Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2009, 14:14   #15
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Niekrasow nie odstępował jej na krok, a Nastia sama jeszcze nie zdecydowała, czy jej to pochlebia, czy też irytuje ją jego nieustanna obecność przy boku. A przecież poznała Kozaka ledwie rankiem, parę godzin temu. Złość zdążyła z niej opaść na tyle, by zaniechała zamiaru rozpłatania go zaraz po opuszczeniu kamienicy Bauholza. Nie zmieniało to jednak faktu, iż była cokolwiek naburmuszona, kiedy zebranie dobiegło końca i wraz z Niekrasowem wychodzili na korytarz, a potem na nulneńską ulicę. Kozak zaś najwyraźniej toczył jakąś wewnętrzną walkę – gdy zerknęła nań kątem oka, by sprawdzić, czy należycie się przejął jej urażoną miną, zauważyła, że marszczył brwi, zafrasowany, ale w jego oczach czaiła się determinacja. Młoda szlachcianka uniosła brew, zastanawiając się, co też mogło tak zaabsorbować mężczyznę, gdy ów raptem obrócił ją twarzą do siebie – jej dłoń natychmiast sięgnęła do rękojeści rapieru, wysuwając broń lekko z pochwy – delikatnie, acz stanowczo i gestem nie znoszącym sprzeciwu, po czym, ku jej jeszcze większemu zadziwieniu, ukłonił się głęboko, znów szastając pokaźną czapką z piórami.


- Barysznia, bud’tie dobry... Razrieszitie, ja was obiedat’ prigłaszu[1] – odezwał się z namaszczeniem, wciąż zgięty w ukłonie. Nastia niemal nie roześmiała się w głos. Zabawny był ten Kozak, trzeba też przyznać, że nie brakło mu fantazji. Lubiła śmiałych mężczyzn. Puściła rapier.
- Choroszo, pojdiom obiedat’[2] – zgodziła się łaskawie, pozwalając nutkom wesołości zabrzmieć w głosie. – Lecz najpierw udam się do swojej kwatery. Przypudrować nosek – zażartowała. Niekrasow wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i skłonił się znowu, po czym założył czapkę zamaszystym, nonszalanckim gestem i podkręcił wąsa.
- Przyjdźcie po mnie za dwie godziny. Fieofan wam powie, dokąd – dodała, wciąż po kislevicku. W tym momencie zbliżył się do nich medyk, ten z ładnym, trochę zawadiackim uśmiechem. Zamieniła z nim parę słów, z zadowoleniem i jednoczesnym rozbawieniem zauważając, że Niekrasow niemal kipi zazdrością. Jak każdy Kislevita o iście kislevickiej duszy, przeżywał wszelkie emocje co najmniej trzy razy mocniej niż przedstawiciel jakiejkolwiek innej narodowości. Tak. Pod tym względem byli do siebie trochę podobni. Pożegnała von Hohenzollera uprzejmie, po czym pozwoliła Niekrasowowi odprowadzić się do gospody, w której wynajmowała pokój.

---
[1] Pozwólcie, panienko, że zaproszę was na obiad.
[2]Dobrze, chodźmy.

***

Spotkali się dwie godziny później, tak, jak zapowiedziała. Przyszedł wystrojony, jakby zamierzał zaprosić na obiad samego miłościwego Gosudaria[3], Cara Dymitra. Nastia pozwoliła sobie na odrobinę ekstrawagancji i założyła suknię, co czyniła rzadko. Suknia, czerwona jak krew, odsłaniała jasne ramiona dziewczyny, która nie zapomniała jednak o pasie z rapierem – bez niego czułaby się nago, czegokolwiek nie zarzuciłaby na grzbiet.


Usatysfakcjonowana wrażeniem, jakie wywarła na Kozaku – milczał przez całą drogę, raptem jakby onieśmielony, czego by się po nim nie spodziewała – pozwoliła zaprowadzić się w pobliże Wysokiej Bramy, gdzie na Starym Mieście odszukali restaurację „Chez Louis”. Po drodze przydarzył im się pewien drobny incydent. Rapier nie był skromną bronią, trzeba to powiedzieć. Długa głownia, spoczywająca w pochwie, nie raz dała Nastii pretekst do wszczęcia walki. Czy też raczej osobom, o które bronią zawadziła i które, zbulwersowane, śmiały na nią krzyczeć. Pojedynki były tym, co Nastia kochała, a rapier pewniejszym przyjacielem niż niejeden mężczyzna, z przyjemnością więc wykorzystywała takie okazje. Mężczyźni, którzy stawali przeciw niej, byli najczęściej tak oszołomieni faktem, że pojedynkuje się z nimi kobieta, że lekceważyli jej zdolności. Nastia rzadko przegrywała.

