Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2009, 20:48   #91
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Szamil nie miał zbyt dużo czasu na przemyślane działania. W zasadzie miał bardzo mało czasu na jakiekolwiek działanie. Pół minuty w tym wypadku to było bardzo mało czasu.

Przede wszystkim - bezpieczeństwo. Trylinearny komputer podpięty do mózgu Adepta zareagował niemal natychmiast. Tworząc na miejscu coś w rodzaju zarzuconej kotwicy, bądź też frontowego przyczółku, przygotował jaźń Adepta do powrotu do swojego ciała. Na miejscu miały pozostać tylko jego zmysły - sztuczka nie była trudna, kiedy dochodziło się do wniosku że cała przestrzeń i każde bez wyjątku miejsce w Doczesności stanowią jedność, różnią się pod względem swojego położenia, tylko jednym parametrem...

Jego jaźń podzieliła się. Jako osoba od dzieciństwa przywykła do problemów z percepcją, przeszedł nad tym do porządku dziennego, wprawnie operując wszystkimi otwartymi w jego umyśle "okienkami". Jego śmiertelne ciało, pogrązone w śnie kilka kilometrów dalej, uśmiechnęło się odruchowo. Wiedział, że tern skrypt odzyskany z archiwum Estońskiej Technokracji parę lat temu przyda się na coś...

Tylko jedna kwestia nie dawała mu spokoju - co z jego "chowańcem"?
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 26-06-2009 o 22:43.
Ratkin jest offline  
Stary 27-06-2009, 11:49   #92
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wszystkie możliwe Ravny patrzyły z luster.
Możliwości.
Niewykorzystane. Przeoczone. Te, obok których przeszła obojętnie. Te, których bała się podjąć.
Na każdym z odbić Ravna była sama.
I dlatego zgubiła się między lustrami.
"Żaden z nas nie istnieje bez stada".

Robert wybiegł z odbicia w chwili, kiedy już miała się popłakać. Z przerażenia wizjami możliwych losów i smutku za niewybranymi drogami. I ze strachu, że nigdy nie wyjdzie spomiędzy luster.

Gdzieś po drodze zgubił powściągliwość, która w przeciwieństwie do rosyjskiej wylewności, bardzo Ravnie odpowiadała. Zdążyła się cofnąć o krok, ale i tak objął ją z radosnym uśmiechem. Z twarzą wduszoną w pierś hermetyka myślała, że nigdy się nie przyzwyczai. Do obściskiwania się i boćkania po policzkach przy każdej okazji. Do nachalnej, narzuconej i niechcianej bliskości. Odetchnęła i odsunęła się o krok.
- Nic mi nie jest. Naprawdę. Przemarzłam tylko. I przestraszyłam się trochę.
"Konsekwencji. Możliwości".
Za plecami uradowanego Roberta gronostaj lizał rozdarte gardło martwej Ravny. I wtedy leniwie nadpłynęła myśl. O możliwości ocalenia. Nie siebie, ale tego co ważne.
Zamilkła i zaskoczona otworzyła szerzej oczy, jakby w tej chwili zobaczyła hermetyka po raz pierwszy w życiu. Ślizgała spojrzeniem po twarzy maga, z której spływał uszczęśliwiony uśmiech, ustępując miejsca niezrozumieniu i rozterce, i coraz bardziej upewniała się, że Robert spełni się w nowej roli.
"Pewne rzeczy ulegną zmianom".
Skubnęła rękaw.
"Ale najpierw najważniejsze"
- Lubisz muzykę? - zapytała cicho i splotła ramiona na piersi, a jej nieruchomy wzrok zaczepiony na ustach hermetyka mówił jasno, że dopóki nie otrzyma odpowiedzi na pytanie, nie ruszy się na krok.
Mistrz Robert poprawił zsuwające się z nosa okulary, otwarł szeroko oczy i nie odpowiedział na pytanie.
-Ravna... To nie jest miejsce w którym wolno przebywać. Tutaj można tylko przejść i zapomnieć. Tutejsza magya, tutejsi strażnicy, tutejsze portale... Wierz, ze kiedyś omal nie zginąłby tutaj Diakon?
Zamilkł. Denerwował się i mu też bardzo nie podobało się to miejsce. Mówczyni Marzeń mogła dostrzec skupienie na jego twarzy i wytężanie zmysłów, aby nie stracić orientacji.
Ravna wychyliła się, by za plecami Roberta obejrzeć obraz samej siebie, martwej. A potem spojrzała w oczy hermetyka i uśmiechnęła się smutno.
- Nie wiedziałam.
Postąpiła w stronę Roberta, ściągając zębami przemoczoną rękawicę.
- Przepraszam. I idę.
Złapała go delikatnie za czubki palców przemarzniętą dłonią o opuszkach pomarszczonych od mrozu. Lodowaty uścisk topielca.
- Idę - powtórzyła. - I nie będę popełniać więcej błędów.
"Umyślnych lub nie".
Zamknęła oczy, przechodząc przez obraz samej siebie.
"Mogę podjąć decyzję. Mogę być odważna. Ale nikt mnie nie zmusi, żebym patrzyła".
Ale uśmiechnęła się do siebie.
"Jedyna właściwa odpowiedź".

Hermetyk wyglądał na zaniepokojonego zachowaniem Ravny. Odwzajemnił w dość smętnym wyrazie uśmiech i poprowadził ją do lustra.
Przejścia nie było. Przekroczyli je razem jakby przechodziło się przez powietrze i już po chwili wychylili się oboje zza drewnianych liści.
-Ravna!
W stronę Mówczyni szła zadowolona Inna. Na twarz Ravny wystąpił delikatny uśmiech.
"Inna jest bezcenna". Uścisnęła dłoń Werbeny.
- Rosja. Zawieje, zamiecie, zaspy po pas i nie było cię na spotkaniu - zaśmiała się Inna perliście. - Żałuj!
- Spóźniłam się
- Ravna kiwnęła głową. Przepraszam. Co ustaliliście? Co z oficerem?
- Na razie nic
- Inna wzruszyła ramionami. - Trzymamy go pod kluczem. Ale parę osób ma ochotę na przesłuchanie.
A więc Sieroża zignorował jej słowa. Mimo wszystko nie czuła gniewu. Tylko smutek zawiedzionego zaufania. "Podkładałam za ciebie głowę, czemu..."
- Mistrz Aureliusz wybiera się paktować z wilkami.
Ravna znieruchomiała.
- Ach... tak...
"Źle. Niedobrze"
Zwierzę w niej, niezawodny instynkt małego stworzenia, które musi ukryć się i przechytrzyć większych od siebie straciło dech i przypadło do ziemi w oczekiwaniu.
- Ja... ekhm. ..
Niezawodna i bezcenna Inna strzeliła uśmiechem.
- A, przeszkadzam wam? Już uciekam.

*
Ravna wyżymała mokre skarpetki do kubła. Robert podzwaniał kubkami, łyżeczkami, przestawiał pudełka z herbatą i wykonywał masę ruchów, które Ravna uważała za zbędne.
"Przestań. Strach jest zaraźliwy".
- ... i są teraz wściekli, oczywiście - zakończyła streszczanie głównych faktów. - Mówił, żebyśmy się pilnowali. I trzymali z daleka od nieswoich spraw. Zbył mnie, oczywiście. Uprzedzając pytanie - nie kłamał. Nie sądzę, żeby chciał mi kłamać. Ale nie mówił całej prawdy. Dla niego jestem dzieckiem, które trzeba trzymać z daleka od niebezpiecznych przedmiotów i miejsc, bo zrobi sobie krzywdę.
Mistrz Robert przytaknął i w milczeniu oczekiwał jeszcze czegoś. Ravna oglądała swoje przemoczone buty.
- I bym zapomniała... mówi ci coś imię Stanisława?
-Tak. Spotkałaś sie z nią? Wybacz, jeśli była niemiła.

Mrugnęła zdziwiona.
- Nie była. Prosiła, żebyś odkleił się od ksiąg i ją odwiedził. Wracając do Cirna... Dalej uważam, że dobrze zrobiłam. Jeśli takiemu jak on okaże się słabość, nie uzna cię już nigdy. Mój przyjaciel... Adam mówił, żebyśmy trzymali się z daleka od jeziora, a jeśli dojdzie do spotkania, żebyśmy odsłaniali gardła. Co myślisz? Bo ja sądzę, że nic to nie da. O jeziorze nie wiedział nic. Tu trzeba Teurga pewnie.
-Dziwne...
- hermetyk zamilkł - Co zaś jeziora, to nie jest ważna sprawa. Wiesz, że to nie Ty najbardziej ich rozwścieczyłaś? Aureliusz zapanował nad Cirnem i sprowokował go do odejścia. Pokaz potęgi przeboleją, odebranie woli, ciężej.
- Jezioro jest ważne. Pod lodem było... co? To był Aureliusz?

