Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-06-2009, 20:06   #201
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Działo grawitacyjne znowu udowodniło swoją przydatność i tak naprawdę mimo niewybrednych żartów z zagadek agenta, Tanja błogosławiła teraz Buchtę, że podzielił się z nimi swoimi zabawkami. Nawet jeśli sytuacja odmalowana przez Laucha nie wyglądała zbyt różowo, i tak nie przebijała uroków obcego uniwersum. Fizyczka zastanawiała się, czy inni też to widzą w ten sposób - Berlin czy Warszawa to jednak ich świat a w takim można sobie poradzić.
Zwłaszcza, że jak widać wszędzie jest tak samo: mury, strażnicy i więźniowie.

Mimo, że miała słuchawkę w uchu nie spodziewała się usłyszeć Axela. Wyruszył do Warszawy, to prawda, ale tradycyjnymi metodami powinno to potrwać minimum kilka dni. A dla Tanji rozstali się kilkanaście godzin temu.

Sama rozmowa z trwała sekundy. Najpierw Tanja uśmiechała się jakby nie była w warownym gmachu w wrogim miasta. Potem Axel umilkł a Tanja pobladła.
Ys, sama nielicho zdziwiona, szukająca w swoich tysiącu kieszeniach słuchawek próbowała w dwóch zdaniach wytłumaczyć reszcie z kim rozmawia fizyczka.
- Zdejmijmy tych na rampie, ja spróbuję unieszkodliwić działo – odezwała się Tanja. Wypowiadane szeptem słowa przeszły jej przez gardło gładko, choć były akceptacją zabijania.
Dwóch na rampie nie miało szans przeciw pięciorgu. Tanja do ludzi strzeliła raz, działem grawitacyjnym. Człowiek ciśnięty o ścianę miał przynajmniej szanse przeżyć upadek.
Następnie zmieniła broń i bez namysłu posłała wiązkę energii w rurę przebiegającą obok sterowanej zza pleksiglasowej szyby ogromnej broni. Potężny wybuch gorącej pary stopił przewody. Armatę mieli chwilowo z głowy. Strażnicy za pleksiglasem kręcili się jak w ukropie. Było jasne, że nie trzeba będzie długo czekać żeby włączyli zasilanie awaryjne działa.
Tymczasem Yseult pospiesznie dzieliła pęk kluczy.
- Wypuszczę ich, warto pogłębić zamieszanie.
Yseult otwierała cele. Tanja natomiast pobiegła do pokoju z dokumentami. W pośpiechu wertowała papierowe akta. Fizyczkę interesował przede wszystkim dwa hasła: Wunderkinder i Externus. Zabrała ze sobą znalezione dokumenty.
Potem w słuchawkach, które teraz miały już w uszach obie, znowu odezwał się Axel. Tanja dopiero teraz zdała sobie sprawę jak długie kilka minut to dla niej było. Ys potwierdziła, że słyszą. Tanja wycofała się z pomieszczenia z papierami
- Teraz do windy – powiedziała do trójki nieznajomych - To nasza droga ucieczki. Przyjaciel to sprawdził.

***

Z windy wysiadło trzech mężczyzn.
Yseult śmiała się.
- No kocham was chłopaki. Nawet ciebie Malak. I ciebie kimkolwiek jesteś, a ciebie może lepiej nie – Ys mrugnęła do Axela, bo Tanja stanęła w miejscu i jakoś nie mogła się odezwać.
- To nieznajomi z Externusa. Chwilowo jesteśmy razem – powiedziała coś wreszcie, pokazując na Tojtowną, Laucha i Nowego.
Nagle zawstydziła ją ulgą, którą odczuła na widok Axela. Pośpiesznie wsiadła do windy.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 18-06-2009, 22:57   #202
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Małe zamieszanie ze strażnikiem sprawiło, że w żyłach Nicolasa znowu pojawiła się adrenalina, dająca tak przyjemne mrowienie całego ciała. Czuł napięcie, tę gotowość do natychmiastowego działania i wolę przetrwania. Lubił wiedzieć, że jego życie zależy od niego samego, a nie od kaprysów jakiś stworów z innego wymiaru. Mimo zewnętrznego niepokoju, w środku był spokojny i opanowany. Był pewien, że w razie czego pociągnie za sobą przynajmniej kilku prześladowców. Ludzi. Tak, uczucie ulgi wywołane powrotem na Ziemię, było wspaniałe. Tutaj nic z urwanym czerepem nie będzie cię goniło. I była większa szansa na trzymania się z dala od portali.

- Przynajmniej tego będę się trzymał... - mruknął.

Według anonimowego głosu z systemu głośników mieli jakiś kwadrans, żeby wynieść się stąd w diabły. Sam wolałby zrobić to po cichu, jak zapewne Klauge, natomiast Hahn zrobiła coś, co do niej zupełnie nie pasowało. Atak bronią grawitacyjną na strażnika, który tylko fiknął w powietrzu, niczym szmaciana lalka. Albo pluszowy miś. Wszystko jedno, Nowy i tak nie miał w dzieciństwie takich zabawek. Znacznie bardziej przydatny był tulipan, czy ostry nóż. W czasie, gdy kobieta zneutralizowała jednego z klawiszy na rampie, lufa pistoletu maszynowego Neumanna wypluwała niemal bezgłośnie krótkie serie pocisków. Drugi ze strażników bezwładnie zawisł na metalowej barierce chroniącej przed upadkiem z rampy.

Za plastykową osłoną zaczęło się zamieszanie, spotęgowane przynajmniej chwilowym unieszkodliwieniem działka. W dalszym ciągu jednak sześciu dobrze uzbrojonych strażników stanowiło spore zagrożenie.

Nicolas pogrzebał chwilę w plecaku i wyciągnął z niego dwa granaty ręczne. Pierwszy w stronę grupki żołdaków poleciał dymny, po rzuceniu którego musiał schować się za załomem muru, o który zagrzechotały pociski, a po dziesięciu sekundach, gdy wydobywające się z granatu opary pogłębiły zamieszanie, Nowy cisnął odłamkowym.

- Na wielki sukces bym nie liczył, ale może stracą zapał i będą siedzieć na miejscu - rzucił do Klaugego, gdyż kobiety były w tym czasie zajęte uwalnianiem więźniów i szukaniem dokumentów.
Nicolas, przynajmniej na razie, nie zamierzał używać granatnika - miał jeszcze jeden ręczny granat dymny i jeden odłamkowy zabrane z magazynu broni pod Frankfurtem. Przeciwnik nie powinien wiedzieć wszystkiego już na samym początku zabawy.
W stronę skrytych teraz w kłębach siwego dymu strażników wypuścił jeszcze kilka serii z pm'a. Pojemny, 40-nabojowy magazynek był pusty, więc przeładował. Pozostał mu jeszcze jeden na zmianę, wysłużona Beretta z pudełkiem amunicji i, oczywiście, pięć granatów do RG-6. Sporo tego, a przynajmniej wystarczy, by wywołać spore zamieszanie.
Chociaż nie był pewien, że akurat to było najlepsze wyjście z sytuacji.

