Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2009, 21:04   #119
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Biegli równym wyszkolonym krokiem, z których każdy przybliżał ich do miejsca, gdzie jakiś czas temu zwiadowca dostrzegł mgnienie światła. Godzina zemsty i krwi nadchodziła!
- Panie moja widzieć nowe światło tam dalej – wypatrywacz wskazał niewielką łunę, trochę z boku, mniej więcej dwa kilometry od miejsca gdzie pojawiła się wcześniej.
Wódz podrapał się po zarośniętej głowie nie przerywając biegu. Był władcą bo zabił wszystkich, którzy podważali jego prawa do dowodzenia mieczem lub podstępem. Jak na orcze standardy wyróżniał się całkiem sporą inteligencją ~Oni nie móc górami przejść tak szybko tak daleko, chyba że oni mieć szamana. Może szaman przenieść ich, a może on zrobić coś by oszukać Lohar~ zastanawiał się przez chwilę, a potem zawołał jednego ze swych dowódców:
- Broghil ty iść tam gdzie nowe światło, ty zabrać dwa razy tyle orków ile ty mieć palce w dwie ręka. Brohil sprawdzić co świecić.
Wskazani przez dowódcę wojownicy oddzielili się od reszty i ruszyli w nowym kierunku. Reszta dalej biegła dawnym śladem, nie zwalniając nawet na chwilę, by pożegnać towarzyszy, których być może nigdy już nie zobaczą. W życiu orków nie było miejsca na sentymenty. Kto dał się zabić był słabeuszem i nie wart był żalu, choć oczywiście jego zabójcy należała się zemsta. Zemsta była dobra!

***

Na decyzje nie było wiele czasu i kurczył się on z każda mijającą minutą. Ostatecznie dzięki zdecydowaniu Arai, która w prostych słowach nakreśliła plan działania wyruszyli w dalszą drogę. Poukładali na magicznym dysku, ponownie wyczarowanym przez Eliota, swój ekwipunek, co bardzo ułatwiło tym, którzy nie zdecydowali się na nim jechać, wędrówkę stromą ścieżką. Poruszanie się nocą po górach, do tego we mgle nie należało do prostych zadań. Elf, krasnolud i posiadający gogle Falkon widzieli w ciemnościach, Także półelfka miała tę umiejętność, ale ona zdecydowała się na jazdę na dysku, więc w zasadzie w jej przypadku nie miało to wielkiego znaczenia. Erytrea wiedziała, że jej umiejętności poruszania się po górach są dość mierne, także więc z ochotą skorzystała z proponowanego środka transportu, zwłaszcza, że po bliskim spotkaniu z lwem czuła się straszliwie obolała. Mogła jednak dzięki swym czarom pomóc tropicielce i magowi zanim wsiadła na dysk podeszła do każdego z nich i nakładając dłonie na ich oczy wymówiła krótkie zaklęcie. Teraz mogli pochwalić się oboje równie dobrym wzrokiem jak krasnolud, a poruszanie po niebezpiecznym terenie stało się dużo łatwiejsze.

Idący na końcu Falkon rozlał na ścieżce, w miejscu gdzie zwężenie uniemożliwiało ominięcie pułapki oliwę, a potem na jej końcu założył ładunek zapalający. Wcześniej razem z Marthą, w miarę swych umiejętności i starali się zatrzeć ślady prowadzące do dojścia do jaskini i do przejścia na ścieżkę, jeśli jednak orki dotrą, aż tutaj czekała je niemiła niespodzianka. Potem pośpiesznie udali się za resztą.

***

- Być ścieżka w górę, ale psy się bać, my czuć dużego jasnego kota... - trzymający na uwięzi wielką bestię, która teraz niespokojnie kręciła się w miejscu – My stracić ślad... - oczy wytrzeszczyły mu się ze strachu gdy w wielka pięść wodza wylądowała na jego podbródku, a on sam poszybował dwa metry dalej.
- Ty szybko znaleźć co stracić – Lohar nie musiał powtarzać co się stanie jeśli tego nie zrobi. Przewodnik poderwał się pośpiesznie i wycofując sprzed oczu wodza zgięty w pas, pobiegł ze swym zwierzęciem na poszukiwanie śladu. Reszta ruszyła za nim. Niestety mimo dokładnego sprawdzania dalej nie było żadnych śladów. Najwyraźniej uciekinierzy udali się ścieżką płowego łowcy! Wizja przyznania się do pomyłki przed wodzem przyprawiła go o suchość w gardle. Lohar nie lubił tych, którzy przynosili mu złe wieści. Przez jego pomyłkę stracili dużo cennych minut. Czekała go śmierć!

