Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2009, 23:01   #121
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tengir obejrzał uważnie znaleziony przez Carmellię kawałek sfery. Czarnoksiężnik spojrzał na tropicielkę dyskretnie odpowiadając.- „Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy” . Bo i znaczyło. Nie sam fakt znalezienia przedmiotu, ale okazane mu przez Carmellię zaufanie. Tengir potrafił docenić taki gest. Przy okazji wypytał dyskretnie ją gdzie ją znalazła. Oraz o inne sprawy związane z jej znaleziskiem. Zwłaszcza zachowanie druida go zainteresowało, ale nie zdziwiło. Coś w tym Nilvenie było podejrzane...On starał się ukryć ślady zbrodni, on starał się wygnać ciekawskich. A kula? Sfera której fragment Tengir trzymał w dłoni musiała być...ważna. A skoro druid...obecny druid próbował ukryć jej zniszczenie. To o czymś świadczyło, prawda?
Ocena znaleziska tropicielki pozwoliła odkryć szczątki energii, magii przyzwania zapewne oraz lżej wieszczenia, transmutacji i odpychania. Całkiem sporo magii jak na jeden przedmiot, przy czym tylko energię wieszczenia można za normalną. Kryształowe kule (a szczątkiem takiej sfery był zapewne ten odłamek) do wieszczenia głównie służyły. Obecność innych energii, świadczyło, że kula służyła do czegoś...jeszcze.
Wysłuchał propozycji Carmelli i rzekł.- Zamysł mądry, ale... i niebezpieczny. Jeśli Nilven zwącha podstęp, to...łatwo jest ukryć zabójstwo w tak niebezpiecznym lesie. Nie powinniśmy się tak narażać. Przynajmniej na razie nie.
Kłótnia z Ruliusem i Mago, miała wiele powodów...A wszystkie one sprowadzały się do irytacji...no i kąśliwego poczucia humoru Tengira. Czarnoksiężnik był zirytowany sytuacją...Czuł że kręci się w kółko, że wciąż mu coś umyka.
Na wtrącenie Carmelli Tengir zareagował lekkim uśmiechem dodając.- Dzięki za twą troskę Carmellio, ale nie...wątpię by powiedzieli coś więcej. Myślałem raczej o Kosefie, aczkolwiek chciałbym porozmawiać z nim nieco później.
Tengir nie wspomniał jednak o sprawie, która nurtowała go najbardziej...a dotyczyła Kosefa. Sprawie nieuchronnej zapewne konfrontacji, między nim i jego żołdakami, a Tengirową drużyną. Warto było poznać siłę i liczebność najemników Kosefa.
Po kolacji Tengir miał zamiar opuścić gospodę w celu realizacji innych swych planów, ale przyciągnęła jego uwagę rozmowa Liadona z krasnoludem. Elf jakoś nie radził sobie z rozmówcami...Najpierw rozwścieczył druida, teraz krasnoluda doprowadził do furii. Niemniej w wyniku tej chaotycznej wymiany zdań, pojawiły się fakty...dość interesujące fakty. Eberk okazał się być literą E z szafki Aramila, pozostałości ukryte w kopii menhirów, pamiątkami po czasach wspólnej wędrówki. A zapijaczony krasnolud, poszukiwaczem przygód na emeryturze...Interesujące fakty.
Ale do rozważenia później... Tengir opuścił gospodę, chwilę po Liadonie.
I ruszył w kierunku świątyni Lathandera.

***

Czarnoksiężnik wszedł do świątyni i rozejrzawszy się skierował do komnaty "biurowej" kapłanki Fiary. Z tego co słyszał była bardzo opryskliwa dla niziołka i Aldany...Cóż, Tengir był zrobiony z innej gliny i nie przejmował się ewentualną opryskliwością rozmówcy. Intrygowało go zaś zachowanie kapłanki, tak niepodobne do służebnicy Lathandera.
Zapukał do drzwi komnaty, mówiąc.- Mogę wejść?
- Proszę - Rozległo się obojętnym tonem ze środka.
Gdy Tengir wszedł, ujrzał Fiarę w brązowej sukience, stojącą w pobliżu biurka, przy oknie. Kobieta wpatrywała się najwyraźniej chyba przez nie po prostu bez celu... . Na widok mężczyzny cicho westchnęła.