Robert kiwnął głową. A Ravna zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak lekko jej przyszło przypisanie mało chwalebnego czynu Sieroży. "Popełniłam wczoraj za dużo błędów".
- Myślałam, że Siergiej. Nieważne. Nie szłabym teraz z nimi rozmawiać. Niech ochłoną. Martwi mnie ten oficer - jeśli go im nie oddamy... hm. Będę musiała dać Cirnowi coś w zamian. A poza własnym gardłem nie mam nic, co by go interesowało.
Hermetyk wyglądał na zatroskanego
-Mistrz Aureliusz sobie poradzi. Wierz mi, z jego doświadczeniem nie może konkurować nikt z nas.
- Tak, jak sobie poradził na jeziorze?
- warknęła ostro. - Mógł mu równie dobrze napluć w twarz. Cirn mu urwie głowę, zanim Aureliusz zdąży się przywitać.
- Myśl jest szybsza niż słowo. I szybsza niż ręka.
- Piękna sentencja
- parsknęła. - Wyharatamy ją Aureliuszowi na nagrobku.
Zrezygnowana machnęła ręką i zmieniła temat.
- Czytałam w twojej książce przepowiednię - Ravna podała wymiętą i pobrudzoną kartkę. - Możesz powiedzieć coś więcej? Jeśli nie, zadzwonię do Tromso i będę łapać Teurga w przerwach między odbieraniem porodów.
-Możesz powiedzieć, w którym tytule? Możliwe, że nie pochodziła z moich zbiorów i zwyczajnie jej nie znam
- zamilkł - Nie jest dobrze, Ravna. Boję się o ciebie.
"Przestań. Strach jest zaraźliwy. Pełza od jednej istoty do drugiej, oblepia dusze".

- Ja już podjęłam decyzję - odparła wolno. - I nie będę o niej dyskutować, bo jej nie zmienię. Ale będę miała prośbę. Najpierw ta książka... taka w niebieskiej okładce... eeeeh. Wiem, gdzie ją odłożyłam, przynieść?
-W niebieskiej? Przedruk dziennika
- stwierdził - dużo w nim niepewnych rzeczy.
- Więc będę dzwonić do Tromso. Archanioł fascynuje się Rosją, może coś mu się skojarzy. Aureliusz idzie sam na to spotkanie? Chcę tam być.
- Nie powinnaś
- hermetyk stwierdził stanowczo - Nie powinnaś.
Zabębniła palcami po stole. Natrętny, uporczywy rytm.
- Nie powinnam też tu być, to też mówiłeś, pamiętasz? Mówiłam ci już, że nie rozumiesz. Spróbuj chociaż, bo nigdy się nie zrozumiemy. Dla noaidi liczy się stado. Nie on, i żadne ze zwierząt z osobna. Stado i jego droga. Nic ponadto. To zapewnia trwanie i pamięć. Jeśli Aureliusz nie zgodzi się mnie zabrać ze sobą, znajdę inny sposób.
-Nie postrzegam cyklu jak ty. Dla mnie każde życie jest szansą na coś lepszego - śmierć marnuje tą szansę. Tylko czasem poprzez jeden żywot pomagamy następnego. Tak to jest marnotrawstwo życia, szansy...
"Doprawdy w niczym mi to nie przeszkadza".
- A teraz prośba. Chcę, żebyś sprawdził dla mnie czyjeś przeznaczenie. Czego potrzebujesz?
- Nie mogę sprawdzić przeznaczenia. Ostatni raz płaciłem za to duchom. Jestem w tym kiepski
- uśmiechnął się aby rozładować napięcie.
- Kto w fundacji potrafi?
-Ja potrafię, ale słabo. Zwyczajnie nie znam się na Entropii i moje wróżby są słabe. Mistrz Aureliusz, na pewno Jon. Wiktoria zajmuje się tym niemalże zawodowo.
- Jest skłonna do pomocy? To będzie trochę skomplikowane.
- Zapewne. Jest właścicielką klubu, w którym gra Grigorij. Dziś, w trakcie koncertu, może ci pomóc.
- Koncert? Wreszcie jakieś jasne strony. Dobrze. Pomówię z Wiktorią. Ehh, żebym nie wyszła na głupią, bo też znam się na tym słabo. Można zmienić czyjeś przeznaczenie, prawda?

"Boli".
-Tak, ale to już sprawki mistrza czy adepta. W zmianie musiałby pracować Jon, ale on też będzie tam wieczorem. Chcesz ingerować we własne?
"Tak nisko mnie cenisz?"
- Moje jest właściwe - Ravna sarknęła krótko. - Ale mam podłączone pod siebie cudze. Zrobiła mnie na szaro trójka starych szamanów. Nad kołyską mi dali prezenty, jak w bajce... Parodia cholerna trzech dobrych wróżek. Sirri mi się przyznała. Nie chciała, żebym była sama, więc dała mi towarzysza. Psa. Takiego, który będzie biegł obok mnie, nigdy za mną lub przede mną. Załatwili mnie koncertowo.
"Jeśli będzie ze mną, zginie. Jeśli będzie obok, zawsze wybiorę jego. Zawrócę w połowie drogi na jedno jego słowo.".
Robert zsunął okulary na nos, aby spojrzeć na nią bezpośrednio:
- Nic mi o tym nie jest wiadomo.
- Nie musi
- ucięła. - Na co patrzysz?
Hermetyk z półotwartymi ustami i lekko błędnym wzrokiem wyglądał jak ryba wyrzucona na brzeg.
-Stanisława jest tylko miła dla swoich sióstr i dla nieboszczyków. Już rozumiesz?
Robert nie mógł dłużej już siedzieć. Powstał, drżąca ręką poprawił okulary i westchnął.
-Idź już może... Na starość zaczynam mówić za dużo.
- Jeszcze nie umarłam. I zamierzam trochę jeszcze pożyć.


*
Przemykała boso przez fundację machając przemoczonymi kozakami. Czepiła się myślami rozmowy z Aureliuszem. "Przede wszystkim, nie zaczynać od: ty kretynie. Najpierw wyciągnąć, kiedy się tam wybiera...".

"Nie myśleć o Adamie. Nie myśleć o cięciu więzów. Nie myśleć o odrzuconych możliwościach".
 
Asenat jest offline  
Stary 28-06-2009, 22:03   #93
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny

Siergiej Bielyj

Tu gdzie kończył się rozum, tu się nawet nie zaczynała metafizyka. Siergiej półprzytomny pełzł trąc zmęczoną klatą o ścianę łukowatego, ciasnego, kurewsko klaustrofobicznego korytarza na skrzydle Dziedziny. Czuł jak chropowata ściana nie szanuje materiału jego ubrania. Z litości dla biedaka, zarzucił wyjątkowo wrażliwy srebrny krawat na plecy, wyglądając tak jeszcze żałośniej.
Nie spoglądał na przechodzących magów. Ci pajace spojrzą na niego jak na każdego innego, dostrajając jego obraz do swojego postrzegania. "Kolejny wariat." "Hehe. Ciekawie musi postrzegać Rzeczywistość." "To iście ciekawa Ścieżka, jaką podąża ten młody człowiek."
Hej! Wcale nie taki młody.
Jego ciało było wrakiem, który trzymał w sobie ducha, który zbyt szybko umarł. Filozofia to największa zbrodnia wszechczasów. Kto się w nią wgłębia, umiera.
Biblijna jest to śmierć wtórna. Popiół twego ciała to zwykłe następstwo. Życie posągu, dzieła, jest jego świetnością. Wraz z pierwszą wadą, uszczerbkiem i rysą, zaczyna się początek powolnej drogi do zniszczenia. Stłuczone lustro jeszcze poistnieje, nim zostanie stopione przez tysiąclecia deszczu na wysypisku.

* * *

Zanurzył się.. w głęboką.. zimną pościel swojego łoża z obozu koncentracyjnego. Nagrobka kołdry z igieł. Chcesz się nakryć, bo ci zimno. Pierz cię dusi, więc go odkrywasz. Brakuje ci oddechu. Chcesz powietrza!
Zanurzył się.. w głęboką, zimną pościel.. i nie zauważył, kiedy chłód kołdry, zamienił się w przerażający chłód snu.


