Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2009, 01:52   #11
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Problem był większy niż początkowo przypuszczał. Nie napawało go to zbytnim optymizmem w szczególności, że musiał zgasić swojego papierosa. Większość członków ekipy widziała go bez papierosa po raz pierwszy, ale była to w stanie zrozumieć. Ten gaz należał do gatunku łatwopalnych. Zamknął na chwilkę oczy, jakby obliczając potrzebne komponenty. W końcu odwrócił się do jednego z mechaników, którego znał z nazwiska. Szczerze mówiąc to większość znał z nazwiska, w końcu pracował z nimi już sporo czasu.
- Johnson zamów trzy kombinezony ciśnieniowe i kolejnych trzech członków w kombinezonach w trybie ekspresowym. Niech przygotują ekipę do naprawy od zewnątrz, ale na razie niech będą tylko w pogotowiu. Niech mi dowiozą komunikator, bo na korzystanie z tych naściennych nie bardzo mamy czas... - Zacisnął nieprzyjemnie usta w poziomą kreskę. Brak owalnego kształtu, którym wdychał powietrze dość go drażnił. -... i niech dostarczą mi pełny raport o reszcie systemów. - Klepnął chłopaka w plecy popychając go lekko w kierunku najbliższego komunikatora.Zależało mu na tym, by ekipa była jak najbardziej samodzielna, a nie całkowicie zależna od jego decyzji. Te wszystkie procedury zbliżone do biurokratycznych bardzo go irytowały.
-Stephens, póki co nie łataj, tylko powstrzymuj powiększenie. - Ziewnął lekko. Zwiększone stężenie dwutlenku węgla na tej dość ograniczonej powierzchni dość go usypiało, ale przecież to było normalne. Po chwili rozmyślań dołączył do Stephensa w zmaganiu z utrzymaniem wycieku na stałym poziomie.
 
Deviler jest offline  
Stary 22-06-2009, 09:51   #12
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Kyle uśmiechnął się rozbrajająco, po czym błyskawicznie wziął nogi za pas. Usłyszał za sobą tylko krzyk strażników i tupot ciężkich nóg. Próbował zgubić ogon krążąc po całym piętrze.
Nawet jak mnie złapią, to i tak nie mają gdzie mnie wyrzucić, pomyślał. Z drugiej strony, kto wie jakie kary przygotowali dla intruzów i innych szumowin.
Biegł ile sił w nogach, andrenalina, mimo zmęczenia i głodu napędzała organizm Edha niczym szalona
 
DeBe666 jest offline  
Stary 22-06-2009, 10:26   #13
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Do Alberta podszedł jeden z jego podwładnych - Thomas.
- Al – powiedział dość niepewnie – w jednym z Astro Queen znaleźliśmy stopione kable.
- W tym transportowcu znalazłem to samo. To zły znak.


Giordinio w pierwszej chwili nie wiedział co robić. W końcu, po chwili rozmyślania powiedział.
- Dobra, robimy tak. Dzielicie się na składy dwuosobowe. Każdy ma za zadanie sprawdzenie okablowania w innej maszynie. Teraz to jest najważniejsze.
- Ma pan racje. Lepiej żeby statek nie mógł ruszyć niż gdyby miał się rozbić gdzieś w przestrzeni z powodu niesprawdzonych połączeń pomiędzy podzespołami...

Przerwał mu Albert.
- Zbierz tutaj resztę ekipy, Thomas...

Po chwili rzekł do zgromadzonych:
- Na kilku statkach zanotowane zostało przepalone okablowanie. Nie wiemy, czy jest to wina ekipy montującej, czy jakaś ingerencja nieznajomych. Dlatego... - Al odchrząknął i mówił dalej - Dlatego też macie uwinąć się jak najszybciej z naprawami. Tylko bez fuszerki. Sprawdźcie każdą maszynę w tym hangarze! Zrozumiano?
Kilka osób odkrzyknęło, inne pokiwały ochoczo głowami.

- Nie wiem ile na składzie mamy części zamiennych, i czy ich wystarczy. Zadzwonię zaraz do dyspozytorni i poproszę o jakieś. Muszę też zawiadomić o tym dowódcę, więc narazie pracujcie beze mnie. - odwrócił się i zwrócił bezpośrednio do Thomasa - Thomas, podziel ich na drużyny i porozdzielaj do innych maszyn. Do mojego powrotu, to ty tutaj sprawujesz władzę.
Chłopak ochoczo skinął głową i zaczął wydawać rozkazy.

Albert tymczasem podszedł do dyżurki, gdzie siedział jeden z mechaników. Po krótkiej rozmowie z dyspozytornią dowiedział się, że "Zrobią co tylko w ich mocy żeby im pomóc". Nie widział tego za różowo...

Grzecznie "wygonił" kolegę z dyżurki pod pretekstem prywatnej rozmowy. Tamten wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wykręcił numer wewnętrzny. Po dłużącym się oczekiwaniu został połączony bezpośrednio z komandorem Kovalskim.
- Sir, przepraszam że niepokoję. Mamy jednakże pewien problem w hangarze, na tyle poważny, że postanowiłem o tym zameldować. Otóż...

Albert zaczął wyjaśniać, co się stało. Wysnuł także własne rozmyślania co do pochodzenia tych usterek. Kiedy skończył, z wyczekiwaniem wsłuchiwał się, co powie jego rozmówca po drugiej stronie słuchawki.
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 23-06-2009, 23:53   #14
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Czas kuć żelazo póki gorące, pomyślał Wilbur gdy nowo proklamowana pani prezydent ogłosiła swoje stanowisko w sprawie wiceprezydentury. Nie do wiary że zaledwie kilka dni temu zadowalał się stanowiskiem mało znaczącego senatora. Wprawdzie dawno już minął okres gdy stawiał pierwsze, nieporadne kroki w parlamencie ale taka szansa - wiceprezydentrua na wyciągnięcie ręki - to było nie do pomyślenia. Wystarczy że teraz zgłosi swoją...

Ale... Wydawało mu się że pani prezydent sama chce ogłosić go wiceprezydentem. Wpierw przygarnęła go pod skrzydła swojego gabinetu, a teraz ofiarowała mu taką okazję. Taylor zaczął odczuwać nowe uczucie w stosunku do Laury Reagan - na wpół szacunek, na wpół strach. W ciągu swojej kariery zapisał wiele notatników, notatników które teraz leżały schowane bezpiecznie zawinięte w brezent w szybie wentylacyjnym jego kajuty. W zeszytach tych wypisywał wszelkie haczyki, brudy, niewygodne fakty i plotki odnośnie życia innych polityków. I o ile świętej pamięci prezydentowi i jego dziwnym "upodobaniom" poświęcił kilkanaście stron to ona, Laura Reagan była aż za czysta, za doskonała.

