Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-06-2009, 11:37   #81
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Szli ulicą. Po staremu. Asael była bogatsza i pocieszona tym, że komuś dokopała. Właściwie pocieszona myślą, że to jej mogli dokopać i mogła być nadal biedna. Ale była bogata i ucięła kilka pał. Yay.
Uśmiechnęła się krzywo zerkając na Achrola.
„Ten gość chyba po prostu popadł w depresję” – pomyślała, zniecierpliwiona z lekka.
Jak długo można wytrzymać u boku sexownego, rannego faceta, który nieustannie cię olewa? Nadchodziła godzina K. Kopa w dupas. Asael ze szczerą chęcią i rozkoszą zasadziłaby teraz kopa w Achrolowy zad, tylko po to, żeby się odezwał. Lubiła wiedzieć na czym stoi. Achrol był dla niej jedną wielką zagadką, a gdy cierpliwość przy zagadkach wyczerpała się, Asael wściekała się jak mały bachor próbujący zapchać sześcienny klocek przez okrągłe wcięcie w plastykowej kostce. Wiedziała, że Achrol POTRAFIŁ. Wiedziała, że jego rozcięte i zaciśnięte z bólu usta potrafiły wypowiadać miłe i cieple słowa, że jego dłonie potrafiły przytulać i głaskać, że jego umyśl był pełen wiary i nadziei. Szlag ją trafiał, że nie potrafiła wydobyć z tego gościa jego potencjału. Wlókł się i milczał. Nie rozumiała, co zrobiła źle. Szlag ją trafiał, że nie chciał jej tego otwarcie wyjawić.

Nagle zauważyła Bartela. Ucieszyła się na jego widok. Gadał z kimś, ledwie zwróciła uwagę na to, kto to taki. Nie miała ochoty na dalsze rozdawanie kopów. Ile można? A przede wszystkim nie miała ochoty na pogawędki. Była osobą z natury zamkniętą w sobie i lubiącą trzymać się na uboczu. Jej model działania przestawił się na „to wy se poplotkujcie i pobalujcie, ja będę gdzieś pod drzewem, wezwijcie mnie kiedy będzie trzeba kogoś kopnąć”. Poznała gościa, który skopał wcześniej Achrola i ją. Ale teraz sytuacja wyglądała inaczej. Zachowanie Achrola kazało jej póki co przystopować. Czuła, że przy tym stanie rzeczy nie warto porywać się na pomstę dla niego.
„Pewnie nawet by nie zauważył” – przewróciła oczami, zerkając na Achrola.
Plan zakładał jedynie, że jeśli obcy podejdą, będzie draka. Póki nie podejdą, ona olewa sprawę. Miała ochotę kupić melisę, wino i iść szukać Kurta. A potem schlać się z nim jak na tych przyjęciach u długouchych ludków o których czytała w bajkach gdy była mała.
Olała zatem obcych i uraczyła szczerym uśmiechem nadchodzącego Bartela. Poczekała aż podejdzie. Nie chciała wołać na całe miasto.
- Dobrze cię widzieć nadal żywego.
- Jak tam poszła wizyta u lekarza?
- Gładziutko jak pupcia niemowlaka – odparła rozbawiona Asael. – Nie przyjął nas, gdyż nie mieliśmy pieniędzy.
- Wyglądacie jakbyście go zaszlachtowali zanim was spróbował wyleczyć
- Czyli dobrze – westchnęła Asael, poprawiając mokre rude włosy.
- Chodźmy do Aronaxa. Powinien wiedzieć jak was poskładać.
- Chodźmy – poparła z kiepską miną. – Nie ma wyjścia.
Ruszyła za Bartelem.
- Powiedz Achrolowi, żeby się w końcu zamknął – bąknęła pod nosem. – Gość nawija bez przerwy, jak nakręcony, nie umie przestać.
Po chwili dodała;
- Co z Kurtem? Znaczy nos... ma cały...?

Kiedy dotrą do Aronaxa przywita się z gospodarzem domu i z reszta ekipy. Poprosi o wsparcie w sprawie nosa. A potem siądzie obok Kurta z miną „niech ktoś kopnie Achrola w zad”.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 21-06-2009, 15:24   #82
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Asael, Bartel, Achrol
Ruszyliście dziarsko przed siebie. No dobra, ruszyliście. Deszcz wdawał się we znaki nawet Bartelowi a Achrol mocno spowalniał pozostałą dwójkę. Były strażnik postanowił zajść jeszcze do krawca po płaszcz. Sklep był niewielki, cały zapełniony odzieżą. Krawiec wysłuchał zamówienia i pokręcił głową.
-Ciężko będzie panie. Musiałbym mieć dzień czy dwa. Teraz nie mam nic dla takiego wielko... Dla osób tak wysokich. Chociaż... Mam jeden płaszcz, może być trochę za krótki. Specjalnie dla pana tylko dziesięć srebrników.
-Pokaż go.
Krawiec podszedł do rzędu wieszaków i wyjął najdłuższy płaszcz. Chociaż płaszcz to za duże słowo. Zwykła, ciemnoczerwona peleryna z kapturem. Faktycznie na Bartela była mocno za mała, ale na Asael, Ebriel czy Kurcie powinno wyglądać zdecydowanie lepiej.
Sprzedawca nie tracił jednak możliwości zarobku i zwrócił się do pozostałej dwójki skrzydlatych.
-A może dla pana kaptur? Albo dla pani piękny szal, z lisiego futra, pięknie podkreśli kolor włosów.

dom Aronaxa
Ebriel, Kurt, Diriael i Aronax siedzieli w milczeniu czekając na resztę. Drzwi się w końcu otworzyły a do środka wpadła przemoczona trójka skrzydlatych. Asael ciężko usiadła obok Kurta, Bartel delikatnie posadził Achrola na wolne krzesło. Lekarz nie czekał aż ranni się odezwą podszedł do Asael.
-To jak jednak się tym zajmę?
Na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech.
-Zaraz zaparzę Wam zioła. Uśmierzą ból operacji.
Po chwili przyniósł dwa kubki z ziołami. Asael spojrzał podejrzliwie na herbatkę, jednak zdecydowała się napić. Achrol za to nawet nie spojrzał w stronę ziół. Aronax tylko wzruszył ramionami.
-Jeśli nie chcesz... Pokaż rękę.
Wynalazca dotknął ręki heretyka, pokręcił głową.
-Rękę mogę co najwyżej usztywnić, kości zostały złamane lub przesunięte w pięciu miejscach. Do tego potrzebna jest magia lecznicza. Zobaczymy co z nosem można zrobić.
Aronax złapał za chrząstkę i silnie szarpnął, z ust Achrola wydobył się stłumiony krzyk bólu.
-Było trzeba wypić zioła. Teraz usztywnimy dłoń, może trochę boleć.
Wynalazca wyjął z torby walającej się po pokoju, deseczkę i dwa rulony flaneli. Jeden włożył w ranną dłoń.
-Postaraj się zacisnąć.
Gdy Achrol z bólem zacisnął dłoń, wynalazca od dołu przyłożył deskę, tak by sięgała dobre dziesięć centymetrów za łokieć i ją przywiązał drugim bandażem.
-Póki co musi wystarczyć.