"Cóż, Hahn zdecydowała - niech się dzieje, co chce..." - zakończył filozoficznie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 20-06-2009, 16:08   #203
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
- Się robi, szefie - jak na gust Klaugego, to więzień był trochę nazbyt śmiały. Przynajmniej jak na kogoś, kto siedzi w zamkniętym pomieszczeniu. Niemniej jednak mógł posłużyć jako dobra zasłona dymna. Być może on i jego kumple zabiorą strażnikom chociaż trochę cennego czasu. Tanja Hahn najwyraźniej sądziła tak samo.

Kompleks okazał się być broniony znacznie silniej, niż Siegfried się spodziewał. Działo na korytarzu było dla niego nie do ruszenia. Na szczęściej Neumann nie miał tych problemów, i wkrótce obsługa leżała na podłodze, skoszona celną serią z karabinu. Trzeba było przyznać, że w porównaniu z nim, Klauge mógł zrobić niewiele. Jego pistolet z tłumikiem ustępował karabinowi i zasięgiem, i siłą rażenia, i szybkostrzelnością. Jego jedyna zaleta chwilowo nie na wiele się przydawała. Przynajmniej na razie.

Udanie się do windy dopiero po zabraniu dokumentów było bardzo rozsądnym pomysłem ze strony Hahn. Klauge popierał go całym sercem, zwłaszcza, że to właśnie on miał odnaleźć informacje o Wunderkinder. W ogóle wszystko szło tak gładko, że zaczynało go to niepokoić. Od kiedy dołączył do tej grupy, nie musiał się wcale starać. Neumann zapewniał siłę ognia, a Hahn pamiętała o ważnych szczegółach. A teraz okazało się, że dołącza do nich jeszcze kilka osób.

Był z tym tylko jeden mały problem: znajdowali się w samym środku wrogiego terytorium. Niezależnie od tego, ilu ich jest, strażników zawsze będzie więcej. Większą grupę łatwiej zlokalizować, niż małą.

Dlatego też Siegfried całkiem poważnie zaczynał myśleć o momencie, w którym powinien, jak to mówią "wymknąć się z przyjęcia po angielsku". Prawdę powiedziawszy, gdyby Hahn nie zabrała dokumentów, zrobiłby to już teraz. Sytuacja byłaby idealna, bo miałby spore pole manewru w momencie, kiedy inna grupa ludzi przechodzi przez wszystkie pomieszczenia, wysadzając wszystko w powietrze. Teraz jednak najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić, było trzymanie się kobiety.

Z dość zamyślonym wyrazem twarzy wsiadł do windy.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 25-06-2009, 11:43   #204
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Warszawa
Weszli w tłum biczowników, którzy kierowali się przez bramę. Pomysł, który z początku zakrawał na karkołomny, ostatecznie okazał się nie taki zły. W każdym razie Axel nie wyszedł najgorzej, skoro miał kombinezon. Pole elektromagnetyczne zahamowało parę batów, które spadły na jego plecy, a Malak i pilot niespecjalnie nie narzekali, że paru fanatyków wycięło im bruzdy na licach. Granat, który został rzucony w tłum, zrobił większe zamieszanie: Na Heintza spadł jeden facet, teraz już bez nóg, reszta wszczęła tumult. Nagle zakapturzone postacie okazały się być wyposażone w o wiele zabawniejsze rzeczy, niż tylko baty i nahaje. Heintz ze zdziwieniem dostrzegł kastety, noże i, co najgorsze, broń. Wyglądało na to, że cały tłum biczowników był beczką prochu, do której Malak strzyknął zapałkę.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/02-SilentWars.mp3[/MEDIA]

Zresztą, strażnicy byli na to przygotowani. W ruch poszły podręczne strzelby, padły trupy, skądś pojawili się Pajęczarze. Osiągnęli jednak to, co chcieli: Zamęt pozwolił im przemknąć przez bramę bez większych trudności, a jako że i na placu panował rozgardiasz, po prostu prześlizgnęli się pomiędzy walczącymi i śpiewającymi dziwne mantry biczownikami. Musieli się spieszyć: Pandemonium, chociaż wybuchło niespodziewanie, było prędko pacyfikowane przez korpusy Rozpaczy. Biegli zatem, prowadzeni przez Axela, który znowuż był prowadzony przez siłę sygnału radia. I dobrze, bo kątem oka Heintz spostrzegł, że Rozpacz najęła chyba najbardziej nieznośnych najemników: Mieli pleksiglasowe tarcze i elektryczne pałki. Jedno uderzenie pozbawiało świadomości nawet najbardziej opornych.
Weszli małym wejściem, nie niepokojeni przez nikogo – do czasu. W korytarzu migały sylwetki strażników, krzyczano klątwy i rozkazy. Ktoś parę razy chciał ich wylegitymować, ale z braku czasu nie mógł sprawdzić informacji. To dało Chemikowi okazję, by wejść do jakiegoś biura. Malak dał paru po głowie, komputery były. Być może haker miałby spore problemy przy dostaniu się do sieci od zewnątrz, jednak gdy weszli, dojście do supervisor password było w miarę łatwe – w miarę, bo przeszukiwanie systemu zajęło Axelowi dwadzieścia minut. Gdy skończył, mógł powiedzieć, gdzie jest reszta, a także, co najważniejsze, gdzie on sam jest.

