Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2009, 11:43   #204
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Warszawa
Weszli w tłum biczowników, którzy kierowali się przez bramę. Pomysł, który z początku zakrawał na karkołomny, ostatecznie okazał się nie taki zły. W każdym razie Axel nie wyszedł najgorzej, skoro miał kombinezon. Pole elektromagnetyczne zahamowało parę batów, które spadły na jego plecy, a Malak i pilot niespecjalnie nie narzekali, że paru fanatyków wycięło im bruzdy na licach. Granat, który został rzucony w tłum, zrobił większe zamieszanie: Na Heintza spadł jeden facet, teraz już bez nóg, reszta wszczęła tumult. Nagle zakapturzone postacie okazały się być wyposażone w o wiele zabawniejsze rzeczy, niż tylko baty i nahaje. Heintz ze zdziwieniem dostrzegł kastety, noże i, co najgorsze, broń. Wyglądało na to, że cały tłum biczowników był beczką prochu, do której Malak strzyknął zapałkę.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/02-SilentWars.mp3[/MEDIA]

Zresztą, strażnicy byli na to przygotowani. W ruch poszły podręczne strzelby, padły trupy, skądś pojawili się Pajęczarze. Osiągnęli jednak to, co chcieli: Zamęt pozwolił im przemknąć przez bramę bez większych trudności, a jako że i na placu panował rozgardiasz, po prostu prześlizgnęli się pomiędzy walczącymi i śpiewającymi dziwne mantry biczownikami. Musieli się spieszyć: Pandemonium, chociaż wybuchło niespodziewanie, było prędko pacyfikowane przez korpusy Rozpaczy. Biegli zatem, prowadzeni przez Axela, który znowuż był prowadzony przez siłę sygnału radia. I dobrze, bo kątem oka Heintz spostrzegł, że Rozpacz najęła chyba najbardziej nieznośnych najemników: Mieli pleksiglasowe tarcze i elektryczne pałki. Jedno uderzenie pozbawiało świadomości nawet najbardziej opornych.
Weszli małym wejściem, nie niepokojeni przez nikogo – do czasu. W korytarzu migały sylwetki strażników, krzyczano klątwy i rozkazy. Ktoś parę razy chciał ich wylegitymować, ale z braku czasu nie mógł sprawdzić informacji. To dało Chemikowi okazję, by wejść do jakiegoś biura. Malak dał paru po głowie, komputery były. Być może haker miałby spore problemy przy dostaniu się do sieci od zewnątrz, jednak gdy weszli, dojście do supervisor password było w miarę łatwe – w miarę, bo przeszukiwanie systemu zajęło Axelowi dwadzieścia minut. Gdy skończył, mógł powiedzieć, gdzie jest reszta, a także, co najważniejsze, gdzie on sam jest.

*

Tymczasem na górze nie mieli czasu. Role rozdano prędko, każdy musiał zrobić to, co do niego należało. Pierwsi poszli Hahn z Neumannem. Zostało niecałe pięć minut do przybycia tego oddziału – Bóg wie, czym miało to być. Przez radio Axel mówił dokładnie, gdzie powinni pójść, jak tylko wysiądą z windy. Ba, spróbował nawet przesłać mapy do komputera, który był w pomieszczeniu z portalem, czym tylko zawiesił niedziałający i tak już sprzęt do końca. Dość było, że zdołał przekazać Tanji to, co trzeba było: Informacje, jak przejść przez korytarz.
Hahn udało się strącić z rampy jednego, krzycząc coś, spadł. Nie ruszał się więcej, a Nowy zdjął drugiego i zrobił zasłonę dymną dla fizyczki. Podziałało, chociaż nie do końca. Wkrótce usłyszeli złowieszczy odgłos rozgrzewanej kosiarki na drugim końcu korytarza. Nowy zdołał się schować, jednak przez dym zaczęły lecieć szybko wiązki energii – to działo pulsowe rozgrzewało się.
Nie na długo. Hahn obronił OHU, żółta wiązka energii, która wyszła z działa grawitacyjnego najpierw wygięła rury ciśnieniowe, jednak spory nacisk, jaki powodowało działo, zrobiło swoje: Ostatecznie materiał pękł, do zasłony dymnej z granatów dołączyła gorąca para, czoło w parę sekund Tanji zrosił pot. Działo przestało strzelać. Lampy zaczęły migotać, wreszcie tylko z rzadka tylko migotały, oświetlając już i tak za
- Die Sau hat den Strom gefickt! - usłyszeli od strony działa. - Mach doch! Haue nach den Hilfsschalter!
Nie mieli czasu się zastanawiać, dlaczego strażnicy na polskiej linii obronnej mówią po niemiecku. Usłyszeli coś innego: Jak od strony cel więziennych narasta szum podobny buczeniu tysiąca szerszeni. To więźniowie zostali uwolnieni przez Yseult. Niewiele widzieli, może z powodu zmęczenia, a może z powodu mgły. O wiele więcej usłyszeli: Słyszeli trzask wyłamywanych kolejnych drzwi z więzienia, potem trzask otwieranych drzwi magazynu broni, szczęk wielu podnoszonych pistoletów, wrzaski, klątwy, zawodzenia. W migotliwym świetle widzieli fragmenty kończyn więźniów: Tłuszczy raczej, która wylewała się z kloaki więziennej.
Mimo to, przedostali się do miejsca z napisem Info. W ferworze nie było czasu się odnaleźć, zresztą winda jeździła wte i wewte, wywożąc kolejnych więźniów, którzy po prostu chcieli się wydostać, gdzie można było, dlatego uciekali na oślep, byle najdalej od więzienia. Po drodze słyszeli wrzaski strażników, bowiem wyglądało na to, że ktoś nagle zapragnął samosądu na swoich dotychczasowych oprawcach. Z sąsiednich pomieszczeń też dochodziły wrzaski, to strażników, to więźniów, strzały, wybuchy nawet.
Uwijali się w ukropie. Nikt nie dbał o pomieszczenie z papierami, więc tutaj się odnaleźli, a to i też naprędce, Klauge widział Hahn i Neumanna, który też się napatoczył przy okazji. Nie zaglądano tu: Czasem wychynęła jakaś twarz z ciemnego korytarza, stwierdziła, że nie ma tutaj broni, po czym odpływała dalej, jak jakiś koszmar senny. Zabrali co mogli, czasu na dogłębne wertowanie nie było.
Wtem usłyszeli, jak coś się zbliża. Coś złego.