- W czym mogę pomóc kolejnemu z was? - Mówiąc to, położyła nacisk szczególnie na ostatnie słowa.
- Rozumiem, że jesteś zmęczona i...rozgoryczona sytuacją.- rzekł czarnoksiężnik, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do biurka...Spojrzał na ewentualne dokumenty leżące na nim, starając się je odczytać.- Południowe Dęby toczy choroba...Niewidoczna i cicha, ty leczysz jej objawy...Rannych mieszkańców. My próbujemy dotrzeć do jej przyczyn, i je zwalczyć. A twoja pomoc i współpraca może nam w tym pomóc. Moi towarzysze znaleźli niedaleko chatkę, a w niej zabitych w brutalny i okrutny sposób mieszkańców. Także Aramil został zamordowany ze szczególnym okrucieństwem...Nie chcę pozwolić na kolejne takie przypadki, a ty?
- Ludzie zabici w chatce?? - Zdziwiła się zaskoczona Kapłanka - Na Lathandera, nic o tym nie wiem!.
Fiara usiadła w końcu przy biurku wpatrując się w Tengira. Mimo, że znajdowało się tam i krzesło dla ewentualnego gościa, nie raczyła wskazać go mężczyźnie choćby gestem.
- Możesz mi opowiedzieć coś o Aramilu i Amrze. Jak dobrze ich znałaś. Jakim elfem był druid?- spytał Tengir, nadal stojąc. Brakiem grzeczności u służki Pana Poranka, jakoś się nie przejmował.
- Czyli kolejne przesłuchanie tak? - Kobieta zmrużyła oczy i postukała palcami po blacie biurka - Przychodzicie tu wszyscy po kolei i wypytujecie mnie i wypytujecie. Jeśli powiem jednemu z waszej grupki to trzyma tą wiedzę tylko dla siebie nic nie mówiąc swoim towarzyszom?. Dziwni jesteście awanturnicy, bardzo dziwni... . Jak już wcześniej mówiłam, Amry nie znałam osobiście, była samotniczką i stroniła od pozostałych mieszkańców, a mnie nic do tego, nie wścibiam więc nosa w czyjeś życie. Aramila owszem, znałam, i to dobrze, był bardzo dobrym Druidem - Spojrzała gdzieś w ścianę, nad czymś myśląc... .
Miała rację...Drużyna nie była całkiem szczera wobec siebie. Ale czarnoksiężnikowi to nie przeszkadzało. Nieufność była częścią jego natury. Ale nie widział powodu, by wtajemniczać w to Fiarę.
- Raczej jest inaczej. Tak się akurat złożyło, że moi przyjaciele, którzy przybyli z tobą porozmawiać...Nie uzyskali od ciebie zbyt wiele informacji. Więc ja postanowiłem spróbować.-rzekł Tengir nadal stojąc, podszedł do okna.- I nie traktowałbym tego...w kategoriach przesłuchania.
- Jak zwał tak zwał, a tamta dwójka nie była jedynymi pytającymi. Ile razy można odpowiadać na to samo? - Burknęła Fiara.
- Prawdopodobnie zanim osiadł, Aramil był poszukiwaczem przygód. Wspominał czasem tamten okres swego życia, przygody, przyjaciół, wrogów. Ten kto go zabił, pastwił się nad jego zwłokami...-tego Tengir nie był pewien, ale wolał oszczędzić kapłance swych bardziej ponurych podejrzeń.-...zatem, możliwe że morderca dobrze znał Aramila i szczerze nienawidził.
- Nie wiem czy Aramil miał jakiś wrogów, w Dębach raczej nie, był ogólnie lubiany... a sama go chowałam, więc wiem jak wyglądał - Kapłance minimalnie drgnęła szczęka.
-Ponoć zaginieni...chorowali tuż przed zniknięciem. Wiesz coś może o tym?- dopytywał się Tengir.
- Starałam się im jakoś pomóc, wyleczyć, jednak nie potrafiłam nawet z pomocą Pana Poranka, a potem... zniknęli.
-Czy w Południowych Dębach ktoś praktykuje magię wtajemniczeń, a może ostatnio przez to miejsce przewinął się jakiś podejrzany typek. Mord w chatce łatwo skojarzyć z rytuałem przywołania demona.- dodał czarnoksiężnik i następnie rzekł.- I jeśli to nie będzie kłopot, chciałbym żebyś mi towarzyszyła w ewentualnej wyprawie do tamtego miejsca. Najlepiej z wodą święconą. Możliwe że jedynie twa kapłańska moc odpędzi złe moce z tamtego miejsca.