Epizod, który im się przydarzył w drodze na obiad, wyglądał bardzo podobnie. Przechodząc obok grupy rozprawiających o czymś mężczyzn, Nastia – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – zawadziła rapierem o jednego z nich. Stał zwrócony plecami do kobiety, dlatego nie spodziewał się, że ujrzy niewiastę, gdy odwracając się z zaczerwienioną twarzą i szybko dobytą bronią, krzyczał:
- Jak leziesz, ścierwo! Zapłacisz mi za zniewagę, ty jeb... – zamilkł gwałtownie, wciągając głęboko powietrze, gdy ostrze rapiera błysnęło mu tuż przed nosem. Jego skupiony wzrok powędrował wzdłuż klingi ku oczom panny Miedwiediew, a w oczach tych gorzała chęć wypróbowania umiejętności szermierczych przeciwnika. Niekrasow, cokolwiek zdenerwowany faktem, że obiad w towarzystwie pięknej rodaczki może mu przejść koło nosa, ale i zachwycony jej charakterem, po chwili wahania położył rękę na ramieniu kobiety. Zerknęła na niego z ukosa, ale opuściła gardę i uniosła się z wypadu. Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą stał przed perspektywą niezwykle bliskiego spotkania z końcem głowni rapiera, był wyraźnie oszołomiony faktem, że niebezpieczeństwo mogło przyjść z rąk białogłowy. Zwłaszcza że rapier, jako cięższy i mniej poręczny od chociażby szpady, był bronią, której niewiasty raczej nie używały. Spory tłumek ciekawskich zdążył się już zebrać wokół. Czasem zdawało jej się, że mieszczanie żyją tylko po to, by wypatrywać takich ulicznych atrakcji. Gapie ją irytowali.
- Obrażacie godność tej oto damy – zauważył Niekrasow, a jego ton był chłodny i oficjalny. – Zmuszacie mnie, bym bronił jej honoru, a czynić to będę z wielką przyjemnością – dodał Kozak, kłaniając się z szacunkiem Nastii. Dziewczynie wydało się szalenie zabawne, że nagle ktoś chciał stawać w obronie jej czci, dotąd to ona broniła honoru innych, i to za pieniądze w dodatku. Z drugiej strony, zaczęła z niejakim niepokojem zastanawiać się, kiedy dla Michaiła Piotrowicza znajomość z nią zdążyła się stać tak poważna.

Nieznajomy jednakże stracił raptem jakąkolwiek chęć do bitki. Uspokajającym gestem uniosł ręce na wysokość piersi, wierzchem dłoni do przodu.
- Ależ to jakieś straszliwe nieporozumienie, drodzy państwo – rzekł ugodowym tonem. – Jestem pewien, że możemy się dogadać – dodał, przybliżając się konspiracyjnie, a w jego dłoni zabrzęczała niewielka sakiewka. Niekrasow poczerwieniał na twarzy, teraz wyraźnie czuł się już obrażany. Tym razem Nastia zahamowała jego złość. Honor honorem, ale potęga brzęczącej monety była jednak silniejsza. Schowała rapier, unosząc w jednej dłoni poły sukni, by nie brudziły się o bruk Nuln, po czym zwinnym gestem przejęła sakiewkę, gdy obcy całował jej dłoń.
- Zapomnijmy o tej sprawie – powiedziała wspaniałomyślnie z kislevickim akcentem, a mężczyzna skłonił lekko głowę.
- Oto rozsądna kobieta. Cóż byśmy bez was zrobili, my, zapalczywi mężczyźni – powiedział, jakby zapominając, że przed chwilą owa rozsądna kobieta omal nie odcięła mu nosa.