*

Oni to słyszeli, a Axel widział na kamerach. Co dziwne, ten nowy oddział wyglądał bardzo znajomo, prawie – jeśli nie tak samo – jak GSA-Elitär. Chemik słyszał opowieści o nich i nikt nie chciał ich spotkać. I słusznie.
Ubrani w charakterystyczne, białe pancerze, działali w trójkach. Właśnie taka trójka przyszła na poziom C. Początkowo próbowali po prostu strzelać do tłuszczy, jednak to nie okazało się skuteczne, bo szeregi więźniów okazały się o wiele za duże, niż sądzili. Oni sami niewiele odnosili ran – Chemik, gdy ujrzał, że więźniowie strzelają do nich, widział w powietrzu zawirowania, a samo powietrze robiło się gęste i nieprzeźroczyste – zupełnie tak, jakby zastosowano u nich podobną technologię, co w OHU.
Jednak to nie było najgorsze. Trójka, gdy stwierdziła, że ich kule niewiele robią wrażenia na ciągle na nowo pojawiających się więźniach, wyciągnęli dziwne urządzenie. Gdyby widział je Klauge, to stwierdziłby bez wahania, że to podręczna maszyna portalowa. Dwóch cofnęło się, jeden przykucnął, a z urządzenia wypłynął mały, czarny strumień. Powietrze wcześniej już było mętne, jednak z promienia wyszło coś, co Chemik określiłby po prostu jako zabrudzenie na ekranie – punkt po prostu czarny, mały piksel.
A później nawet on poczuł drżenie ziemi.