- Demony? - Zdziwiła się kobieta, po czym przewróciła oczami - Ja mam tam z tobą iść... i może teraz, na wieczór?. Sprawdzić to można, wodą święconą pokropić, jednak większego sensu w takich czynnościach nie widzę... .
-Nie wieczór, tyko jutro rano.- odparł Tengir spoglądając na kapłankę.- Miejsce zbrodni jest splugawione. A jedno plugastwo przyciąga do siebie inne. A Południowe Dęby, mają i tak dość kłopotów, bez duchów, którym straszliwa śmierć nie pozwoliła przejść na drugą stronę. Więc miejsce zbrodni dobrze byłoby oczyścić z aury zła i strachu.
- O tym nie pomyślałam - Fiara spojrzała Tengirowi pierwszy raz całkiem zwyczajowym wzrokiem prosto w oczy, bez jakiegokolwiek zdenerwowania, czy ogólnej złości wywołanej pytaniami - Może faktycznie tam przebywa jakiś duch albo co... .
-A czy w Południowych Dębach mieszka ktoś parający się magią wtajemniczeń. A może ktoś taki ostatnio się tu zaczął kręcić?- spytał czarnoksiężnik.
- Jakiś Mag lub Kapłan?. Nie, nie mamy tu nikogo takiego, a przynajmniej nikt o nikim takim nie wie, może ktoś potajemnie coś takiego praktykuje, choć to raczej niemożliwe do ukrycia, mieszkańcy jak to mieszkańcy, prędzej czy później ktoś by coś przypadkowo zauważył... .
- Ten Kosef...zdaje się zaczął sprowadzać najemników zanim zginął druid. Może wiesz czemu? Po co mu byli? –spytał Raetar.
Fiara wydała z siebie ciche westchnięcie, powoli jednak najwyraźniej już zdenerwowana pytaniami mężczyzny.
- Nie wiem, nie przywiązałam do tego uwagi, nie pamiętam. Przybyli raczej po śmierci Aramira.
- I jeszcze moja prośba...Niewykluczone że prędzej czy później zjawi się kolejna osoba z podobnymi objawami co poprzedni zaginieni. Czy możesz mnie...nas powiadomić w takiej sytuacji? Być może uda nam się zapobiec kolejnemu zaginięciu.-dodał Tengir uśmiechając się delikatnie.
- Jeśli tak będzie to się o tym dowiecie - odparła sucho Kapłanka.
- I jeszcze kwestia...jutrzejszego rytuału oczyszczenia. Masz jakieś wymagania lub sugestie co do towarzyszących ci osób? Jeśli jakoś moglibyśmy pomóc w tej materii.- czarnoksiężnik uznał iż kapłanka z chęcią współpracująca z drużyną, będzie lepszym wsparciem, niż kapłanka współpracująca z obowiązku. Dlatego starał się by Tengira i jego towarzyszy uznała, za bohaterów. Takich jakimi kreował ich Dazzaan.
- Mnie to obojętne kto ze mną pójdzie, jeśli między wami nie ma Kapłana, to i tak do niczego się nie przydacie - Kobieta wstała, po czym założyła rękę na rękę, wpatrując się z dosyć ponurą miną w Tengira. Najwyraźniej... chciała już by sobie poszedł?.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się kwaśno, skłonił przed kapłanką i wyszedł. Rozejrzał po wiosce i wybrał wygodne miejsce w okolicy bramy wjazdową do Południowych Dębów...Usiadł i czekał...Czekał na przybycie druida, czekał by zobaczyć reakcję burmistrza i innych na pojawienie się Nilvena. Był ciekaw co z tego wyniknie...Oby tylko nie musiał czekać zbyt długo. Miał już plany na wieczór.
Fiara okazała się daleka od ideałów kapłanek Lathandera, który był raczej radosnym bóstwem. Może to przemęczenie...A może coś więcej?

***

Czarnoksiężnik starannie się przygotował na spotkanie z Marie. Ogarnął nieco, zaopatrzył w trunek.