Asael
Dzień był z pewnością ciężki i wdał Ci się ostro we znaki. Mogłaś sobie pozwolić na trochę odpoczynku, szczególnie, że chłopaki na pewno się Tobą zaopiekują. Mięśnie się rozluźniły, powieki stały się ciężkie a żadne słowa nie były warte zmuszenia ust do wydania dźwięków. Przysunęłaś się odruchowo do najbliższej osoby, którą był Kurt. Aronax chyba coś powiedział, ale kogo to obchodzi.

Wszyscy
-Wasza koleżanka jest ewidentnie podatna na zioła.
Aronax podszedł do Asael i dotknął jej nosa, stał jakby chwile myślał potem gwałtownie szarpnął.
-Gotowe. Ale jestem zmęczony... Sprawdzę czy mam jakieś ciuchy dla Was i idziemy do knajpy, dobrze?
Gospodarz nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił z dwoma ciemnozielonymi płaszczami, podobnymi do tych jakie krawiec proponował Bartelowi.
-Moga być na Was trochę za małe, ale nie powinno być tego mocno widać na Asael, Ebriel czy Kurtcie.
Wynalazca położył płaszcze na stole i ubrał ten, który nosił poprzednio. Diriael i Bartel zauważyli, że ich gospodarz znów chowa jakiś przedmiot tak by nie było go widać.
-To co idziemy?

"Złote Jabłko"
W gospodzie było sporo ludzi, którzy schronili się przed deszczem. Na całe szczęście w kącie były trzy wolne stoliki.

Usiedliście przy jednym a Aronax poszedł zamówić jedzenie. Po chwili wrócił z dwójką kelnerek. Jeden niósł garnek gulaszu a drugi na tacy talerze. Obaj rozstawili je sprawnie przed Wami i wrócili się do baru. Aronax usiadł.
-Częstujcie się, zaraz przyniosą napoje, jak zjecie i będzie dalej głodni to zamówię jeszcze jakieś mięso.
Faktycznie jeden z kelnerów wrócił niosąc na tacy kufle piwa, dwa kieliszki i jakąś butelkę. Po chwili przed mężczyznami stały kufle jasnego piwa a przed kobietami kieliszki do których kelner wprawnie nalał wina. Postawił przed Wami butelkę i oddalił się życząc smacznego.
Reszta gości zachęcała właśnie grupkę minstreli do gry.
YouTube - Medieval Music
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 21-06-2009, 18:41   #83
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Bartel zaciągnął ich jeszcze do krawca.
- A ja chcę gacie w paski – ogłosiła dziarsko Asael. – Dobra, żart, nie chcę. Pasiaste stringi. Takie, że jeden pasek się zmieści tylko.
Nie chciała się przyznać, że jej koronkowe, różowe stringasy w tajemniczy sposób zaginęły kilka tygodni temu i teraz musiała polegać na figach w grochy.
- Albo dla pani piękny szal, z lisiego futra, pięknie podkreśli kolor włosów.
- Nie, dziękuję – odmówiła grzecznie.
„Nigdy nie założę na siebie zabitego zwierzęcia!!! Co za profanacja!!! Futro, gah!!! GAH!!!”
Kiedy zobaczyła co krawiec proponuje Achrolowi, odwróciła się kulturalnie, by nie ryknąć śmiechem.
„No, Piękny, jak chcesz kupię Ci taki, niech stracę! Będzie za co ciągnąć! Swoją drogą dlaczego, na miłość wszystkiego co mroczne, najsexowniejsi faceci zawsze noszą kaptury albo kosmiczne kapelusze?! Gah!”

Dotarli w końcu do chaty Aronaxa.
„Syf z malarią!”
Zwaliła się obok Kurta.
- To jak jednak się tym zajmę?
„...A może jednak chcesz spróbować odmówić?” – pomyślała, na jej twarzy wykwitł złośliwy sadouśmeiszek na wspomnienie chama zza biurka medyka.
- Tak, jednak jestem na tyle biedna, że śmiem polegać na twoich zwinnych paluszkach, dobry człowieku ~_^ - ulegle mrugnęła do Aronaxa Asael.
- Zaraz zaparzę Wam zioła
- Zioła to to, co lubię – zachichotała. – Melisy i wina! Yay! O!...
Zauważyła, że Kurt też lubił wino.
„Przeznaczenie!
- Uśmierzą ból operacji.
- Ból czego...?! – Asael półprzytomnie spojrzała na Aronaxa.
Ajjjjj no dobra.
- Ale ostrożnie, to tylko jeden, mały nos! – pisnęła, zasłaniając twarz. – Nie trzeba kroić!!!
- Zobaczymy co z nosem można zrobić.
- Ejejej, bez takich tekstów, MacGyver! –jęknęła, nadal się zasłaniając.
Achrol krzyczał sobie w trakcie operacji. Asael bardzo nie podobał się ten krzyk. Zasłoniła swój nos drugą ręką.
- Wasza koleżanka jest ewidentnie podatna na zioła.
- E...? – wymamrotała. – My mamy jakąś koleżankę ze sobą...? Zieeeeew! Ymmmm! ^__^
Glebnęła się bokiem o mięciutkie i cieplutkie ciałko Kurta, opierając łepek na jego ramieniu. Asael dużo do życia nie trzeba. Zwłaszcza po ziółkach. Nie ma nic lepszego niż facet, o którego można się glebnąć.
- Człowieku, ja piłam zioła kiedy byłam jeszcze komórką jajową!!! – pochwaliła się Aronaxowi. – Ziółka to ja już piłam kiedy plemnik z twoim igrekiem siedział jeszcze u twojego ojca za... piecem... powiedzmy!... Hyk!...
Złapał ją za nos.
- No dobra, nie rób se jaj... AAaaajajajaJAJAJ!!! Ożesz w mordę!!! – załapała się za naprawiony nos. – Ty żartujesz?! To bolało bardziej niż to złamanie!!! Gaaah!!! Dzięki w każdym razie!
- Sprawdzę czy mam jakieś ciuchy dla Was i idziemy do knajpy, dobrze?
- Knajpa! Yay! A ciuchy po co? HYK!!! Kurt, też idziesz do knajpy? – przytuliła się bardziej do swojej ciepłej podpory. – Bo mi tu całkiem fajnie jest hyk!... Achrol, jak twój nos? Mój chyba już odpadł... Aaaachrol! Przestań tyle gadać! No przestaniesz?! Gah, ten gość nigdy się nie zamyka! – machnęła ręką.
Nie obchodziło ją zbytnio to co działo się wokół. Chciała tylko siedzieć przy Kurcie i było fajnie. Potem coś się działo, gdzieś szli, ktoś zabrał jej cieplutką podporę. Wnerwiona i obrażona wlokła się za resztą nic nie mówiąc. Potem gdzieś usiadła i zobaczyła winko. Ktoś brzdękolił obok, Aronax coś mówił.
„Cyrk na kółkach – pomyślała z rozpaczą. – Nic, tylko pić!”
Wypiła winko i rozwaliła się na stole, podkładając skrzyżowane ramiona pod ciężką głowę.
„Co ja tu w ogóle robię?! Fajne to piekło. Kilka godzin i już jestem schlana, otoczona sexownymi badassami! – z uśmiechem zerknęła po członkach [eeeh] swojej drużyny. – To ja kurde lubię takie piekło! Piekło jak marzenie! Brakuje mi tylko szlachcica w czerwonym żupanie, o tak, szlachcica o pięknym, zimnym spojrzeniu demona, o pięknych czarnych włosach w artystycznym nieładzie! O taaak!” – rozmarzyła się.
- I jak? – zagadnęła Kurta i Bartela. – Macie pomysł za co powinniśmy się zabrać tutaj, na Ziemi?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 22-06-2009, 19:14   #84
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Dobrze cię widzieć nadal żywego.
Bartel
skinął głową w podzięce za te słowa.
- Jak tam poszła wizyta u lekarza? -rzekł
- Gładziutko jak pupcia niemowlaka – odparła wyglądająca na rozbawioną Asael. – Nie przyjął nas, gdyż nie mieliśmy pieniędzy.
- Wyglądacie jakbyście go zaszlachtowali zanim was spróbował wyleczyć.
- Czyli dobrze – westchnęła poprawiając mokre rude włosy.
- Chodźmy do Aronaxa. Powinien wiedzieć jak was poskładać.
- Chodźmy – poparła z kiepską miną. – Nie ma wyjścia.
Ruszyliśmy. Z lekka wolno. Ale to Kingowi nie przeszkadzało.
- Powiedz Achrolowi, żeby się w końcu zamknął – bąknęła pod nosem. – Gość nawija bez przerwy, jak nakręcony, nie umie przestać.
Bartel uśmiechnął się rozbawiony, wiedział, że tak nie było. Achrol pewnie był zły. No cóż.... Asael po chwili dodała:
- Co z Kurtem? Znaczy nos... ma cały...?
- Cały. - Machnął głową jakby na potwierdzenie.