- Dlaczego pada tak chujowy deszcz?
Wydarzenia w Dziedzinie poza czasem, przestrzenią oraz ludzką myślą, były niereformowalnymi starociami.
Teraz racjonalność jego umysłu w końcu go dopadła, oplatając wokół niego swoje sieci. Tak długo jak żył z nią, dawała mu przetrwanie. Była jego oddechem, zapewniając, iż następnemu również nic nie zagrozi.
No spójrzmy na to. Ja to wszystko wytłumaczę. Jesteś punktem. Brykasz sobie w najlepsze jak dziwka na kolejnym obleśnym kliencie, aż tu nagle.. no właśnie.
"Co-to-kurwa-jest?"
Nie. Dobrze. Powtórzmy to. Teraz obraz stanie się szerszy. Odrzućmy decepcje, egzystencjalizm i chrzanienie filozofów sprzed stu lat. Jesteśmy sami. My tworzymy. Czekaj! Jacy my? JA!
A zresztą..
Przyznaj się sam przed sobą. Nic więcej już nie wymyślisz. Nie wywołasz więcej szybszych oddechów. Nie wywołach kolejnego swędzenia w kroczu żadnej damy. Nie będziesz kimś. Nie będziesz zwierzem. Nie będziesz człowiekiem. Nie dokonasz. Nie zrobisz. Nie wykażesz się. Zrozum. Chwilowe pasje szybko się rozpływają. Teraz.. teraz..
- Cała filozofia jest do dupy. - powiedział. Nie wiedział, czy to jego usta. Jego ciało nie czuło.

- Boże! Ja nie chcę! Przepraszam! Byłem taki do bani! Boże.
- Boże.
- Boże..
- Jezusie. Dlaczego boję się wołając do ciebie przekląć.
- Byłem zjebany!
- Słyszysz?!
- Tak. Wyzywam.
- Ech nie. Próbowali i przede mną.
- Dlaczego jestem uwięziony w sobie? Nie podoba mi się cała ta wasza pierdolona nirwana. Nie chcę nieistnieć. Chcę żyć. Chcę czuć. Chcę oddychać. Chcę brnąć!
- Nie da się?
- Mówisz?
- Nie.. Eden nie jest dla mnie. Ma zbyt oczojebne kolory Panie.
- Zielony.
- Boże.. Boże.. co się ze mną dzieje. Gdzie moja szyja?
Tak chciał złapać się za szyję. Poczuć przełknięcia i drgania jabłka Adama. Nie było takiej opcji.


Och. Co za jasność. Siergiej drżał całym swoim ciałem, choć martwe leżało w trumnie miękkiej kołderki słodkich przyjemności. Porażające uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę ze snu. Nie może poruszyć ciałem. Musi zostać w tym więzieniu.
Przerażające?
Być może. Ale nie wolno zatracić myśli.
Skoro nie ma drogi na zewnątrz..
..to trzeba brnąć w głąb. Aż odnajdziesz dno. Piękno dna. Podstawę. Fundament. Boską cząstkę.
- Jest! Nie ma krzty zieleni! To mój Eden!
Orzechowa ścieżka ciągnęła się przez lodowate ściany nieprzeniknionej trubiobiałej śnieżycy tajgowych igieł. Jak bardzo pragnął, by ścieżka ta się nie kończyła i nie miała początku. Chłodne odosobnienie myśli. Miejsce piękne i odległe, nieznane głupcom. Pieprzcie się. Syberyjskie piękno jest dla wybranych.
Tu jednak była samotność. Krajobraz zmieniał się. Musiał utrzymać ten obraz. Nie chciał obcego zielonego lasu. Nie chciał miasta. Chciał śnieg. Spokój. Ukojenie. - Boże, dlaczego nie mogę się na nowo urodzić? Lepszym. Zdrowszym. Bez wad. Zepsułem wszystko w sobie! Nic tego nie naprawi!

* * *


Nieziemskie. Nienaturalne piękno. Poprzedni obraz nużył jego umysł. Znużony umysł jest niekontrolowalny. Natychmiastowo wyrywa się z okowów, szalony niczym uwięziona w polu elektromagnetycznym cząstka elementarna. Drżący, wibrujący proton na oceanie dźgnięć nożem między żebra słodkiej, rozkosznej świadomości jutra.
Bo nie ma nic gorszego, niż zasnąć, bez nadziei na to, iż jutro będzie lepsze. Sen. Ostatnie lekarstwo i ostatnia ucieczka, staje się czymś, na czym nie można polegać. Czymś, czego się obawiasz.
Nie trzeba tortur.
Nie trzeba okrucieństw.
Człowieka można zastraszyć zabierając mu pragnienia, sposobności ukojenia.
Wykreowując go na swój sposób, konsumenta gówna, żyjącego gównem i kochającego gówna, które sam wytwarza.
I obecny system to czyni.
I religia przepadła. I filozofia. I sztuka. I Witkacy nie dożył, by stwierdzić, że pojawiły się dwa kolejne bożki. Piękna ideologia, ostatni zryw optymistycznego widzenia. Katastrofizm nienawidzący ideologii, wyrosły wobec niej. Następnie bunt. I konsumpcjonizm.
Kiedy umrą obecni bożkowie?
Jacy będą następni!?

Wszedł w wodę czując woń oddychającego lasu. Udającego zmarłego, śpiąc pod czystym mlecznym puchem. Śnieg nie jest srebrzysty. Nie jest poetycki. Jest.. jest po prostu taki jaki jest. A taki jest piękny. Nie trzeba poetyzować tej krainy. Poezji potrzebują wasze śmieszne południowe i zachodnie krainy.
- Tak mnie boli głowa..

Lodowatość hibernowała jego ciała i studziła tchnienie. Obronny dreszcz na ciele oddał się uczuciu zimnego wytchnienia.

* * *


- Czy zaszłem wystarczająco w głębię, by poczuć siebie?
- Kiedy sen stanie się po prostu snem. Najpiekniejszym procesem oddanym nam przez Absolut. Najlepszym lekiem. Defragmentatorem chaosu dnia, który uporządkowuje wszystkie szaleństwa i znajduje w nich upragniony ład. Sen..
sen..
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 29-06-2009 o 13:01.
Lunar jest offline  
Stary 30-06-2009, 20:31   #94
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Mistrz Aureliusz z spod wąsów uśmiechem, na swej bladej twarzy, powitał Ravne w opustoszałej sali obrad. Elegancki jak zawsze, tym razem na piersi i nad biała koszulą, znajdował się wyrzeźbiony w drewnie wisiorek przedstawiający pentagram. Mag dotychczas z wysokiego tronu zapatrywał się w liście drzewa. {b]Ravna[/b] razu poczuła w sali delikatne drżenia Vis nasilające się w pobliżu drzewa i współgrające z osobistym wzorcem Diakona. Mistrzostwo Vis zobowiązywało najwidoczniej. Mag zaprosił ją gestem dłoni do zajęcia miejsca na jednym z dwóch „tronów”, wielkich, staranie rzeźbionych karzeł których nie powstydziliby się najznamienitsi artyści.

-Na sercu mym raną, że tyle osób nie gościło na dzisiejszym Trybunale. Mam nadzieje, ze Ciebie adepcie zatrzymały naprawdę pilne sprawy. Niech zgadnę, jesteś tutaj z powodu mojego zamiaru nawiedzenia Garou. Nie mylę się?

Mistrz z domu Bonisagus miał racje i świetnie zdawał sobie z tego faktu sprawę. Delektował się tym odczuciem rytmicznie uderzając cienka, krótką laską o podłogę.

-Ich Praenomen nie jest nadzwyczaj zajadła istotą i nie musimy się go obawiać.

Słowa zawisły w powietrzu kiedy to Mistrz Aureliusz przyglądał się buszującemu pośrodku liści krukowi. Hermetyk przestał wystukiwać rytm.

-Między Bogiem, a prawdą to nikt z nas nie powinien iść. Ta adepcie ożyłaś demonstracji siły, Siergiej wydarł ich zdobycz, ja starając się ratować sytuacje zniewoliłem na pewien czas Crina. Kiedy wróciliśmy do fundacji więzy pościły. Nie chcę znać jego furii tamtego czasu.

Wyjaśnił z niemałym spokojem, flegmą i dumą niczym błysk flary w kacie oka. Tedy ni stąd, ni zowąd zmienił temat.

-Co sądzisz o Amaryllis Vivien Seracruz? Ma dostać się na ucznia, dość wyrośniętego, u Porządku.

-Co do Amy, ostrożnie i ważąc słowa, bo ją zaskoczyła ta nagła wolta w dyskusji: - Gdyby miała dołączyć do mojej tradycji, gdybym mogła decydować, powiedziałabym: nie. Nigdy by się jej nie udało. Jest jeden powód: ona milczy. My mówimy. Nie ukrywamy się za murem ciszy.
-Aha.

Diakon przytaknął. Nie prosił wcale o uzasadnienie.

-Słabo znam Porządek. Wiem, że jesteście... - tu się Ravnie cisną różne epitety - inni. Nie działacie tak otwarcie jak my. Ale wy też mówicie. Nie chodzi o to, by mówić tylko prawdę bynajmniej. Ale jak chcecie uczyć, pracować, żyć obok kogoś, kto stoi za murem, więc słyszy tylko głosy w swojej własnej głowie? Ale Mistrz pytał mnie o zdanie, więc odpowiadam: nie ufam tym, którzy milczą. A skrytość i cisza, choć ważne, aby się ukryć, nie powinny dotykać towarzyszy.