I ruszył...Głupio co prawda czuł się w roli nieopierzonego podlotka skradającego się do dziewczyny.
Ale nie chciał narobić Marie, kłopotu... Poza tym była Astearia. A choć nie łączyło ich nic poza sympatią, czasami miał wrażenia że ją...zdradza...Dlatego kryl sie ze swym procederem, choć jednocześnie dostrzegał absurd własnego zachowania. I wtedy właśnie przechodząc obok jednego z pokoju podsłuchał fragment rozmowy...
Jednak nie wszyscy w tej osadzie ich lubili. To akurat Tengira nie dziwiło. Bardziej martwiły go implikacje z tej rozmowy wynikające. Ktoś zamierzał zrobić im coś złego tej nocy. Wynikało to ze zdania, które podsłuchał. Tengir nie zamierzał na to pozwolić, ale... wszystko w swoim czasie.
Tengir wyszedł z karczmy i ruszył obchodząc karczmę dookoła. W jednym ręku trzymał butlę dobrej jakości wina...Nie z tych najtańszych, ale też i nie z tych najdroższych trunków. Wreszcie wypatrzył pokój dziewczyny. Świeciło się światło, więc zbliżył się odrobinę... zachowując jednak dystans, by nikt z ewentualnych świadków nie uznał go za podglądacza, bądź włamywacza.
- Mallue’s esch antor ghal.- wypowiedział cicho inkantację. I na miejscu Tengira, pozostała iluzja jego postaci, która znikła parę minut później. A on sam pojawił się znienacka w pokoju Marie.
- Nie przeszkadzam?- rzekł rozglądając się po pokoju dziewczyny, po czym jego spojrzenie spoczęło na samej Marie. Był ciekaw jak się dziewczyna urządziła w swoim pokoiku.
Pokoik Marie był naprawdę niewielki. Tuż przy oknie stała przykryta kocem skrzynia, pod jedną ze ścian dosyć duża szafa kryjące zapewne jej liczne fatałaszki, ozdobiona kolorowymi chustami. Na środku niewielki stolik z dwoma krzesłami, do tego jeszcze małe łóżko oraz szafeczka będąca czymś w rodzaju toaletki z małych rozmiarów lusterkiem, przy którym siedziała zdziwiona nagłym pojawieniem się Tengira kobieta. Miała na sobie dla odmiany białą, luźną sukienkę, która najprawdopodobniej była... nocną koszulą.
- Nie spodziewałam się ciebie tak szybko skarbie - Powiedziała z miłym dla oka uśmiechem, odkładając szczotkę, którą czesała włosy. Wstała, po czym zbliżyła się do mężczyzny, delikatnie muskając jego usta swymi. Jej ciało pachniało czymś lawendowym... .
- O, widzę że masz winko - Wskazała zapraszająco dłonią stolik na środku pomieszczenia.
Marie przygotowała drobne, i różnorodne przekąski, na stole poza dwoma kubkami wyczekującymi obiecanego napoju, na dużym talerzu spoczywały kawałki sera, oliwki, malutkie pomidorki, jakieś małe placuszki, odrobina pieczywa, a nawet pokrojona w małe kawałki wędzona kiełbasa.
Tengir nalał wina do kubków i postawił butelkę na stole ze słowami.- Wyglądasz tak niewinnie i jednocześnie tak pociągająco Marie. Umiesz łączyć skrajności.
- A ty umiesz wyjątkowo dobrze prawić komplementy - Mrugnęła do niego, po czym stuknęła w jego kubek w geście toastu, po czym usiadła przy stole.
Czarnoksiężnik usiadł i skosztował nieco chleba patrząc wprost w oczy Marie i mówiąc.- Zakąski smaczne, ale wydaje mi się...że deser jest jeszcze smaczniejszy.
- Głodny jesteś?. Ja też... - Upiła wina, kryjąc w kubku wyjątkowo wesoły uśmiech, rozbawiona własną ripostą.
-Przyznaję że nie spodziewałem się tylu najemników w Południowych Dębach, kim jest w ogóle ten ich przywódca...jak mu było? A tak. Kosef. Jest tu chyba dobrze znany.- Tengir wypowiadał te słowa pozornie obojętnym tonem. Uśmiechnął się do Marie.- W moim zawodzie dobrze wiedzieć co nieco o konkurencji.