Bo w końcu - dlaczego miała poświęcać tyle swojej uwagi niepozornemu, ambitnemu senatorowi pochodzącemu gdzieś z niewielkiego Salem w Oregonie. Czemu akurat mu skoro na bliźniaczym statku znajdowało się tyle sław polityki? Nie tak dawno cieszył się że może znajdować się tu, na Aurorze 2, gdzie ma wpływ na działania pani prezydent. Cieszył się tak bardzo że zapomniał że miecz jest bronią obosieczną - skoro on mógł kontrolować ją, to ona mogła tym bardziej kontrolować jego - niepozornego senatora, pijanego ze szczęścia niczym małpa na plantacji bananów, z racji uzyskanych możliwości. W końcu przejęcie przez nią władzy nie było w pełni legalne, nie doszło do żadnych wyborów, żaden przedstawiciel rządu czy parlamentu nie mianował Laury Reagan nową przywódczynią Stanów Zjednoczonych. Dlatego potrzebowała sojusznika, kogoś reprezentującego Kongres Stanów Zjednoczonych. Owszem miał pewne poparcie, jako weteran był lubiany przez żołnierzy, w przemówieniach przypominał swoje pochodzenie z biednej, robotniczej rodziny i trafiał do prostych ludzi. Amerykańskich Average Joe. Ale czy to tak naprawdę wystarczało...

No cóż, raz kozie śmierć.

Wilbur wstał z miękkiego fotela stając niemalże na baczność.

-Pani prezydent, jeżeli Pani pozwoli chciałbym zgłosić swoją kandydaturę.- Na chwilę oderwał wzrok od Laury i rozejrzał się po twarzach zebranych. Czy jego deklaracja nie zostanie odebrana jako zbytnia zuchwałość? Chyba nie. Dalej wpatrywał się prosto w oczy pani prezydent -Zdaję sobie sprawę że wielu innych polityków znajduje się na pokładzie Aurory 1 ale ustanowienie któregoś z nich wiceprezydentem byłoby... nierozważne. Lepiej nie rozpraszać aż tak łańcucha dowodzenie, co więcej im dalej odlecimy od Ziemi tym większe mogą być problemy z komunikacją. - I przede wszystkim gdyby wiceprezydent z Aurory 1 zrobił się zbyt ambitny nie miałabyś jak go kontrolować, nieprawdaż Lauro? Lepszy biedny Wilbur Taylor, marionetkowy król niż ambitny tymczasowy sojusznik. Lojalny, zaślepiony z wdzięczności Wilbur Taylor. Przynajmniej na razie. Kiedyś, nie dziś, nie jutro, ale po prostu kiedyś, ten gabinet, ten miękki, skórzany fotel na którym siedzisz, to prezydenckie biurko z dębowego drewna - kiedyś to wszystko będzie moje.

Senator dbał aby jego twarz nie wyrażała jego prawdziwych uczuć, jedynie spokój, opanowanie i być może niewielką nadzieję. Tak naprawdę serce biło mu jak oszalałe, od następnych słów Laury Reagan zależeć będzie jego przyszłość.
 
Potwór jest offline  
Stary 25-06-2009, 21:44   #15
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
- Michaił, jesteś tam ... Otwórz to ja Mellisa - Usłyszał zaraz po pukaniu do drzwi. Nie zaglądała tu często, ale mimo wszystko wypadało chociaż ją wpuścić.
- Już otwieram, daj mi sekundę. - Krzyknął przekręcając matrycę komputera tak, żeby nie mogła zobaczyć co robi. - Możesz wejść.
Wpuścił kobietę do swojej kabiny, jednak od razu potem zajął się swoim laptopem. Był o wiele ciekawszy niż jakaś baba wchodząca tutaj sprawdzić jak sobie dziecko radzi. Nie potrzebował niańki.

Przed oczami przeleciało mu kilka ciekawych opcji w systemach statku. "Zabawmy się" - pomyślał. Na początek wyłączył sztuczną grawitację w stołówce. Był pewien, że kiedy następnym razem zamówi sobie posiłek usłyszy pełną relację na temat dziwnej awarii od człowieka z kuchni. W zasadzie nie mógł się już doczekać tej wiadomości. W końcu na chwilę obecną i tak nie miał już innych rozrywek.

- Zaczekaj jeszcze sekundę, wyłączę grę tylko przejdę jeszcze jeden poziom. - Rzucił do kobiety dla uspokojenia. W końcu jako dziecko co innego mógłby robić przy komputerze. Przynajmniej miał nadzieję, że Mellisa ta pomyśli.

Zanim jednak poświęcił swoją uwagę kobiecie włączył jeszcze tylko jeden ostatni program. Powinien przez chwilę mielić w komputerze dane, więc będzie chwila, żeby zająć się gościem.
Program był dość prosty. W zasadzie jedynym jego zadaniem było sprawdzenie w systemie danych osób, których komputery udało się odnaleźć w sieci. Niby nic wielkiego, jednak z listą nazwisk, wiekiem, wykształceniem i stanowiskiem kiedyś i teraz można wiele zrobić. Miał nadzieję, że chociaż część tych danych uda mu się zdobyć, jednak na wyniki trzeba będzie poczekać. Zwrócił się do kobiety.

- Nie martw się o mnie, ja na prawdę sobie radzę. Jeśli tylko czegoś mi potrzeba w tych kabinach jest obsługa dla ważniaków. Zrobią wszystko co trzeba za mnie, wiesz jakie to fajne? Dzisiaj przynieśli mi frytki ot tak po prostu. - Spojrzał na kobietę po raz pierwszy od kiedy weszła. - Chyba nic się nie stało? Nic nie zrobiłem złego, prawda?
 
QuartZ jest offline  
Stary 26-06-2009, 22:02   #16
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Bill był w szoku. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Przyglądał się przez długi czas tym kryształom. Dotykał ich, oglądał dokładnie i starał się znaleźć jakiś sens. Po słowach naukowca odszedł od kryształów i zaczął oglądać resztę statku. O ile wszystkie systemy pod żadnym względem nie przypominały tego co widział, reszta statku wyglądała (przynajmniej pozornie) w miarę normalnie. Pod każdym z paneli jaki zdjął również znajdowały się te dziwne kryształy. Bill wyszedł ze statku i zaczął przyglądać mu się z zewnątrz. Udało mu się zlokalizować silniki i uzbrojenie, które również opierały się o kryształy.
- Czy próbowaliście poddawać te kamienie jakimś reakcjom chemicznym ? Badaliście je ? - pytał Bill naukowca.
gdy ten odpowiedział Bill zebrał próbkę kryształów (niewielki kawałek który ukruszył się z miejsca, gdzie statek został trafiony) i poszedł przeprowadzić kilka doświadczeń. Poddawał go promieniowaniu, sprawdzał jak zachowa się w spotkaniu z innymi pierwiastkami i związkami chemicznymi czy też energią elektryczną.
 
Arsene jest offline  
Stary 26-06-2009, 23:25   #17
 
Vavalit's Avatar
 
Reputacja: 1 Vavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znany
Stołówka była pełna ludzi. Lekki chaos, sporo nieporozumień i wszyscy głodni. Kucharki musiały być już zmęczone, a tutaj jeszcze tyle osób do obsłużenia. Ale to ich powinność. Jedni walczą, inni się modlą, a jeszcze inni gotują i podają jedzenie.

