Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2009, 11:49   #92
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wszystkie możliwe Ravny patrzyły z luster.
Możliwości.
Niewykorzystane. Przeoczone. Te, obok których przeszła obojętnie. Te, których bała się podjąć.
Na każdym z odbić Ravna była sama.
I dlatego zgubiła się między lustrami.
"Żaden z nas nie istnieje bez stada".

Robert wybiegł z odbicia w chwili, kiedy już miała się popłakać. Z przerażenia wizjami możliwych losów i smutku za niewybranymi drogami. I ze strachu, że nigdy nie wyjdzie spomiędzy luster.

Gdzieś po drodze zgubił powściągliwość, która w przeciwieństwie do rosyjskiej wylewności, bardzo Ravnie odpowiadała. Zdążyła się cofnąć o krok, ale i tak objął ją z radosnym uśmiechem. Z twarzą wduszoną w pierś hermetyka myślała, że nigdy się nie przyzwyczai. Do obściskiwania się i boćkania po policzkach przy każdej okazji. Do nachalnej, narzuconej i niechcianej bliskości. Odetchnęła i odsunęła się o krok.
- Nic mi nie jest. Naprawdę. Przemarzłam tylko. I przestraszyłam się trochę.
"Konsekwencji. Możliwości".
Za plecami uradowanego Roberta gronostaj lizał rozdarte gardło martwej Ravny. I wtedy leniwie nadpłynęła myśl. O możliwości ocalenia. Nie siebie, ale tego co ważne.
Zamilkła i zaskoczona otworzyła szerzej oczy, jakby w tej chwili zobaczyła hermetyka po raz pierwszy w życiu. Ślizgała spojrzeniem po twarzy maga, z której spływał uszczęśliwiony uśmiech, ustępując miejsca niezrozumieniu i rozterce, i coraz bardziej upewniała się, że Robert spełni się w nowej roli.
"Pewne rzeczy ulegną zmianom".
Skubnęła rękaw.
"Ale najpierw najważniejsze"
- Lubisz muzykę? - zapytała cicho i splotła ramiona na piersi, a jej nieruchomy wzrok zaczepiony na ustach hermetyka mówił jasno, że dopóki nie otrzyma odpowiedzi na pytanie, nie ruszy się na krok.
Mistrz Robert poprawił zsuwające się z nosa okulary, otwarł szeroko oczy i nie odpowiedział na pytanie.
-Ravna... To nie jest miejsce w którym wolno przebywać. Tutaj można tylko przejść i zapomnieć. Tutejsza magya, tutejsi strażnicy, tutejsze portale... Wierz, ze kiedyś omal nie zginąłby tutaj Diakon?
Zamilkł. Denerwował się i mu też bardzo nie podobało się to miejsce. Mówczyni Marzeń mogła dostrzec skupienie na jego twarzy i wytężanie zmysłów, aby nie stracić orientacji.
Ravna wychyliła się, by za plecami Roberta obejrzeć obraz samej siebie, martwej. A potem spojrzała w oczy hermetyka i uśmiechnęła się smutno.
- Nie wiedziałam.
Postąpiła w stronę Roberta, ściągając zębami przemoczoną rękawicę.
- Przepraszam. I idę.
Złapała go delikatnie za czubki palców przemarzniętą dłonią o opuszkach pomarszczonych od mrozu. Lodowaty uścisk topielca.
- Idę - powtórzyła. - I nie będę popełniać więcej błędów.
"Umyślnych lub nie".
Zamknęła oczy, przechodząc przez obraz samej siebie.
"Mogę podjąć decyzję. Mogę być odważna. Ale nikt mnie nie zmusi, żebym patrzyła".
Ale uśmiechnęła się do siebie.
"Jedyna właściwa odpowiedź".

Hermetyk wyglądał na zaniepokojonego zachowaniem Ravny. Odwzajemnił w dość smętnym wyrazie uśmiech i poprowadził ją do lustra.
Przejścia nie było. Przekroczyli je razem jakby przechodziło się przez powietrze i już po chwili wychylili się oboje zza drewnianych liści.
-Ravna!
W stronę Mówczyni szła zadowolona Inna. Na twarz Ravny wystąpił delikatny uśmiech.
"Inna jest bezcenna". Uścisnęła dłoń Werbeny.
- Rosja. Zawieje, zamiecie, zaspy po pas i nie było cię na spotkaniu - zaśmiała się Inna perliście. - Żałuj!
- Spóźniłam się
- Ravna kiwnęła głową. Przepraszam. Co ustaliliście? Co z oficerem?
- Na razie nic
- Inna wzruszyła ramionami. - Trzymamy go pod kluczem. Ale parę osób ma ochotę na przesłuchanie.
A więc Sieroża zignorował jej słowa. Mimo wszystko nie czuła gniewu. Tylko smutek zawiedzionego zaufania. "Podkładałam za ciebie głowę, czemu..."
- Mistrz Aureliusz wybiera się paktować z wilkami.
Ravna znieruchomiała.
- Ach... tak...
"Źle. Niedobrze"
Zwierzę w niej, niezawodny instynkt małego stworzenia, które musi ukryć się i przechytrzyć większych od siebie straciło dech i przypadło do ziemi w oczekiwaniu.
- Ja... ekhm. ..
Niezawodna i bezcenna Inna strzeliła uśmiechem.
- A, przeszkadzam wam? Już uciekam.

