Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2009, 22:59   #60
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przez chwilę Craig delektował się cudownym smakiem mięsa, a potem powiedział z krzywym uśmiechem:
- Mam nadzieję, że w górach nie znajdą zbyt wielu ryb, a jeśli nawet... będziemy karmić nimi służbę, podobno są bardzo pożywne...
Przerwało mu gwałtowne otwarcie się drzwi wejściowych z hukiem uderzających o ścianę i czterech mężczyzn, wchodzących przez nie do środka. Sposób w jaki się poruszali, w jaki zaciskali dłonie i miny mówiące, że czują się panami świata, zwiastowały jedno: Kłopoty.
Savras popatrzył z uwagą na Keirę. Zastanawiał się czy natychmiastowe wyjście nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Kobieta jednak nie zwracała uwagi na to co się dzieje, ze spokojem oddawała się dalszemu spożywaniu posiłku. Jak na gust Creiga robiła to ze zbyt wielką obojętnością!

Tymczasem zakapiory podeszły do szynku i jeden z nich wyciągnął niewielkiego barmana za ubranie do połowy lady. Nachylił się nad nim i warknął:
- Gdzie Quinton?
Mały człowieczek trzymany w wielka siłą nie miał wyraźnie siły by wykrztusić słowo, wskazał tylko ręką na zaplecze bezradnie wybałuszając oczy. Odrzucony na ścianę osunął się na ziemię przy charakterystycznym odgłosie tłuczonych butelek. Najwyraźniej część zapasu trunków właściciela właśnie przestała istnieć.
Mężczyźni pospiesznie przeszli w głąb gospody i po chwili do uszu dość pośpiesznie wymykających się z lokalu klientów doszły odgłosy tłuczonej zastawy i głośnej wymiany zdań:
- Nie zapłaciłeś w terminie Quinton!
- Mówiłem twojemu szefowi, że nie będę płacił haraczu!
- Keira i Savras poznali głos właściciela, który ich witał.
- Teraz nawet gdybyś chciał płacić jest za późno! Hogel nie może sobie pozwolić by ludzie uchylali się od należnych mu opłat! Przyszliśmy, by się upewnić, że ta buda spłonie do fundamentów – zarechotał kolejny ze zbirów, a mag poczuł charakterystyczny zapach palącego się drewna...
- Dach się pali kochanie – powiedział przełykając kolejny kawałek mięsa - Wygląda na to, że Ci panowie nie pozwolą Ci na zjedzenie deseru, ale nasze szanse na zdobycie kucharza wyraźnie wzrosły.

Sala obok była już całkowicie pusta.
Keira wytarła usta ściereczka i położyła ją na stole. Wstała i podeszła do Creiga, który także uniósł się do pozycji stojącej.
- Ech, czyli musimy się stąd wynieść. Przytul się do mnie, dobrze? Chyba, że chcesz pomóc kucharzowi, ja wychodzę.
- Wiesz moja droga... Chyba wole rozpalać płomienie niż je gasić
– Powiedział obejmując dziewczynę. Na chwilę otoczyła ich magiczna mgiełka, a potem pojawili się na zewnątrz koło drzwi od zaplecza, dokładnie na czas by zobaczyć wychodzących drabów ciągnących wyrywającego się karczmarza. Zaczęli się zabawiać poszturchując go i przerzucając sobie jak zabawkę, śmiejąc się przy tym rechotliwie.

- Myślę, że teraz możemy mu pomóc... - Craig uśmiechnął się do czarodziejki.
- Kochanie, jestem najedzona i nie mam nawet czarów bojowych. Pomogę ci, ale nie licz na to, ze się dołączę. Jestem delikatną kobietą.
Uniosła ręce i wyszeptała zaklęcie, a mag poczuł jak jego zmysły wyostrzają się, a mięśnie błyskawicznie reagują na przekaz myśli. Uśmiechnął się zadowolony, w przeciwieństwie do Keiry miał ochotę na odrobinę ruchu. Podszedł do stojącego najbliżej mężczyzny i delikatnie dotknął go w ramię, gdy ten odwrócił się w jego kierunku rzucając krótkie:
- Czego palancie! – Spotkał się z pięścią Savrasa, która precyzyjnie wymierzona w szczękę posłała go na ziemię u stóp zaskoczonego karczmarza. Trzej kolejni wyraźnie zaprawieni w burdach, rzucili się na Craiga z pięściami, z zaskoczeniem i zdecydowanie za późno zauważając, że ich ciosy chybiły celu. Skurczybyk był zdecydowanie za szybki!
Wykorzystując siłę ataku największego z przeciwników przeciw niemu, mag skoczył na niego z boku, z całej siły uderzając w goleń. Odgłos pękającej kości zmieszał się z okrzykiem bólu padającego na kolana bandyty. Cios drugą nogą w podbródek wyeliminował kolejnego gracza z rozgrywki.
Savras stanął w rozkroku i skinął na pozostałą dwójkę:
- Który następny?
Wykrzywione złością gęby skrywały za sobą chyba jednak odrobiny rozsądku, bo chwyciwszy nieprzytomnych towarzyszy pod ramiona oddalili się pośpiesznie w ciemny zaułek niedaleko.
- Szkoda... - Powiedział mag odprowadzając ich wzrokiem – W dzisiejszych czasach naprawdę trudno o powaznych przeciwników.
- Ratujcie moją gospodę...
- Żałośnie zawołał karczmarz do zgromadzonych wokół gapiów. W tym momencie z głośnym trzaskiem i w snopie iskier palący się dach runął do wnętrza. Płomienie buchnęły z okien. Craig pociągnął Quintona z dala od padającego na ziemie gradu szkła.
- Jestem zrujnowany... – Właściciel palącej się gospody pochylił głowę ze smutkiem – Wszystkie oszczędności poszły na to przedsięwzięcie!
Mag poklepał go przyjaźnie po ramieniu:
- Nie martw się przyjacielu mamy dla ciebie z żoną wspaniałą propozycję.
 
Eleanor jest offline