Na sali każdy był zaniepokojony i zdenerwowany. Przecież statek mógł zostać zaatakowany w każdej chwili. Nerwy udzielały się także u Marcina. A u Julii tym bardziej. Jedno z okienek do podawania jedzenia było wolne, prędko Marcin podszedł i pobrał jedzenie. Pyszny ciepły stek i kilka zmielonych ziemniaków. Wszystko do tego jeszcze polane sosem pomidorowym. Do picia kompot z jabłek. Gdy Julia również odebrała jedzenie ruszyli w stronę wolnego stolika. Nagle ktoś wpadł na Marcina. Wylało się trochę kompotu na sutannę. Po kilku sekundach okazało się że sprawcą "stłuczki" był dawny przyjaciel Marcina. Również z Polski. Zwał się Janusz Pendelecki. Zamiast groźnych min na ich twarzach pojawił się uśmiech.
- Marcin? - zapytał zdziwiony Janusz.
- A kto niby! - Marcin zaśmiał się po czym wskazał ręką wolny stolik - przyłącz się do nas.
Usiedli razem przy stoliku.

Wszyscy natychmiast zabrali się do jedzenia. Julia była pierwsza, pospiesznie gryzła stek wraz z ziemniakami. Marcin również chciał wsiąść do buzi kawałek steku, ale nagle zatrzymał rękę i zapytał:
- Jaki dziś dzień? Jestem totalnie zmieszany ostatnimi wydarzeniami że nie wszystko mi się miesza.
Julia zaczerwieniła się i odłożyła mięso. Po dłuższej chwili odpowiedziała:
- Pppiątek.
Marcin pochylił głowę i odłożył na bok mięso po czym zabrał się za jedzenie ziemniaków. W międzyczasie wywiązała sie rozmowa pomiędzy dawnymi przyjaciółmi.
- No i co tam ciekawego Marcin porabiasz? - zaśmiał się Janusz - Po wycieczce nie mogliśmy się już skontaktować.
- A co ma być nowego, jak widzisz zostałem księdzem i pełnie posługę kapłańską. A tak swoją drogą to raczej słyszałeś o mnie to i owo po ataku Sylionów.
- Coś tam słyszałem, ale wtedy nie był to dobry czas na oglądanie telewizji. Musiałem uciekać z moja żoną z kraju...
- Z tą... jak ona miała... Amanda ta Brytyjka, tak?
- Gdzie tam Amanda, z Amandą to zerwałem zaraz po przyjeździe z wycieczki. Wielka panienka, tylko by nowe butki, to, tamto, sramto. Miałem tego dość i odszedłem. Zupełnie nie w moim typie.
- A to teraz z kim jesteś. Pochwal się - Sprowokował Marcin.
- Aktualnie leży w ambulatorium, jest w 9 miesiącu ciąży.
- Z Tobą?
- No a z kim innym.
- No to gratuluję.
Wszyscy już skończyli jeść. Marcin wyciągnął jakieś tabletki na uspokojenie. Sam wziął jedną, po czym poczęstował Janusza i Julię. Janusz odmówił, Julia za to z chęcią wypiła. Jednak zaczęła źle się czuć, złapała gorączkę. Cały stres wdał się we znaki. Marcin wziął ją pod rękę i zaprowadził do ambulatorium.
 
Vavalit jest offline  
Stary 29-06-2009, 23:48   #18
 
aalleekk's Avatar
 
Reputacja: 1 aalleekk nie jest za bardzo znanyaalleekk nie jest za bardzo znany
-Na szczęście to tylko kant biurka. Jeszcze by mi przysyłali następnych. Nie spałem od dwóch dób.
Jareth zaczął iść w stronę wyjścia. Marzył już tylko o łóżku. I prysznicu. Tak. Prysznic to było to czego potrzebował w tym momencie. Nagle podbiegła do niego pielęgniarka.
–Doktorze, mamy rodzącą kobietę! O rany – pomyślał – a już było tak pięknie.
– W jakim jest stanie?
-Odeszły jej wody.
-Dobra, zawieźcie ją na salę i wezwij kilka pielęgniarek i lekarzy. Idę się przygotować. Ustal kto jest ojcem i zawiadom go. Tylko broń borze nie wpuszczaj mi go na salę. Tylko brakuje mi tu jakiegoś podekscytowanego tatuska.

Po około dwóch minutach Jareth był już na sali. Kobieta leżała już na łóżku przygotowana do porodu. Widać po niej było regularne występowanie skurczów. Jareth zabrał się za odbieranie porodu. W końcu taka była jego powinność.

-Gratuluję! To dziewczynka! – powiedział Jareth po około godzinie – to był wyjątkowo szybki poród. Rzadko się takie zdarzają. Mówiąc to podał dziecko pielęgniarce.
-Proszę mi wybaczyć ale jestem naprawdę zmęczony a jutro mam wartę na pokładzie technicznym. Muszę iść się położyć. Powiedz Robertsonowi – zwrócił się do pielęgniarki - że dzisiaj jest jego kolej na dyżur. Za to co przeszedłem przez ostatnie sześćdziesiąt godzin to powinienem mieć wolne przez tydzień. Błagam! SPAĆ! – pomyślał sobie ziewąc– żeby tylko los nie wykręcił mi takiego numeru jak z tym porodem. W tym momencie na salę wszedł ksiądz prowadzący jakąś kobietę. Masz kur...
-Ech…. – podszedł do księdza – co się stało?
-Źle się poczuła i ma gorączkę.
-Panno Stivens
– zwrócił się do pielęgniarki – proszę odprowadzić księdza do poczekalni i zrobić rozeznanie. Po drodze proszę przysłać pannę Morales i jeszcze kogoś. Ja postaram się ustalić co się dzieje. Proszę tutaj usiąść panno…?
-Jjjulia. Wystarczy Julia.
Jareth zabrał się za oględziny kobiety. Z początku wszystko wyglądało normalnie poza gorączką i mdłościami nie występowały żadne nie normalne objawy.
-Możliwe, że to zatrucie lub stres. Zostanie pani tu na noc na obserwacji. Proszę się nie martwić. Pani znajomy może zostać przy pani. Przyśle do pani pielęgniarkę aby panią pilnowała.
Wychodząc spotkał panią Morales.
-Dobrze, że pani jest. Na pierwszy rzut oka nic jej nie jest. Zostanie na obserwacji. Ja wracam do swojego pokoju. W razie wypadku proszę mnie wezwać przez wewnętrzny węzeł szpitalny. Jestem do niego podłączony.
Jareth zaczął zmierzać w kierunku swojego pokoju. Gdy doszedł do niego wziął wreszcie upragniony prysznic i poszedł spać.
 
aalleekk jest offline  
Stary 30-06-2009, 07:00   #19
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Aurora 2, Mostek, godzina, 14:46