*

Z daleka usłyszeli powiew wichru i wiedzieli, że zbliżało się coś złego. Zresztą wrzaski strachu dotychczas pewnych siebie więźniów przemieniły się w przeciągłe wycie. Mieli już to, co chcieli, przecisnęli się do windy. Drzwi się zamknęły, wcisnęli guzik, pojechali na dół. Byli już na dole, kiedy winda otworzyła się, a Tanja zauważyła, że nie ma z nimi Yseult: Przedtem nie było czasu, by o to dbać, a nagła nieobecność lekarki odbiła się tylko na Tanji. Widocznie została na górze.
Z otrzymanymi papierami i infodyskami przeszli do pomieszczenia wskazanego przez Axela – Nowy ze zdziwieniem uzmysłowił sobie, że wokół było parunastu więźniów w pasiakach, którzy rozbiegli się. Niektórzy mieli broń, niektórzy leżeli twarzą do ziemi. Więzienni nie mogli sobie chwilowo poradzić z zamieszaniem, który sprawili i Axel i Yseult(teraz nieobecna), wypuszczając więźniów. Wszechobecny chaos pogłębiały sporadyczne wystrzały z broni, zarówno ze środka, jak i z podwórza. Znaleźli Axela, Malaka i pilota w jednym z pokoi z murze.
Jak szybko okazało się, sytuacja nie była najlepsza: W obawie przed napływem biczowników, bramę zamknięto a plac obwarowano mocniej, bojąc się ewentualnego wtargnięcia psychopatycznych fanatyków do placu. Na zewnątrz, siły Pajęczarzy ogarniały szaleńców, jednak mała wojna domowa, w którą przekształcił się jeden nieopatrznie podłożony granat Malaka, mogła zostać ugaszona w pół, najdalej w godzinę. Wyglądało na to, że dywizje Rozpaczy nie wiedzą jeszcze o tym, co się dzieje w sektorze C w tym rejonie murów obronnych, jednak prawdopodobnie nie były potrzebne – GSA-E zaczęło powoli, lecz stale pozbywać się więźniów, posyłając ich do piekła, czyli do Externusa, tworząc miniaturowe dziury w przestrzeni – w każdym razie to wynikało z kamer, które podejrzał Axel w sąsiednim pomieszczeniu.
I tak nie było czasu. Więzienni zaczęli się organizować w małe grupki zaopatrzone w pałki elektryczne, które oszałamiały rozpierzchniętych po poziomie 0 więźniach, dlatego chwilowy stan chaosu nie mógł trwać długo.
Yseult nie widzieli natomiast na żadnej kamerze – Tanja zaś nie chciała myśleć, że Yseult mogła znaleźć się w czarnej dziurze, którymi GSA-E traktowali więźniów. Mogli pozostać niezauważeni przez jakieś dziesięć, najwyżej dwadzieścia minut, przy sporym szczęściu. Malak i pilot zabili już dwóch ciekawskich strażników, których zwłoki upchnęli za biurko.
Ostatecznie było się namyślać, co robić dalej. Yseult być może znajdowała poziom wyżej. Malak i pilot postulowali wynoszenie się stąd jak najszybciej, dopóki wszyscy są zajęci sobą; szczególnie gorliwie robił to Frank, który właściwie nigdy nie lubił Yseult i z ulgą zostawiłby ją na górze, tym bardziej, jeśli w okolicy pojawiło się GSA-E.
Okolica służyła zaopatrywaniu tej części muru obronnego. Park maszyn, który znajdował się zaledwie drzwi od całej szóstki, posiadał dwa spore wozy bojowe, które, jak powiedział pilot, mógł prowadzić. Wozy były zaopatrzone w małe działka na górze, dlatego wydostanie się z placu wchodziło w grę, choć mogło być krwawe; małe wozy zaopatrzeniowe wjeżdżały korytarzem przewozowym, który wychodził prosto na plac. Cały sektor C był zasilany średniej wielkości reaktorem czarnej materii, który nie był szczególnie broniony, osobliwie teraz. W parku maszyn były składowane skrzynie – z bronią, z ładunkami wybuchowymi, ale także z jedzeniem i sprzętem taktycznym, takim jak lornetki, kevlar lub ubrania dla żołnierzy. Sami żołnierze znajdowali się w pomieszczeniach przeciwszturmowych; jeżeli laptop Axela nie kłamał, to byli oni porównywalni z GSA, jednak nie byli zaalarmowani, a wydarzenia na placu i przed nim nie dotyczyły ich.