-Dobrze, zostawmy ten temat. Cieszy mnie, że nie krępujesz się wyrażać zdanie o innych. Jeśli chodzi o zmienny lud... Jak mniemam ten jedyny Urrah w pobliżu jest Twoim znajomym więc o ewentualne jego wstawiennictwo mogę być spokojny? Wiem też, że Crin posiada Klaive którego duch to jakby jego... Athro i Awen zarazem.

Hemetyk mówił samymi anarchizmami mowy wilkołaczej których Ravna prawie nie rozumiała, tymczasem dla Diakona owe zwroty wydawały się zupełnie normalne i aktualne.

-Czy Mistrz się pyta, czy mój przyjaciel będzie mówił w jego imieniu? Czy się za nami wstawi? - upewniła się. - Czy będzie chciał nadstawiać za nas karku? Po tym, co było na jeziorze? - uniosła brwi. - Nie. Nie zrobi tego. Nie teraz. To zły moment, Cirn jeszcze nie przetrawił urazy i jest wściekły. Mój przyjaciel nie będzie walczył czy ginął za nasze błędy , Mistrzu. Nie pozwolę mu. Zmuszę do bezczynności, jeśli będę musiała. Musimy radzić sobie sami. Mistrz nie odpowiedział na moje pytanie. O czym myślał Cirn na jeziorze?

-O polowaniu i tańcach.

Hermetyk odpowiedział krotko, rzeczowo i zupełnie dalece od stereotypowej „oślizłości” słów doświadczonych magów.

-Nie zagłębiałem się w całe jego wspomnienia.

-O polowaniu na nas, rozumiesz Adepcie?

Chwila milczenia.

- Rozumiem. Co Mistrz zamierza dać wilkom w zamian za ukradzionego oficera? Chyba że planujemy go oddać? On nie popuści. Nie przebaczy. Nie zapomni. Trzeba go ugłaskać. Mój przyjaciel uważa, że nie powinnyśmy nawet zbliżać się do jeziora. Oględnie to ujął, ale miał na myśli, że Cirn zmyje swoje upokorzenie naszą krwią.

-Jeśli szybko przesłuchamy wojskowego, to oddamy go i wykosztuję się z mocy na podarek dla nich. Jeśli zaś będzie za późno, apeluje do ich rozsądku i zacznę się targować. Sprzedanie wampira i podarki powinny ich udobruchać. Crin nie przewodzi wszystkim, z tego co się zorientowałem. Nie wiem czemu, wiem, że będę rozmawiał i z nim i z innymi. Robertowi marzy się ich wsparcie w obronie przed Technokracją. Wyobrażasz sobie?

- Rozmawiałam z Robertem. I jest to jedno z jego wyobrażeń, które podzielam. Zdarzały się... precedensy. Podarki to dobry pomysł. Ale dajmy mu czas. Nie dzisiaj. Dziś jeszcze żółć go zalewa. Chcę być przy rozmowach.

-Ty, ja czy Siergiej – wszyscy się naraziliśmy. Jednak ja posiadam znaczne środki zaradcze aby być bezpiecznym wśród nich. Mogę przeprosić za wszystkich. Takie sprawy powinien załatwiać Mistrz.

Pośród drżeń Kwintesencji zaczął ukisić się znajomy smrodek Pychy. Ta sama zgniła woń tocząca wszystko, co czyste i silne teraz ulotniła się wraz ze słowami hermetyka i wypełniła sale obrad.

- Powinien - Ravna przyznała gładko i szczerze - bo i nie miała co do tego żadnych wątpliwości. - Od tego jest przywódcą. Ale moja obecność kupi nam choć chwilę ich wahania. Część z nich uważa mnie za krewniaczkę Pomiotu. To długa historia o kłamstwie, które przeszło długą drogę na krótkich nóżkach i idzie dalej. Ważne, że część z nich jest o tym przekonana. Mogą się zawahać. Mogą się zacząć zastanawiać, widząc kogoś z ich krwi za plecami Mistrza - Ravna precyzyjnie określiła swoje miejsce na rozmowach. - Chwila wahania może przeważyć szalę na naszą korzyść. W najgorszym wypadku - kupi nam czas na reakcję

-Nie mogę Cię zabrać dziecko i to nie podlega dyskusji.

Hermetyk uciął krotko wbijając swe spojrzeniem w Mówczynię Marzeń.

Ravna zabębniła palcami po blacie/

-Rozumiem. Naprawdę rozumiem - zapewniła powtórnie. - Pójdę już. Mistrz ma wiele do przemyślenia przed rozmowami.

Po czym zabrała swoje kozaczki przemoczone i poszła do Roberta.

-Nie denerwuj się. Jeszcze dziś wrócę z tryumfem.

Hermetyk pożegnał ją kiwnięciem głowy. Tymczasem Mówczyni Marzeń spotkała na holu ubranych w kurtki Mistrza Roberta i Gustawa szykujących się do wyjścia. Mistrz Robert nie miał za dużo czasu czym dal znać w zrównoważonych slowach.

- Jedź. Ja czekam, aż Aureliusz wybierze się do wilków i pójdę za nim. Mówię, żebyś wiedział, w razie gdybyśmy przepadli.

Ravna ruszyła do swojego pokoju i dżempera się chwilę.

Centrum Moskwy

Wirtualnemu Adeptowi bardzo nie spodobał się wywód polaka. Jadąc samochodem, skrzywił się nieznacznie.

-To ja powinienem przestać uczyć obsługi komputera bez uprzedniej przysięgi?

Mijali śnieżne ulice tego południa, krzątających się niewielu ludzi. Wszechogarniające budowy wieżowców wyrastały ponad relikty starej epoki – bloki mieszkalne. Wraz z mijaniem kolejnych placów budów, Grzegorz niemalże czuł rezonans myśli, spokojnych, zrównoważonych i takich... Statycznych, przewidywalnych, skończonych możliwości. Te wszechogarniające uczucie stawało się z czasem coraz bardziej irytujące. Abraham kątem wzroku obserwował Grzegorza Lipę jakby powstrzymując od skomentowania jego osoby co samo w sobie było dość osobliwe zważywszy na poprzednie zachowanie informatyka. Tymczasem Grzegorzowi pobeczały mimo woli myśli Wirtualnego Adepta. Takie rzeczy zdarzały się jako Adeptowi Umysłu, ale tylko niekiedy na taka skalę.

”...co on sobie myśli? Ze jego sacrum jest czymś wyjątkowym? Informacja musi być wolna? Jeden przycisk, jedna komenda, ochronić się i przygrzmocić z jego strony samochodem. Spokój, naucza...”

Niepokój oraz zimny pot ogarnął Grzegorza. Jego kierowca powoli wyjeżdżał już z miasta lecz on ciągle katem oka wpatrywał się w Grzegorza! Nieustanie zimnym wzrokiem niczym drapieżnik na swoja ofiarę. Nie było dobrze. Coś mówiło Grzegorzowi aby krzyczał. Myśli galopowały po wzburzonym morzu świadomości szukając wyjścia. Z każą chwila dochodził do przekonania popartego pojedynczymi sylabami z myśli Jona, że ten chce go skrzywdzić.
Kiedy na skrzyżowaniu ulic pojawiła się w dali ciężarówka, a stopy Jona podrygiwały aby ruszyć raz na gaz, a raz na hamulec, Grzegorz musiał coś zrobić.

Obrzeża Moskwy

Isamu zdawal się taki jak zawsze. Rozleniwione oczy obserwowały jezioro, flegmatyczne ruchy kiedy dotarł . Oaza spokoju i lenistwa. Jednakże Amy brakowało bardzo istotnego elementu w tej postaci. Czegoś, co nie mogła nazwać, czegoś... Zrozumiała. Cisza, to coś czego brakowało to magya, mistyczne zmysły które teraz wydawały się wyciszony, niemalże wyłączone. Tylko co jakiś czas pomruki jej rysia w głowie przypominały jej, że tak naprawdę jest przebudzona. Tymczasem Isamu widząc, że dziewczyna w najmniejszym wypadku nie kwapi się do jakiegokolwiek zbadania zbiornika, począć bez słowa czynić swoją magye jak moglu się wydawać. Morszczyzna przymknął swe skośne oczy i wyrównał oddech. Stal wyprostowana jak żołnierz na warcie pomiędzy drzewami. Wraz głosem przejeżdżających aut po niedalekiej drodze, mag odezwał się.

-Dużo tutaj strachu, gniewu i zimna... Brrr...

Uśmiechnął się nieznacznie.

-Ty tutaj dziewczyno jesteś pro to mów co należy robić.

Isamu poniekąd z skromnych możliwości, poniekąd z lenistwa, powierzył wolę dziwłania amerykance.

Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Na początku wszystko poszło nadzwyczaj dobrze i komputer poinformował o osiągnięciu 100% wydajności. Wszystko było aż za dobrze.
Pierwszy poziom percepcji znajdował się o obitej na biało izolatce. Tak jak poprzednio, widział chłepczącego z klauzy krwi, obficie pomalowanego tuszem pacjenta zakładu. Było w nim coś odpychającego, rozkładającego się i krwawego zarazem. Groteskowe ramiona sięgały do kałuży wychudłymi, bladymi palcami i krwawym atramentem poczynał pisanie wielce koślawym charakterem pisma. Nie dało się rozczytać, tymczasem wampir, tak z pewnością, sadząc w płynnym hauście w ciele, mamrotał pod nosem.

-Osioł! Kim jesteś ośle... Osły mają dobre stopy... Ja nie jestem osłem.. Nie!

W tym samym czasie druga z rozczepionych jaźni obserwowała z powodzeniem wydarzenia piętro wyżej. Delikatna woń kurzu i jego tumany niczym szarego dymu przesłaniały cały gabinet dyrektora szpitala. Właśnie tutaj znajdował się węzeł i galopujące Segi kwintesencji które co razu łączyły się w srebrzyste pierścień, to właśnie przypominało Szamilowi o obecności Węzła na wpół z falami energii które mocno go rozpraszały. Wytężywszy zmysły, dostrzegł ponad dwumetrowego morszczyzn o bujnym zaroście, przyodzianego w gruby kożuch. Stał i wpatrywał się w siedzącego za biurkiem jegomościa. Ten to dopiero był dziwny. Przymały garnitur, chuderlawa postura i jakiś wisiorek na łańcuszku. Jego koścista, blada twarz gościła podobnie jak u wampira czarny tusz lecz tym razem wszystko było schludniejsze, a dziwne malunki na licach i czole godne były podziwu. Jak dym przeszkadzał patrzeć w rzeczywistości, tak zawirowania kwintesencji mąciły magyczna percepcje. Samuel nie mógł zidentyfikować od kogo pochodzą zdania z tej dwójki.

-Czego tak po prawdzie chcesz? Masz skrępowane ręce.

-Wystarczające aby ci skręcić kark.

-Pies który dużo szczeka, nie gryzie. Nawet ich nie możesz ocalić i czego szukasz?

-Żyje!

Komputer zakomunikował o siedemnastu sekundach pozostałych do rozłączenia. Wirtulny adept uruchomiwszy nową aplikacje zyskał jeszcze dwadzieścia. W tym samym momencie nastąpiło przemieszanie wszystkich okien w jaźni Wirtualnego Adepta. Wszystko w jedność, umysł w jedno przed wszechmocnym naciskiem tutejszego szaleństwa, fal kwintesencji oraz pośpiechu. Wszystko w jedno.



Odmęty umysłu Siergieja

Siergiej czuł wszechogarniające zimno, mroźna woda niosą kruszyny lodu które obijały się o jego nagie ciało. Kroczył po kamiennych schodach, a z kolejnym zanurzeniem lodowata woda wdarła się do ust i nosa. Błogosławiona ciecz wypełniła żołądek i płuca, ogarnęła mrozem ciało.
A ryby pływały.
A drzewa szumiały,
A płatki śniegu padały na tafle wody.
A on stał pomiędzy jasnym światłem śnieżnego lasu, a morską tonią własnej jaźni. Krok tu, krok tam. Pływ wody najpierw uderzył w plecy niby ogon pobliskiego łososia. Potem drobiny lodu wpadły w oczy. Nie bolało.
Ryby przestały płynąć.
Wiatr nie pieścił iglastych grzbietów.
Śnieg ruszył tam gdzie miał – ku górze.
Ruszył do tyłu. Wody obywało, miast niej był wiat smagający ciało i stopy które zatopiły się w śniegu. Sieroża odwrócił się w stronę drzew, mając wodę za sobą. Tam zaświniał ogień. Chociaż chciał i pragnął, nie mógł osunąć ognia. Czysta koncepcja i idea płomieni. I dwa uciekające zwierzęta. Szynszyl i Ryjówka. Biegły i bledły biedactwa.



Moskiewski Szpital Psychiatryczny nr 1

Wszystko w jedno, wszystkie zmysły w jedno. Trzy.

-Osioł ze wypowiem już mnie. Durny nie wierność jestem ośle. Żyje i wiesz. Daje się osłować i nie bez przerwy. Możesz tutaj. Idź już, uważaj możesz bo czas.
-Jej na uratować kark.


Komputer zasygnalizował o dwudziestu jeden sekundach. Ten zgniot wyrazów wydawał się bez sensu, cala jaźnią w wielu kawałkach została wepchnięta za swoja zgoda do jednego pancerzyka i tam miast myśleć, wszystkie zmysły łączyły się. To było nieprzyjemne dla Samuela.

Odmęty umysłu Siergieja

Łuk energii porwała obydwa zwierzaki w ucieczce przed płomieniami. Ciepła łuna uderzyła maga w twarz i teraz już mógł dopiero zapanować nad swym snem. Ogień i woda, mróz u ogień. Ogień. Ogień. Płomienie tańcowały chociaż ich nie było i spalały cudem wodę, spały ryby i spalany powietrze. Siergiej płonął w całej jaźni. Tak okaleczony w walce umysł zdawał się palić żywym ogniem i całe ciało mu wtórowało. Sen nie był błogą hibernacja. Czy tak wygląda piekło i diabelskie kotły?
Parzący dotyk na skórze dłoni.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Ravna po krótkim odpoczynku wyruszyła na hol dziedziny. Tam zastała na ławkach Grigorija oraz Inne. Oboje siedzieli i rozmawiali. Ich oczy zdawały się błyskać promykiem dawno utraconych młodzieńczych pasji. Siedlak też Michaił, ten sam młody Rosjanin o krotko ściętych włosach i pokaźnej bliźnie na czole. On też zawoalować Ravnę aby dosiadła się do niego. Odłożył czytaną dotychczas książkę i kiedy Mówczyni Marzen usiadła, poczęli rozmawiać. Dyskusja się nie kleiła, raz o pogodzie, o Rosji i szkole. Ravna przeczekawszy tak, doczekała się wychodzącego z jednego korytarza Mistrza Aureliusza. Hermetyk miał swoja laskę w ręce oraz płaszcz zarzucony na siebie – powycierani, połatany i zupełnie nie pasujący do wyprostowanej, dumnej sylwety Diakona. Hermetyk wyszedł z dziedziny. Wtem Ravna wyrwała z holu wprost do pokoju Siergieja. Nie odpowiadał na pukanie. Drzwi nie było zamknięte, zaskrzypiały. Kiedy tylko Ravna nachyliła się aby go obudzić...
Pieczenie, ból przeszył jaźń Siergieja. Zaraz po nim było gorąco świata rzeczywistego. Otawarł szeroko oczy, spocił się w mig i wyskocz z łózka.

-Ja płonę!

Mówca Marzeń wybełkotał i całym impetem biegu uderzył o ścianę. O dziwo nie skończył na podłodze. Cały rozedrgany dochodził jeszcze do siebie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 30-06-2009 o 22:27.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 01-07-2009, 13:34   #95
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Grzegorz spokojnie wsłuchiwał się w słowa i myśli adepta. Jak łatwo jest ludziom wydać osąd na innych. Magowie nie byli w tym względzie ani trochę lepsi. W końcu z ust akaszyty wydobyły się delikatne, uspokajające słowa.
- A czy zwykłego chłopka z ulicy nauczysz, jak włamywać się do pentagonu tylko dlatego, że Cię o to poprosi? Zdejmij nogę z gazu. To czego mogę Cię nauczyć, wymagało tysięcy lat pracy moich mistrzów i mistrzów ich mistrzów. Zjedź na pobocze. - Umysł to bardzo delikatna konstrukcja; sztuka polega tylko na umiejętności trafienia w lukę. W momencie gdy ciche rozkazy Grzegorza wnikały w jaźń Jona akaszyta prawie modlił się, by znaleźć tam ślady indoktrynacji. W przeciwnym wypadku Adepta czekała śmierć.

Ciężarówka była coraz bliżej. Niemalże dało się wyczuć smród spalin, spod kół bryzgał brudny śnieg. Tymczasem Grzegorz błyskawicznie trafił w strumień myślowy Abrahama. Niczym popchnięcie kostki domina w jaźni informatyka zaowocowało przemożną chęcią zjechania na chodnik. Zrobił to prawie natychmiast, zaraz przed skrzyżowaniem. Nie to jednak najbardziej niepokoiło Grzegorza.
Wraz z uderzeniem w umysł, wszystkie złe przeczucia pękły. Wszystkie echa myśli. Nie było nic, cisza. W jaźni swego kierowcy nie znalazł nic co mogło sugerować morderczy zamiar. Pustka. Stanęli, Jon jeszcze dochodził do tego, czemu zjechał z drogi zaraz pod jedną z moskiewskich kawiarni. Tir wiozący bale drzewa zwolnił, zasygnalizował zatrzymanie pośrodku skrzyżowania blokując ulicę. Jak na komendę rozległy się klaksony oburzonych kierowców i chuderlawy „chłopek-roztropek” kierujący tirem wyskoczył klnąc na wycieki oleju.