Ku uldze Niekrasowa, dotarli wreszcie do „Chez Louisa”. Serce Kozaka jednak na nowo ścisnęło się ze zdenerwowania, gdy uprzejmy kelner powiedział im na wejściu, iż broń powinni zostawić w przedsionku. Gniew niczym nawałnica rozpanoszył się na twarzy młodej Kislevitki. Nim jednak zdążyła otworzyć usta, by powiedzieć w paru dosadnych słowach, co o tym myśli, dostrzegła pobladłą twarz Niekrasowa. Zacisnęła wargi ciasno, ze złością, ale odpięła pas.
- Jesli cokolwiek się stanie s moim rapierem, zaplacicie za to – ostrzegła zimno.

Obiad minął przyjemnie, wprawiając Nastię w wyborny nastrój. Niekrasowa, ewidentnie nie obeznanego z etykietą przy stole i niebywałego w wykwintnych przybytkach, skonsternowała ilość sztućców, które przed każdym z nich rozłożył kelner, oraz różnorodność ich kształtów. Nastia dyplomatycznie udawał, że nie widzi jego prób odnalezienia się w sytuacji, a w duchu bawiła się doskonale. Kiedy kelner przyszedł odebrać zamówienie, poprosiła o mocno przyprawioną jagnięcinę, podczas gdy Michaił Piotrowicz, z wielkopańską miną światowca, wydukał „moule �a' la blanc”. Nastia chyba do końca życia będzie pamiętać wyraz jego twarzy, gdy postawiono przed nim talerz.


Szybko się jednak zreflektował i zjadł swoją porcję z miną bohatera, pokonującego smoka. Do końca popołudnia odbijało mu się po tym, co wprawiało go w rozweselające Miedwiediewą zakłopotanie. Musiała jednak przyznać, że miło spędziła ten czas, a Michaił Piotrowicz zabawiał ją rozmową z nie mniejszą swadą, aniżeli rano. Pożegnała go przed drzwiami karczmy, w której się zatrzymała. Dopiero w swoim pokoju przekonała się, co zawierała sakiewka, tak ochoczo podarowana jej przez nieznajomego awanturnika.

---
[3] Gosudar’ – władca, określenie cara.

***

Nazajutrz stawiła się w porcie, by wsiąść na „Tęczę”. Prowadziła za uzdę swego Sorokę, karosrokatego ogiera o ognistym temperamencie.


Kiedy dotarła do barki, przekazała wierzchowca Fieofanowi, prowadzącemu już kasztanowatego wałacha. W momencie, gdy Le Beouf – którego nie słuchała zbyt uważnie, lekceważąc go z racji jego niższego stanu – tłumaczył, iż za konia na statku odpowiadać będzie sama, wybuchła jakaś awantura. Niewiele ją obchodziło, co tam się właściwie dzieje, dlatego chętnie przystała na propozycję von Hohenzolera, który przywitał się z nią niemal od razu, gdy się pojawił. Pod pokładem mogła się przekonać, iż kajuty są dwuosobowe. Chciano przydzielić jej jedną razem z asystentką Bauholza, ale żywo zaprotestowała.
- Jakże tak. Nie macie możliwosci zapewnić kobiecie przyzwoitych warunków? – spytała z wyrzutem, opierając rękę na rękojeści. Nawet nie zamierzała obnażać klingi, czuła się po prostu pewniej w ten sposób. Kapitan rzucił jej kose, niechętne spojrzenie, pogderał coś pod nosem na temat kislevickich przybłędów, ale nie na tyle głośno, by mogła mu za to podciąć gardło, po czym poprowadził ją do swojej kajuty.
- Do pani dyspozycji oddaję na czas podróży – rzekł, starając się powściągnąć emocje, lecz szczęka mu lekko drgała. Nastia podziękowała z zadowolonym uśmiechem, po czym skinęła na Fieofana, który dostał kajutę tuż obok, razem z Niekrasowem. Sługa wniosł jej bagaż do środka, po czym zaszył się w swojej kajucie, strojąc swoją bandurę.


Nastia, korzystając z faktu, iż Niekrasow zniknął we wnętrzu kajuty za Fieofanem, odszukała Dietera, po czym wzięła go niespodziewanie pod rękę.
- Więc powiadacie, żeście się w okolicach kislevickiej granicy chowali. Może opowiecie mi o tym?
Pozwoliła pytaniu zawisnąć w powietrzu, czekając na reakcję mężczyzny.
 

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 23-06-2009 o 22:15. Powód: Zmiana zakończenia.
Suarrilk jest offline