- Kosef to miejscowy, już od dawna przebywa w Dębach. Co ci mogę o nim powiedzieć?. Miły facet, czasem wręcz okropnie miły, a flirtuje w najlepsze z tą pindą Dagnal. A skąd te jego typki przybyły to nie mam pojęcia... - Wzięła kawałek sera.
-Dagnal?- Brew Tengira uniosła się w górę, a twarz wykrzywiła w wesołym uśmiechu.- Nie wiem czy to objaw perfidii czy desperacji. Rozumiem, że Dagnal może się podobać krasnoludom, ale z mojego punktu widzenia...cóż...Ja na przykład gustuję w pięknych kobietach.
Po tych słowach wziął ciastko i podał Marie do ust, ze słowami.- Słodycz lepiej do ciebie pasuje.
Marie zjadła ciastko prosto z dłoni Tengira, przy okazji lekko muskając ustami jego palce, i patrząc mężczyźnie w trakcie tej kokieteryjnej czynności prosto w oczy.
-A Eberk? Jak reaguje na te zaloty? Wydawał się być bardzo zaborczym krasnoludem.- spytał Tengir popijając wina.
- Eberk o niczym nie wie, i lepiej żeby tak zostało. Nie lubi jakoś Kosefa i pewnie by go tak kopnął w żyć że ten by do Waterdeep doleciał - Marie zachichotała - Dagnal to wredna jędza, ale czasem mi coś powie, no i oczy też mam to widzę.
-No to teraz dla odmiany skupmy się na tobie.- Rennard splótł dłonie, oparł je na stole. Patrząc wprost na dziewczynę, spytał.- O czym ty marzysz Marie?
Kobieta przez chwilę przyglądała się Tengirowi, po czym napiła wina, a następnie zjadła drobinkę kiełbasy. Wyraźnie wahała się z odpowiedzią... .
- Ale nie będziesz się śmiał? - Spytała w końcu poważnym tonem - No więc... marzę o... o mężu. O kochającym mężu, i o gromadce dzieci. Wiem, strasznie głupie, pomarzyć jednak można. Nawet dziwki marzą... .
Jej oczy dziwnie się zaszkliły, i wypiła jednym duszkiem zawartość swojego kubka.
- Nie jesteś dziwką.-odparł Tengir uśmiechając ciepło.- Nigdy tak o sobie nie myśl. Bardziej kurtyzaną...chociaż. Nie wiem. Ale dziwką nie jesteś na pewno.
Marie spojrzała uważnie na mężczyznę. Nastała chwilowa cisza, a na jej ustach pojawił się drobny uśmiech, ledwie na moment, niczym mrugniecie oka. Chwyciła dłoń mężczyzny dokładnie w momencie, gdy po jej policzku spłynęła łza...
Tengir spojrzał na dziewczynę, dodając.- To nic złego lubić akt miłosny... I nic dziwnego w marzeniu o mężu i dzieciach. Zazdroszczę ci nawet. Ja nie mogę o takich rzeczach marzyć.
-A dlaczego nie możesz? - Szepnęła niepewnym głosem, szybko ocierając pojedyncza łezkę na twarzy.
-Chodź tu do mnie na kolana.- rzekł z uśmiechem Tengir, klepiąc swe udo.
Marie nalała ponownie wina do obu kubków, sporo ze swojego upiła, po czym usadowiła się szybko na kolanach mężczyzny, zarzucając jemu ręce na szyje.
Tengir położył dłoń na udzie dziewczyny...przesuwając po nim powoli. Cienki materiał nocnej koszuli nie był barierą dla doznań zmysłów.
- Bo widzisz, mam wrogów i wiążąc się tą którą kocham...kochałbym.- westchnął Tengir, spoglądając w twarz Marie.- Naraziłbym ją na wielkie niebezpieczeństwo. Najpierw muszę zakończyć pewne sprawy, by być naprawdę wolnym, Marie.
Marie uśmiechnęła się wyjątkowo milo zaskoczona takimi słowami, po czym mocniej przytuliła do mężczyzny i wtuliła twarz w szyje Tengira.
- Nie wiedziałam że z ciebie aż taki romantyk... - Szepnęła, lekko wodząc nosem po jego uchu.
