Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2009, 22:50   #18
Deviler
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Trzymając się na dystans od tych wszystkich niezbyt przyjaźnie nastawionych istot, przynajmniej w stosunku do siebie Thomas począł rozmyślać, czy fala wybuchu nie uszkodziła jakichś części ich mózgów, choć w niektórych przypadkach powątpiewał wysokie rozwinięcie tego organu. Przepychanki dziwnie ubranej kobiety, której budowa ciała wskazywała na to, że mogła go podnieść do góry jedną ręką i rzucić na jakieś sto jardów w dowolną stronę lekko go zmartwiła. Co prawda sytuacja była dość napięta, lecz jego "dżentelmeński dryg" wymusił na nim pewne działanie. Zbliżył się do Black Tharanthuli ze splecionymi rękoma na piersi. Usta miał zaciśnięte w poziomą, siną kreskę, a na jego twarzy wymalowało się szczere zniesmaczenie.
- Proszę wybaczyć wtrącenie, aczkolwiek nie uważam, by posuwać się do użycia siły w stosunku do kobiet. Dżentelmenom to po prostu nie przystoi...- Jego słowa trąciły mocno brytyjskim akcentem. W duchu zależało mu na tym, by ów persona uważała się za jednego z nich, bowiem średnio mu zależało na podobnej formie lotu, jaki przeżyła Deadpool. Po prostu za dużo nerwów. Uśmiechnął się z lekkim pobłażaniem w jej kierunku.
Troszeczkę przeraził go fakt, że ów bezcelowy słowotok, który uprzednio prowadziła starała się rozpocząć na nowo, ale zbył to wymuszonym uśmiechem. Wtem spojrzał na sinowłosego mężczyznę, który przedstawił się jako Eric, nie zdążył powstrzymać eksplozji, która miała miejsce w jego wnętrzu, gdy odpowiedział:

- Aaron...

Przenosząc spojrzenie na jego towarzysza dość zaciekawionym wzrokiem spoglądał cóż miał zamiar uczynić. Cały proces transformacji dłoni obserwował coraz szerzej otwartymi oczami, z coraz większym zdziwieniem. Jak już z tej przetransformowanej dłoni wystrzelił wiązkę w nieszczęsną kobietę robiąc w niej dziurę wielkości grejpfruta to całe zdziwienie zmieniło się w przerażenie.

- Chryste Nazarejski! Czy wyście powariowali?! - Popatrzył to na Magnetto, to na Aarona, to w końcu na Deadpool, którą po otrzymaniu trafienia zaliczył raczej do przeszłych "znajomych" niż teraźniejszych. Spoglądając na powolną regeneracje organów wewnętrznych, takich jak płuca, wątroba i inne dość istotne dla życia elementy wewnętrznej budowy istoty ludzkiej pokręcił głową trzymając obie dłonie na policzkach.

-Stało się. Zwariowałem. - Powiedział niemal grobowym tonem. Pochylając głowę odwrócił się od tego nieprzyjemnego widoku, który niemal powodował u niego odruch wymiotny. Profilaktycznie nawet zamknął oczy odmawiając ich otwarcia w najbliższym czasie.

- Przepraszam... nie złość się jak już dotrzesz do siebie dobrze? - usłyszał głos Erika za plecami. Z każdą chwilą to co się tu działo, ten nadmiar informacji zalewał jego umysł kolejną falą prawdopodobieństw i innych mniej ciekawych rozmyślań na temat jego stanu psychicznego. Musiał nawdychać się sporo pyłu po eksplozji, że widzi takie mocno niemożliwe obrazy.
Sytuacja przedstawiała mu się nieciekawie. Większość radosnej gromadki wcześniej nazwanej tłumem zdawała siebie znać. Jemu jedynemu wszystko i wszyscy byli bardzo obcy, dziwnie przebrani, używali dziwnych słów i zdrobnień przy których jego nauczycielka angielskiego zapewne zlała by ich rózgą, której nieoceniona pomoc zdziałała cuda, dosłownie wbijając wszystkie
szesnaście czasów do głowy, niegdyś dość opornego Toma.

