tavarti schodziła niżej, pieszcząc wargami szyję, a potem biust Damarri...Orczyca jednak nie tylko kierowała pieszczotami dziewczyny. Sama również pieściła dłońmi pierś i głowę Tavarti, gdy ta posuwała się niżej kierując się do rozsuniętych na boki ud orczycy...Wkrótce dotarła niżej, i obdarzyła ją taką samą pieszczotą, jak Damarri obdarzyła ją... Tavarti brak było wprawy, niemniej Damarri wskazywała jej kierunek słowami.- Sięgnij języczkiem głębiej...mocniej...o...taaak...nie wstydź ...szybciej...mocniej...o taaak...taaak!
Tavarti przez chwilę myślała, że okrzyk jaki Damarri wydała, poprzedzony naprężeniem się jej spoconego drżącego ciała, oznaczał koniec ich wspólnych igraszek. Przez chwilę siedziały naprzeciw siebie, nagie i drżące...błyszczące od potu pokrywającego ich ciała. Przez chwilę. Damarri popchnęła delikatne Tavarti na pryczę i przyległa swym ciałem do jej...całując namiętnie. Noc powoli zmieniała się w niekończącą się serię pocałunków i pieszczot, delikatnego ocierania się piersi i ud o siebie...Mocnych i delikatnych pieszczot, drapieżnych i niewinnych. Damarri okazała się być energiczną i pomysłową kochanką. Umiejącą pobudzić żar i doprowadzić do szczytu rozkoszy. Wiele razy. Aż wreszcie zmęczenie wzięło górę nad żądzami. I Tavarti usnęła w ramionach orczycy.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar, ranek następnego dnia

Ponownie zbudził ją pocałunek ...tym razem namiętny i gorący, prosto w usta. Damarri bez zażenowania przytulała się do nagiej Tavarti, a kosmyki ciemnych włosów orczycy, łaskotały skórę dziewczyny.
- Aleśmy wczoraj zaszalały, co? Ale nie mów, że cię nie ostrzegałam.- zachichotała orczyca spoglądając na leżącą obok niej Tavarti. Damarri dała delikatnego klapsa w pośladek dziewczyny. Ów klaps całkowicie obudził Tavarti. Następnie orczyca energicznie wstała i nago usiadła przed toaletką mówiąc.- Chyba cię do niczego nie zmusiłam, co? Wiem, że po alkoholu bywam nachalna. A tobie chyba się ten Raelus spodobał. Ładny chłopiec, choć my orczyce wolimy prawdziwych samców. Twardzieli, nie podlotków...Ale ludziom, częściej w gustach bliżej do elfów niż do orków.
Tavarti zaprzeczyła...Nie...Damarri do niczego jej nie zmuszała.
-To dobrze.- uśmiechnęła się orczyca splatając warkocz. Spojrzała w kierunku w Tavarti i żartobliwym tonem dodała.- Może kiedyś to powtórzymy, a może weźmiemy wtedy Raelusa do pomocy...
Po czym wybuchła śmiechem...I dodała.- Czerp przyjemność z każdego dnia i każdej nocy. Wyciskaj życie jak cytrynę...Takie jest motto życiowe orka. Tavarti, nigdy nie marnuj okazji...Bo potem będziesz tego żałować, pytać siebie, co by było gdyby...
Damarri spochmurniała, na moment...patrzyła w lustro. Jednak tylko na moment.
Szybko wróciła stara pogodna Damarri... Zaplotła niesforne włosy warkocz. (W nocy Tavarti miała okazję przekonać się czemu Damarri je tak splata, sztywne włosy orczycy łaskotały jej skórę...nie było to nieprzyjemne uczucie, choć czasami rozpraszało uwagę Tavarti.) I Damarri zaczęła ubierać się mówiąc.- Większość tych tobołków zostaw tutaj. Nikt ci nie ukradnie, a wejść na zaplecze możesz. Jesteś już częścią „Ognistego Jaszczura”...Częścią klanu Graxa.


Tuż po wyjściu z karczmy, obie kobiety natknęły się na siedzącego w kucki, mężczyznę.
Był to ten sam człowiek, który wróżbę zakupiła wczoraj Tavarti. Patrzył na nie przenikliwymi oczami, pieszczotliwie gładząc dłonią rzeźbiony misternie kostur zakończony głową sowy.
- Okropne rzeczy wydarzyły się wczoraj w karczmie, a bohatersko się zachowałaś.- rzekł wprost do Tavarti i skinąwszy z uśmiechem do Damarri.- I ty też głosicielko.
Rzucił kostkami drobnych zwierząt, pokrytymi malunkami, ale nawet na nie spojrzał mówiąc.- Kości mówią mi, że...wczorajszy wieczór, mógł się zakończyć gorzej. Większym rozlewem krwi...czyjąś śmiercią.
Po tych słowach spojrzał na Tavarti swym świdrującym spojrzeniem mówiąc.- Ale...Ty o tym wiedziałaś, prawda? Zanim to się wydarzyło.
- Bredzi od rzeczy...- mruknęła pod nosem Damarri, po czym dodała, obejmując ramię Tavarti swym ramieniem.- Chodź złociutka, teraz nie mamy czasu na przepowiednie. Jak porozmawiamy z Alweronem, to ...później będziemy mogły pobawić się w kolejne wróżby tego lub innego naciągacza.