-Nie wiem czy to romantyczne, unikanie widoku cierpienia bliskich.- westchnął czarnoksiężnik, dłonią podciągając koszulkę nocną Marie i wsuwając pod nią swą dłoń...palce Tengira dotykały jedwabistej skóry uda dziewczyny.-Mogę cię spytać o Katie? Nie interesuje mnie ona, co prawda. Ale musiałaś zauważyć półelfiego barda wodzącego za nią maślanymi oczami.
- Drażnisz się ze mną... - Zadrżała odrobinę pod jego dotykiem, po czym delikatnie ugryzła go w ucho - A widziałam, widziałam, Katie jest bardzo nieśmiała, chciałeś spytać o coś dokładniej?.
-Ja to nazywam budowaniem nastroju.- Tengir uśmiechnął się przełykając ślinę, Marie zapewnie wyczuła wzrost jego pożądania.- Chciałbym wiedzieć, co lubi, jakie potrawy, jakie kwiaty...Ma brata, ale chyba nie ma chłopaka?
Palce Tengira posuwały się wyżej i wyżej po udzie Marie.
- A po co ci to o Katie wiedzieć? - Kobieta zbliżyła swoja twarz do twarzy Tengira - Chłopaka nie ma...
Zarumieniona Marie lekko rozchyliła nogi.
- To jeszcze smarkula... nigdy jeszcze nie miała...
-Powiem Ruliusowi...trochę to smutne, te jego niemrawe podchody.- Rzekł Tengir całując wargi Marie delikatnie, pieszczotliwie. W przeciwieństwie do palców czarnoksiężnika, które drapieżnie i zachłannie wsunęły się między uda dziewczyny.
- Oj smutne... ach! - Cichutko jęknęła drżąc na całym ciele, po czym niespodziewanie polizała usta mężczyzny, a następnie go namiętnie pocałowała.
-Jesteś bardzo wrażliwa, moja droga.- rzekł Tengir przerywając igraszki po koszulą nocną Marie.- Swoją drogą, jakie kwiatki lubisz?
- Wiesz jak mnie rozpalić - Zamruczała - Kwiatki?. Kwiatki... byle były ładne - Zachichotała.
-A co z Katie? Jakie ona lubi?- spytał czarnoksiężnik wodząc dłonią po udzie i spoglądając to na twarz to na biust Marie.
- Katie? - Kobieta lekko uniosła głowę w górę, zastanawiając się nad odpowiedzią, a jedna z jej dłoni znalazła się wcale nie przypadkowo na dekolcie, gdzie zaczęła się lekko gładzić po skórze - Katie lubi chyba maki i chabry...
- Pasują do niej...- wzrok Tengira skupił się na tych palcach, czarnoksiężnik wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany, dodał po chwili.- do ciebie, chyba bardziej czerwone róże...oszałamiające zapachem.
- Róże... - Marie przymknęła na moment oczy, zupełnie jakby się rozmarzyła z tak drobnego powodu - A skąd tu róże? - Az na Tengirze podskoczyła, po czym oboje się roześmiali.
Czarnoksiężnik objął dziewczynę w pasie i przytulił do siebie mrucząc.- Nie mają tutejsze chłopy ikry. Będziesz cudowną żoną Marie.
Głowa czarnoksiężnika spoczęła na miękkim biuście dziewczyny.
Marie objęła czule głowę Tengira, przytulając go do siebie jeszcze bardziej, po czym głośno i dosyć specyficznie odetchnęła. Najwyraźniej ostatnie słowa mężczyzny wyjątkowo jej się spodobały. Wplotła palce w jego włosy, lekko głaszcząc głowę.
-Powiedz mi Marie, burmistrz i jego córka Grea. Znasz ich dobrze?- Tengir nie czuł potrzeby podnoszenia głowy z piersi dziewczyny, ponownie wsunął dłoń pod koszulkę nocną dziewczyny i zaczął pieszczoty jej uda.
- Trochę znam... w takim miasteczku jak Dęby każdy zna praktycznie każdego, a co byś o nich chciał wiedzieć?. Nie wiem sama co mogłabym powiedzieć - Ściszyła glos do szeptu - Grigor to tchórz i dusigrosz, a Grea pyskata wielce.
- Dusigrosz... nie wykłada... lekką ręką czterech... tysięcy... sztuk złota za... głowę elfki.- Tengirowi coraz trudniej było się hamować. Jego wargi, pomiędzy wypowiadanymi słowami pieściły szyję Marie.- Chyba...że chce... mnie oszukać...I ...co ...ma się ...zdarzyć...za...dwa dni?