*
Ravna wyżymała mokre skarpetki do kubła. Robert podzwaniał kubkami, łyżeczkami, przestawiał pudełka z herbatą i wykonywał masę ruchów, które Ravna uważała za zbędne.
"Przestań. Strach jest zaraźliwy".
- ... i są teraz wściekli, oczywiście - zakończyła streszczanie głównych faktów. - Mówił, żebyśmy się pilnowali. I trzymali z daleka od nieswoich spraw. Zbył mnie, oczywiście. Uprzedzając pytanie - nie kłamał. Nie sądzę, żeby chciał mi kłamać. Ale nie mówił całej prawdy. Dla niego jestem dzieckiem, które trzeba trzymać z daleka od niebezpiecznych przedmiotów i miejsc, bo zrobi sobie krzywdę.
Mistrz Robert przytaknął i w milczeniu oczekiwał jeszcze czegoś. Ravna oglądała swoje przemoczone buty.
- I bym zapomniała... mówi ci coś imię Stanisława?
-Tak. Spotkałaś sie z nią? Wybacz, jeśli była niemiła.

Mrugnęła zdziwiona.
- Nie była. Prosiła, żebyś odkleił się od ksiąg i ją odwiedził. Wracając do Cirna... Dalej uważam, że dobrze zrobiłam. Jeśli takiemu jak on okaże się słabość, nie uzna cię już nigdy. Mój przyjaciel... Adam mówił, żebyśmy trzymali się z daleka od jeziora, a jeśli dojdzie do spotkania, żebyśmy odsłaniali gardła. Co myślisz? Bo ja sądzę, że nic to nie da. O jeziorze nie wiedział nic. Tu trzeba Teurga pewnie.
-Dziwne...
- hermetyk zamilkł - Co zaś jeziora, to nie jest ważna sprawa. Wiesz, że to nie Ty najbardziej ich rozwścieczyłaś? Aureliusz zapanował nad Cirnem i sprowokował go do odejścia. Pokaz potęgi przeboleją, odebranie woli, ciężej.
- Jezioro jest ważne. Pod lodem było... co? To był Aureliusz?

Robert kiwnął głową. A Ravna zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak lekko jej przyszło przypisanie mało chwalebnego czynu Sieroży. "Popełniłam wczoraj za dużo błędów".
- Myślałam, że Siergiej. Nieważne. Nie szłabym teraz z nimi rozmawiać. Niech ochłoną. Martwi mnie ten oficer - jeśli go im nie oddamy... hm. Będę musiała dać Cirnowi coś w zamian. A poza własnym gardłem nie mam nic, co by go interesowało.
Hermetyk wyglądał na zatroskanego
-Mistrz Aureliusz sobie poradzi. Wierz mi, z jego doświadczeniem nie może konkurować nikt z nas.
- Tak, jak sobie poradził na jeziorze?
- warknęła ostro. - Mógł mu równie dobrze napluć w twarz. Cirn mu urwie głowę, zanim Aureliusz zdąży się przywitać.
- Myśl jest szybsza niż słowo. I szybsza niż ręka.
- Piękna sentencja
- parsknęła. - Wyharatamy ją Aureliuszowi na nagrobku.
Zrezygnowana machnęła ręką i zmieniła temat.
- Czytałam w twojej książce przepowiednię - Ravna podała wymiętą i pobrudzoną kartkę. - Możesz powiedzieć coś więcej? Jeśli nie, zadzwonię do Tromso i będę łapać Teurga w przerwach między odbieraniem porodów.
-Możesz powiedzieć, w którym tytule? Możliwe, że nie pochodziła z moich zbiorów i zwyczajnie jej nie znam
- zamilkł - Nie jest dobrze, Ravna. Boję się o ciebie.
"Przestań. Strach jest zaraźliwy. Pełza od jednej istoty do drugiej, oblepia dusze".