- Co do kurwy nędzy! Pamiętasz czemu tu stanęliśmy?

Wycofujący się z umysłu mag, dalej nie znalazł niczego niepokojącego. Nie było ani jednej z tych myśli w Jonie, miał pewność, ze nikt na niego nie wpływał.

Wielki harmider klaksonów.

Po chwili między nimi a latarnią uliczną zaparkował srebrny mercedes kompletnie blokując im wyjazd. Z przodu zablokowane skrzyżowanie, z tyłu auto, na ulicy zdenerwowani kierowcy. W oddali zaczynał pobrzmiewać dźwięk syren.

- O co do cholery chodzi! Obława?

Strużki potu biegły po poczerwieniałej twarzy informatyka i kończyły swój bieg kapiąc po brodzie.

- Na zewnątrz, szybko. - Akaszyta nie krzyczał, to nie było w jego stylu. Wojna, byli pośrodku wojny. A z relacji Jona polak mógł wywnioskować, że Technokracja zaczęła grać dużo ostrzej niż zwykle. Prawdopodobnie wynikało to ze zmian gdzieś na średnim szczeblu. Nowy, młody tryb machiny próbował pokazać, jak dobrym i niezastąpionym jest elementem. Tacy byli najgorsi, ukryci za biurkami gdzieś w konstruktach, wszystko traktowali liczbami i statystyką. A na ulicach ginęli przez to śpiący. Typowo rosyjskie myślenie.

Jon ociągał się, jeszcze nie bardzo rozumiejąc, co się stało. Grzegorz przechylił się więc, otworzył drzwi kierowcy i bezceremonialnie wypchnął informatyka na zewnątrz. Całe szczęście, nie miał doczynienia z typowym, ledwo chodzącym spaślakiem. Z takim nawet on mógłby mieć problem.

Wirtualny Adept gruchnął o ziemię jęknąwszy cicho. Paradoksalnie tak nienormalne zagranie mogło ich uratować pod warunkiem, że bali się radiowozu który właśnie pomknął w stronę ciężarówki. A za nim drugi i trzeci. Skończyło się na drugim, bo wraz z nerwowym oswabadzaniem się Jonklnącego pod nosem, trzeci pojazd policyjny zaparkował w oddali. Dwóch słusznie zbudowanych mężczyzn w garniturach przypominających funkcjonariuszy dawnego KGB zaczęło przeciskać się między samochodami przez cala długość ulicy. Z mercedesa popłynął dźwięk radia.

- Myślisz,ze to po nas?

Skrzywił się Jon wyciągając z samochodu swoją walizkę. Problemem były też bagaże Grzegorza. Szybko porzucił myśl o zabraniu torby z ubraniami. To w końcu były zwykłe rzeczy. Nic, czego nie mógł kupić później. Założył więc na plecy tylko torbę z książkami, część z nich była prawdziwymi unikatami. Jego pasja nie pozwalała mu zostawić ich na pastwę wroga.

Grzegorz i Jon ruszyli powoli w stronę skrzyżowania licząc, że jakoś umknął. Powoli, nie zwracając na siebie uwagi maszerowali. Policja pomagała przy ciężarowce, inni przesłuchiwali kierowcę.

- Grzegorz..

Wirtualny Adept chciał coś powiedzieć, lecz jakby się zaciął. Chociaż kroczył normalnie, dostał kilku tików na twarzy i jego pieść zaczęła nerwowo się zaciskać. Klaksony kontynuowały swoją arię, a przy braku ruchu, w powietrzu mag mógł wyczuć delikatna woń spalenizny jakby od strony Jona. Zbliżali się, a idący ulicą funkcjonariusze przyśpieszyli kroku.

- Grzegorz... Niedobrze mi.

Rzekł Jon nie mając już tików, lecz zapach pozostał. Jakby palone przewody. Grzegorz przystanął na chwilę, spoglądając uważnie na swojego towarzysza. Myśl która przemknęła mu przez głowę była absurdalna, ale możliwa. I oznaczała, że mieli jeszcze większe kłopoty niż myślał.

- Idź szybciej. Potem odpoczniemy. - Niestety, jeśli tamci ich ścigali, nie miał teraz czasu na żadne magyiczne efekty.
 

Ostatnio edytowane przez Mical von Mivalsten : 08-07-2009 o 14:18.
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 01-07-2009, 16:29   #96
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nachyliła się nad śpiącym. "Szczęściarz". Wsłuchała w oddech.
- Siergiej?
Wyglądał spokojnie. Wcale nie podejrzanie. Na pewno nie niebezpiecznie. Jak dziecko, które znalazło zgubioną zabawkę. Nawet się nie poruszył.
- Siergiej?
Nawet się nie dziwiła. Po wczorajszym dniu, gdyby dopadła łóżka i udałoby się jej złapać mocniejszy sen, też leżałaby jak zabita.
- Sieroża?
I nie chciałaby, żeby ktokolwiek ją budził. Ale Siergiej był jej nieodzownie i koniecznie potrzebny. Grymas przebiegł przez twarz śpiącego, ale na to nie zwróciła uwagi. Dotknęła palcem leżącej na kołdrze bezbronnej dłoni.
- No, Sieroża, proszę, potrze...
- Ja płonę!


Odskoczyła gwałtownie, kiedy zerwał się jak oparzony. Przypadła do ziemi i wytrzeszczyła oczy. W rozszerzonych źrenicach maga zobaczyła odbicie własnego przerażenia. W spazmatycznym oddechu powtórzenie swojego. Muzyka bijąca od Siergieja ryknęła jej w uszy urywanym jazgotem.
"Nerwy" - odetchnęła. "Tylko nerwy. Koszmary".

Ręka Ravny przesunęła się wolno i schowała w przepastnej kieszeni. Chwilę później przycisnęła dłoń do podłogi. Okrąg różowego kwarcu wciśnięty na palec stuknął głucho o posadzkę. Usta szamanki poruszyły się bezgłośnie. Palce mrozu dotknęły skroni maga i zniknęły, zostawiając po sobie uczucie chłodu.
- Nieprawda - szepnęła. - Nie płoniesz. I jest chłodno. Oddech ci paruje.

Jazgot zszarganych nerwów Sieroży w uszach Ravny cichł. Przycupnięta na podłodze, bosa i potargana, uspokajała własny oddech, badawczo przyglądając się magowi.

"Koszmary. Nic, czego nie znam".
 
Asenat jest offline  
Stary 03-07-2009, 15:15   #97
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz

-Ty tutaj dziewczyno jesteś pro to mów co należy robić.

Isamu poniekąd z skromnych możliwości, poniekąd z lenistwa, powierzył wolę działania amerykance.

- Na razie dać mi się zastanowić... - burknęła cicho przytulając do siebie pluszaka. "Jeśli zauważysz coś dziwnego, powiedz." Pomyślała do przyjaciela po czym niespiesznie zaczęła obchodzić jezioro, gdy odeszli już dość znacznie bez słowa wyciągnęła z kieszeni centa i podrzuciła go w powietrze łapiąc zręcznie. Przez chwilę wpatrywała się w złapaną monetę z wyraźną irytacją po czym westchnęła potrząsając wyraźnie głową.


- Niech będzie... Jeżeli los tak chce. - wyszeptała po czym odwróciła głowę w stronę Isamu. - Pilnuj mnie... i nie daj mi zamarznąć, chyba muszę się tu trochę.. pobawić. - krzywiąc się lekko wyszukała jakieś w miarę osłonięte miejsce nad brzegiem i przyklękła na ziemi, przez ponad minutę po prostu wpatrywała się w jezioro zapamiętując każdy szczegół jaki tylko była w stanie, po czym zamknęła oczy i wymalowała jego obraz we własnym umyśle...
Chwile później zaczęła nucić jakąś melodię, początkowo niemal bezgłośnie, tak cicho, że byle podmuch wiatru zagłuszał jej słowa, później nieco głośniej, nadal jednak miękko i łagodnie.
Choć na pierwszy rzut oka słowa nie miały wielkiego powiązania z tym co sie działo, dla niej miały znaczenie ogromne.

- The Firebird knows your anger, and the Firebird feels your fear...

Pozwalając słowom płynąc pozwoliła sobie skupić się na miejscu, w którym była, na tym CZYM było - szukała, choć nie byłą pewna, co może znaleźć.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xEJrvc1o7Q0&eurl=http%3A%2F%2Fwww.youtube. com%2Fuser%2FDrusillaMorwinyon&feature=player_prof ilepage[/MEDIA]
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 06-07-2009, 22:33   #98
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Najpierw przyszło uczucie ruchu. Najgorsze było w nim to, że pozostawał kompletnie nie namacalny. Tak jakby to nie on się przemieszczał, a tylko odległość między punktem w którym był, a tym w którym chciał się znaleźć, drastycznie i nieubłaganie rosła. W zasadzie każdy punkt w przestrzeni zaczął się od niego oddalać z coraz to większą prędkością.