- Jeżeli tylko nam na to pozwolicie... wytłumaczymy wam całą sytuację... Doskonale rozumiem wasz niepokój, sam przeżywałem to samo. Jak już niektórzy zauważyli, zwłaszcza pan Smith, oraz pan Ortecho. Wasze wspomnienia nie do końca się pokrywają. Może to zabrzmi dziwacznie, ale żaden z was nie jest tą samą osobą, za którą uważa go drugi z was... Chociaż najwyraźniej mieliście okazję poznać swoje odpowiedniki... Słyszeliście o teorii światów równoległych? - Nie słyszał. Brzmiała równie obco jak wszystko inne co w tym miejscu go czekało. Jego wiedza z zakresu psychologii mówiła mu, że jego umysł próbuje powoli stworzyć teorie, którą sobie może wytłumaczyć stan w którym się znajdował. - Tak samo jak wszyscy tu zebrani, macie właśnie okazję, na własnej skórze przekonać się iż jej założenia są słuszne. Każdy z was pochodzi z oddzielnego świata i żaden z was nigdy do niego nie powróci...- W tym momencie zrobiło mu się jeszcze bardziej słabo. -Zdajemy sobie sprawę, że to trudne, zwłaszcza w przypadku, kiedy wielu z was było potrzebnych tam skąd pochodzicie. Nie ingerujemy jednak w wewnętrzny bieg wydarzeń poszczególnych rzeczywistości... wręcz przeciwnie. Gromadzimy się tutaj by strzec równowagi i bezpieczeństwa ich wszystkich. Z czasem oswoicie się z tą myślą... na pocieszenie mogę wam jedynie powiedzieć... że i tak niczego byście nie wskórali. Wyszukujemy odpowiednich kandydatów, tak by uratować im życie w sytuacjach bez wyjścia, aby nikt nie dostrzegł ich zniknięcia, oraz tak, aby nie zakłócać biegu historii. Podróże międzywymiarowe, tak samo jak teoretycznie możliwe podróże w czasie prowadzą do ogromnych tragedii... Zewnętrzna ingerencja w bieg wydarzeń danego miejsca może unicestwić jego przyszłość, cały świat a co za tym idzie wytworzyć zupełnie nowy, o alternatywnym biegu przyszłych wydarzeń... - Po zakończeniu wywodu przez Magnusa Tom miał jeszcze większy mętlik w głowie niż poprzednio. Te wszystkie teorie brzmiały równie fantastycznie jak, dość zresztą ciekawe, książki młodego pisarza, którego miał okazje niedawno czytać. Tylko jak on się nazywał? Wermin? Nie, podobnie... Verne! Tak. To on, ale zresztą po co sobie to przypominał? Nie bardzo wiedział.
Sięgnąwszy do jednego z zasobników przy pasie wyciągnął dość solidnie wyglądający klucz. Wykonał ruch, jakby zamachnięcie nim zza pleców, jednak w najdalszym punkcie zatrzymał się na pewnej dość istotnej nakrętce na jetpacku, który nosił. Taaak... Krótka chwila poświęcając się temu, co lubił najbardziej wystarczyła, aby umysł się uspokoił, a serce przestało walić jak bęben... No może z sercem, to przesadzam, bo jeszcze miał przed oczami wizję rozwalenia tejże kobiety.

Nie patrzył już na mężczyzn powoli uspokajając się. Głębokie wdechy i wydechy, to było to, czego potrzebował. Dokręcona śruba dała o sobie znać, gdy natrafił na opór. Wtedy też schował klucz do zasobnika zapinając go z powrotem na skórzany rzemień.