Komandor Kovasky wpatrywał się w radar znajdujący się w centralnym miejscu na mostku. Nie był specjalistą od tego typu rzeczy, jednak pojawienie się dużej białej kropki, która najprawdopodobniej się poruszała, wzbudziła w nim pewien niepokój.
- Jackson – zwrócił się do nawigatora – co to do cholery jest?
Mężczyzna spojrzał na radar. Wyraźnie pobladł, na skroniach i czole pojawiły się kropelki potu.
- Sir, niezidentyfikowany obiekt latający zbliża się w naszym kierunku – odpowiedział dowódcy.
- Łączyć z Aurorą 1 – krzyknął Kovalsky – ogłaszam stan najwyraźniej gotowości. Powiadomić o tym pasażerów
Już po chwili Komandor poinformował admirała o swoim odkryciu.
- Sir, na naszym radarze namierzyliśmy obcy statek.
- Wiem też go widzimy, właśnie miałem się z wami połączyć
– powiedział, nad wyraz spokojnym głosem Perly
- Co w związku z tym robimy – spytał poddenerwowany Kovalsky
- Jak to co przygotuj natychmiast Astro Queen do startu
- Sir zgłaszałem przecież że nasze statki są uszkodzone, nie możemy nimi wystartować

Przez chwile zapadło milczenie. Nikt nie chciał przełamać nerwowej ciszy. Jednak po jakimś czasie odezwał się Admirał:
- Astro Queen na Aurorze 1 działają dobrze. To będzie nam musiało wystarczyć – z jego głosu można było wywnioskować że wcześniejszy spokój ulotnił się gdzieś.
- Tak Sir
Rozmowa zakończyła się. Wszyscy którzy znajdowali się na mostku Aurory 2, byli poddenerwowani, widać było że są spięci.

Komunikat do pasażerów:

"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyrzszej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Aurora 1 Godzina 14:59

Na całym pokładzie wśród personelu wojskowego panował wielki harmider. Mechanicy kończyli pracę przy Astro Queen. Piloci szybkim krokiem zmierzali do swoich maszyn. Wiedzieli ze będzie to ich pierwszy lot. Nie mieli pojęcia czego mogą się spodziewać. Z jak dużą liczbą przeciwników przyjdzie im się zmierzyć. Wśród pasażerów panował ogólny chaos, wszyscy zmierzali do swych kajut gdzie zamierzali przeczekać największe zagrożenie.


Joshua Beckett część 1

Johnson już miał wykonać polecenie gdy z głośników dobiegł komunikat o potencjalnym zagrożeniu. Wszyscy mechanicy zamarli na chwilę. Młody mężczyzna któremu Joshua wydał rozkaz, spojrzał na przełożonego. Gdy ich oczy się spotkały nagle ożył, szybko ruszył do komunikatora. Wiedział że mimo wszystko usterka musi zostać usunięta.. Po chwili wrócił
- Komunikator i całą reszta już w drodze

Kyle Edh "Scruffy" część 1

Mimo wszystko wojskowy, który był znacznie młodszy od uciekiniera, nie miał większych problemów z jego dogonieniem. Złapał Kyla z brudne łachmany i szybkim ruchem powalił go na ziemię. Szybko wyciągnął kajdanki i skuł Scruffyego.
- No dobra teraz pójdziesz ze mną
Nim zdołał podnieść gapowicza, z głośników wydobył się czyjś głos, informujący o zagrożeniu...

Albert "Al" Giordinio część 1

Komandor dokładnie wysłuchał tego co miał do powiedzenia Alert.
- Wszystkie statki muszą być doprowadzone do stanu użytkowania, nie wiemy kiedy przyjdzie nam spotkać się z wrogiem. Proszę byście jak najszybciej naprawili usterki. Ja tymczasem powiadomię Aurorę 1
Widać Kovalsky nie miał nic więcej do powiedzenia bo niemalże odrazy sygnał się urwał. Tymczasem Al wrócił do pracy. Nie minęło wiele czasu gdy usłyszał komunikat o zbliżającym się statku...

Wilbur Ulysses Taylor część 1

Laura spojrzała na Wilbura, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Widać było że jest zadowolona z takiego przebiegu zdarzeń.
- Doskonale – rozejrzała się po gabinecie – widzę że nie ma innych chętnych. W takim razie trzeba jeszcze powiadomić Aurorę 1 o wyborach, zapewne będą chcieli również wystawić swojego kandydata. Będziemy musieli się skupić na... - jej wypowiedz została przerwana przez komunikat.
Przez chwilę siedziała jeszcze w swoim fotelu, wpatrując się głośnik. Po chwili jedna, otrząsnęła się z chwilowego szoku.
- Panie Wilburg, pójdzie pan ze mną na mostek. Musimy się dowiedzieć o tym czegoś więcej.
Ulysses chcąc nie chcąc musiał ruszyć za panią prezydent.

Michaił Gosczov część 1

Kobieta weszła do kabiny i usiadła na łóżku. Siedziała w milczeniu kiedy chłopiec robił coś na komputerze. Po słowach młodego Goschova spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.
- Oczywiście że nie zrobiłeś nic złego. Po prostu martwię się o ciebie, jesteś tutaj całkiem sam, rzadko wychodzisz na zewnątrz. Twój ojciec prosił mnie w razie gdyby mu się coś stało żebym się tobą zaopiekowała. - powiedziała spokojnym tonem – Właściwie po wystartowaniu miałam ci przekazać to – wyciągnęła z kieszeni małą płytę – nie wiem co na niej się znajduje. Jednak twój ojciec upierał się żebym ci to przekazała.
Michaił nie miał jednak czasu sprawdzić co znajduje się na nośniku gdyż nowy komunikat dobiegł z głośników...

Bill Hugans część 1

Na pytanie Billa padła tylko jedna odpowiedz
- Owszem badaliśmy je, przypuszczamy że zostały one spreparowane na potrzeby tego statku, jednak stworzone one są z nieznanego nam minerału.
Hugans udał się do swojego warsztatu by tam przeprowadzić stosowne badania. Jak zwykle panował tam harmider. Wszyscy krzątali się przy jakiś projektach. Część z nich była nadzorowana przez Billa. Niemalże odrazu umieścił fragment kryształu w przezroczystym szklanym pojemniku. Już miał włożyć go do maszyny gdzie mógł spokojnie i bez obaw przeprowadzać eksperymenty gdy usłyszał komunikat...

Marcin Brzeski część 1

Marcin zaprowadził Julię do ambulatorium, gdzie jeden z lekarzy, wyglądający na zmęczonego, przyjął ich. Powiedział że kobieta będzie musiała zostać na obserwacji. Znalazł jej miejsce w jednym z łóżek po czym oddalił się. Marcin usiadł na małym taborecie przy szpitalnym posłaniu. Starał się dodać kobiecie otuchy. Gdy z głośników wydobył się czyjś głos informujący o potencjalnym zagrożeniu. Julia wpadła w przeraźliwą panikę. Zaczęła głęboko oddychać, jej twarz pobladłą jeszcze bardziej a na czole pojawiły się krople potu.
- Ojcze, co teraz z nami będzie – w jej oczach widać było strach, paniczny lęk.