Wracając Bartel zobaczył szyld, o którym mówił Aronax. Kawałek deski z namalowanymi ręcznie nogawkami spodni. Super.
- Zajdziemy tu na chwilę.

U krawca widać było, że handluje się ubiorem. Wszędzie sukna, materiały, obuwie nawet. Człowiek, który wyczłapał się z pomiędzy dwóch długich materiałowych ( jak jakby inaczej?) zasłon na pewno był kupcem.
- Szwaczu, masz pan tu pelerynę na mój wzrost?
- Ciężko będzie panie. Musiałbym mieć dzień czy dwa. Teraz nie mam nic dla takiego wielko... Dla osób tak wysokich. Chociaż... Mam jeden płaszcz, może być trochę za krótki. Specjalnie dla pana tylko dziesięć srebrników.

-Pokaż go.
Płaszcz jak płaszcz. Czerwony do tego. No i kaptur miał. Ale dziesięć srebrników? Bartel udał, że się zna na modzie. Przyjrzał się, zobaczył z jakiego materiału po czym bąknął:
- za specjalny to on nie jest. Mam pewną panią dla której byłby może i dobry ale nie w takim kolorze. - Pokręcił głową przy czym minę miał poważną i skupioną. - Nie... a nie chciałby pan zrobić nam na zamówienie płaszczy? Tak, żeby za dwa, trzy dni do odebrania były?
- Oczywiście panie. Jaki kolor i materiał? Musi pan tylko zostać na mierzenie. - Szwacz był widocznie zadowolony.
Bartel podchodzi do mierzenia i mówi:
- 5 srebrników teraz reszta potem, zrób jeszcze z jeden na osobę o jakieś 6 centymetrów niższą. Materiał solidny a kolory ciemne. Granat? - powiedział gdy szwacz skończył mierzyć i położył mu je na blat. - Tylko ma być zrobione dobrze.
-Dobrze panie.

Wszyli zaraz po tym jak dali mu piątkę srebrnych monet. Wcześniej jeszcze szwacz próbował zdobyć klientów dziwacznym kapturem i lisim futrem. Poszli prostu do Aronaxa, który to zajął się całościowo Achrolem. No nie dał rady z ręką ale nos zrobił obu pacjentom.

W domu siedzieli jeszcze chwilkę. Kurt wyglądał już dość dobrze. Ebriel siedziała nieopodal więc podszedł do niej.
- Nie dało się nic konkretnego wynegocjować u szwacza. Dałem zaliczkę i kazałem zrobić na wymiar. Ale skończyła mi się prawie kasa. Trzeba coś zarobić.
- Dziwnie się przyzwyczajam do pobytu u niego. Dziwnie.... - Bartel mówił prawie do siebie a prawie do Ebriel.

Gdy wyszli nadal padało." Ileż to może padać? Niby fajnie ale cały czas?
Może na ziemi tak jest?"
Pomyślał chwile. "Nie, nie jest, przecież wcześniej tak nie było."
Poszedł za Aranoxem, który zaprowadził ich do wyglądającego na przyzwoity pub. Jeszcze przed wejściem zauważył, że Asael wyglądała na rozanieloną. Ciekawie działa na nią ten specyfik. Bartel się uśmiechnął. Teraz uśmiechał się nadal widząc grajków, a co lepsze, słysząc ich. Patrzył jak przynoszą żarełko. Co prawda wyglądem nie imponowały ale zapach unosił się nieziemski. Kiszki zagrały. Bartel ponownie ucieszył się z obecności grajków. Nałożył se solidną porcję i nalał popitki. Oddał się zupełnie posiłkowi.

- I jak? – Bartel usłyszał głos Asael. – Macie pomysł za co powinniśmy się zabrać tutaj, na Ziemi?
Spojrzał na pozostałych, Achrola, Ebriel, Diriaela, Kurta. Nie wiedział jaki oni mają plan ale on sam miał taki, żeby dostać się na zachód od Wielkiego Miasta. Siedziby wszystkich skrzydlatych ale zanim....

- Mam pewne informację, które mogą jednym pomóc innym nie, ale nie zaszkodzą. - ponownie się rozejrzał. - Gdy wyszedłem...