(...)Świat ma gorsze problemy niż lokalne konflikty. Tutaj zostawiamy je mieszkańcom danej rzeczywistości, interweniujemy jedynie w sytuacjach wyjątkowych, takich, które stwarzają zagrożenie o szerszej skali. Możecie zostać z nami, albo zdecydować się na powrót do siebie... prosto w objęcia śmierci... - Dzięki męskiemu postanowieniu spróbował zrezygnować ze swojego nawyku analizowania wypowiedzi. Po prostu zada parę pytań jak Erik zakończy wywód. Przerwanie go mogło kosztować go stylowy świetlik w środku klatki piersiowej, albo nawet gorzej. W głowie.

- Zrozumcie, że gdybyśmy odesłali was całych i zdrowych zmienilibyśmy bieg historii. I tak jak w przypadku Ortecho... nie zmieniłoby to niczego poza faktem, że owe "demony" zaatakowałyby dwa światy a nie jeden... i bylibyśmy odpowiedzialni za drugie tyle ofiar... Niech pan wybaczy panie Jesus, ale pojedyńczy ludzie nie wygrywają wojen. I tak nie mógłby pan niczego zmienić, nadzieja w pana towarzyszach. I to samo mogę powiedzieć każdemu z was... Jeśli zaś chodzi o miejsce w którym się znajdujemy to jesteśmy obecnie zawieszeni pomiędzy poszczególnymi płaszczyznami rzeczywistości. Umożliwiają nam na to zdolności pewnego wybitnego mistyka, który użycza nam w owym miejscu gościny, oraz istoty mającej naturalne predyspozycje do podróży międzywymiarowych. ...- Przysłuchiwał się słowom w milczeniu bez "frywolnych" napadów powątpiewania w siebie, bowiem nie próbował zrozumieć i zanalizować.

- Niegdyś gnieździliśmy się w innym miejscu... ale po przekonaniu się, że mamy takie same cele jak podopieczni naszego gospodarza, postanowiliśmy połączyć siły, i nieco lepiej się zorganizować...

- Kiedy jesteśmy stawiani przed faktem dokonanym, nie jest to przyjemne. Zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania...sensowne pytania... słucham. Jeśli chcecie pobyć przez chwilę sami, posilić się, lub odświeżyć, również nie widzę problemów. Sądzę, że większość z was zdecyduje się pozostać przy życiu. Zaznaczam jednak, że w takim przypadku będą was obowiązywać pewne zasady... nie będziecie mogli lać się po mordach tak jak przed chwilą. Swoją drogą panowie, w przyszłości starajcie się nie bić kobiet.
- Ostatnim zdaniem niemal opuścił szczękę do ziemi chłopakowi. Bicie kobiet?! A strzelanie do nich niebieskimi kulami światła, które przechodzą na wylot, jest może dyplomatycznym rozwiązaniem problemu?! Zirytowany wypowiedzią Magnusa nie zdążył ugryźć się w język wypalając bez zastanowienia.
- Taaak, zróbmy im od razu dziurę w tułowiu, to lepiej będą się wietrzyć, co... Ekhm...- Urwał chcąc przedłużyć swoje życie przynajmniej o kolejne kilka minut. - Niestety obawiam się, że nie rozumiem o czym Pan mówi Panie Eriku. Szczerze mówiąc jestem dość sceptycznie nastawiony do tej teorii... Światów Równoległych. Po prostu nie bardzo potrafię sobie wyobrazić działania tej teorii w praktyce. Mam wrażenie również, że chyba pomylił się Pan w kwestii wyboru mojej skromnej osoby. Obawiam się, że nie jestem w żaden sposób powiązany z panem, czy kimkolwiek innym z tego... Zgromadzenia. - Westchnął strzepując niewidzialny kurz z rękawów.
Na domiar złego jeszcze się wykłócam z halucynacją, no pięknie...
Złożył dłonie przed sobą usiłując jak najbardziej nie okazywać głęboko skrywanej wątpliwości co do wszystkiego, co tutaj widział i słyszał.
 
Deviler jest offline