Jego błędnik, pozostający spory kawałek drogi od tego miejsca zapewne szalał teraz tak, że nawet gdyby mógł, nie byłby w stanie podnieść się z swego szpitalnego łóżka. Zmysły zawodziły go, raz za razem niczym w kalejdoskopie, zlewały się ze sobą, bo po mgnieniu oka rozstąpić się z powrotem, jednak w żadnej mierze nie na wrócić na swoje prawowite miejsce.

Tylko jeden kanał, którym bodźce z zewnętrznego świata docierały do jaźni Samuela pozostawał otwarty i spełniał swoja role jakby chciał się wykazać w imieniu pozostałych. Czysty smak Kwintesencji, bezbarwny, biały w rezultacie zsumowania się i nałożenia wszystkich składających się nań barw, odcieni i faktur, był wszystkim co teraz odczuwał. To było TO uczucie. To było TO doznanie którego ogromu wtedy nie był w stanie przyjąć na swoje barki. Jego udręczone ciało nie było wtedy w wiele lepszym stanie niż obecnie, lecz jego duch był niewyobrażalnie wręcz silniejszy niż wtedy…

Przez chwile wróciło wspomnienie tamtej chwili. Kilka tygodni, może miesięcy, wtedy nie był w stanie tego nawet ocenić. Nieokreślony czas spędzony w brudnej piwnicy mafijnego laboratorium. Już wcześniej przekroczył próg uzależnienia i został zwykłym narkomanem. Środki które mu podawano zaledwie utrzymywały go przy życiu na tyle, by mógł dalej pracować. Głodny, odwodniony, wycieńczony wrak wypełniło wtedy… wszystko. Cały potencjał doczesności przyjęty jednym haustem. Cały ogrom świata na jedną krótką chwilę znalazł się wewnątrz. Na chwilę.



Przebudzenie, najpierw w swoich katatonicznych snach, kiedy zrozumiał co się z nim dzieje, nie chciał pamiętać. Przebudzenia w szpitalu tym bardziej. Może szkoda że go nie zostawili w spokoju? Może osiągnął już wtedy Nirwanę, może odzyskał boskość, niewinność, spełnienie, a oni, niczym niezdarne, marne kopie przynoszącego światło Lucyfera zaoferowali mu, nie, wcisnęli mu na siłę świadomość?

…a teraz znów TO czuł.

Z oddali, delikatnie muskało to jego zespolone zmysły. Dotyk kontrastujących ze sobą słodkich barw. Ledwo słyszalny smak przywodzący na myśl tęczę. Wszystko na raz…

Pierwszy wrócił słuch…

-Osioł ze wypowiem już mnie. Durny nie wierność jestem ośle. Żyje i wiesz. Daje się osłować i nie bez przerwy. Możesz tutaj. Idź już, uważaj możesz bo czas.
-Jej na uratować kark.
zabrzmiało echo w jego umyśle.

Kiedy od głównego strumienia zaczął oddzielać się wzrok, kiedy przepiękna, pełna niedostrzegalnych gołym okiem barw tęcza, zaczęła zawężać swoją gamę, nie wytrzymał…



Przez moment zdawało mu się że wchłaniał całą otaczająca go doczesność jednym, łakomym, drapieżnym, ociekającym krwią kęsem. Podobało mu się to uczucie…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 06-07-2009 o 22:36.
Ratkin jest offline  
Stary 08-07-2009, 19:00   #99
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny

Siergiej Bielyj

Skończyło się. Skończył się cybernetyczny zen. Astarota. Płynny umysł. Podróż do samadhi. Pierdolone wschodnie wawawadźstra. Obraz się zamazywał. Odchodził.

- Ja płonę! - wypadł i z łoskotem uderzył w ścianę, przy nieprzyjemnym odgłosie obijania ludzkiego ciała tępym narzędziem. - kurwa, gdzie, co, płone, ech, ach.. - łapał oddech. Nic nie było sobą po przebudzeniu. Ból żołądka z obu stron. Wklęsłe brzucho i obolałe plecy.
Ravna tu była.
- Ty.. ty mnie nie parzysz - spojrzał na nią.
Bezgłośne "nie". Tylko poruszyła ustami i pokręciła głową i czekała jedynie, z czym Sieroża nowym i dziwnym wyskoczy. Jakby stał się dość niepoczytalny, by stanowić zagrożenie.
- Co ty tu.. - spojrzał na rozbebeszone łóżko, otwarte na oścież drzwi, światło korytarza - ..to mój pokój. - odparł głosem niedowierzania.
- to Mój pokój - zaznaczył pewnie ten fakt.
- Drzwi były otwarte.
- Drzwi? Nie. Kłamstwo. Drzwi! Nieprawda. Wszystko nieprawda. Drzwi! Prawda. Nie! - wyciągnął dłoń w jej stronę, grożąc palcem jak rodzic dziecku - naruszasz moją prywatność. Teraz ty..
- Wet za wet. Ale ja nie tykałam twoich myśli. - Ravna wstała z podłogi i sięgła po swoje buty.
- Dotknęłaś. - przyłożył dłonie do twarzy i odgarnął włosy z donośnym westchnięciem. - Czego tu chcesz? Mów szybko.
- Chciałam prosić, żebyś ze mną poszedł. Za jezioro. Do wilków. - odparła krótko ot tak sobie, jakby mówiła o wojnie i końcu świata między przegryzaniem bułki, a popijaniem mlekiem.
- Aureliusz poszedł paktować, nasz dumny przywódca. - zdążyła usprawiedliwić.
- Jezioro? - usiadł na łóżku i sięgnął po spodnie, które zaczął gwałtownie na siebie zakładać. - Po cholere tam wracać? - codzienna poranna czynność przyciągała do rzeczywistości, pozwalając się wybudzać ze stanu przebudzenia.
- Bo go ubiją, Sieroża. - po chwili dodała -To zły moment, ale nie chciał poczekać.
-A istnieje dobry moment?
- Wydaje mu się, że cały świat leży pokotem u jego nóg. A ja ani nie nadążę za nim na piechotę, ani nie powtorzę sztuki, której ty dokonałeś z oficerem.
- Rzekłbym, że duchy ukarzą głupotę. - mruknął cicho.
- A on będzie martwy.
- Boję się tego miejsca. Tego jeziora. - odparł krótko. Poczęły trzęść mu się lekko ręce, a tuszując ten fakt sięgnął po koszulę. - Co w nim jest?
- Nie. Nie odpowiadaj. Pewnie nie chcę wiedzieć. - wyprzedził odpowieedź.
- Widziałam odbicie piekła mojego ludu. I też się boję. Ale pójdę. Wbrew woli Aureliusza, bo mi zabronił. Z tobą, jeśli się zgodzisz. Sama, jeśli będę musiała.
- Do Grobu.. ty mnie wprowadzisz, dziewczyno. - odparł gbursko z niechęcią, acz było już za późno. Miał na sobie marynarkę i wiązał krawat w odbicie wypucowanych kafelków Dziedziny. - Ale z tobą pójdę. Musimy się wtedy spieszyć. Tym razem... będziemy ostrożniejsi.
Ravna momentalnie przewróciła się na plecy na łóżku i zaczęła wciągać buty.
- Aureliusz pewnie nie poszedł na piechotę przez zaspy. Potrafisz go wyśledzić?
- To będzie już prostsze. Musimy jednak opuścić Dziedzinę.
- Wiesz, że jeśli wilki nas znajdą, to pewnie zabiją?
- Jeśli to prawda, te wszystkie opowieści, to być może w okolicy znajduje się caern, czy inne podobne miejsce. Cóż. Jeśli zabiją mistrza, to nic po nas.
Po chwili zastanowił się już nad postępowaniem w tej sytuacji.
- Mamy jakiś przedmiot Mistrza? Pomoże mi to go odnaleźć. Trzeba się dostać do jego pokoju.. choć jego włos wystarczy.
- To chodźmy. I dziękuję.
Tak popularna i ulotna rzecz jak włos został łatwo odnaleziony na obradowym siedzeniu Aureuliusza. I nawet razem z kawalkiem wytartym z rękawiczki mistrza.