Opowiedział wszystko co i jak. Wyszedł, spotkał tamtych, innych skrzydlatych. Opowiedział o brodzie, o Wilku o Karen.
- Podobno im pomagasz, czy nie tak Aronaxie?
Opowiadał o szefie tych "drugich" i że walczą z Gabrielem. I że nie wiem do końca czy to dobry pomysł ale ciężko jest się oswoić będąc nie na swojej ziemi. A kontakt z innymi, z "drugimi" byłby rozsądny. Zależy co oni tam oczywiście wyprawiają.
- Czy miał ktoś z was kontakt z takimi osobnikami? - zapytał się drużyny. Nie wiedział o nich prawie nic. Można by ten czas spożytkować na owocną rozmowę?
- Coście narozrabiali za co was wyrzucono z Góry?
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 25-06-2009 o 00:29.
Fabiano jest offline  
Stary 24-06-2009, 00:45   #85
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Aronax chwilę milczał.

-Tak... Miałem okazje ich poznać. Nie ze wszystkich tych znajomości się cieszę. Większość z tych, których lubiłem zginęła w Pogromie.

- W Pogromie? Co masz na myśli?- Kurt wyjął jej to z ust, więc tylko spojrzała zaciekawiona na Aronaxa. On wyszedł, przyniósł coś do jedzenia i picia. Drżącą ręką wypił kieliszek wina. Widać było, że wspomnienie tego zdarzenia wywołało w nim wiele emocji. Mówienie o tym wiele go kosztowało, ale opowiedział im o Solis, o ludziach i skrzydlatych żyjących razem – obok siebie – w zgodzie i przyjaźni, aż do dnia, gdy Gabriel postanowił to zmienić i urządził rzeź, jakiej Ziemia do tej pory nie widziała.
Ebriel to wstrząsnęło. Nie spodziewała się, że ktoś może być tak okrutny – nawet dla najgorszych złoczyńców – w końcu tacy tu trafiali… no dobra – może nie wszyscy byli tacy źli… a nawet gdyby byli, to przecież tam mieszkali ludzie! Zbijać tak bez powodu, na taką skalę! „I to nas tu zesłali… phi!” A najdziwniejsze, że za tym wszystkim stał Gabriel. Nigdy nie interesowała się polityką, ale Gabriel wydawał jej się uczciwym, dobrym skrzydlatym… Z wrażenia, aż usiadła. Zamyśliła się. Minęło trochę czasu – ile - Ebriel trudno było powiedzieć. Z zamyślenia wyrwało ją przybycie Bartela z Asael i Achrolem. Zdecydowanie nie wyglądali lepiej. Byli cali mokrzy, a do tego poobijani jeszcze bardziej. „Czyżby jakaś bójka”? Aronax od razu nimi się zajął.

Bartel podszedł do niej i powiedział:

- Nie dało się nic konkretnego wynegocjować u szwacza. Dałem zaliczkę i kazałem zrobić na wymiar. Ale skończyła mi się prawie kasa. Trzeba coś zarobić.

- Nie miał nic na nasz wzrost? Można było się spodziewać. Ja jeszcze mam trochę tych ich kamieni. Ale rzeczywiście kasa by się przydała. – odpowiedziała mu.

- Dziwnie się przyzwyczajam do pobytu u niego. Dziwnie....

- Ja też… W sumie to najprzyjaźniejsze miejsce, w jakim dzisiaj byliśmy i to dość sporo czasu.

Słychać było trochę wrzasków – nic dziwnego skoro Achrol nawet nie chciał wypić naparu. Na Asael za to podziałał on z zadziwiającą siłą. Kobieta zachowywała się jak pijana – gadała – i to więcej niż zazwyczaj ( o ile to jest możliwe). Co więcej zaczęła kleić się do Kurta. Gdy Aronax skończył już ich leczyć zwrócił się do reszty:

- Gotowe. Ale jestem zmęczony... Sprawdzę czy mam jakieś ciuchy dla Was i idziemy do knajpy, dobrze?

Asael odparła - Knajpa! Yay! A ciuchy po co? HYK!!! Kurt, też idziesz do knajpy? – przytuliła się do niego – Bo mi tu całkiem fajnie jest hyk!... Achrol, jak twój nos? Mój chyba już odpadł... Aaaachrol! Przestań tyle gadać! No przestaniesz?! Gah, ten gość nigdy się nie zamyka! – machnęła ręką. Ebriel tylko się uśmiechnęła.
Gospodarz przyniósł 2 ciemnozielone płaszcze.

-Moga być na Was trochę za małe, ale nie powinno być tego mocno widać na Asael, Ebriel czy Kurtcie.

Ebriel zerknęła na pogodę za okno.

- To ja może pożyczę jeden. Dzięki.

Nie leżał na niej idealnie, ale przy takim deszczu lepsze to niż nic. Zresztą to tylko tymczasowe okrycie. Ruszyli do knajpy. Na szczęście nie była daleko. „ Złote Jabłko” – tak głosił szyld. W środku było spory tłok, ale znaleźli wolny stolik w kącie sali. Aronax zamówił jedzenie i już po chwili stał przed nimi gulasz, wino lub piwo. Grupka minstreli zaczęła grać. Nie była to muzyka, do jakiej przywykła Ebriel, ale brzmiała dość przyjemnie – skoczna i rytmiczna. Ożywiała atmosferę tego miejsca.
Wzięła przykład z innych i zaczęła pochłaniać stojące przed nią jedzenie.

I jak? – zagadnęła Asael – Macie pomysł za co powinniśmy się zabrać tutaj, na Ziemi?

Bartel popatrzył na ich twarze, jakby się zastanawiając i rzekł:

- Mam pewne informację, które mogą jednym pomóc innym nie, ale nie zaszkodzą. Gdy wyszedłem...

Opowiedział im o dziwnym spotkaniu z Kevinem i Karen. „Spotkanie z szefem tutejszych skrzydlatych? Czemu nie – zawsze można się wycofać, a przydałoby się poznać ich zamiary. Szczególnie te plany dotyczące Gabriela i dostania się na Górę” Po historii Pogromu zmieniła swoje nastawienie do niego. Nadal miała mnóstwo wątpliwości, co do pomagania w potencjalnym obaleniu jego rządów, ale nie budziło już to u niej takiego sprzeciwu. Skoro on był gotów zabijać byleby utrzymać władzę na Ziemi… To co dopiero mógłby zrobić w Pierwszym Mieście…

Czy miał ktoś z was kontakt z takimi osobnikami? - zapytał ich na koniec. Ebriel znacząco spojrzała na Diriaela. To chyba był właściwy moment, by przekazać im ostrzeżenia Kevina.
 
xDorota jest offline  
Stary 24-06-2009, 03:00   #86
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kurt siedział i „odtajał” po operacji i wpływie herbatki, a Ebriel była już w pokoju. Diriael rozglądał się po pomieszczeniu badawczo, szukając sam nie wiedział czego. Liczył, że rzuci mu się w oczy jakieś sensowne lustro, lecz nie znalazł nawet bezsensownego – cokolwiek by to oznaczało. Nie mógł natomiast przeszukać mieszkania bardziej gruntownie ze względu na właścicielu, pod którego okiem rozpoznawał teren.