*

Tymczasem na górze nie mieli czasu. Role rozdano prędko, każdy musiał zrobić to, co do niego należało. Pierwsi poszli Hahn z Neumannem. Zostało niecałe pięć minut do przybycia tego oddziału – Bóg wie, czym miało to być. Przez radio Axel mówił dokładnie, gdzie powinni pójść, jak tylko wysiądą z windy. Ba, spróbował nawet przesłać mapy do komputera, który był w pomieszczeniu z portalem, czym tylko zawiesił niedziałający i tak już sprzęt do końca. Dość było, że zdołał przekazać Tanji to, co trzeba było: Informacje, jak przejść przez korytarz.
Hahn udało się strącić z rampy jednego, krzycząc coś, spadł. Nie ruszał się więcej, a Nowy zdjął drugiego i zrobił zasłonę dymną dla fizyczki. Podziałało, chociaż nie do końca. Wkrótce usłyszeli złowieszczy odgłos rozgrzewanej kosiarki na drugim końcu korytarza. Nowy zdołał się schować, jednak przez dym zaczęły lecieć szybko wiązki energii – to działo pulsowe rozgrzewało się.
Nie na długo. Hahn obronił OHU, żółta wiązka energii, która wyszła z działa grawitacyjnego najpierw wygięła rury ciśnieniowe, jednak spory nacisk, jaki powodowało działo, zrobiło swoje: Ostatecznie materiał pękł, do zasłony dymnej z granatów dołączyła gorąca para, czoło w parę sekund Tanji zrosił pot. Działo przestało strzelać. Lampy zaczęły migotać, wreszcie tylko z rzadka tylko migotały, oświetlając już i tak za
- Die Sau hat den Strom gefickt! - usłyszeli od strony działa. - Mach doch! Haue nach den Hilfsschalter!
Nie mieli czasu się zastanawiać, dlaczego strażnicy na polskiej linii obronnej mówią po niemiecku. Usłyszeli coś innego: Jak od strony cel więziennych narasta szum podobny buczeniu tysiąca szerszeni. To więźniowie zostali uwolnieni przez Yseult. Niewiele widzieli, może z powodu zmęczenia, a może z powodu mgły. O wiele więcej usłyszeli: Słyszeli trzask wyłamywanych kolejnych drzwi z więzienia, potem trzask otwieranych drzwi magazynu broni, szczęk wielu podnoszonych pistoletów, wrzaski, klątwy, zawodzenia. W migotliwym świetle widzieli fragmenty kończyn więźniów: Tłuszczy raczej, która wylewała się z kloaki więziennej.
Mimo to, przedostali się do miejsca z napisem Info. W ferworze nie było czasu się odnaleźć, zresztą winda jeździła wte i wewte, wywożąc kolejnych więźniów, którzy po prostu chcieli się wydostać, gdzie można było, dlatego uciekali na oślep, byle najdalej od więzienia. Po drodze słyszeli wrzaski strażników, bowiem wyglądało na to, że ktoś nagle zapragnął samosądu na swoich dotychczasowych oprawcach. Z sąsiednich pomieszczeń też dochodziły wrzaski, to strażników, to więźniów, strzały, wybuchy nawet.
Uwijali się w ukropie. Nikt nie dbał o pomieszczenie z papierami, więc tutaj się odnaleźli, a to i też naprędce, Klauge widział Hahn i Neumanna, który też się napatoczył przy okazji. Nie zaglądano tu: Czasem wychynęła jakaś twarz z ciemnego korytarza, stwierdziła, że nie ma tutaj broni, po czym odpływała dalej, jak jakiś koszmar senny. Zabrali co mogli, czasu na dogłębne wertowanie nie było.
Wtem usłyszeli, jak coś się zbliża. Coś złego.

*

Oni to słyszeli, a Axel widział na kamerach. Co dziwne, ten nowy oddział wyglądał bardzo znajomo, prawie – jeśli nie tak samo – jak GSA-Elitär. Chemik słyszał opowieści o nich i nikt nie chciał ich spotkać. I słusznie.
Ubrani w charakterystyczne, białe pancerze, działali w trójkach. Właśnie taka trójka przyszła na poziom C. Początkowo próbowali po prostu strzelać do tłuszczy, jednak to nie okazało się skuteczne, bo szeregi więźniów okazały się o wiele za duże, niż sądzili. Oni sami niewiele odnosili ran – Chemik, gdy ujrzał, że więźniowie strzelają do nich, widział w powietrzu zawirowania, a samo powietrze robiło się gęste i nieprzeźroczyste – zupełnie tak, jakby zastosowano u nich podobną technologię, co w OHU.
Jednak to nie było najgorsze. Trójka, gdy stwierdziła, że ich kule niewiele robią wrażenia na ciągle na nowo pojawiających się więźniach, wyciągnęli dziwne urządzenie. Gdyby widział je Klauge, to stwierdziłby bez wahania, że to podręczna maszyna portalowa. Dwóch cofnęło się, jeden przykucnął, a z urządzenia wypłynął mały, czarny strumień. Powietrze wcześniej już było mętne, jednak z promienia wyszło coś, co Chemik określiłby po prostu jako zabrudzenie na ekranie – punkt po prostu czarny, mały piksel.
A później nawet on poczuł drżenie ziemi.

*

Z daleka usłyszeli powiew wichru i wiedzieli, że zbliżało się coś złego. Zresztą wrzaski strachu dotychczas pewnych siebie więźniów przemieniły się w przeciągłe wycie. Mieli już to, co chcieli, przecisnęli się do windy. Drzwi się zamknęły, wcisnęli guzik, pojechali na dół. Byli już na dole, kiedy winda otworzyła się, a Tanja zauważyła, że nie ma z nimi Yseult: Przedtem nie było czasu, by o to dbać, a nagła nieobecność lekarki odbiła się tylko na Tanji. Widocznie została na górze.
Z otrzymanymi papierami i infodyskami przeszli do pomieszczenia wskazanego przez Axela – Nowy ze zdziwieniem uzmysłowił sobie, że wokół było parunastu więźniów w pasiakach, którzy rozbiegli się. Niektórzy mieli broń, niektórzy leżeli twarzą do ziemi. Więzienni nie mogli sobie chwilowo poradzić z zamieszaniem, który sprawili i Axel i Yseult(teraz nieobecna), wypuszczając więźniów. Wszechobecny chaos pogłębiały sporadyczne wystrzały z broni, zarówno ze środka, jak i z podwórza. Znaleźli Axela, Malaka i pilota w jednym z pokoi z murze.
Jak szybko okazało się, sytuacja nie była najlepsza: W obawie przed napływem biczowników, bramę zamknięto a plac obwarowano mocniej, bojąc się ewentualnego wtargnięcia psychopatycznych fanatyków do placu. Na zewnątrz, siły Pajęczarzy ogarniały szaleńców, jednak mała wojna domowa, w którą przekształcił się jeden nieopatrznie podłożony granat Malaka, mogła zostać ugaszona w pół, najdalej w godzinę. Wyglądało na to, że dywizje Rozpaczy nie wiedzą jeszcze o tym, co się dzieje w sektorze C w tym rejonie murów obronnych, jednak prawdopodobnie nie były potrzebne – GSA-E zaczęło powoli, lecz stale pozbywać się więźniów, posyłając ich do piekła, czyli do Externusa, tworząc miniaturowe dziury w przestrzeni – w każdym razie to wynikało z kamer, które podejrzał Axel w sąsiednim pomieszczeniu.
I tak nie było czasu. Więzienni zaczęli się organizować w małe grupki zaopatrzone w pałki elektryczne, które oszałamiały rozpierzchniętych po poziomie 0 więźniach, dlatego chwilowy stan chaosu nie mógł trwać długo.
Yseult nie widzieli natomiast na żadnej kamerze – Tanja zaś nie chciała myśleć, że Yseult mogła znaleźć się w czarnej dziurze, którymi GSA-E traktowali więźniów. Mogli pozostać niezauważeni przez jakieś dziesięć, najwyżej dwadzieścia minut, przy sporym szczęściu. Malak i pilot zabili już dwóch ciekawskich strażników, których zwłoki upchnęli za biurko.
Ostatecznie było się namyślać, co robić dalej. Yseult być może znajdowała poziom wyżej. Malak i pilot postulowali wynoszenie się stąd jak najszybciej, dopóki wszyscy są zajęci sobą; szczególnie gorliwie robił to Frank, który właściwie nigdy nie lubił Yseult i z ulgą zostawiłby ją na górze, tym bardziej, jeśli w okolicy pojawiło się GSA-E.
Okolica służyła zaopatrywaniu tej części muru obronnego. Park maszyn, który znajdował się zaledwie drzwi od całej szóstki, posiadał dwa spore wozy bojowe, które, jak powiedział pilot, mógł prowadzić. Wozy były zaopatrzone w małe działka na górze, dlatego wydostanie się z placu wchodziło w grę, choć mogło być krwawe; małe wozy zaopatrzeniowe wjeżdżały korytarzem przewozowym, który wychodził prosto na plac. Cały sektor C był zasilany średniej wielkości reaktorem czarnej materii, który nie był szczególnie broniony, osobliwie teraz. W parku maszyn były składowane skrzynie – z bronią, z ładunkami wybuchowymi, ale także z jedzeniem i sprzętem taktycznym, takim jak lornetki, kevlar lub ubrania dla żołnierzy. Sami żołnierze znajdowali się w pomieszczeniach przeciwszturmowych; jeżeli laptop Axela nie kłamał, to byli oni porównywalni z GSA, jednak nie byli zaalarmowani, a wydarzenia na placu i przed nim nie dotyczyły ich.