Jareth Baker część 1

Gdy przyjął swoją ostatnią pacjentkę, która pojawiła się w asyście księdza, spokojnie ruszył do swojej kwatery. By wreszcie zaznać odrobiny relaksu i odpoczynku. Najpierw wziął długi prysznic. Sprawiło to że rozluźnił się. Uspokoił. Gdy skończył się już myć wyszedł z kabiny, zakrywając się jedynie ręcznikiem. Szybko znalazł się przy swoim łóżku, gdzie miał już przygotowaną Pidżamę. Przebrał się w nią szybko i wskoczył pod pościel. Dawno już nie czuł się tak dobrze. Już prawie zasypiał, kiedy usłyszał komunikat...


Aurora 2 Mostek Godzina 15:12

Wszyscy nerwowo spoglądali na radar. Jednak kropka uparcie nie chciała zmienić swojego kierunku. Wciąż leciała na wprost Aurorze 2. Nagle Jackson zakomunikował:
- Sir, obcy statek znajduje się na tyle blisko byśmy mogli zobaczyć go na monitorach.
- Natychmiast przełączyć widok – rozkazał Kovalsky
Oczom wszystkich ukazał się monstrualnej wielkości statek. Jednak nie był podobny do tych których używali Sylioni . Wyglądał na skonstruowany z metalu, masywny. Konstrukcją przypominał nieco ziemskie pojazdy.
- Sir co robimy, obcy statek nas wywołuje – powiedział oficer łączności.
Komandor przez chwile stał nieruchomo wpatrując się w dziwny okręt. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Spodziewał się spotkania z Sylionów, tymczasem wyglądało na to że to wcale nie są oni. Jednak nie uspokoiło go to specjalnie. Istoty znajdujące się na pokładzie tego statku mogły byś również wrogo nastawione.
- Przełączyć na monitor – powiedział w końcu – nawiązać przy tym łączność z Aurorą 1 i przesłać im dane z połączenia.
- Tak jest
Już po chwili na dużym ekranie pojawił się obraz, to co zobaczył Kovalsky zaskoczyło go kompletnie. Stał jak zaczarowany. Patrzył właśnie na człowieka. Nie wiedział co powiedzieć. Ze wszystkich rzeczy tej spodziewał się najmniej. W końcu postać po drugiej stronie przemówiła
- Nazywam się komandor Sasha Lebiediew. - akcent wyraźnie wskazywał na pochodzenie rosyjskie – Miło widzieć ludzką twarz, cieszymy się że nie tylko nam udało się opuścić ziemię.
- Jestem Komandor Patric Kovalsky i nam miło widzieć innego człowieka, myśleliśmy już że to nieprzyjaciel się zbliża
- I my myśleliśmy podobnie – odpowiedział Rosjanin – Może spotkamy się twarzą w twarz na moim okręcie, będziemy mogli spokojnie pomówić.
- Doskonały pomysł, z radością przyjmuję pańskie zaproszenie, jeśli nie będzie to stanowiło kłopotu zabiorę ze sobą kilku ludzi.
- Oczywiście że nie stanowi to problemu. Gdy będziecie gotowi dajcie znać.

Zaraz po zakończeniu rozmowy z Sashą Kovalsky skontaktował się z admirałem
- Sir, czy przekaz doszedł
- Owszem i sądząc po twoim głosie zaskoczyło cię to równie bardzo jak mnie
- Co powinniśmy zrobić, już zgodziłem się na spotkanie
- Oczywiście mam to na uwadze, Wezwij najlepszych specjalistów ze swego statku. Może uda im się ocenić ich okręt.
- Tak sir
- Na razie to wszystko

Połączenie dobiegło końca.

Komunikat do pasażerów:

"Zagrożenie zostało odwołane, nie ma się czym martwić"

Joshua Beckett część 2

Po pewnym czasie zamówione przez Joshue rzeczy zostały dostarczone. Jak si,e okazało kombinezony okazały się być zbędne. Wszystko wskazywało na to że udało się załatać dziurę bez konieczności ich użycia. Można było odetchnąć. Gdy Beckett, miał już zabrać się za przeglądanie raportów usłyszał komunikat o odwołaniu zagrożenia. Wszystko zaczęło układać się wręcz wspaniale. Jednak nie było mu dane długo nacieszyć się spokojem. Przyszedł do niego jakiś mężczyzna z wiadomością.
- Pan Joshua Beckett, Komandor ma dla pana pewne zadanie, zechce się pan udać ze mną
Inżynier posłusznie wykonał polecenie i ruszył za posłańcem...


Kyle Edh "Scruffy" część 2

Wojskowy mimo wszystko odprowadził Kyla do aresztu, nie zwracał szczególnej uwagi na zagrożenie, nie było to jego obowiązkiem, inni z pewnością zajmą się załatwieniem tego problemu. Scruffy przesiedział tam jakiś czas, według drugiego komunikatu nie było się czym przejmować. Do pomieszczenia wszedł inny mężczyzna, nie ten który pojmał Kyla. Usiadł na krześle naprzeciwko niego i zapalił papierosa.
- No dobra, wiemy że nie było cię na liście pasażerów. Więc jak się tutaj dostałeś – rzucił groźnie.

Albert "Al" Giordinio część 2

Po komunikacie prace w warsztacie szły pełną parą. Wszyscy chcieli jak najszybciej doprowadzić statki do porządku. Chcieli by w razie walki były one gotowe do boju. Jednak po pewnym czasie stan zagrożenia został odwołany. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Jednak nie zaprzestali prac naprawczych. Wiedzieli doskonale że tym razem udało się, jednak w przyszłości mogą naprawdę napotkać Sylionów, woleli być wtedy gotowi do odpowiedzenia ogniem. Al również pracował. Jednak po jakimś czasie podszedł do ciebie mężczyzna którego wcześniej nie widziałeś.
- Komandor chcę się z panem widzieć – powiedział bez ceregieli, proszę za mną
W pewnym sensie można się było domyślić czego dowódca chciał. Al udał się za mężczyzną.

Wilbur Ulysses Taylor część 2

Gdy ponownie rozległ się czyjś głos z głośników byliście z Laurą już prawie na miejscu. Zagrożenie zostało odwołane. Jednak pani prezydent nie zamierzała wrócić do gabinetu. Widać była wyraźnie zainteresowana wydarzeniami, jakie miały miejsce. Weszli na mostek. Laura odrazy podeszłą do Komandora
- Co się stało – spytała poważnym tonem
- Pani prezydent, dobrze że pani jest, miałem kogoś po panią posłać. Proszę gdzieś usiąść, niedługo wszystko pani wyjaśnię.