Po chwili jednak zaprzestał poszukiwań, gdyż Aronax zaczął opowiadać o Pogromie. Wydarzeniu, którego próżno by szukać w jakimkolwiek podręczniku do historii na górze – z resztą historia jako taka stała tam na żałośnie niskim poziomie. Opinia publiczna nie mogła dowiedzieć się o tak radykalnej akcji Gabriela. Jeśli różne Greenpeace’y potrafią narobić szumu o prowadzenie trasy dla pojazdów wektorowych przez te istniejące jeszcze na górze lasy, to co dopiero masowa eksterminacja ludzi – i skrzydlatych. Czy może: skrzydlatych, a także ludzi.

Diriael nie siedział mocno w polityce – jego kontakt z nią ograniczał się do ogólnych wiadomości i widywania niektórych ważniejszych osobistości na imprezach, czy to organizowanych przez jego ojca, czy – nieoficjalnie – przez Quantum. Tak czy siak jego wyobrażenie o Gabrielu było raczej pozytywne – a w każdym razie miał go za uczciwego skrzydlatego. Prawicowego jeśli chodzi o ludzi i nie wynoszenie ich do rangi równej skrzydlatym, z naleciałościami wojskowymi co do dyscypliny i mocną hierarchizację, ale ogólnie porządnego. No i kolejna rzecz mówi przeciwko niemu – abstrahując nawet od skazania Ebriel i jego, które niefortunnym zbiegiem okoliczności (zakładając nawet, żeby był przypadkowy – a nie był) mogłoby być uznane przez ogół za dopuszczalne.

Dobrze, ale gdyby nawet założyć, że Gabriel nie jest odpowiednią osobą do rządzenia Pierwszym Miastem…

* * *

Do domu przyszli pozostali – Asael i Achrol w takim samym, a może nawet nieco gorszym stanie niż kiedy się rozstawali. Aronax jednak zajął się nimi dość sprawnie mimo ich braku specjalnej koopeacji. Mężczyzna nie ruszył ziół co skutki miało dokładnie takie jak można było to przewidzieć, kobieta z kolei chyba dostała porcję nieodpowiednio obliczoną jak na jej możliwości… Diriael uśmiechnął się pod nosem.

„Jest fajnie” – pomyślał.

Poszli do knajpy.

* * *

„Złote Jabłko” było w całości drewniane, ale to w niczym nie umniejszało jego zasług, biorąc pod uwagę kilka faktów: po pierwsze, deszcz na ulicy; po drugie, porównanie klasy jej wystroju ze średnią miasta; po trzecie, jakość jedzenia. Nie ma co, jeśli tu na dole się na czymś znali, to było to jedzenie. Palce lizać.

Bartel rozpoczął dyskusję na temat tutejszych rebeliantów – chyba można ich tak nazwać. Opowiedział czego dowiedział się od Karen, której towarzyszył Kevin… Tak, pokrywało się to z tym, co Diriael słyszał od samego ostatniego. Warto to uzupełnić tylko o tę warstwę emocjonalną…

- Czy miał ktoś z was kontakt z takimi osobnikami?

- Kontaktu? – odpowiedział Espello. – Nie. Ale wspominał o nich w lesie Kevin, kiedy go zatrzymałem. W sumie dowiedziałem się tego samego co ty, przy czym… Ugryzione z drugiej strony, że tak powiem. Ostrzegał przed tymi, którzy chcą obalić Gabriela i radził, żeby uważać w rozmowach z nimi, o ile nie unikać ich w ogóle.

…a Aronax był obok, choć współpracował z rebeliantami. Jeśli rzeczywiście byli tacy niebezpieczni, to pewnie zachował się nieostrożnie mówiąc to wszystko. Ale Aronax pomagał też im, poza tym kolejna okazja żeby powiedzieć to do wszystkich mogła się nie nadarzyć zanim nie byłoby już po fakcie. Ale Diriael kontynuował.

- Co nie zmienia faktu, że dobrze byłoby spotkać się z szefem tej organizacji. Zorientować się w sytuacji, czy coś. Co sądzicie?

Dobrze, ale gdyby nawet założyć, że Gabriel nie jest odpowiednią osobą do rządzenia Pierwszym Miastem - bo w rządy Pistis nie wierzyła już chyba nawet część babć z kółka różańcowego w Katedrze – kto stanowi alternatywę? Nader często bywa, że ci, którzy obalają władzę nie są w żadnym stopniu przygotowani do jej przejęcia i albo zaraz upadają, albo wprowadzają jeszcze większy zamęt niż był wcześniej.

Espello spodziewał się chyba bardziej kogoś zdeterminowanego do odegrania się na Gabrielu i całej górze niż skłonnego do przeprowadzenia słusznych reform. W końcu przynajmniej większość z tych, którzy się tu znajdują to chyba jednak kryminaliści. Tak by się przynajmniej wydawało…

„Pożyjemy, zobaczymy.” – podsumował Diriael w myślach starym powiedzeniem.

* * *

- Aronaxie, z tego co mówił Bartel,ty możesz zaaranżować spotkanie, tak?
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
Stary 25-06-2009, 00:43   #87
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Bartel był stanowczo zmieszany. Można by rzec, że stanowczo to zbyt lightowe stwierdzenie. Choć nie dał po sobie nic poznać, przynajmniej miał taką nadzieję. Lekko zdziwił się jak Diriael rzekł, że nie wszystko im wyjawił. Lecz wbił w niego wzrok jak ten powiedział, że Kevin radził być ostrożny. Coś tu śmierdziało i nie był to gularz.

King zaczął zastanawiać się w duchu o co toczy się gra. Czy brąc w to dalej nie oddali się od swojego celu. Być może zacznie batalie o nie swoije poglądy. Lub co gorsza będą marionetkami w czyjejś rozgrywce.

- Aronaxie, z tego co mówił Bartel,ty możesz zaaranżować spotkanie, tak? - Diriael ciągnął dalej. Gdy gospodarz przytaknął Bartel zadał pytanie:
- A ja mam jeszcze inne pytanie. O co toczy się gra? Co wy tutaj wyprawiacie?