Martwe ciało głupca rzucono na pastwę padlinożerców. Wódz z wściekłością kopnął ścierwo i pobiegł drogą, którą już dawno mogli pokonać, gdyby nie ta głupia zwłoka. Jaskinia była pusta, a pocięte trupy zwierząt jasno wskazywały, że niedawno przechodził tędy, ktoś znacznie od nich silniejszy. Kolejny ogar zwietrzył trop: Wąska ścieżka w góry była drogą ucieczki. Teraz ruszył za nią pościg!
Kilka pierwszych stworów, które dotarły do końca przewężenia w jednej chwili, jak za sprawą magii stanęło w płomieniach. Czyżby szaman czaił się niedaleko? Może na jakimś szczycie?
Lothar rozesłał część oddziału by przeszukał okolicę. Gdy ogień przygasł podążyli dalej. Znalezienie uciekinierów stawało się sprawą honoru wodza! Nikt nie będzie bawił się z nim jak z dzieckiem!

***

Schodzili ostrożnie kamienie usuwały się spod nóg. Miejscami ścieżka była prawie pionowa. Chyba tylko dzięki determinacji żadne z nich nie odpadło od ściany i nie poleciało w mglista przepaść. Pomagali sobie asekurując się wzajemnie. Pocieszeniem było to, że w takich warunkach orki nie były w stanie biegać, a więc ich wrodzona szybkość i duża kondycja nie dawała im wielkiej przewagi.
We mgle, gęstej jak zupa, było zimno i wilgotno. Chłód przenikał zmęczone ciała uciekinierów. Miała jednak swoje zalety, skutecznie tłumiła dźwięki, nawet chrzęst zbroi Broga był jakby przytłumiony. Nikt nie słyszał też odgłosów pogoni. Czyżby udało się zmylić wroga?
W końcu dotarli do dna doliny. Poruszanie się po płaskim gruncie było tak cudowna odmianą. Niestety z powodu słabej widoczności nie byli w stanie określić kierunku w jakim najlepiej byłoby się udać. Musieli zdać się na instynkt i wiedzę tropicielki, która jako jedyna, była w stanie określić przybliżony kierunek w jakim należy się poruszać.
Szli cicho, nikt nie miał ochoty na rozmowy, poza tym wizja pościgu odbierała im ochotę na kuszenie losu, przez wywoływanie niepotrzebnych dźwięków. Po przejściu kilkunastu metrów ze dziwieniem zobaczyli, że z mgły wyłania się coś, co wyglądało na ruiny niewielkiej budowli.


Zwalone kolumny wyraźnie ukazywały, że ci którzy zbudowali to miejsce już dawno odeszli i zostawili je na zatracenie. Jednak magowie czuli nici mocy nadal snujące się między pokruszonymi kamieniami. Zbliżyli się ostrożnie. Miejsce spowijała niezwykła cisza i spokój. W środku na płaskim podwyższeniu, które może kiedyś spełniało rolę ołtarza siedziała biała lwica. Popatrzyła na podróżników wzrokiem w którym była zdecydowanie nie zwierzęca inteligencja. Wszyscy czuli odrętwienie, nie mieli siły wykonać żadnego ruchu. Tylko mały lewek, który dotąd siedział grzecznie na dysku w bagażu Marthy, zaczął się gwałtownie wiercić, aż poluzował troczki i wydostał się na zewnątrz. Sturlał się na ziemię i niezdarnie ruszył w kierunku lwicy. Zwierzę uniosło się majestatycznie i ruszyło w kierunku maleństwa. Delikatnie szturchnęło je głową i uniosło ją w kierunku stojących bez ruchu bohaterów, którzy z fascynacja patrzyli jak unosi się na tylne łapy i powoli zaczyna przechodzić niezwykłą metamorfozę.


Po chwili zamiast jasnej lwicy stała przed nimi piękna kobieta o idealnie białych włosach. Uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Dziękuję, że jej nie zabiliście i że przyprowadziliście ją do mnie – wskazała na maleństwo, które mrucząc głośno ocierało się o jej nogi. Kobieta pochyliła się i przytuliła czule lwiątko - W świecie ludzi nie byłaby szczęśliwa. Zabiorę ją tam, gdzie wyrośnie na szczęśliwą i wolną istotę – Popatrzyła w oczy wojowniczki - Zresztą Araia miała rację, Miła mogłaby być dużym utrudnieniem w waszej drodze.
Machnęła ręką i odrętwienie spowijające drużynę zniknęło. Znowu mogli swobodnie się poruszać.
- Jestem nieuprzejma, nie przedstawiłam się wam jeszcze nazywam się Kalia i jestem genius loci tego miejsca – Popatrzyła na wszystkich z uwagą – Jeśli pójdziecie w tym kierunku – pokazała ręką za siebie, kilka stopni na wschód, jeśli liczyć w odniesieniu do kierunku w którym dotychczas poruszali się poszukiwacze - za kilkanaście minut dojdziecie do jaskini, przeprowadzi was przez górę w pobliże miejsca, gdzie mieszkają Ci, którzy ryją górę. Nad wejściem jest skalna półka, wystarczy poluzować kamienie w jednym miejscu, by z łatwością zawalić do niej wejście, to opóźni pościg o kilka godzin.
Tylko od was zależy na ile zaufacie słowom nieznajomej poznanej na ścieżce...

Przy ostatnich słowach kobieca postać zaczęła się rozwiewać, aż zniknęła zupełnie, a wraz z nią płowe maleństwo.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 27-06-2009 o 23:32.
Eleanor jest offline