Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2009, 15:26   #120
Gantolandon
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Jedno trzeba było przyznać al-Malikom: Malignatius nie mógł równać się z Istakhr. Po prostu nie. Targi na planecie Decadosów miały w sobie tyle uroku, co zdechły pies. Rozwalające się, drewniane stragany, trzęsący się z zimna klienci i unoszący się w powietrzu smród sadła. Biorąc pod uwagę fakt, że jedyną rzeczą, jaką Malignatius wytwarzał w solidnych ilościach, była herezja, po prostu nie było warto.

Tutaj nos atakowały rozliczne zapachy, a co jeden, to bardziej egzotyczny. Duncan napełnił sobie brzuch jakąś potrawą, pachnącą przyprawami i składającą się głównie z ryżu i owoców. Niestety, nie mógł zaszaleć. Przewoźniczka wydała im raptem po dwadzieścia feniksów.

- Dzięki, postaram się nie wydać wszystkiego od razu - rzucił do niej zgryźliwie przed odejściem. Nie pomogło.

Mimo wszystko nawet samo łażenie po targowisku miało swój urok, głównie ze względu na to, że nie towarzyszył mu golem, któremu służyły demony. Jego obecność sprawiała, że przebywanie na pokładzie statku - już wcześniej niezbyt przyjemne - teraz było nie do zniesienia. Kiedy tylko przypominał sobie sytuację na "Rorianie", zimny pot spływał mu po plecach. Nie chciał czegoś takiego przeżywać nigdy więcej.

Zarówno ten powód, jak i brak pieniędzy sprawiły, że nie koncentrował się zbytnio na rozrywkach. Miał zamiar zakupić tak dużo ciężkiego sprzętu, jak to tylko możliwe. Karabin przeciwpancerny, RPG, czy chociażby granaty - nieważne. Znalezienie takich rzeczy tutaj normalnie byłoby niemożliwe, ale - na szczęście - była gildia, która się tym zajmowała.

Speluna, do jakiej wszedł, wyglądała odpowiednio. Duncan zamówił trochę niesamowicie cienkiego wina i pogadał trochę z oberżystą. Ten nie znał oczywiście nikogo, kto może sprzedać broń i wydawał się być wręcz zdziwiony taką propozycją. Nikt też nie zaczepił go później przy stoliku. Szlachcic był nieco zaskoczony.

Znaleźli go dopiero, jak wychodził. Widać protokół postępowania wyglądał tu nieco inaczej.

- Skądżeś przybył, wędrowcze? Z jakiegoż powodu los przysłał cię do tego ropiejącego wrzodu? - brodaty mężczyzna mówił trochę niewyraźnie z powodu zajęczej wargi.
Duncan przewrócił oczami. Nienawidził tej miejscowej maniery. Kwiecista mowa i liczne metafory nieszczególnie do niego trafiały. Mimo to spróbował.
- Wichry kosmosu przygnały mnie na skrzydłach burzy... - zaczął. Nieznajomy zrobił taką minę, jakby bolał go ząb.
- Dobra, szefie. Widać, żeś nie stąd, więc nie będę się wygłupiał. Chcesz coś kupić, tak?
Duncan kiwnął głową.
- Owszem. Karabin przeciwsprzętowy i dwa granatniki, z amunicją. Granaty EMP też byłyby nie od rzeczy.
Rozmówca roześmiał się.
- Dorzucić ci w prezencie pancernik cesarski z kompletem żołnierzy?
- Sprzedajecie na co dzień tylko proce i zaostrzone patyki?
- Nie powiedziałem jeszcze, że coś sprzedajemy.
- Tak, wiem, ale znasz kogoś, kogo znajomy sprzedaje. Obaj wiemy, jak to działa. No więc popytaj po prostu o to, o co prosiłem.
- Taki kaliber kosztuje.
- Pewnie, że tak. Wszystko kosztuje.
- Dobra. Następna sprawa - członek załogi stracił oko. Znasz kogoś, kto mógłby je... wymienić? I nie chodzi mi o szklaną kulkę z namazaną na niej tęczówką.
- Może...
- Popytaj.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym każdy udał się w swoją stronę. Teraz nadszedł ten denerwujący moment, kiedy nic nie było wiadomo. Prawdopodobnie statek znajdzie się pod dyskretną obserwacją ludzi, których zadaniem było ocenić dwie rzeczy. Po pierwsze - czy są w stanie zapłacić za towar. Po drugie - czy w ogóle chcą go kupić. Tak przynajmniej wyglądały interesy z Pozyskiwaczami na Malignatiusie.

Tutaj mogło być trochę inaczej...
 
Gantolandon jest offline