Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2009, 19:35   #116
Joann
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Trochę ze zdziwieniem przyjęła słowa i gesty Falkona. Do jej oczu wrócił już zwyczajowy błysk, a blada cera bledsza już i tak zrobić się nie mogła. Uśmiechnęła się bez wesołości do łotrzyka i skinęła mu głową.
-Nie bój się o mnie, widziałam w życiu znacznie gorsze rzeczy.
Dotknęła jego ramienia, bezwiednie, dziękując tym samym za jego gest. Uśmiechnęła się też do Eliota. Przecież gdyby nie jego światło i pomoc, kto wie jak mogłaby skończyć. Tylko, że dziewczyna już dawno przestała dziękować słowami za każdą pomoc jej udzieloną - w zwiadzie było to nagminne i stało się nawykiem. Towarzyszom broni należało ufać, gdyż to od nich zależało twoje życie. Tak było zawsze, odkąd dziewczynę tam wcielono.

A teraz... owszem, zwierzęta zginęły, zabite przez najgorszych drapieżników tej planety. Takich, którzy zabijają nie tylko wtedy, gdy muszą. Dlatego przyjęła lwiątko od Falkona i wysłuchała słów Arai i krasnoluda. Nie skomentowała w zasadzie, ale jej oczy były zimne. Gdy półelfka skończyła, tropicielka wypowiedziała tylko kilka cichych słów.
-Masz rację, niewiele rozumiesz...
Nie chciała dodawać nic więcej, również zdając sobie sprawę, że towarzysze są ważniejsi od zwierząt. Ale może właśnie dla przekory, postanowiła zabrać ze sobą młodego lwa. Jej dłoń puściła rękojeść sztyletu, na której zacisnęła się nie wiadomo kiedy. Traktowano ją tu jak dziecko, a powoli miała tego dość. Zwłaszcza, że wcale nie wyglądało na to, że obecni tutaj są o wiele bardziej doświadczeni, może pomijając elfa i krasnoluda i ich długowieczność.

Potem słuchała wypowiedzi reszty drużyny, przygotowując w tym samym momencie miejsce dla lwiątka. Było spore, ale na szczęście jeszcze nie wyrosło porządnie. Gdy już nasyciło się mlekiem swojej martwej matki, Martha wrzuciła go do swojego plecaka, uprzednio wyjmując z niego koc i przesuwając rzeczy tak, by zwierzak ich nie zapaskudził i nie porozrywał. Głowę miał na zewnątrz, troki tropicielka związała zaś tak, by nie mógł się poruszyć. Potem przykryła go kocem, zostawiając tylko szparkę na oddychanie. Założyła plecak, poprawiając go jeszcze przez chwilę. Była przyzwyczajona do noszenia dużych ciężarów. Pozostali chyba skończyli, więc dodała swoje trzy grosze.

-Brog, ty musisz iść pierwszy. Widzisz w ciemnościach i znasz góry. Ci wolniejsi muszą widzieć plecy kogoś przed sobą by móc trzymać tempo. Ja i Falkon zostaniemy z tyłu i spróbujemy utrudniać orkom życie. Minie chwila zanim nas dogonią, ale nie będzie czasu na odpoczynek. Orki atakują chmarą, ale nie są tak głupie by iść tylko jedną ścieżką i zignorować pozostałe. Może uda się też kilka z nich zmylić. Gdy się pojawią, dam znać, Metyst będzie latał nad naszymi glowami.

Skinęła Brogowi głową, licząc, że zrozumie jej przesłanie i nie poczuje się urażony. Ktoś musiał ich prowadzić, a tropicielka wiedziała, że to ona musiała zamykać pochód. Wątpiła, by ktoś lepiej się znał na ukrywaniu śladów i myleniu wroga, chociaż pewnie krasnolud miał większe umiejętności w utrudnianiu życia w górach. No i miała łuk. Spojrzała na wszystkich, zbierając siły.
-Ruszajcie. Obyśmy dotarli w bezpieczne miejsce cali i żywi.
Złapała Falkona za rękę i pokazała na lwy.
-Zbierz tyle krwi ile ci się uda, bardzo dobrze maskuje inne zapachy, o ile nasi prześladowcy mają coś do węszenia. Spróbuj sam się nie pochlapać.
Wyjęła nóż i odcięła kilka płatów skóry lwów. Nawet jeśli nie zmyli to orków, to może spowolnić wąchaczy. A czas był ważny. Gdy pozostali oddalili się wystarczająco, Martha wstała i podbiegła do Falkona, składając szybki pocałunek na jego ustach.
-Na szczęście, chodź!
Zbiegła w dół, na szybko zacierając ślady, tak by na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby wciąż byli w jaskini. A potem pobiegła dalej, oglądając się za towarzyszem.
 
Joann jest offline