Świątynia Garlen, pokój Alwerona, Travar

Elf westchnął zaraz po wejściu obu kobiet do swego pokoju, dodając.- Nieźle wczoraj zaszalałyście w Ognistym Jaszczurze. Bójka, która omal nie zakończyła się rozlewem krwi, hazard...I Garlen wie co jeszcze. Damarri, ty łobuzico, a liczyłem, że zadbasz o Tavarti.
Orczyca objęła w pasie Tavarti przyciskając do siebie i mówiąc.- A nie wygląda na zadbaną ? Mogę ci przysiąc, że cały czas była przy mnie...zwłaszcza w nocy.
Po tym puściła oko do elfa, co on przyjął z pewnym zażenowaniem. Następnie dodał.- No i nie wiem, która z was wpadła na pomysł, by ze świątyni Garlen urządzać dom schadzek. Jakiś młodzieniec dobijał się tu cały ranek domagając się widzenia z Tavarti i Damarri.
Elf potarł dłonią czoło mówiąc.- Odesłaliśmy go do twego pokoju Tavarti i któraś z was będzie się musiała zająć tym...Raelusem. Przybytek Garlen to nie miejsce, dla szukającego flirtu młodziana. Następnym razem, niech męczy głosicielki Astendar...nie nas.
- Po prostu przyznaj się, że lubisz konkurencji, jesteś wszak jedynym głosicielem Garlen w tym przybytku.- rzekła żartobliwie Damarri. A elf wzruszył jedynie ramionami po czym zwrócił się do Tavarti.- Jesteś zdrowa, zarówno twe ciało, jak i umysł. Niestety, pamięci uleczyć nie mogę. Nie mam więc powodu, by trzymać cię w świątyni. Czas byś poszukała swojego miejsca w świecie. Damarri ci w tym pomoże, ale musisz przyzwyczaić się do tego, że moja głosicielka nie będzie się tobą opiekować wiecznie.
- Wyrzucasz dziewczynę na bruk? To niepodobne do ciebie Alweronie.- westchnęła Damarri, po czym wzruszyła ramionami.- Może wezmę ją do siebie. Ale mam ciasną klitkę, nie godną miana izby mieszkalnej. A może zamieszka z tobą tutaj. Wąskie masz łóżko, ale...na pewno się pomieścicie. I może nawet urozmaicicie sobie noce.
- Nie wyrzucam...- westchnął elf, ignorując aluzje orczycy.- Czas by się usamodzielniła, nie możesz jej ciągle matkować Damarri. Masz też obowiązki wobec innych chorych.
Wypychając nieco brutalnie oporną orczycę, Alweron mówił ze stoickim spokojem.- Poczekaj tu Tavarti, dziś Damarri nie będzie się mogła tobą opiekować.
-Ale popołudnie mam wolne.- rzekła orczyca stawiając bierny opór poczynaniom elfa.
Przez chwilę Tavarti, była sama...Przez chwilę tylko. Do pokoju wkroczyli bowiem, znany jej krasnolud Karrack Drein i człowiek Arimas Cienistostopy. Ci co rozmawiali z nią ostatnim razem, przedstawiciele: straży miejskiej i kompanii Handel Lądowy. Karrack spojrzał na nią i mruknął.- Dobrze cię widzieć cała i zdrową ...eee...Tavarti? Takie masz teraz chyba imię.
Usłyszawszy potwierdzenie z ust Tavarti Karrack rzekł.- Usiądź, bo mam złe wieści dla ciebie.
Gdy usiadła, dodał.- Pamiętasz te ... niezwykłe zwłoki? Cóż...one...jakby to ująć...zniknęły. Tar’vik strasznie się pieklił, gdy okazało się że nie ma czego przebadać. Ale mamy też i dobre wieści...Znaczy się, on ma.
Arimas Cienistostopy wystąpił do przodu dodając.- Kompania Handel Lądowy postanowiła roztoczyć szeroką opiekę nad twoją osobą. Już zakupiliśmy dla ciebie budynek w którym będziesz mogła zamieszkać, przez pewien czas. Potrzebny na to, byś mogła znów stanąć na nogi. Co więcej, wynajęliśmy doświadczonego adepta, który będzie pilnował twego bezpieczeństwa...zarówno w dzień i w nocy. Także wyznaczono mnie, by przekazywać ci, co trzy dni, pewną sumę pieniędzy, na bieżące wydatki. I informować moich pracodawców o twych życzeniach.
Po tych słowach wręczył Tavarti kieskę, dodając.- Poza tym, kazano mi przekazać, że sam Omasu zaprasza cię na kolację do swego domu. Dzisiaj wieczorem.
-To niecodzienny zaszczyt. Omasu rzadko kogokolwiek zaprasza do siebie. Jak każdy obsydianin, bywa skryty.- dodał Karrack .
- Oczywiście...możesz odmówić. Ale, zważywszy, że to Omasu nakazał tak szeroką pomoc dla ciebie...Rozumiesz chyba, że nie wypada tego czynić.- dodał Arimas. Następnie stuknął trzy razy w drzwi mówiąc.- A teraz ... poznaj pani swego ochroniarza, bohatera dość znanego w dolnym odcinku Wężowej Rzeki.
I do pokoju wpadł Ace mówiąc.- Witaj panienko, możesz być pewna, że ja Acelon Spires będę twoim miecz...-słowa zamarły w ustach Ace’a, spojrzenie jego skrzyżowało się ze spojrzenie Tavarti. I zarówno dziewczyna jak i mężczyzna wyrazili swe zaskoczenie w słowach mówiąc prawie jednocześnie.- TY? CO TY TU ROBISZ ?
- Oooo...To wy się znacie? A ja myślałem, że masz amnezję.- zdziwił się Arimas, patrząc na Tavarti.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-06-2009 o 15:20. Powód: Błędy...poważne byki ze strony MG:(
abishai jest offline