- Ja już podjęłam decyzję - odparła wolno. - I nie będę o niej dyskutować, bo jej nie zmienię. Ale będę miała prośbę. Najpierw ta książka... taka w niebieskiej okładce... eeeeh. Wiem, gdzie ją odłożyłam, przynieść?
-W niebieskiej? Przedruk dziennika
- stwierdził - dużo w nim niepewnych rzeczy.
- Więc będę dzwonić do Tromso. Archanioł fascynuje się Rosją, może coś mu się skojarzy. Aureliusz idzie sam na to spotkanie? Chcę tam być.
- Nie powinnaś
- hermetyk stwierdził stanowczo - Nie powinnaś.
Zabębniła palcami po stole. Natrętny, uporczywy rytm.
- Nie powinnam też tu być, to też mówiłeś, pamiętasz? Mówiłam ci już, że nie rozumiesz. Spróbuj chociaż, bo nigdy się nie zrozumiemy. Dla noaidi liczy się stado. Nie on, i żadne ze zwierząt z osobna. Stado i jego droga. Nic ponadto. To zapewnia trwanie i pamięć. Jeśli Aureliusz nie zgodzi się mnie zabrać ze sobą, znajdę inny sposób.
-Nie postrzegam cyklu jak ty. Dla mnie każde życie jest szansą na coś lepszego - śmierć marnuje tą szansę. Tylko czasem poprzez jeden żywot pomagamy następnego. Tak to jest marnotrawstwo życia, szansy...
"Doprawdy w niczym mi to nie przeszkadza".
- A teraz prośba. Chcę, żebyś sprawdził dla mnie czyjeś przeznaczenie. Czego potrzebujesz?
- Nie mogę sprawdzić przeznaczenia. Ostatni raz płaciłem za to duchom. Jestem w tym kiepski
- uśmiechnął się aby rozładować napięcie.
- Kto w fundacji potrafi?
-Ja potrafię, ale słabo. Zwyczajnie nie znam się na Entropii i moje wróżby są słabe. Mistrz Aureliusz, na pewno Jon. Wiktoria zajmuje się tym niemalże zawodowo.
- Jest skłonna do pomocy? To będzie trochę skomplikowane.
- Zapewne. Jest właścicielką klubu, w którym gra Grigorij. Dziś, w trakcie koncertu, może ci pomóc.
- Koncert? Wreszcie jakieś jasne strony. Dobrze. Pomówię z Wiktorią. Ehh, żebym nie wyszła na głupią, bo też znam się na tym słabo. Można zmienić czyjeś przeznaczenie, prawda?

"Boli".
-Tak, ale to już sprawki mistrza czy adepta. W zmianie musiałby pracować Jon, ale on też będzie tam wieczorem. Chcesz ingerować we własne?
"Tak nisko mnie cenisz?"
- Moje jest właściwe - Ravna sarknęła krótko. - Ale mam podłączone pod siebie cudze. Zrobiła mnie na szaro trójka starych szamanów. Nad kołyską mi dali prezenty, jak w bajce... Parodia cholerna trzech dobrych wróżek. Sirri mi się przyznała. Nie chciała, żebym była sama, więc dała mi towarzysza. Psa. Takiego, który będzie biegł obok mnie, nigdy za mną lub przede mną. Załatwili mnie koncertowo.
"Jeśli będzie ze mną, zginie. Jeśli będzie obok, zawsze wybiorę jego. Zawrócę w połowie drogi na jedno jego słowo.".
Robert zsunął okulary na nos, aby spojrzeć na nią bezpośrednio:
- Nic mi o tym nie jest wiadomo.
- Nie musi
- ucięła. - Na co patrzysz?
Hermetyk z półotwartymi ustami i lekko błędnym wzrokiem wyglądał jak ryba wyrzucona na brzeg.
-Stanisława jest tylko miła dla swoich sióstr i dla nieboszczyków. Już rozumiesz?
Robert nie mógł dłużej już siedzieć. Powstał, drżąca ręką poprawił okulary i westchnął.
-Idź już może... Na starość zaczynam mówić za dużo.
- Jeszcze nie umarłam. I zamierzam trochę jeszcze pożyć.


*
Przemykała boso przez fundację machając przemoczonymi kozakami. Czepiła się myślami rozmowy z Aureliuszem. "Przede wszystkim, nie zaczynać od: ty kretynie. Najpierw wyciągnąć, kiedy się tam wybiera...".

"Nie myśleć o Adamie. Nie myśleć o cięciu więzów. Nie myśleć o odrzuconych możliwościach".
 
Asenat jest offline