*

Pospieszne wertowanie dokumentów i teczek uniesionych z archiwum pokazało, że nie było to takie zwykłe archiwum, na jakie wyglądało, wnioskując po prostu z jego położenia. Zapewne żołnierze sami nie wiedzieli, co mają pod nosem.
Dokumenty pokazywały – jeśli złożone razem – plany inwazji, dosłownie. Był to indeks kolejno wydawanych rozkazów, niektóre jeszcze datowały się sprzed dwu stuleci. Dotyczyły one tworu nazywanego UU czy też 2U, jednakże papiery nie wyjaśniały skrótu. Wyglądało na to, że 2U było tworem międzynarodowym, który początkowo miał swoje źródła w oligarchii różnych nacji na początku XXI wieku(jakkolwiek nazwisk też nie podawano), a który był wreszcie systematycznie rozwijającym się spiskiem na skalę globalną. W całości przewijało się często określenie „Nasi Dobroczyńcy”, które było stosowane zamiennie z „Tamci Z Zewnątrz”. Tanji ciężko było się przebijać przez gąszcz nowomowy – gmatwanina terminów, niejasności i dwuznaczników dawała popis do całego studium na polu tej literatury.
„Nasi Dobroczyńcy” byli określani jako fundatorzy Schicksalrat, których bezpośrednim przełożonym był Arnold Gieger. Schicksalrat, jak było wiadomo, sprawowała rządy nad Neoberlinem – jednak z dokumentów wyraźnie wynikało, że istniała aktywna współpraca pomiędzy liderami paru kluczowych frakcji(to jest Pajęczarzy i Kościoła Jedynego) a pośrednikami od Schicksalrat. Jedynie Arnold Gieger mógł przyjmować bezpośrednio rozkazy od „Dobroczyńców”, a i tylko wtedy, gdy nie było nikogo w pobliżu.
Co nie zmieniało faktu, że rozkazy, jakie wydawali „Tamci Z Zewnątrz”, były co najmniej osobliwe, jednak nie pozbawione swojego rodzaju logiki. Ich wpływ sprawił, że powstały Warszał i Neoberlin.
Na ich rozkaz powstała lista Wunderkinder – przy tym w dokumentach niebezpośrednio wskazywano, że Wunderkinder były testem Korporacji, a geny, które nosiły w sobie Wunderkinder pochodziły od „Naszych Dobroczyńców”, a które były odpowiedzialne za wszelkie nadnaturalne zdolności – czy to siłowe, czy to psychiczne, które mogły się objawić u Cudownych Dzieci czy ich potomstwie. Potomstwo zaś było planowane – według tak zwanego planu Menschenheits Ergänzung – jako społeczeństwo nadludzi opatrzonych kryptonimem Neue Wunderkinder i – notabene – Triarii.
Nie było wielu notatek dotyczących nowego społeczeństwa, a parę wykazów zalecało właśnie Arnolda Giegera jako źródło wszelkich rad. W świetle planu ME, to Gieger był głównym pomysłodawcą i projektantem zarówno Wunderkinder, jak i drugiej fazy – Neue Wunderkinder i Triarii, przy czym pierwsza faza była na ukończeniu.
Pierwsza faza planu ME była na ukończeniu dlatego, ponieważ zebrano już wiele próbek genotypu Wunderkinder pierwszej generacji, dość, by stworzyć uniwersalny genotyp, dzięki któremu zacznie się klonowanie osobników znanych jako Triarii. Triarii, w żargonie zwanymi także T+, od dodatniego promieniowania pola Thamma, na które wystawiony jest zdrowy genotyp, miałyby być wielkimi i groźnymi strażnikami nowej ludzkości – Neue Wunderkinder. Same Neue Wunderkinder były nieznane. Sugerowano ponowne wysłanie prośby o raport do Arnolda Giegera, jakie cechy genów mają wyszczególnić eugenicy, by zacząć pracować nad nową rasą.
Nowa rasa, broniona przez doskonałych żołnierzy, T+, zmiażdżyłaby ludzkość taką, jaka pozostała, wypełniając plan ME. Tu kończą się techniczne dane, reszta jest tylko kolejnym indeksem odnośników.

* * *

- Wiesz na pewno, gdzie jest baza danych Korporacji?

Sara Connor rzuciła okiem na jednego z kapłanów Kościoła Otchłani. Był to średniej wielkości mężczyzna odziany w czarno - czerwoną szatę, z czerwoną chustą na twarzy i wisiorkiem z chrząstek dziecka. Tamten pokiwał głową, a zza czerwonej chusty wydobył się stateczny głos:
- Chętnie poprowadzę was, gdzie chcecie. Kościół Otchłani ma dość długów u Sary Connor, dlatego chętnie zgodzimy się, by wskazać wam parę ścieżek i parę znajomości. Chętnie też udzielimy wam dodatkowych informacji na temat plagi, jaka czeka nas ze strony Korporacji.
- Chodzi wam o...
- Chodzi nam o tak zwanych Naszych Dobroczyńców. Wygląda na to, że Korporacja faktycznie zaczęła wprowadzać przygotowania do drugiej fazy swojego planu, o czym dobitnie świadczy budowa superportalu i rzucenia do walki Triarii.
- Rozumiem, ale...

Urwała, patrząc w zaskoczeniu na pulsujący motłoch biczowników.
- Kurwa – zaklęła nagle, a kapłan drgnął. - Jak z dziećmi, do cholery. Na pięć minut samych zostawić nie można, żeby czegoś nie narobili.
Milczeli chwilę, obserwując chaos.
- Co robimy?
- Poczekamy chwilę. Ale tylko chwilę. W sumie spodziewałam się tego po ludziach pokroju tego hakera.