- Cztery tysiące sztuk złota? - Marie była wyraźnie zszokowana ta informacja - Taaaaki skarb... . Nie wiem kotku co ma być za 2 dni, a może cos podejrzewasz? - Zaczęła wodzić palcem po jego karku.
- Burmistrz...rządzi tu...od lat, prawda? Na pewno...w wiosce znajdą... się chętni ...by go.. zastąpić...Kłopoty...jakie spadły...na...was...Mogą...służyć...temu...by objawił się...ktoś...kto... okaże się...lepszym przywódcą...od Grigora...Są organizacje...potężne...które...pomagają farbowanym lisom...przejąć władzę w takich...miasteczkach...jak to.- do warg pieszczących szyję dziewczyny, dołączyła dłoń pieszcząca piersi, przez cienki materiał koszulki nocnej.- Dwa...dni...Grigor...chciał dopłacić...jeśli złapiemy Amrę...w dwa dni...Miej...oczy...i uszy...otwarte...szeroko.
- Mmmmmm - Kelnereczka w ten oto dziwny sposób najwyraźniej przytaknęła na wszystkie słowa Tengira, po czym pochwyciła rąbki swojej koszuli nocnej i uniosła ja nieco w górę, odsłaniając uda.
- Tengirze... - Szepnęła z wymalowanym pożądaniem na twarzy. Czarnoksiężnik przesunął palcem po udzie dziewczyny, uśmiechając się lubieżnie.- Tym razem chyba palec nie wystarczy, prawda? Więc może wybierzesz wygodne miejsce.
-Mam pomysł - Marie zeszła z Tengira siedzącego na krześle, po czym wyjątkowo szybko sprzątnęła wszystko ze stołu na puste krzesło, a następnie usiadła na pustym juz blacie tuz przed mężczyzną. Powoli rozchyliła nóżki, jednocześnie podnosząc materiał odzienia w górę...
Tengir kucnął i wargami oraz językiem smakował skórę ud dziewczyny w posuwając się w górę, przy okazji mruczał.- Obiecaj mi jedno Marie...dobrze. Że nie będziesz wychodziła poza obszar osady i jeśli zauważysz coś niezwykłego przybiegniesz do mnie i mi powiesz.
- Obiecuje... - Jęknęła obejmując dłońmi jego głowę i kierując we właściwe miejsce - Obiecuje...
Tengir zajął się pieszczotami jej czułego miejsca, wyładowując ruchami języka energię, jaka się w nim kumulowała od dłuższego czasu. Jednocześnie dłońmi oswobadzał dolną partię ciała z odzieży.
Coraz bardziej porwana fala rozkoszy Marie położyła się już całkowicie na stole, poddana miłostkom zaprezentowanym jej przez mężczyznę. W pewnym momencie Tengir zaś zauważył, jak kobieta sama pieści swoje piersi, co dosłownie rozpaliło w nim krew... .
Czarnoksiężnik połączył się kobietą gwałtownie...żar rozpalony przez Marie, pochłonął go całkowicie, a jego dłonie dołączyły do jej dłoni w ubóstwianiu ciała dziewczyny....Stolik skrzypiał podczas tych miłosnych zapasów...Objąwszy dziewczynę w pasie uniósł do pozycji siedzącej, by i usta dołączyć do pieszczenia Marie.
Dłonie czarnoksiężnika zachłannie obejmowały, pośladki... Usta wiły się po jej wargach, szyi, lubieżnie i szybko...Docierały do biustu Marie, język smakował skórę jej piersi. Dłonie oplatały jej pośladki.
Energia miłosnych zapasów ciągle rosła...aż oboje osiągnęli szczyt rozkoszy. Głośno dysząc kelnereczka opadła ciałem na stolik, a Tengir pieszcząc jej dłonią skórę jej piersi rzekł.- Moja droga...jesteś cudowna. Niestety, obowiązki wzywają. I nie mogę zostać dłużej. Nie tym razem.
Milcząca Marie spojrzała na Tengira z wyraźnie skwaszoną miną.
- Ale nadrobimy tę noc przy innej okazji.- rzekł Tengir zakładając odzienie i uśmiechając się.- O ile nadal masz ochotę na nasze kolejne spotkania.