Michaił Gosczov część 2

Gdy drugi komunikat rozległ się z głośników kobieta odetchnęła z ulgął, wręczyła dysk Michaiłowi po czym opuściła jego kwaterę. Mówiąc na pożegnanie.
- Trzymaj się ciepło i nie siedź cały czas przed komputerem bo popsujesz sobie wzrok.
Gdy młody Gosczov miał już sprawdzić płytę od ojca. Na ekranie jego laptopa pojawił się komunikat o wykryciu nowych komputerów będących w zasięgu. Okazało się że ich zabezpieczenia nie są zbyt skomplikowane, przynajmniej tych mniej ważnych. Był ciekaw jakich nowych informacji uzyska dzięki temu. Szybko zabrał się do sprawdzania.

Bill Hugans część 2

Gdy Bill usłyszał drugi komunikat odetchną z ulgą. Nic im nie groziło, przynajmniej na razie. Mógł spokojnie wrócić do badań. Nie trwały one zbyt długo, ponieważ odwiedził go posłaniec. Jednak zanim to nastąpiło udało mu się dowiedzieć że prąd elektryczny nie ma żadnego wpływu na kryształ. Za to zaczyna on świecić przy odpowiedniej temperaturze. Jednak gdy chociażby minimalnie zostanie zmniejszona lub zwiększona, natychmiast przestawał.
- Proszę za mną Komandor Pana wzywa – powiedziała blond włosa kobieta, która przed chwilą przyszłą.
Bill udał się za nią.

Marcin Brzeski część 2

Marcin siedział modląc się przy łózko Julii. Nie potrafił odpowiedzieć na jej pytanie. Jednak starał się wyglądać jak najspokojniej by nie denerwować jej jeszcze bardziej. Po pewnym czasie rozległ się drugi komunikat. Tym razem wiadomość była znacznie lepsza. Julia uspokoiła się wyraźnie.
- Twoje modlitwy czynią cuda ojcze– powiedziała cicho po czym zasnęła.
Nagle do Marcina podszedł jakiś mężczyzna.
- Proszę księdza – powiedział podekscytowanym głosem – właśnie urodziła mi się córeczka, czy zechciałby ksiądz, pójść ze mną pobłogosławić ją.
To było pierwsze dziecko które urodziło się na Aurorze. Pierwsze dziecko kosmosu.

Jareth Baker część 2

Jarethowi nie dane było odpocząć, mimo komunikatu o odwołaniu stanu zagrożenia został ponownie wezwany do szpitala. Panika jaką wywołała pierwsza informacja sprawiła że nie wszystkim udało się wyjść cało z zamieszania. Ubrał się w swój strój po czym ruszył do ambulatorium, gdzie czekała na niego już pielęgniarka, trzymając w ręku kubek gorącej kawy.
- Panie doktorze, przepraszamy, jednak mamy pełno nowych zgłoszeń, jest nam pan potrzebny – powiedziała wręczając mu napój.
Ciężko było stwierdzić czy teraz było gorzej niż po starcie czy lepiej. Pierwszym pacjentem Bakera był mężczyzna, który wpadł w tak paniczny strach po komunikacie, biegnąc na oślep wpadł na szafka, przewrócił się wprost na leżący na podłodze długopis, wbił go sobie w oko, jednak w tak dziwny sposób że nie było one uszkodzone. Miał bardzo dużo szczęścia. Jednak teraz wszystko zależało od Jaretha. Usunięcie ciała obcego z oka z pewnością nie będzie łatwe.

Joshua Beckett, Albert "Al" Giordinio, Wilbur Ulysses Taylor, Bill Hugans część 3

Jashua, Alber i Bill zostali zaprowadzeni do prywatnej kwatery komandora. Becket , Ala i Hugansa, podobnie jak zresztą oni znali jego. Przyszło się im już wcześniej spotkać. Jednak teraz siedzieli w milczeniu. Nie mieli pojęcia w jakim celu zostali, zaproszeni przez komandora do jego kwatery. Gdyby nie fakt że byli tam razem we trójkę można by jeszcze snuć jakieś domysły. Jednak teraz...
Do pokoju nagle wszedł Kovalsky, towarzyszyła mu pani prezydent o Wilbur. Wszystko stawało się jeszcze bardziej dziwne. Kiedy nowo przybyli zajęli już miejsca komandor zabrał głos.
- Sprawa wygląda tak. Właśnie spotkaliśmy statek kosmiczny, z początku wydawało nam się że to Sylioni. Jednak okazało się że pochodzi on z ziemi. Dowódca okrętu jest Rosjanin imieniem Sasha. Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zebrałem – zwrócił się do Billa, Alberta i Jashuy – widzicie, zostałem zaproszony na ich statek. Pozwolono mi zabrać ze sobą kilku ludzi, zostaliście wybrani, ponieważ uważam was za najlepszych fachowców w swojej dziedzinie. Postaracie się dowiedzieć jak najwięcej o tamtym statku, jego technologij, uzbrojeniu i kontrakcji. Oczywiście musicie to załatwić dyskretnie – skończył swoją przemowę.
Teraz do głosu doszła Laura.
- Nalegam bym ja i Wilbur również zostali dołączeni na listę, jako prezydent, jestem zobowiązana nawiązać rozmowę z przywódca tamtych ludzi. Cieszę się przy tym że nie tylko nam udało się uciec z ziemi.
Patrick milczał przez chwilę starając się przetrawić wiadomość. Nie widziała mu się obecność prezydenta na obcym statku, zwłaszcza że nie do końca znał zamiary ich dowódcy. Jednak w jej słowach było też sporo racji.
- Dobrze, niech tak będzie. Spotykamy się w hangarze za godzinę. - Zwrócił się w stronę Alberta – Pana zadaniem będzie również doprowadzić jeden z transportowców do statku w który mógłby polecieć bez narażania nas na zbędne niebezpieczeństwo.
Wszyscy się rozeszli by przygotować się do podróży.
Godzinę później wszyscy zebrali się w hangarze. Udało się ustalić że tylko część statków chwilowo jest uziemiona. Jednak ich większość jest sprawna. Wszyscy wsiedli do jednego z nich i ruszyli.

Rosyjski Statek Godzina 16:34

Komandor, pani prezydent, Wilbur, Albert, Bill i Joshua wyszli z transportowca. Przywitała ich spora grupa ludzi. Wszyscy się uśmiechali, widać było że cieszą się na spotkanie nowych ludzi. Sasha podszedł do Patrica.
- Komandorze – powiedział uprzejmie
- Komandorze – Kovalsky odwdzięczył mu się tym samym.
- Miło mi was gościć na pokładzie Equariusa. Zapraszam do mojej kwatery, tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
- Jeśli nie miałby Pan nic przeciwko, czy moi ludzie mogę rozejrzeć się po Pańskim okręcie, robi wrażenie.
- Ależ oczywiście to żaden problem.
Laura wraz z Ulissesem i Komandorem, zostali poprowadzeni do gabinetu Sashy. Tymczasem Al, Bill i Joshua, mieli praktycznie wolną rękę jeśli chodzi o zwiedzanie statku. Nie przydzielono nawet nikogo kto miałby ich pilnować.