Pokręciła się na chwilę, poirytowana. Mruczała w złości coś o tym, że tylko prawdziwa rasa aryjska nie mogłaby skrewić, że pierdoli wszystkich Heintzów i że może powinna zostawić sukinsyna, żeby zgnił w Warszale, w końcu przeklinała wszystkich bogów Warszawy, a wreszcie zakomenderowała:
- Niech ktoś mi pójdzie po butlę wina do „Wisielca”, bo ja widzę, że z tym Chemikiem i jego bandą to na trzeźwo nie można.

 
Irrlicht jest offline  
Stary 29-06-2009, 23:48   #205
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas, w zamyśleniu przygryzając wargę, spoglądał na ekran komputera obsługiwanego przez Heintza z wyświetloną mapką tego kawałka muru, w którym się właśnie znajdowali.

- Podejrzewam, że przy odrobinie szczęścia może udać się nam prysnąć z tego kotła - odezwał się po chwili, odrywając wzrok od gości w białych uniformach, przypominających mu o Externusie, portalach i innych tego typu bzdurach, o których wolał nie pamiętać. A przynajmniej nie myśleć za dużo.

- Możemy skorzystać z mundurów tych tam - wskazał na ciała leżące za biurkiem - i dobrać coś ze skrzyń z zapasami dla soldatów. Kiedy już nie będziemy rzucać się w oczy, można zrobić zamieszanie z reaktorem - w końcu to cholerstwo jest dość niestabilne i nieduży ładunek wybuchowy powinien załatwić sprawę - i zaraz potem prysnąć jednym z tych opancerzonych wozów, albo poszukać jakiegoś mniej rzucającego się w oczy wyjścia. Zależy, jak sytuacja się rozwinie.

- Mam nadzieję, że awaria reaktora podkręci ten bałagan do najwyższych obrotów i nikt nie będzie miał w głowie szukać paru turystów... - dodał.

- Co wy na to? - zapytał resztę.

Towarzystwo było co najmniej ciekawe. Istna menażeria. W dodatku ten nerwowy koleś w prochowcu, niczym detektyw z jakiegoś chałowatego czytadła dodawanego czasem do jakiejś lokalnej gazety w wielu miejscach na tym zdewastowanym świecie. Od spotkania pod szpitalem we Frankfurcie Nowy go nie lubił. Nikt nie lubi frajerów, którzy kozaczą z gnatem w garści. Był przekonany, że sprawa zakończyłaby się inaczej, gdyby dorwał go w zasięg swoich ramion. Nicolas może nie wyglądał na byka, ale przypierniczyć potrafił. Uśmiechnął się nieznacznie, wyobrażając sobie rozbity nos Malaka.
"Ciekawe, czy dalej by się tak rzucał. Pendejo - zakończył przekleństwem, które kiedyś podsłyszał od jednego Meksykańca.

Wiedział jedno na pewno. W takim towarzystwie lepiej pilnować swoich pleców. Zwłaszcza, że Hahn mogła mieć coś wspólnego z kolesiem, który załatwił mu bilet na tę żałosną imprezę. O ile wierzyć szaleńczym wizjom z niby-świata.
- Ja pierdolę, ale się porobiło... - mruknął i splunął na podłogę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 03-07-2009, 13:13   #206
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Mimo, że nie widziałaś się z Tanją tylko kilka dni, to teraz coś poruszyło się w nim na jej widok. Zapewne było to głównie spowodowane tym jak się rozstali, a może po prostu w tak krótkim czasie ich znajomości doszedł do momentu, w którym nie mógł bez niej żyć? Tak czy inaczej, nie dbał o jej odwrócony wzrok i pozorne ignorowanie jego postaci. Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno. Na szczęście był silniejszy i nie mogła mu się sprzeciwić. Potem będzie mogła go bić i krzyczeć, nie było to ważne. Oderwał się od niej i spojrzał w oczy. Nie powiedział nic, bo słowa były zbędne. Niestety mieli problemy - po pierwsze wszystko wokół, po drugie - nowi kompani, po trzecie - brak Ys. Coś w oczach Tanji mówiło mu, że nie odpuści póki nie znajdzie lekarki lub chociaż jej ciała. A on nie zamierzał się z nią kłócić.

Wyszczerzył się niezbyt miło do brzydala, z którym już raz się spotkał. Świat był stanowczo zbyt mały, a Axel wolałby by ten koleś zdechł gdzieś po drodze. Ale cóż, był tutaj, więc należało zachować rozejm. Może nawet na coś się przydadzą? Heintz skinął głową na plan tamtego.
-Sabotaż się przyda, możecie się ubrać. Ja i Tanja mamy znacznie lepsze przebrania, nikt tu chyba w życiu OHU nie widział. Możecie być naszą ochroną, ale my musimy wrócić na górę.
Kiwnął Malakowi i pilotowi by przebrali się w te mundury. Pewnie lepiej byłoby ich tu nawet zostawić, ale Axel nie zamierzał ryzykować - on na ten przykład za diabła nie wiedziałby jak kierować tą puszką z metalu. I pewnie jego nowi znajomi również mieli o tym marne pojęcie. Dobrze. Gdy byli już przebrani, Chemik uruchomił windę.
-Róbcie co uważacie za słuszne do tego by się stąd wydostać, zaraz wracamy.
Dwójka dziwnych naukowców z nieznanymi urządzeniami w rękach oraz dwóch ich strażników nie powinno być celem, przynajmniej nie od razu. Wystarczy tyle, by móc zabić zastanawiającego się wroga. Ale tak na prawdę Heintz obawiał się najbardziej tych czarnych dziur, nie zamierzał zostać takową trafiony. A znalezienie Ys? Cóż, mała była szansa, prawdopodobnie stało się z nią to samo, co z większością uciekających więźniów. Nie mógł już jednak zawieść Tanji.
-Warto było wejść do Externusa? Brakowało mi ciebie przez te kilka dni.
Uśmiechnął się do niej, ale nie było czasu na długą rozmowę - winda właśnie się zatrzymywała.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-07-2009, 23:04   #207
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ulga zmieniła się w uczucie, które gdyby miała większą wprawę w nazywaniu takich stanów, nazwałaby pewnie szczęściem, co z tego, że trwającym kilka sekund jednego pocałunku. I znowu przez moment wszystko było prostsze, cel jasny, chodziło tylko o to, żeby przeżyć. Żeby oni we dwójkę przeżyli.
Trwała wojna, oni sami byli nosicielami obcych genów, świat na ich oczach zmieniał się w terytorium obcego gatunku, zostawiła w Berlinie brata balansującego na krawędzi człowieczeństwa a nagle poczuła się zakorzeniona w swoim życiu i naprawdę pragnęła je ocalić.