Po chwili spojrzał na Asael, pstryknąl dwa razy palcami.
- Halo panienko, halo! - jeszcze raz pstryknął palcami widząc w jakim stanie jest skrzydlata. - A Ty co tu robisz? Strażniczka czy Posłanka? - Spojrzał na resztę - Ja jestem byłym strażnikiem, cięcie dostałem za zbyt częstę opuszczanie Pierwszego Miasta. A wy?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 25-06-2009, 17:28   #88
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Kurt powoli dochodził do siebie. Łyk całkiem dobrego półwytrawnego wina tylko pomagał mu w tym. Zauważył, że Aronax jest nieco wstrząśnięty, chyba nie jest to dobry temat do rozmowy. Mimo to skrzydlaty musiał wiedzieć, o co dokładnie chodziło. Powoli odrywał kęsy chłodnego udka i przeżuwał leniwie, poświęcając większość swojej uwagi człowiekowi.
Miasto, gdzie ludzie i skrzydlaci żyli w zgodzie, jak brak z bratem... To musiało być piękne. Zesłańcy pomagali tubylcom w rozwoju, starając się podnieść komfort wspólnego życia, ludzie natomiast traktowali ich jak swoich. W miejscu, które miało być dla nich więzieniem i najgorszą z możliwych kar, akceptacja znaczyła bardzo dużo. Chłopak słuchał i wyobrażał sobie to wszystko, to cudowne miasto, Solis. Niestety, Gabriel wszystko kontrolował, tak jak to robił na górze. Chciał mieć nad ludźmi pełną kontrolę, nie mógł sobie pozwolić, by rozwój ich cywilizacji ruszył z miejsca. Na pewno nie spodobało mu się to, co działo się w mieście, na pewno... Nie mógł mieć innego powodu, a przynajmniej Kurt takiego nie znajdował. I, szczerze mówiąc, nie chciał znaleźć. Wiedział, do czego zdolny jest Gabriel w sytuacji, gdy coś zaczyna wymykać mu się spod kontroli. Aż za dobrze.
Gospodarz drżącą ręką nalał i opróżnił kolejny kieliszek wina. Gdy skrzydlaty słuchał o tych okrucieństwach, wstydził się tego, kim jest. Nie był on za to wszystko odpowiedzialny, ale sama przynależność do tego samego gatunku co Gabriel napawała go obrzydzeniem do samego siebie. Skrzydlaci uznawali siebie za lepszych od ludzi, bliższych Jedynemu, ale byli bardziej okrutni, egoistyczni i bezlitośni od nich.
Aronax przechylił kieliszek po raz kolejny. Cisza, jaka zapadła doskonale świadczyła o przejęciu, a może nawet lekkim zakłopotaniu słuchaczy. Kurt rozluźnił zaciśniętą pięść. Gdy dokończył udko dolał sobie wina i pociągnął łyk.
- Aronaxie, mógłbyś mnie nauczyć, jakie wartości mają wasze pieniądze? Te kolorowe krążki, który jest bardziej cenny, i te sprawy. - była to dosyć ważna kwestia, w końcu będą tu żyć... Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
-Oczywiście. Prawie zapomniałem, że Wy macie inną walutę. Te złote są najcenniejsze, potem srebrne a na końcu miedziane. Dwadzieścia miedziaków to jeden srebrnik a dwadzieścia srebrników to jeden talar.- skrzydlaty słuchał i rejestrował wszystko. Dziwnie było to ułożone. Najpierw podejrzewał, że im ciemniejszy kolor, tym mniejsza wartość. A tutaj, jak na złość, przemieszane. Najpierw złoto, czyli talary, potem najjaśniejsze srebro, a na końcu ciemny brąz, miedziaki. Dobra, chyba zapamięta.
Czas mijał wolno, w ciszy. Kurt był już w pełni świadomy i sprawny, choć nieco zmęczony. Nagle drzwi się otworzyły i weszła pozostała trójka. Achrol i Asael wyglądali kiepsko, chyba nic nie zdziałali. Kobieta padła wycieńczona na krzesło tuż obok Kurta, Bartel pomógł usiąść drużynowemu bardowi, a gospodarz poszedł do kuchni zaparzyć otumaniające zioła dla dwójki nowych pacjentów.
Po chwili przyniósł dwa kubki z naparem, jednak tylko jeden okazał się potrzebny. Achrol, jak na twardziela przystało, zrezygnował z napitku mającego oszczędzić mu cierpienia. Asael natomiast posłusznie wypiła posłusznie zawartość naczynia. Podczas, gdy człowiek nastawiał nos jęczącemu z bólu upartemu skrzydlatemu, i usztywniał mu rękę, Ruda popadała w nicość. Oparła się o Kurta, kładąc głowę na jego ramieniu. Przymknęła oczy i z rozmarzonym wyrazem twarzy, zaczęła coś mamrotać. Chłopak starał się są delikatnie i dyskretnie wyprostować, jednak ta dalej opierała się o niego.
- Skąd wytrzasnęłaś taką torbę?- zwrócił się Kurt do Rudej, nie ukrywając zdziwienia. Dopiero przed chwilą dotarło do niego, że kobieta ma całkiem ładną i pakowną torbę przewieszoną przez ramię. Asael zerknęła na niego półprzytomnie.
- Znalazłam...? - wyjąkała niepewnie, wpatrując się w rozmówcę miodnymi, rozmarzonymi oczkami.
- Aaaachrol mi kupił...? - zgadywała jakby sama do siebie. - Nie, zaraz, torba, tak, bo tego już wiem errrrrr... - podrapała się za uchem. - Leżała przy biurku! Pożyczyłam znaczy się od medyka. No tak było.- z kilometra było widać, że kręci, ale Kurt nie zawracał sobie, ani jej, tym teraz głowy. Później dopyta ją o to.
-Wasza koleżanka jest ewidentnie podatna na zioła.- skomentował Aronax. Tak, niewątpliwie miał rację. Podszedł do dziewczyny i złapał ją za nos, szybkim i płynnym ruchem ustawiając go jak Stwórca przykazał. Oczywiście, Ruda poderwała się z bólu i zaczęła narzekać, ale w szybko o tym zapomni i będzie się cieszyć swoim prostym noskiem.
- Sprawdzę czy mam jakieś ciuchy dla Was i idziemy do knajpy, dobrze?
- Knajpa! Yay! A ciuchy po co? HYK!!! Kurt, też idziesz do knajpy? Bo mi tu całkiem fajnie jest hyk!... Achrol, jak twój nos? Mój chyba już odpadł... Aaaachrol! Przestań tyle gadać! No przestaniesz?! Gah, ten gość nigdy się nie zamyka!- żarty się jej trzymają, nie ma co. Ale dzięki temu atmosfera nie jest taka... ciężka. Chłopak spojrzał na Achrola, uśmiechnął się lekko. Czy tek koleś nie da za wygraną? Przecież ona go zamęczy na śmierć, jak się nie odezwie do niej. Kobiety to potrafią, szczególnie takie, jak ona...
- Z chęcią zjem coś ciepłego i sycącego. - odpowiedział częściowo człowiekowi, jak i Rudej.
Gospodarz wrócił po chwili z dwoma płaszczami. Jeden z nich wzięła Ebriel, drugi leżał przez chwilę na stole. Kurt spojrzał na towarzyszy znajdujących się w pokoju. Pomógł wstać Asael i zarzucił na nią płaszcz. Niby i tak jest już cała przemoczona, ale przynajmniej będzie jej trochę cieplej. Sam założył kurtkę i ruszył z resztą do gospody.
Miejsce to było zdecydowanie najlepszym, jakie dotąd spotkali "na dole". Wystrój był... cóż, Kurt nigdy czegoś takiego nie widział. Przeważająca ilość przedmiotów, jaki sam budynek, wykonana była z drewna. Tylko paleniska i kominy były, z jasnych powodów, murowane z kamienia. Były też nieliczne żelazne przedmioty. Wszystko to było niby proste, albo jak powiedziałby przeciętny skrzydlaty, prymitywne. Jednak, mimo to, ta karczma miała swój urok, swój niepowtarzalny klimat sprawiający, że to wszystko aż zachęcało do spędzania tu każdej wolnej chwili, szczególnie, gdy pogoda na zewnątrz była taka, jak teraz. Dopełnieniem wszystkiego, a może nawet najważniejszym elementem zespalającym wszystko w jedną całość, była skoczna, wesoła muzyka. Prymitywne instrumenty, strugane z drewna flety i piszczałki, bębny obciągnięte pewnie skórą zwierząt. To wszystko z jednej strony prymitywne, z drugiej było świadectwem ogromnej pomysłowości i kreatywności. To nie możliwe, żeby Ci ludzie nie byliw stanie się rozwinąć przez ponad dwa tysiące lat istnienia. Teraz Kurtowi po głowie chodziły różne niedorzeczne teorie spiskowe. Skoro teraz Gabriel siłą stłamsił oznaki rozwoju ludzi, Solis, to dlaczego skrzydlaci nie mogli robić tego w przyszłości? Czyżby od stuleci przetrzymywali ludzkość na tym samym etapie, siłą powstrzymując ich rozwój? To brzmiało niewiarygodnie i okrutnie, ale po wydarzeniach ostatnich dni takie podejrzenia u chłopaka były uzasadnione...
Usiedli przy stole ustawionym w kącie sali, tymczasem Aronax już wracał z dwójką kelnerów, którzy z kolei nieśli gar pełen gulaszu oraz drewniane talerze. Mężczyzna dosiadł się do wygnańców, zachęcając ich do jedzenia.
Ciepły gulasz, to jest to. Zimne udko tylko złagodziło głód, teraz przyszła pora na coś treściwszego. Okazało się, że tutaj też mogą dobrze gotować, posiłek był niemal tak dobry, jak ten przygotowywany przez jego matkę. Po chwili kelner przyniósł napitek, piwo dla mężczyzn i wino dla kobiet. Kurt wolał smak wina, ale w towarzystwie, do picia piwo nadawało się doskonale.
- I jak? Macie pomysł za co powinniśmy się zabrać tutaj, na Ziemi?- spytała Asael. Wyglądała, jakby jeszcze nie doszła do siebie w pełni.
Chwilę ciszy przerwał Bartel. Opowiedział obecnym o spotkaniu z Kevinem, z którym już się widzieli w lesie, i resztą. Wiadomość o grupie, która walczyła ze skrzydlatymi z góry była nieco szokująca. Bo niby co oni robią? Atakują posłańców? Nic innego nie przychodziło chłopakowi do głowy. Poza tym ciekawe, jakie są ich pobudki. Czy chcą się zemścić za wygnanie, czy może robią to, żeby pomóc ludziom.
Okazało się również, że są z nimi ludzie, a jednym z nich jest Aronax. Czyżby dlatego był wobec nas taki uprzejmy? Chciał nas zwerbować?
- Czy miał ktoś z was kontakt z takimi osobnikami?- spytał King. Było to raczej mało prawdopodobne, nie mieli chwili wolnego, żeby się poszwendać po mieście, oprócz niego, oczywiście. Mimo to, Diriael odezwał się.
- Kontakt? Nie. Ale wspominał o nich w lesie Kevin, kiedy go zatrzymałem. W sumie dowiedziałem się tego samego co ty, przy czym… Ugryzione z drugiej strony, że tak powiem. Ostrzegał przed tymi, którzy chcą obalić Gabriela i radził, żeby uważać w rozmowach z nimi, o ile nie unikać ich w ogóle.- zamilknął na chwilę. Można było się domyślić, że zastanawia się, jak zareaguje Aronax.
- Co nie zmienia faktu, że dobrze byłoby spotkać się z szefem tej organizacji. Zorientować się w sytuacji, czy coś. Co sądzicie?- dokończył Espello.
-Możliwe więc, że są bezkompromisowymi typami nie uznającymi neutralności. Coś w stylu "jesteś z nami lub przeciwko nam". Niedobrze... Mimo to, chyba trzeba się z nimi spotkać. Nie mamy wielkiego wyboru. Prawdopodobnie przyjdą po nas sami, chcąc nas przeciągnąć na swoją stronę, lub zlikwidować, jako potencjalne zagrożenie...- skomentował Kurt. Niezbyt podobało mu się to wszystko. Bo jaki sens, oprócz zemsty, miało zabicie Gabriela? Na jego miejsce przyjdzie trzech innych, których wychował sobie za życia i w których wpoił te same zasady. Tak samo chciwych i bezwzględnych. A może nie? Może stanowisko marszałka powierzą komuś odpowiedzialnemu i wiernemu Stwórcy, nie zaś samemu sobie?
Za dużo myśli, zdecydowanie za dużo. Mętlik w głowie był coraz większy. Do każdej sprawy znajdował jakieś "ale", coś, co przeszkadzało mu podjąć decyzję. Gdyby była tu Emma. Gdyby była obok niego, na pewno by coś wymyślili.
- Aronaxie, z tego co mówił Bartel,ty możesz zaaranżować spotkanie, tak?- człowiek przytaknął na pytanie Diriaela.
Skrzydlaty spojrzał po wszystkich zgromadzonych.
- A więc, kiedy ruszamy? - zwrócił się Kurt do chętnych.
- Ile czasu potrzebujesz, żeby się z nimi skontaktować i nas umówić?- zapytał Aronaxa.
- A ja mam jeszcze inne pytanie. O co toczy się gra? Co wy tutaj wyprawiacie?- odezwał się Bartel - Halo panienko, halo! – zwrócił się do Asael, próbując skupić na sobie jej uwagę- A Ty co tu robisz? Strażniczka czy Posłanka? Ja jestem byłym strażnikiem, cięcie dostałem za zbyt częste opuszczanie Pierwszego Miasta. A wy?- spytał, zerkając na resztę.
Kurt przez moment zastanawiał się, czy powiedzieć im prawdę. Czy uwierzą? Czy to w ogóle bezpieczne?
- Przewodzenie grupie przestępców w celu przejęcia władzy w Pierwszym Mieście. A tak naprawdę naszym celem było zjednanie sobie posłów, którzy z kolei zatwierdzali by ustawy traktujące o szeroko pojętej pomocy dla ludzi… Niestety, nie docenialiśmy Gabriela. Trzymał w garści przeważającą większość Rady.
Chciał to już mieć z głowy. Część o jego uwięzieniu była najbardziej bolesna, wolał więc ją pominąć. Z resztą, dla nich pewnie pozostanie przywódcą terrorystów czy rebeliantów. Jego wspomnienia nieuchronnie ukazywały mu przed oczami Emmę, dwójkę przyjaciół i wielu innych. Tych, których opuścił. Skupił się jednak na rzeczywistości, na przytulnej karczmie, na swoich obecnych towarzyszach niedoli.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 26-06-2009 o 10:55.
Baczy jest offline  
Stary 26-06-2009, 20:15   #89
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ziółka działały. Ziółka były dobre. Stwierdziła nagle, że ma na sobie płaszcz. Pomacała go badawczo. Płaszcz. Fajny. Czy tu płaszcze spadają z nieba? Podniosła głowę znad stołu. Kurt, Kurt, gdzie jest Kurt...? Aaa, tuś mi. Z błogim uśmieszkiem pt. „lubię ziółka” zapatrzyła się w piękne oczy pana z pięknymi włosami. Ktoś spytał co przeskrobaliśmy.
- Przewodzenie grupie przestępców w celu przejęcia władzy w Pierwszym Mieście – odparł Kurt.
Jest taki piękny kiedy mówi... hyk!
- A tak naprawdę bla bla, blablabla blaaa bla bla bla, bla! Bla blah bla, łoki toki, bla-bla, bla. Bla! Blabla bla...
Jest taaaki piękny!... HYK!
- Blablabla!
Asael w zamyśleniu pokiwała z uznaniem głową.
- Bla bla bla Gabriela. Trzymał w garści przeważającą większość Rady.
- To była sexowna eeeer fascynująca opowieść! – zachwyciła się Asael uśmiechając się promiennie do Kurta.
Szykowała się większa kabała. W sprawę był zamieszany Gabriel, inni skrzydlaci, ich tutejszy szef... Asael analizowała. Analizowała szybko. Jej błyskotliwy umysł pełen był twórczych wizji. Ale przecież obok siedział Kurt i grali tu fajną muzę... o tak, muza...!
- Kurt, tańczysz? – chciała spytać, ale zamiast tego zwaliła się twórczo na stół z pomrukiem rozkoszy.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=QoABZHtG5P8&feature=related[/media]