* * *

- Znakomicie. - przemówił Siergiej po długim milczeniu podczas poszukiwań - Wyłazimy młoda damo.
Opuszczanie tej Dziedziny było przeżyciem. Niczym nieuchwtnym i nasycającym. Po prostu.. czujesz jak coś z ciebie schodzi. Takie masz uczucie. Taką masz nadzieję. Jak w przypadku choroby, kiedy wciąż masz nadzieję, że jest jeszcze jedno nieodkryte lekarstwo. Każdy inny stan jest strachem równym potępieniu.
- Rób, co uważasz za słuszne. - tymi słowami całkowicie złożyła swoje zaufanie w Sieroży. Ta rzecz już nie była mu obca. Przekraczał ograniczenia odległości niejednokrotnie wędrując myślami hen hen daleko ponad możliwościami i wszechświatami.
Ravna stała i patrzyła jedynie. Milcząco nie przeszkadzając w rzeczy prostej, acz wymagającej nieco skupienia.
Siergiej wyjął z kieszeni płaski GPS, który powoli budził się z letargu odizolowanej Dziedziny. Już po chwili połączył się z ogólnoświatową siecią. - Sokole Oko czuwa Mistrzu. - W dłoni zacisnął zebrane kilkadziesiąt włosków maga ukrywającego swój wiek wyrafinowanymi sztuczkami witalnymi.
Obecna przy działaniu Ravna również dostrzegła to, gdzie sięgał wzrokiem Sieroża. Wizerunek był jakby czymś więcej, niż udostępnionym, czy też raczej wykradzionym ogólnym spojrzeniem z orbitalnego nieboskłonu.

"Mistrz Aureliusz siedział jak gdyby nic na kamieniu. Opatulony w swój płaszcz, pochylił się do przodu i oparł dłonie o swą laskę. Zamyślony, lekko trząsł się z zimna. Nie padał śnieg, a na mistrza zdawały się łupać co jakiś czas wielgachne sosny"

- Skontaktować się z nim? - zapytał w końcu przerywając ciszę. Był jednak wyjątkowo cicho jakby obawiając się, że obraz z Mistrzem wzruszy się pod tą zmianą. Że być może go nawet usłyszy.
- Nie. - odparła ostro i zdecydowanie miodoskóra dziewczyna.
- Co stało się z mistrzem? Mieliście kłótnię?
- Nie kłótnię. Raczej głęboką różnicę poglądów.
- Mhm.. - nie wnikał - Jak się teraz tam dostaniemy?
- Pytanie, czy musimy?
- To ty mnie tu wyciągnęłaś. - wyrzucił zaskoczony pytinem Siergiej.
- Będziemy w stanie go słyszeć? Będziesz potrafił go w razie czego ściagnąć tutaj?
Siergiej pomachał ponuro głową. - To.. bardzo trudne. Zwłaszcza jeśli będzie się opierał. W dodatku ostatecznie nas to zdradzi.
- Jak szybko jesteśmy w stanie tam przejść? Czy w ogóle jesteśmy?
- To z półtora kilometra. - odparł krótko i wciąż zamyślony spoglądał w kierunku ośnieżonych sosen.

Dziwne widmo tkwiło nad światem. Śnieżyca, jak nazywał w głębi serca białe lasy, była dla Sieroży innym, czystszym doświadczeniem, niż sterylne wynaturzenie snu. Snu, który nie bierze pod uwagę zarazków i błota lgnącego do butów. Czy wolał sen, czy jawę? Ciężko rzec.
Z takim wyborem wiązało się wszystko.
I nic.

Zaspy prowadziły wkrótce do rzeczywistego świata. Tego, który się nie zmieniał.

 
Lunar jest offline  
Stary 08-07-2009, 21:05   #100
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Juostaaaaaa! - wrzask zdziera gardło.


Morze rogów, sierści i obłych boków. Risten Turi otwiera zagrodę.
- Juostaaaa! - wrzeszczą po drugiej stronie doliny.
- Juostaaaaa! - Ravna odpycha się kijkami. Narty suną po śniegu. Mięśnie omdlewają. Ale czwórka renów wraca do fali płynącej do zagrody.
- Juosta... - Ravnie zasycha w gardle od pędu. Odpina w biegu narty i biegnie. Ziemia drży od setek kopyt. Ravna podrywa barwioną na czerwono skórę. Za szybko. Koniec zrywa się z bramy zagrody i opada na śnieg.
- Juosta! - piskliwy głos młodszego brata, który powinien zostać w domu, ale nie posłuchał, bo nigdy nie słuchał. Toczy się po śniegu, mała, futrzana kulka z pyzatą twarzą. Zbyt mały, żeby pędzące reny uznały go za przeszkodę. Ravna wrzeszczy. A Bierra podrywa w biegu kijek porzucony przez siostrę, nadziewa na niego czerwoną skórę i triumfalnie unosi do góry. Reny wpływają do zagrody długo falą i rozlewają się po jej brzegi.
- Juosta... - szepce Nilpa na końcu doliny, ale Ravna doskonale go słyszy. Stary noaidi z rozłożonymi ramionami wchodzi w stado. Jego dłonie muskają ciepłe boki.

Juostaa. Bo jest jeden duch, która porusza wiele ciał. Juostaa. Biegnij, bo ja biegnę. Będę iść, bo ty idziesz i idą ci przed nami i za nami. Staniesz, gdy ja ustanę i gdy oni wstrzymają bieg.

***
Ravnie było głupio. Zwyczajnie, dogłębnie, do samej istoty głupio. Oczekiwała, że Sieroża rozstrzela ją serią pytań, odmówi, a w międzyczasie wyśmieje. I po raz kolejny oceniła Rosjanina zbyt nisko.
Bo Sieroża nawet się za bardzo nie zastanawiał i poszedł.

"Jousta. Idę, bo ty idziesz".

"Niech to szlaaaaag. Powinnam się od niego uczyć".

Brnęła za Siergiejem w zaspie. Odpowiadało jej to miejsce w szeregu. Nigdy nie chciała być na przedzie. Rosjanin rozgarniał ramionami śnieg i zdawał się płynąć we wszechobecnej zimie. Ravnie było żal. Sieroży, który tak bezwiednie, z pewnym zrezygnowaniem, szedł tam gdzie kryło się coś, czego się bał. Bo go do tego popchnęła. Roberta, który szukał zagubionych magów i był na tej drodze sam. Aureliusza z jego dumą i próżnością, która mogła go zgubić.

"Jakby nas ktoś zebrał w garść i rozrzucił bezładnie. Joustaaaa, do cholery! Zanim gardła zedrą się do krwi".

Upchnęła rękawy kolorowego swetra pod kożuchem i obmazała śniegiem różnobarwne hafty. Niebieskie rękawice wrzuciła do dziupli mijanego drzewa. Przeszperała dłonią w chrzęszczących kamieniach w kieszeni.

"Cichooo... moje kroki przy mnie. Jego kroki przy nim. Cisza. Tylko śnieg obsypuje się z gałęzi".

Siergiej zatrzymał się przy obalonej sośnie i czekał. Dobrnęła do niego.
- Hm?
- Zimno
- szepnęła, wsuwając dłoń między guziki kożucha. Ciepły woreczek zawieszony na rzemyku na szyi wsunął się w jej rękę. Brwi Siergieja pokrył szron.

Zmarzł. Powinien się wyspać. Najeść. Odpocząć. I psuła mu się górna lewa czwórka.
"I tylko oszukuję jego zmęczenie.Swoje własne też".
Odwrócił się, zanim zdążyła zapytać. "Najwyżej znowu powyrzucamy sobie dotykanie swojej prywatności... Ciepło... i wcale nie jesteś zmęczony. Co to dla nas taki spacer po zaspach. Obydwoje jesteśmy ludźmi zimy. Możemy to robić codziennie".

***
Sieroża przyłożył dłoń do ust. I pokazał palcem Aureliusza, który w nader swobodnej pozie opierał się o pękniętą od mrozu topolę. Ravna kiwnęła głową i wskazała palcem na skraj polany, gdzie korzenie padłego dębu utworzyły nader dogodny wykrot, obrośnięty młodymi drzewkami.

"Kurwa, czy ktoś to kręci? Śledzimy i zamierzamy podsłuchiwać naszego hermetycznego mistrza. Czy jesteśmy w ukrytej kamerze? Czy mogę pozdrowić rodzinę?".

Jeśli tak, to Sieroża wypadł wyjątkowo filmowo i zręcznie. Ostrożnie doczołgał się do wykrotu, popatrzył między korzeniami, skąd miał lepszy ogląd na poczynania Aureliusza i skinął Ravnie ręką. Wczołgała się obok niego i również zerknęła między korzeniami.

Aureliusz oglądał swoje paznokcie.

Dotknęła ramienia Sieroży i przyłożyła palec do ust, kiedy na nią spojrzał. Skinął głową ze zrozumieniem i Ravna zdjęła czar, który tłumił odgłos ich kroków.

"Leżymy. Nie mówimy. Nie poruszamy się. Nie usłyszą nas."

"Ale zaraz przyjdą wilki. A one mogą nas wyczuć".

Wykręciła rękę i wsunęła dłoń do kieszeni, w poszukiwaniu okrągłego kształtu kamiennego wisiorka.

"Nic nie poczują"

Przysunęła się ostrożnie i cicho bliżej Sieroży. Mniejszy obszar łatwiej chronić.

"Teraz."

"Jak nas znajdą... będziemy mieć naprawdę przesrane."
 
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172