Aronax chwilę milczał.
-Tak... Miałem okazje ich poznać. Nie ze wszystkich tych znajomości się cieszę. Większość z tych, których lubiłem zginęła w Pogromie.
- W Pogromie? Co masz na myśli?- Kurt wyjął jej to z ust, więc tylko spojrzała zaciekawiona na Aronaxa. On wyszedł, przyniósł coś do jedzenia i picia. Drżącą ręką wypił kieliszek wina. Widać było, że wspomnienie tego zdarzenia wywołało w nim wiele emocji. Mówienie o tym wiele go kosztowało, ale opowiedział im o Solis, o ludziach i skrzydlatych żyjących razem – obok siebie – w zgodzie i przyjaźni, aż do dnia, gdy Gabriel postanowił to zmienić i urządził rzeź, jakiej Ziemia do tej pory nie widziała.
Ebriel to wstrząsnęło. Nie spodziewała się, że ktoś może być tak okrutny – nawet dla najgorszych złoczyńców – w końcu tacy tu trafiali… no dobra – może nie wszyscy byli tacy źli… a nawet gdyby byli, to przecież tam mieszkali ludzie! Zbijać tak bez powodu, na taką skalę! „I to nas tu zesłali… phi!” A najdziwniejsze, że za tym wszystkim stał Gabriel. Nigdy nie interesowała się polityką, ale Gabriel wydawał jej się uczciwym, dobrym skrzydlatym… Z wrażenia, aż usiadła. Zamyśliła się. Minęło trochę czasu – ile - Ebriel trudno było powiedzieć. Z zamyślenia wyrwało ją przybycie Bartela z Asael i Achrolem. Zdecydowanie nie wyglądali lepiej. Byli cali mokrzy, a do tego poobijani jeszcze bardziej. „Czyżby jakaś bójka”? Aronax od razu nimi się zajął.
Bartel podszedł do niej i powiedział:
- Nie dało się nic konkretnego wynegocjować u szwacza. Dałem zaliczkę i kazałem zrobić na wymiar. Ale skończyła mi się prawie kasa. Trzeba coś zarobić.
- Nie miał nic na nasz wzrost? Można było się spodziewać. Ja jeszcze mam trochę tych ich kamieni. Ale rzeczywiście kasa by się przydała. – odpowiedziała mu.
- Dziwnie się przyzwyczajam do pobytu u niego. Dziwnie....
- Ja też… W sumie to najprzyjaźniejsze miejsce, w jakim dzisiaj byliśmy i to dość sporo czasu.
Słychać było trochę wrzasków – nic dziwnego skoro Achrol nawet nie chciał wypić naparu. Na Asael za to podziałał on z zadziwiającą siłą. Kobieta zachowywała się jak pijana – gadała – i to więcej niż zazwyczaj ( o ile to jest możliwe). Co więcej zaczęła kleić się do Kurta. Gdy Aronax skończył już ich leczyć zwrócił się do reszty:
- Gotowe. Ale jestem zmęczony... Sprawdzę czy mam jakieś ciuchy dla Was i idziemy do knajpy, dobrze?
Asael odparła - Knajpa! Yay! A ciuchy po co? HYK!!! Kurt, też idziesz do knajpy? – przytuliła się do niego – Bo mi tu całkiem fajnie jest hyk!... Achrol, jak twój nos? Mój chyba już odpadł... Aaaachrol! Przestań tyle gadać! No przestaniesz?! Gah, ten gość nigdy się nie zamyka! – machnęła ręką. Ebriel tylko się uśmiechnęła.
Gospodarz przyniósł 2 ciemnozielone płaszcze.
-Moga być na Was trochę za małe, ale nie powinno być tego mocno widać na Asael, Ebriel czy Kurtcie.
Ebriel zerknęła na pogodę za okno.
- To ja może pożyczę jeden. Dzięki.
Nie leżał na niej idealnie, ale przy takim deszczu lepsze to niż nic. Zresztą to tylko tymczasowe okrycie. Ruszyli do knajpy. Na szczęście nie była daleko. „ Złote Jabłko” – tak głosił szyld. W środku było spory tłok, ale znaleźli wolny stolik w kącie sali. Aronax zamówił jedzenie i już po chwili stał przed nimi gulasz, wino lub piwo. Grupka minstreli zaczęła grać. Nie była to muzyka, do jakiej przywykła Ebriel, ale brzmiała dość przyjemnie – skoczna i rytmiczna. Ożywiała atmosferę tego miejsca.
Wzięła przykład z innych i zaczęła pochłaniać stojące przed nią jedzenie.
I jak? – zagadnęła Asael – Macie pomysł za co powinniśmy się zabrać tutaj, na Ziemi?
Bartel popatrzył na ich twarze, jakby się zastanawiając i rzekł:
- Mam pewne informację, które mogą jednym pomóc innym nie, ale nie zaszkodzą. Gdy wyszedłem...
Opowiedział im o dziwnym spotkaniu z Kevinem i Karen. „Spotkanie z szefem tutejszych skrzydlatych? Czemu nie – zawsze można się wycofać, a przydałoby się poznać ich zamiary. Szczególnie te plany dotyczące Gabriela i dostania się na Górę” Po historii Pogromu zmieniła swoje nastawienie do niego. Nadal miała mnóstwo wątpliwości, co do pomagania w potencjalnym obaleniu jego rządów, ale nie budziło już to u niej takiego sprzeciwu. Skoro on był gotów zabijać byleby utrzymać władzę na Ziemi… To co dopiero mógłby zrobić w Pierwszym Mieście…
Czy miał ktoś z was kontakt z takimi osobnikami? - zapytał ich na koniec. Ebriel znacząco spojrzała na Diriaela. To chyba był właściwy moment, by przekazać im ostrzeżenia Kevina. |