- He...?
Wizja prysła. Asael ocknęła się szybko, podnosząc głowę.
- Halo panienko, halo!
- He że co? Tu jestem!!! – spojrzała półprzytomnie na Bartela.
- A Ty co tu robisz?
- E? Panie władzo, to nie ja!!! Ja tu tylko pijam zioła!
- Strażniczka czy Posłanka?
- Sssssss... – zamyśliła się poważnie. – Strażniczka, ale dziś mam wolne! ^__^ – zwaliła się znów na stół.
Podniosła się po chwili, przykładając palec wskazujący do ust i warknęła na Achrola;
- ĆŚŚŚŚŚ!!! No zamkniesz się na chwilę?! Ludzie tu usiłują rozmawiać!!! – spojrzała znów na Bartela i uśmiechnęła się promiennie.
- Ja jestem byłym strażnikiem, cięcie dostałem za zbyt częste opuszczanie Pierwszego Miasta. A wy?
- Ja za zabicie trzech taki co ukradli... a nie, zaraz, oni nie ukradli, oni zabili. A może ich pięciu było? – liczyła pilnie na palcach. – Trzech! – radośnie pokazała Bartelowi dziesięć palców na dowód. – Bo oni zabili człowieka to ja ich zabiłam. Amen! – zwaliła się znów na stół. – Achrol, zaaamknij sięęę w końcu! – wyjęczała z rozpaczą. – Głowa mi pęka od twojego biadolenia!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 28-06-2009, 18:20   #90
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-Aronaxie, z tego co mówił Bartel, ty możesz zaaranżować spotkanie, tak?
-Zgadza się. Do szefa mogę pójść nawet zaraz a kiedy Was przyjmie... Myślę, że jeszcze dziś.
– Achrol, zaaamknij sięęę w końcu! Głowa mi pęka od twojego biadolenia!!!
Asael w odpowiedzi otrzymała tylko mordercze spojrzenie heretyka. Milczeliście chwilę skupieni na jedzeniu, Aronax powoli popijał piwo i patrzył w jakiś punkt na ścianie. Drzwi do gospody się otworzyły, większość osób nawet nie zwróciła na to uwagi, każdy w taki deszcz szuka dachu nad głową. Wy jednak spojrzeliście w stronę drzwi. Pałki, miecze, mokre płaszcze przykrywające napierśniki, hełmy z których jeszcze kapała woda. Czterech ludzi, trzech trzymało w rękach minikusze jakie pokazywał Wam Aronax. Te różniły się tylko tym, że miały osłonę na spust. Jeden ze zbrojnych ten bez kuszy podszedł do Waszego stolika.

