Stołówka była pełna ludzi. Lekki chaos, sporo nieporozumień i wszyscy głodni. Kucharki musiały być już zmęczone, a tutaj jeszcze tyle osób do obsłużenia. Ale to ich powinność. Jedni walczą, inni się modlą, a jeszcze inni gotują i podają jedzenie.
Na sali każdy był zaniepokojony i zdenerwowany. Przecież statek mógł zostać zaatakowany w każdej chwili. Nerwy udzielały się także u Marcina. A u Julii tym bardziej. Jedno z okienek do podawania jedzenia było wolne, prędko Marcin podszedł i pobrał jedzenie. Pyszny ciepły stek i kilka zmielonych ziemniaków. Wszystko do tego jeszcze polane sosem pomidorowym. Do picia kompot z jabłek. Gdy Julia również odebrała jedzenie ruszyli w stronę wolnego stolika. Nagle ktoś wpadł na Marcina. Wylało się trochę kompotu na sutannę. Po kilku sekundach okazało się że sprawcą "stłuczki" był dawny przyjaciel Marcina. Również z Polski. Zwał się Janusz Pendelecki. Zamiast groźnych min na ich twarzach pojawił się uśmiech.
- Marcin? - zapytał zdziwiony Janusz.
- A kto niby! - Marcin zaśmiał się po czym wskazał ręką wolny stolik - przyłącz się do nas.
Usiedli razem przy stoliku.
Wszyscy natychmiast zabrali się do jedzenia. Julia była pierwsza, pospiesznie gryzła stek wraz z ziemniakami. Marcin również chciał wsiąść do buzi kawałek steku, ale nagle zatrzymał rękę i zapytał:
- Jaki dziś dzień? Jestem totalnie zmieszany ostatnimi wydarzeniami że nie wszystko mi się miesza. Julia zaczerwieniła się i odłożyła mięso. Po dłuższej chwili odpowiedziała:
- Pppiątek. Marcin pochylił głowę i odłożył na bok mięso po czym zabrał się za jedzenie ziemniaków. W międzyczasie wywiązała sie rozmowa pomiędzy dawnymi przyjaciółmi.
- No i co tam ciekawego Marcin porabiasz? - zaśmiał się Janusz - Po wycieczce nie mogliśmy się już skontaktować.
- A co ma być nowego, jak widzisz zostałem księdzem i pełnie posługę kapłańską. A tak swoją drogą to raczej słyszałeś o mnie to i owo po ataku Sylionów.
- Coś tam słyszałem, ale wtedy nie był to dobry czas na oglądanie telewizji. Musiałem uciekać z moja żoną z kraju...
- Z tą... jak ona miała... Amanda ta Brytyjka, tak?
- Gdzie tam Amanda, z Amandą to zerwałem zaraz po przyjeździe z wycieczki. Wielka panienka, tylko by nowe butki, to, tamto, sramto. Miałem tego dość i odszedłem. Zupełnie nie w moim typie.
- A to teraz z kim jesteś. Pochwal się - Sprowokował Marcin.
- Aktualnie leży w ambulatorium, jest w 9 miesiącu ciąży.
- Z Tobą?
- No a z kim innym.
- No to gratuluję.
Wszyscy już skończyli jeść. Marcin wyciągnął jakieś tabletki na uspokojenie. Sam wziął jedną, po czym poczęstował Janusza i Julię. Janusz odmówił, Julia za to z chęcią wypiła. Jednak zaczęła źle się czuć, złapała gorączkę. Cały stres wdał się we znaki. Marcin wziął ją pod rękę i zaprowadził do ambulatorium. |