Ale zniknęła Ys. Tanja w żadnym wypadku nie mogła zostawić tu lekarki. Prawdopodobnie nie mogłaby zostawić nikogo, ale Yseult ze swoimi tabletkami, czarnym humorem i depresją stała jej się zadziwiająco bliska. Chyba po prostu ten rodzaj reakcji na rzeczywistość wydawał się fizyczce zrozumiały i głęboko ludzki.
Zgodziła się na cały plan poszukiwań.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do Axela niestosownie do okoliczności, bo jakoś radośnie. - Ys miała słuchawki w uszach. Może sobie o nich przypomni i się z nami skontaktuje.
- Ys słyszysz mnie, odezwij się, idziemy po Ciebie, tylko powiedz gdzie - jakby nie dopuszczała myśli, że Yseult stało się coś złego.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 07-07-2009, 18:39   #208
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Lauchowi niezbyt podobał się fakt, że grupa stawała się coraz większa. Infiltracja czegokolwiek w takich okolicznościach była wręcz niemożliwa. Przeciwnicy w tym samym czasie wysyłali coraz bardziej elitarne oddziały, z coraz bardziej egzotyczną bronią. Stawanie przeciwko czemuś takiemu wydawało się być nie tylko samobójstwem, ale i wręcz głupotą. A potrzeba wydostania się z tego miejsca stawała się coraz bardziej paląca.

- Zajmę się reaktorem - rzekł w końcu - Znajdę was potem.

Wziął jeden z granatów od Neumanna. Jeżeli urządzenie było tak wrażliwe, jak mówili, to nie powinna być potrzebna szczególnie duża detonacja. Z chęcią przywłaszczyłby sobie jeden z mundurów, ale wszystkie były zajęte. Nic to. W razie potrzeby zawsze znajdzie się jakiś. Być może będzie w skrzyniach w parku maszyn.

Wyszedł z pomieszczenia, trzymając pistolet z tłumikiem w garści. Od razu dał nura między skrzynie. Niektóre z nich były otwarte: do tych Lauch zapuścił żurawia, szukając czegoś użytecznego. W końcu znalazł to, czego szukał: niewielkie ładunki przeciwpiechotne z czujnikami zbliżeniowymi.

Pierwszą i najważniejszą rzeczą było rozmieszczenie ich w odpowiednich miejscach placu. Klauge zajął się tym, wypatrując jednocześnie wścibskich kamer. Po jednym przy drzwiach najbliższych wejściu do reaktora. Przejście przez nie skończy się pierdolnięciem; nieszczególnie silnym, ale latające odłamki zrobią swoje. Poza tym nie chodziło przecież o powybijanie straży, a kupienie sobie jak najwięcej czasu.

Po głębszym namyśle zdecydował się podobną niespodziankę podrzucić również w wyjściu korytarza do pomieszczenia ochrony. Kamery wprawdzie utrudniały zadanie, ale ładunki ładnie przyklejały się do ściany na różnych wysokościach. Były tak poręczne, że Lauch zdecydował się wziąć kilka do kieszeni na później. Zazwyczaj nie robił takich rzeczy, żeby nie zostawiać śladów - ale po burdelu, jaki tu wywołali, kradzież kilku chujowych min przeciwpiechotnych nie będzie wielkim problemem.

Miał tylko nadzieję, że numer z reaktorem da się zrobić odpowiednio szybko. Wystarczająco szybko, żeby nie zgubić śladów pozostałych. Nie byli wprawdzie szczególnie cenni, ale posiadane przez nich dokumenty odpowiadały na wszystkie pytania, na jakie mógł tylko znaleźć odpowiedź...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 10-07-2009, 11:55   #209
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Tanja Hahn – Axel Heintz
Wyszli z biura, widząc, że Siegfried zmierza w kierunku reaktora, a za nim podąża Neumann. Pilot został w środku – Malak dał mu swoje radio, mówiąc, że bardziej przyda się je temu, kto będzie patrzył na kamery na piętrze, na którym byli. Nie zaczepiał ich nikt, zdołali się dobrze wtopić w tłum; tym bardziej Heintz i Hahn, którzy mieli na sobie kombinezony, wydawali się po prostu członkami grupy laboratoryjnej.
Winda znowu się zawarła za nimi; zaskakujące, ale sytuacja, zamiast gasnąć i cichnąć, wcale nie traciła na sile, jak można było się z początku spodziewać. Z zewnątrz słyszeli coraz donośniejsze odgłosy tłumienia zamieszek, a Heintz miał poważne wątpliwości, czy coś, co dzieje się na zewnątrz nie przerodzi się w wojnę domową. W każdym razie nie było ani czasu ani okazji, żeby naprawdę zobaczyć, co dzieje się za bramą. Paradoksalnie, dla wszystkich działało to na plus: Zmniejszały się szanse, że ktoś w końcu zacznie się zastanawiać, kto wypuścił wszystkich więźniów.
Chaos trwał, winda jechała w górę.
Stanęli, a światło nieco zadrgało, gdy znaleźli się na poziomie pierwszym. Przez gruby mur głosy przycichły; jeszcze paręnaście minut temu słyszeli tutaj obrzydliwy szum więźniów – teraz panowała tutaj grobowa cisza. Było ciemno, bo nie było światła, z wykręconych i pokrzywionych rur dobywała się z cichym sykiem para. Gdzieś kapała woda, wszystko było zroszone i wilgotne, a w załomach i zagłębieniach powstały kałuże. Gdy szli, spod ich butów dobywał się mokry dźwięk. Musieli skorzystać z latarek w kombinezonach, bo o ile gdy wychodzili, to światło mrugało, to teraz jedynym znakiem tego, że była tu elektryczność, był rytmiczny dźwięk spięć dochodzących od strony kabli.
Nie uszli pięciu metrów, jak zobaczyli trupy.
Całość wyglądała jak pozostałości po jakiejś dziwnej masakrze, z tym, że z wilgotnym powietrzem mieszał się zaduch nie rozkładu, a starości. Szybkie spojrzenie po ścianach i sprzętach potwierdziło kolejny znak tego, że to, czego używali ci z GSA-E, było niewątpliwie jeszcze jednym typem broni portalowej: Ściany wyglądały tak, jakby nikt nie zaglądał tutaj od parudziesięciu lat, para wydobywała się z zardzewiałych rur, a to, co było zaledwie paręnaście minut temu ciężkim działem pulsowym, teraz było kupą żelastwa.
Osobliwe wrażenie robiły zwłoki, a było ich tyle, ile więźniów, którzy zostali na tym poziomie. Przypominały mumie: Zaschnięte i zapadłe w siebie twarze nierzadko tworzyły jedno z poczerniałymi ubraniami. Woskowe twarze o niewidzących oczodołach spoglądały na Axela i Tanję. Bardzo by się zdziwili, gdyby wiedzieli, że aberracje czasowe na tym piętrze sięgnęły tak wysokiego stopnia, że pilot w kamerach nadal widział oświetlone korytarze, a w nich GSA-E zabijające po kolei grupki więźniów. Sam pilot obiecał dawać wiadomości Axelowi przez radio: Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ w słuchawkach Axel słyszał kompletną ciszę, która miała później został przerwana, gdy zjeżdżali windą w dół: Nagłym natłokiem wszystkich informacji, które nie zdążyły dojść.
Po GSA-Elitär nie było śladu. Właściwie to nie było śladu po niczym; szukali jakiś czas i nawoływali Yseult. Zabrało to dobre paręnaście minut, a kiedy już zaczęli myśleć, że jej nigdy nie odnajdą, w dalekim korytarzu usłyszeli jej łkanie.
Yseult Stein wyglądała... Strasznie. Mimo że rozwiały się ich najgorsze przypuszczenia o postarzeniu Ys, to leżała w kącie, płacząc i waląc głową o mur. Wyglądało to tak, jakby zobaczyła coś, co było grubo ponad jej siły. Na początku, gdy do niej podeszli, bredziła coś, jakby ich w ogóle nie zauważyła: Potok słów, błagań i jakichś wyjaśnień wypływał z jej ust; stałym słowem było: „Dziecko, moje dziecko”. Jak tylko zauważyła, że są w pobliżu, nie poznała ich zrazu. Wrzeszczała. Rzucała w nich, co miała pod ręku, to jest tylko kawałkami tynku i złomem. Mimo to, na usilne krzyki Tanji i Axela, poznała ich w końcu. Zakryła twarz w dłoniach i płakała.
- Moje dziecko... - załkała. - Oni mają moje dziecko!
Gdy zapytano się ją, dlaczego tak sądzi, nie odpowiedziała. Miała kłopoty z mówieniem, nagle dostała chrypki – może dlatego, że tak długo krzyczała, gdy ich tu nie było(a mogło to być naprawdę długo, zważywszy na to, że czas przestał normalnie funkcjonować). Powstała, oparła się o ścianę, upadła, wstała, zachwiała się, ale już nie upadła. Pomacała swój brzuch i rozszerzyła oczy ze zdumienia.
- Ci ludzie w białych pancerzach... - zaczęła. - Oni tutaj byli. Zabili wszystkich. Mówili coś, że ostatecznie to niewielka strata. Mówili coś o czymś... - zmarszczyła brwi. - O czymś... Jakieś słowo... Uniwersalne? Uniwersalna? Nie wiem... Ukryłam się głęboko, to dlatego nie zauważyli mnie na początku. Mieli coś, co wykrywało ciepło. Zanim... Oni wszystkich zabili, mieli coś czarnego, co ich wszystkich zabijało. Chcieli mnie rozstrzelać, ale zanim to zrobili, zrobili mi zdjęcie. Ktoś powiedział, że jestem... Cudownym Dzieckiem... I że to byłby wielki żal zabijać kogoś tak uzdolnionego... Jak ja... Powiedzieli, że mam cudowny genotyp i że dałam im dobre dziecko, które...
Nie dokończyła, bo znowu się rozpłakała. Zajęło jej parę chwil, by odzyskać głos.
- Moje dziecko żyje! - wrzasnęła nagle. - Ja wcale nie poroniłam, jak mi powiedziano. Dziecko, które mi pokazali, to był inny noworodek, a tego, co urodziłam... Zabrali... Zabrali, bo miał genotyp doskonale pasujący do...
Zaczęła walić głową o mur, wrzeszcząc skrzekliwie:


- Do Neue Wunderkinder. Chociaż zastanawiali się, czy nie zrobić z niego Triarii. Kurwa! Kurwa! Kurwa!!! A potem... A potem wzięli jakąś strzykawkę i powiedzieli mi, że mają coś, co pomoże rozwinąć mi... Moje talenty... Wstrzyknęli mi coś... Do karku... Powiedzieli, że niedługo się wyklują... A wtedy będę bardziej przydatna dla nich, niż jestem teraz...
I upadła po raz ostatni; patrzyła tylko pustym wzrokiem w przestrzeń. Wszak zgodziła się iść z nimi, kiedy tylko przypomniała sobie, że może zabić kogoś odpowiedzialnego za „to wszystko”. Jednak to nie była już ta sama ironiczna Yseult, którą znała Tanja z wcześniej. Stein ucichła nagle i, choć wykonywała do niej to, co należało, wydawało się, że to, co ją trzyma przy życiu, to tylko chęć zemsty.

* * *

# Sara Connor
- Nie ustają – rzekła, patrząc z bezpiecznej odległości na to, co się działo pod bramą.
- Mhm – potwierdził kapłan.
Popijała wino i czyściła sobie paznokcie nożem. Widać było, że traci cierpliwość.
- Może puścimy w diabła tego całego Heintza i pójdziemy już teraz wymazać informacje o nich?
- To jest myśl! O nich, o nich –
ofuknęła go. - O nas wszystkich i naszych dzieci.
- Masz dzieci?
- Jedno. Zamierza mnie zabić za to, że go urodziłam.
- Wiem o twoich eksperymentach.
- Gówno wiesz.
- Wiem, że próbowałaś stworzyć Triarii na własny użytek. Ale T+ trudno kontrolować. Tak trudno, że...
- Że co?
Milczał chwilę, zbierając myśli.
- Korporacja jeszcze tego nie wie, ale ty i oni nie macie pojęcia, jak bardzo jest niebezpieczne hodowanie nowej rasy. Rasy, która jest o wiele potężniejsza od nas i która jest naszymi niewolnikami. Miałaś szczęście, że to, co urodziłaś, było idiotą...
- Mój syneczek.
- ...gdyby to coś było tylko w połowie inteligentne jak te hodowane przez Korporację, już byście wszyscy nie żyli.
- Skąd masz takie informacje?

- Uwaga, uwaga – powiedział ktoś od strony tłumu, przerywając tamtym dwojga. - W obliczu niebezpieczeństwa wojny domowej, Plac Solny zostanie zamknięty za pół godziny w celu złapania wszystkich bandytów i wrogów narodu. Wszyscy praworządni obywatele, którzy nie chcą zostać przesłuchiwani przez Pajęczarzy, są poinstruowani do opuszczenia dystryktu.
- Kurwa.
- Kurwa. Dobra, panowie, szykujemy się! Tego Heintza będę jeszcze potrzebować na potem, póki co, proszę przygotować ciężki sprzęt.


* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz - Nicolas Neumann
Winda, za którą zniknęli Tanja i Axel, zamknęła się, a Klauge poszedł w stronę reaktora. Podążył za nim Malak, który – jak się umówili – zamierzał osłaniać Klaugego. I tyle Neumann ich widział. Pilot pozostał w pomieszczeniu kontrolnym, Heintz i Tanja – na górze.
Neumann pogrzebał w skrzyniach, których było pełno na korytarzu i znalazł to, czego chciał: Zapasy włożył do kostki, którą dał mu Malak, a fakt, że niektórzy robili dokładnie to samo, co on(więźniowie rabowali, co mieli pod ręką), niespecjalnie nikogo nie przejął. Mimo to, zauważył, że do korytarza weszły dwa oddziały Rozpaczy, znaczy, Pajęczarzy. To, co odróżniało ich od wszechobecnego chaosu, to to, że rozpytywali i wyglądali, jakby wiedzieli, co się święci. Było ich dwunastu, z czego ośmiu miało tarcze z pleksiglasu, zaś wszyscy małe karabiny szturmowe i pałki elektryczne. „Pendejo” - mógłby powiedzieć Neumann jeszcze raz. Żarty zaczęły się kończyć. Straż Rozpaczy prędko zaczęła opanowywać sytuację, trafnie rozpoznając, kto był swój, a kto nie. Elektryczne pałki skwierczały już z daleka, jednak nikt nie odważył się strzelać.
Dopiero usłyszał strzały, kiedy reaktor poszedł w diabły. Jeżeli elektryczność została poważnie uszkodzona przez Hahn tam, na górze, to Klauge właśnie dolał oliwy do ognia. Światła zamigotały i zgasły. Powstał wrzask, który ogłuszył Nowego; w ciemnościach pałki elektryczne lśniły niebieskim światłem. Pajęczarze mieli latarki i kontynuowali pacyfikowanie więźniów. Byli już w połowie drogi.
Powietrze zgęstniało, gdy winda zatrzymała się na tym piętrze. Przez pewien czas była ona jedynym źródłem światła – jednak gdy tylko paradoks czasowy rozwiał się, i ona zgasła, a trójka, która się w niej znajdowała, także pogrążyła się w ciemnościach. Wszak Neumann znalazł Heintza – OHU także miały latarki. Był także pilot. Jednak Klauge i Malak nie mieli znaleźć się już do końca.
Tam, parędziesiąt metrów dalej, widzieli wyjście na zewnątrz. Brama wjazdowa muru obronnego była otwarta, a za nią plac, zalany oślepiającym słońcem. Wtem coś się stało: Neumann ujrzał to z daleka, a reszta poznała to bardziej po dźwięku odskakującej bramy. Wysadzono bramę, umożliwiając dojście pątnikom. Strażnicy najpierw zmieszali się, jednak kontynuowali swój marsz w stronę teraz nieczynnej windy. Stali oni murem pomiędzy wyjściem.
Przez pewien moment, Neumann zauważył, coś, jakby - ostatecznie miał spore wątpliwości, czy był na placu ten, który mu się wydawało - jednak miał wiele powodów, by sądzić, że był to ktoś, kogo się w ogóle nie spodziewał ujrzeć w tym mieście. Przez pewien moment widział Kowala.
Plac od nowa wypełniał się, zarówno Pajęczarzami, jak i biczownikami. Czegokolwiek mogli być pewni, to tego, że jeżeli ktoś szukał Wunderkinder, to przestano ich szukać jako takich. Niestety, zostali zdegradowani do roli intruzów – po prostu. Tym bardziej, że Straż Rozpaczy nie wahała się bić także personelu – na wszelki wypadek. Posuwali się miarowo w ich stronę, kryjąc się za pleksiglasem.

* * *

# Sara Connor
Sara wzięła lornetki i spojrzała z ukontentowaniem na rozwaloną, sczerniałą bramę.
- Jeżeli teraz Heintz nie wyjedzie, to po nim.
- Co wtedy robimy?
- Nic. Do zamknięcia dystryktu zostało jeszcze dwadzieścia minut, a zwinąć się możemy stąd w osiem, w pięć.
- A więc czekamy?
- Czekamy, czekamy. Mówiłam, że mam tych ludzi... Na potem.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 13-07-2009, 15:46   #210
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Heintz nie był szczególnie zdziwiony tym, co zobaczył na górze. Broń, którą się posługiwali tamci, była zajebiście niebezpieczna i powiedzmy sobie szczerze, kompletnie idiotyczna. Fajnie, że byli skuteczni, ale tworzenie z własnej woli portali i zawirowań czasowych było dla hakera kompletnym nieporozumieniem. To tak jakby wgrywać trojany na swój własny sprzęt. "Oglądał" trupy szybko, nie przyglądając się. I tak było mu już niedobrze, a to wszystko i niemal nieustanny bieg od czasów Świebodzina nie poprawiał sytuacji ani o trochę. Dlatego prawie otworzył gębę na oścież, gdy spotkali Yseault. Kobieta żyła, ale wpadła w jakiś dziwny stan, wydawało się, że jej mózg został uszkodzony całkiem poważnie. Póki nie wyjaśniła tego z tym dzieckiem. Axel na to już nic nie mógł poradzić, przez chwilę się tylko zastanawiał. A potem opowiedział.
-Musimy skończyć z tym jak najszybciej. Sara Connor zachowała swoje dziecko, Ys. Wyrosło z tego coś, co nazywają Triarii, a ja znacznie prościej - supermutant. Idealny zabójca, niepowstrzymany. Zabił cały oddział Korporacji, gdy uciekaliśmy. A potem... potem spróbował zabić nas, w tym swoją matkę, czyli Sarę. No i to... ona postarzała się o dwadzieścia lat. Przez portale. Nigdy do żadnego nie wejdę z własnej woli.
Zadrżał nagle, gdy wchodzili do windy. Zniżył głos.
-Obawiam się, że nie będziemy mogli mieć dzieci. Żadne z nas. Chyba, że znajdziemy jakąś odtrutkę. Może tam, w głównej bazie, mają jakieś informacje o tym.

Winda powoli sunęła w dół, gdy elektryczność zaczęła wariować. Przejechała jeszcze trochę, przecząc wszystkiemu co zdroworozsądkowe, a potem również stanęła. Dobrze, że na dobrą sprawę byli już na miejscu.
-Brzydal najwyraźniej rozwalił ten reaktor.
Proste stwierdzenie faktu, które nikomu nie było potrzebne. Zabłysły latarki.
-Tanju, idź na końcu i pilnuj jej.
Nie musiał dodawać o kim mówi. Lekarka wydawała się w stanie dość zbliżonym do stanu Malaka. Czy to czekało ich wszystkich? Axel starał się opierać całemu chaosowi, który atakował ze wszystkich stron. Jego oparcie, Tanja, szła tuż za nim i to właśnie to dodawało mu otuchy. I nawet wychylająca się z mroku morda brzydala nie popsuła mu nastroju do końca. Skinął mu głową i posłuchał co tamten ma do powiedzenia.
-Nie możemy czekać na tamtych, mam nadzieję, że wiedzą co robią. Malak wie, gdzie nas szukać.
Spojrzał na komputery, zapominając, że nie ma prądu. Zaczynał mieć wątpliwości, czy to był taki dobry pomysł. Gdy nie było elektroniki to czuł się bezbronny. Spojrzał na pilota.
-Idziemy do wozu, lepiej by nie mieli tam przy bramie zbyt ciężkiej artylerii. Nie mam innych pomysłów.
Wzruszył ramionami. Na szczęście park pojazdów był tuż obok i szybko wskakiwali już do środka. Było ciasno, tak ciasno, że nawet jakby nie chciał, to i tak przytulał by się do fizyczki. Inna sprawa, że chciał.
-Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza niż w mojej wyobraźni.
Uśmiechnął się do niej, próbując rozładować napięcie. Potem odezwał się głośniej, do pilota.
-Wyprowadź nas stąd!
Przytulił dziewczynę, czując drżenie. Obawiał się, że to też jego własne.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172