Koło czterdziestki, kilkudniowy zarost na twarzy. Napierśnik pod płaszczem był lekko powgniatany a po ruchach człowieka było znać dyscyplinę wojskową. Pozostała trójka rozstawiła się wokół stolika. Bartel i Asael znali te ruchy i miny, sami nie raz tak stawali. "Nie chce zadymy ale gdy będzie trzeba..."
Ich dowódtca skinął głową Aronaxowi i zwrócił się do Asael.
-Straż miejska. Jesteś aresztowana pod zarzutem pobicia i zabójstwa. Kazdy opór będzie tłumiony. Wasz kolega-strażnik wskazał Achrola-również jest aresztowany.
Aronax uspokoił Was ruchem ręki.
-Josef jesteś pewny, że to oni.
-Około dwudziestoletnia, bardzo wysoka ruda kobieta i wysoki czarnowłosy mężczyzna ranny w rękę. Wielu takich nie mamy.
-Wiesz, że możesz tu rozpętać rzeź.
-Oni mogą. Na zewnątrz mam jeszcze sześciu doborowych ludzi. Zabili Corvina, kapitan kazał mi ich doprowadzić, nie mówił w jakim stanie.
Aronax upił łyk piwa.
-Kiedy będziecie ich sądzić.
-Jutro.
-Są pod jego opieką.
-Wykonuje tylko rozkaz.
Wynalazca bezradnie rozłożył ręce i spojrzał na Was.
-Ja bym nie stawiał oporu. Czuje, że jeszcze dziś Was wypuszczą i ładnie przeproszą.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172