Gabinet Sashy

- Proszę siadajcie – dowódca Equariusa wskazał swym gościom kanapę – Więc jak się domyślam pan jest dowódcą jednego z okrętów tak? - Zwrócił się do Patrica.
- Zgadza się, drugim dowodzi Admirał Perly, mój bezpośredni dowódca..
- Perly, gdzieś już słyszałem to nazwisko – zastanowił się przez chwilę – Kim są twoi towarzysze? - zmienił temat.
Laura wtrąciła się nie pozwalając odpowiedzieć na to pytanie Komandorowi.
- Jestem Laura Reagan, prezydent Aurory 1 i 2. Ten młody człowiek to kandydat na wiceprezydenta Wilbur Ulysses Taylor – powiedziała spokojnym głosem.
- Wydawało mi się że pani kadencja już minęła, czy prezydentem nie powinien być Adama
Kobieta nagle sposępniała. Na jej twarzy pojawił się smutek
- Niestety prezydent Adama zginą w jednym z ataków Sylionów – odpowiedziała, byłam więc zmuszona objąć to stanowisko .
- Aha rozumiem, przykro mi to słyszeć
Dla Wilbura była to wymarzona okazja by zdobyć trochę punku. Dzięki tej sytuacji mógł zjednać sobie ludzi i w ten sposób zyskać więcej głosów. Musiał to tylko rozsądnie rozegrać.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.

Ostatnio edytowane przez Mizuichi : 30-06-2009 o 07:22.
Mizuichi jest offline  
Stary 30-06-2009, 09:02   #20
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Komunikat do pasażerów:

"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyższej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Jedno można było powiedzieć. Nie wytrąciło to Becketta ze stanu w jakim się znajdował. Ot dodał kolejną cyferkę do rachuby prawdopodobieństwa przetrwania na tym niemal absurdalnie nierealistycznym projekcie podbijania kosmosu przez uciekanie ze zniszczonej ziemi. Wiele było do zrobienia i doskonale wiedział, że bez względu na komunikaty jego drużynę techników dotyczyły nieco inne zasady związane z ich nieco innymi obowiązkami. Spojrzenie pełne zniecierpliwienia rzucone w kierunku Johnsona w końcu dotarło do jego oczu. Ten szybko się zreflektował.

- Komunikator i całą reszta już w drodze- pełen napięcia głos podwładnego prawie go zirytował. Bądź co bądź byli tylko ludźmi. On zresztą też, ale przez ostatnie dwa lata czuł się bardziej maszyną.
- Pamiętajcie, że my mamy swoje zadanie, oni mają swoje. Przejmowanie się nic nie pomoże - powiedział z lekko kwaśną miną. W sumie próbował się uśmiechnąć, ale jakoś nie pasowało mu to do sytuacji za bardzo. Pogrążeni w pracy mechanicy nie bardzo mieli czas na odpowiadanie. Mu w sumie pasowało.

Komunikat do pasażerów:

"Zagrożenie zostało odwołane, nie ma się czym martwić"


Pełna napięcia cisza w jakiej pracowali zaczynała mu działać na nerwy. Nie dość, że ta sytuacja pozbawiła go przyjemności jaką była dawka tytoniu dostarczana do jego organizmu, to jeszcze banda sztywniaków zachowujących się jak roboty nic nie robiła sobie z jego motywacji. No cóż, może jednak trzeba było wziąć ten kurs managmentu, no przynajmniej motywacji. W zamyśleniu nadzorował pracę zespołu, gdy usłyszał kolejny z komunikatów. Od razu, jakby po dotknięciu czarodziejskiej różdżki atmosfera pracy się rozluźniła. Cyferki w jego głowie się stały znacznie znośniejsze, a dostawa właśnie dotarła. Złapał się nawet na tym, że odetchnął z ulgą. Okazała się zresztą nawet nie potrzebna w takim stopniu jak zakładał, bynajmniej "zapasowa" trójka serwisantów również się nie przydała. Czyżby powoli psuł mu się kalkulator? Uzbrojony w komunikator, którego zapomniał zabrać oraz teczkę raportów podzielił się na nadzorowanie końca pracy i ich czytanie. Wyglądały nad wyraz optymistycznie, ale wiedział, że to niekoniecznie oznacza mniej pracy.
Przyszedł do niego jakiś mężczyzna z wiadomością.
- Pan Joshua Beckett, Komandor ma dla pana pewne zadanie, zechce się pan udać ze mną