Marie sięgnęła po swoje odzienie, po czym ubrana usiadła na krześle przy stole, zakładając nogę na nogę, a obie dłonie opierając na kolanie.
- Czyli tak po prostu sobie teraz idziesz tak?. Dostałeś co chciałeś, a teraz wychodzisz? - Jej głos był wyjątkowo zimny... .
Tengir usiadł na stole obok niej, mówiąc spokojnym tonem. – Idę bo...coś złego ma się wydarzyć. Coś, czemu muszę zapobiec.
Dłoń czarnoksiężnika przesunęła się po włosach kobiety, gdy mówił.- Marie, naprawdę chciałbym zostać tu przy tobie, porozmawiać...Jeśli mógłbym ci jakoś wynagrodzić to, że cię muszę opuścić. Powiedz, a postaram się spełnić twe żądanie. Ale nasze spotkanie, dziś...Naprawdę muszę iść. Taką mam robotę.
Marie wyraźnie unikała spojrzenia Tengirowi w twarz, i niezadowolona takim obrotem spraw kobieta aż do przesady kręciła nosem.
- Dobrze, to idź - Burknęła, i w końcu spojrzała prosto na mężczyznę, wyciągając nagle przed siebie w oczekiwaniu dłoń. Wyraźnie coś od Tengira chciała... .

Ech te kobiety. Nawet takie kobiety.
Czarnoksiężnik w duszy się gotował...Że też zachciało jej się stroić fochy! Niech się onazdecyduje, czego od niego chce! Westchnął jednak cicho, a jego twarz nadal była spokojna, całkowicie skrywają wewnętrzną irytację.

Czarnoksiężnik kucnął naprzeciw dziewczyny i...nagle jego twarz przysunęła się do jej twarzy. Usta wpiły się w jej usta w drapieżnym pocałunku, wykorzystując zaskoczenie.
Zdziwiona Marie, po początkowym sukcesie Tengira w zespoleniu ust, była jednak wyraźnie... zła na takie postępowanie mężczyzny, w trakcie jeszcze owego pocałunku coś mrucząc pod nosem. Jednak dłoń Marie poczuła coś...twardego. Zimnego. Tengir odsunął się od dziewczyny, by mogła przyjrzeć się przedmiotowi zostawionemu w jej dłoni.

Był to spory kryształ górski, czarnoksiężnik spojrzał w oczy Marie dodając.- Klejnoty najlepiej do ciebie pasują. A ten...sporo mnie kosztował.
Zdziwiona kobieta otworzyła nieco szerzej oczy, wpatrując się w klejnot. Powoli, bardzo powoli, na jej ustach pojawił się uśmiech. Zły humorek zniknął wyjątkowo szybko.
Czarnoksiężnik pogłaskał Marie po policzku mówiąc.- Przestań się na mnie dąsać. Gdybym mógł, zostałbym z tobą całą noc. Wiesz o tym.
- Dobrze skarbie, ale proszę cię żebyś następny raz mnie uprzedził, przygotowałam przekąski...
-Obiecuję...Marie, klejnociku ty mój.- odparł czule Tengir mając nadzieję, że to wystarczy by całkiem udobruchać urażoną kobietę.
Tengir spojrzał na sufit pokoju Marie podszedł bliżej do drzwi prowadzących na korytarz. Zmarnotrawił tu już wystarczająco czasu na przeprosiny.Sięgnął po rapier i wyciągnąwszy go, spojrzał przez ramię, uśmiechając posłał całusa dziewczynie. Po czym rzekł.- Mallue’s esch antor ghal.-
I w pokoju Marie, przez chwilę przebywała iluzja czarnoksiężnika, która rozmyła się na jej oczach, a sam Tengir....

Czarnoksiężnik pojawił się na korytarzu piętra z obnażonym rapierem, tak jak sobie to wyliczył. Liczył też na łut szczęścia. Na to, że uda mu się złapać sprawcę, na gorącym uczynku. Jeśli jednak , by się to nie udało...Zamierzał czekać w swym pokoju. Tengir trzymając rapier rozejrzał się po korytarzu, do którego się teleportował. Nie wiedział bowiem z jakim niebezpieczeństwem przyjdzie mu się zmierzyć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-06-2009 o 23:27.
abishai jest offline