*

Pospieszne wertowanie dokumentów i teczek uniesionych z archiwum pokazało, że nie było to takie zwykłe archiwum, na jakie wyglądało, wnioskując po prostu z jego położenia. Zapewne żołnierze sami nie wiedzieli, co mają pod nosem.
Dokumenty pokazywały – jeśli złożone razem – plany inwazji, dosłownie. Był to indeks kolejno wydawanych rozkazów, niektóre jeszcze datowały się sprzed dwu stuleci. Dotyczyły one tworu nazywanego UU czy też 2U, jednakże papiery nie wyjaśniały skrótu. Wyglądało na to, że 2U było tworem międzynarodowym, który początkowo miał swoje źródła w oligarchii różnych nacji na początku XXI wieku(jakkolwiek nazwisk też nie podawano), a który był wreszcie systematycznie rozwijającym się spiskiem na skalę globalną. W całości przewijało się często określenie „Nasi Dobroczyńcy”, które było stosowane zamiennie z „Tamci Z Zewnątrz”. Tanji ciężko było się przebijać przez gąszcz nowomowy – gmatwanina terminów, niejasności i dwuznaczników dawała popis do całego studium na polu tej literatury.
„Nasi Dobroczyńcy” byli określani jako fundatorzy Schicksalrat, których bezpośrednim przełożonym był Arnold Gieger. Schicksalrat, jak było wiadomo, sprawowała rządy nad Neoberlinem – jednak z dokumentów wyraźnie wynikało, że istniała aktywna współpraca pomiędzy liderami paru kluczowych frakcji(to jest Pajęczarzy i Kościoła Jedynego) a pośrednikami od Schicksalrat. Jedynie Arnold Gieger mógł przyjmować bezpośrednio rozkazy od „Dobroczyńców”, a i tylko wtedy, gdy nie było nikogo w pobliżu.
Co nie zmieniało faktu, że rozkazy, jakie wydawali „Tamci Z Zewnątrz”, były co najmniej osobliwe, jednak nie pozbawione swojego rodzaju logiki. Ich wpływ sprawił, że powstały Warszał i Neoberlin.
Na ich rozkaz powstała lista Wunderkinder – przy tym w dokumentach niebezpośrednio wskazywano, że Wunderkinder były testem Korporacji, a geny, które nosiły w sobie Wunderkinder pochodziły od „Naszych Dobroczyńców”, a które były odpowiedzialne za wszelkie nadnaturalne zdolności – czy to siłowe, czy to psychiczne, które mogły się objawić u Cudownych Dzieci czy ich potomstwie. Potomstwo zaś było planowane – według tak zwanego planu Menschenheits Ergänzung – jako społeczeństwo nadludzi opatrzonych kryptonimem Neue Wunderkinder i – notabene – Triarii.
Nie było wielu notatek dotyczących nowego społeczeństwa, a parę wykazów zalecało właśnie Arnolda Giegera jako źródło wszelkich rad. W świetle planu ME, to Gieger był głównym pomysłodawcą i projektantem zarówno Wunderkinder, jak i drugiej fazy – Neue Wunderkinder i Triarii, przy czym pierwsza faza była na ukończeniu.
Pierwsza faza planu ME była na ukończeniu dlatego, ponieważ zebrano już wiele próbek genotypu Wunderkinder pierwszej generacji, dość, by stworzyć uniwersalny genotyp, dzięki któremu zacznie się klonowanie osobników znanych jako Triarii. Triarii, w żargonie zwanymi także T+, od dodatniego promieniowania pola Thamma, na które wystawiony jest zdrowy genotyp, miałyby być wielkimi i groźnymi strażnikami nowej ludzkości – Neue Wunderkinder. Same Neue Wunderkinder były nieznane. Sugerowano ponowne wysłanie prośby o raport do Arnolda Giegera, jakie cechy genów mają wyszczególnić eugenicy, by zacząć pracować nad nową rasą.
Nowa rasa, broniona przez doskonałych żołnierzy, T+, zmiażdżyłaby ludzkość taką, jaka pozostała, wypełniając plan ME. Tu kończą się techniczne dane, reszta jest tylko kolejnym indeksem odnośników.

* * *

- Wiesz na pewno, gdzie jest baza danych Korporacji?

Sara Connor rzuciła okiem na jednego z kapłanów Kościoła Otchłani. Był to średniej wielkości mężczyzna odziany w czarno - czerwoną szatę, z czerwoną chustą na twarzy i wisiorkiem z chrząstek dziecka. Tamten pokiwał głową, a zza czerwonej chusty wydobył się stateczny głos:
- Chętnie poprowadzę was, gdzie chcecie. Kościół Otchłani ma dość długów u Sary Connor, dlatego chętnie zgodzimy się, by wskazać wam parę ścieżek i parę znajomości. Chętnie też udzielimy wam dodatkowych informacji na temat plagi, jaka czeka nas ze strony Korporacji.
- Chodzi wam o...
- Chodzi nam o tak zwanych Naszych Dobroczyńców. Wygląda na to, że Korporacja faktycznie zaczęła wprowadzać przygotowania do drugiej fazy swojego planu, o czym dobitnie świadczy budowa superportalu i rzucenia do walki Triarii.
- Rozumiem, ale...

Urwała, patrząc w zaskoczeniu na pulsujący motłoch biczowników.
- Kurwa – zaklęła nagle, a kapłan drgnął. - Jak z dziećmi, do cholery. Na pięć minut samych zostawić nie można, żeby czegoś nie narobili.
Milczeli chwilę, obserwując chaos.
- Co robimy?
- Poczekamy chwilę. Ale tylko chwilę. W sumie spodziewałam się tego po ludziach pokroju tego hakera.

Pokręciła się na chwilę, poirytowana. Mruczała w złości coś o tym, że tylko prawdziwa rasa aryjska nie mogłaby skrewić, że pierdoli wszystkich Heintzów i że może powinna zostawić sukinsyna, żeby zgnił w Warszale, w końcu przeklinała wszystkich bogów Warszawy, a wreszcie zakomenderowała:
- Niech ktoś mi pójdzie po butlę wina do „Wisielca”, bo ja widzę, że z tym Chemikiem i jego bandą to na trzeźwo nie można.

 
Irrlicht jest offline