Zanim tamten zaciągnął go do tego cholernego polaczka odwrócił się do zespołu.
- Świetna robota panowie. Zbierzcie co wasze i wracajcie do serwisu - Uśmiechnął się krzywo do załogi mając nadzieje, że tym razem słowa zrobią większe wrażenie. Następnie się odwrócił w kierunku posłańca którego klepnął przyjacielsko po plecach.
- Prowadź, ja mam jeszcze parę rzeczy na głowie- Wybrał na komunikatorze numer osoby, która wprawiała go w największą irytacje. On ją zresztą też. Przynajmniej miał taką nadzieję.
- Suzie rusz swoje kształtne dupsko i zajmij się diagnostyką wszystkich systemów. Wielki wodzu mnie woła do siebie, chyba chce mi zabrać pracę - rzucił przez komunikator. Miał wrażenie, że posłaniec piorunuje go wzrokiem, ale w bardzo oczywisty sposób zignorował go zapalając sobie szluga. Wiązka ładnie uformowanych przekleństw przedarła się przez komunikator. Natężenie decybeli również było tak wysokie, że Joshua trzymał komunikator wyciągnięty jak najdalej w bok zatykając ucho.
...i jak już do cholery mówiłam zajęłam się tymi pieprzonymi podsystemami, więc może zrobisz nam wszystkim przysługę i zdechniesz w jakiejś awarii - Rzuciła rozwścieczona. Cóż, jedno trzeba było przyznać. Jego zastępczyni była bardzo temperamentną osobą. Suzie Parkman. Wściekła brunetka u której klucz w dłoni częściej oznaczał czyjegoś guza niż dokręconą śrubkę.
- Próbowałem, ale niestety udało nam się ją załatać. Tak to jest jak się robi na odwal się... Sprawdź wszystko czego nie sprawdziłaś. A jak już to zrobiłaś to raz jeszcze do skutku. - rozłączył się natychmiast odkładając komunikator do kieszeni pozostawiony mocno zmieszane spojrzenie gońca prowadzącego do go komandora.
Złodziejskie polskie nasienie dotarło na sam szczyt hierarchii władzy. No cudownie, świat się kończy - Z nieprzyjemną miną wspominał kryzys ekonomiczny w Irlandii spowodowany migracją w poszukiwaniu pracy tegoż narodu. Jakoś bardzo zostały mu w pamięci blade, łyse grupy debili łażących w sportowych dresach, które pracowały za kwoty, które on przeznaczał na karmę dla psa. Niby nic, ale uraz pozostał.
Doprowadzony do kwatery od razu spostrzegł znajome twarze z dywizji powietrznej i naukowej. Powitał ich lekkim skinięciem wydychając obłok dymu w kierunku kanapy. Z doświadczenia wiedział, że takie rzeczy łatwo przejmują zapach.
- Siemanko, jak zdrówko - rzucił do chłopaków jakby ich znał całe życie. Nie znał, ale to nie stanowiło przeszkody. Główny technik Aurory II w kręgach techników, którzy byli bardziej lub mniej pod jego jurysdykcją urósł do roli ekscentryka, który grał na gitarze, palił papierosy i Bóg wie jeszcze czym innym się zajmował. Co nie zmieniało faktu, że znał się na swojej robocie, bynajmniej sprawiał takie wrażenie.
Już zamierzał powypytywać jak tam zajęcia innych dywizji, gdy niemal idealnie się zapowiadającą techniczną pogadankę o opornikach, obwodach, kotach Schrödingera i zmiennym spinie kwarków dziwacznych, gdy wnerwiający polaczek w towarzystwie pani prezydent i jakiegoś sztywnego krawata, który był za cienki w barach by być ochroniarzem, więc wnioskował, że jest przydupasem. Do diabła, jak on nie znosił tych wszystkich polityków wprowadzających tą, całą upierdliwą biurokracje, która komplikowała wszelkie, nawet najprostsze procedury działania. Bynajmniej robił dobrą minę do złej gry. Nie wypadało robić sobie wrogów już w pierwszych chwilach pobytu na Aurorze. Z trudem uśmiechnął się do ludzi przy korycie władzy lekko skinąwszy głową w geście powitalnym. Trudno było mu o okazanie większego szacunku, starając się nic nie mówić. Ugryzł się nawet w język, by czasem nie strywializować śmierci prezydenta... Właściwie jak mu tam było...? Czy to ważne?
- Sprawa wygląda tak. Właśnie spotkaliśmy statek kosmiczny, z początku wydawało nam się że to Sylioni. Jednak okazało się że pochodzi on z ziemi. Dowódca okrętu jest Rosjanin imieniem Sasha. Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zebrałem – zwrócił się do Billa, Alberta i Jashuy – widzicie, zostałem zaproszony na ich statek. Pozwolono mi zabrać ze sobą kilku ludzi, zostaliście wybrani, ponieważ uważam was za najlepszych fachowców w swojej dziedzinie. Postaracie się dowiedzieć jak najwięcej o tamtym statku, jego technologij, uzbrojeniu i kontrakcji. Oczywiście musicie to załatwić dyskretnie – skończył swoją przemowę.
Cholerny spryciarz! Taki zresztą jak wszyscy. Mydli nam oczy, by później ukraść samochód. Nie wie jeszcze, że jego garaż ma zabezpieczenia przed takimi jak on. Z trudem powstrzymał paskudną minę nieznacznie wręcz piorunując komandora. Ten zapewne zbył to spojrzenie, jak zawsze zresztą.
Teraz do głosu doszła Laura.- Nalegam bym ja i Wilbur również zostali dołączeni na listę, jako prezydent, jestem zobowiązana nawiązać rozmowę z przywódca tamtych ludzi. Cieszę się przy tym że nie tylko nam udało się uciec z ziemi.
Politycy... Nuuuuuuuuuuuuuda... Ziewnął zasłaniając usta, następnie lekko skłonił głowę, jakby przepraszając, chociaż w sumie nie wiedział czemu miałby to robić.
- Dobrze, niech tak będzie. Spotykamy się w hangarze za godzinę. - Zwrócił się w stronę Alberta – Pana zadaniem będzie również doprowadzić jeden z transportowców do statku w który mógłby polecieć bez narażania nas na zbędne niebezpieczeństwo. - Po jego słowach niemal go spiorunował wzrokiem. Zdawało mu się, że usłyszał brak szacunku w jego głosie, w stosunku do człowieka, który wykonywał prawdziwą pracę, która nie polegała na głupich uśmiechach do ludzi władzy. Zresztą on zawsze słyszał takie rzeczy, przynajmniej u tych, za którymi nie przepadał. Co poradzić. Opuściwszy zjechaną lekko zapachem tytoniu kajuty "Wielkiego Wodza" uniósł rękę w geście pożegnalnym reszcie serwisantów, jak to zwykł mawiać, po czym pogrążył się w rozmowie przez komunikator, znowu z tą samą narwaną osobą co wcześniej.
- Czego znowu piwożłopie? Zwolnił cię w końcu? - usłyszał zanim zdążył coś powiedzieć.
- Złe wieści. Parkman czasowo przejmujesz moje obowiązki- odpowiedziała mu niemal grobowa cisza. Takiego oficjalnego tonu wypowiedzi się nie spodziewała.
Jak wrócę i zobaczę, że skopałaś to, co sądzę, że spaprzesz, to będziesz musiała to naprawiać. Topless! - Wyłączył komunikator, zanim wiązanka dotarła do jego uszu. Widać był skazany na takie rozmowy, inaczej się czuł nieswojo.

Po powrocie do swojej kajuty narzucił na siebie laboratoryjny płaszczyk. Zawsze sprawiał, że wydawał się poważniejszy niż był w rzeczywistości. Zebrał nieco potrzebnego sprzętu - aparat fotograficzny w długopisie, którym powoli zbierał materiały obciążające Parkman... No tak po prawdzie to nie miał żadnych, ale jak się w końcu pojawi topless, to będzie na co popatrzeć. Przenośne dyski twarde, przydatne w przypadku pobierania dużej ilości danych oraz laptopa z plecakiem. Wbudowany nadajnik w komunikatorze powinien umożliwić mu połączenie z Aurorą na odległość dokowania statku, a jak nie to wzmocni go właśnie laptopem. Teraz miał pewność, że pobyt u ruskich nie zakończy się wyłącznie libacją, na którą swoją drogą też miał nadzieje.
Po dotarciu na pokład z trudem panował nad mimiką wytrzymując Kovalskiego. Pochwalił nawet część załogi hangaru nad sprawnie wykonywaną pracą, w odróżnieniu od niektórych. Nie musiał nawet mówić kim byli Ci niektórzy...
Dotarcie było dość interesującym doświadczeniem. Już z zewnętrznych monitorów transportowca miał dość dobry, ale okrojony widok na statek rosjan. Trochę zdziwiło go że nie jest w kształcie flaszki... No nic, może na wódkę przynajmniej jest zasilany. Chwilę później komitet powitalny
- Jeśli nie miałby Pan nic przeciwko, czy moi ludzie mogę rozejrzeć się po Pańskim okręcie, robi wrażenie.
- Ależ oczywiście to żaden problem.

Opuszczony przez zaciekawione twarze rozejrzał się po twarzach serwisantów.
- No chłopaki, to macie jakieś ambitne punkty naszej wycieczki? - Rzucił do nich równie przyjacielskim tonem co ostatnio.
 

Ostatnio edytowane przez Deviler : 30-06-2009 o 09:08. Powód: ostatnie poprawki
Deviler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172