Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2009, 15:49   #379
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Błysk w oku Szamila zdecydował. Elf przodem, Krasnolud za nim. Krasnoludowi podobała się cisza jaka zastała. Nic tak nie koi duszy jak cisza. Zacisnął pewniej dłoń na rękojeści. Ściągnął kuszę z pleców i położył koło Sathema. Czas wyruszyć na polowanie.

Szedł spokojnie za Elfem. Za pół elfem i pół demonem, rzecz jasna. Wyczuwalne było to z daleka, co raczej nie dawało im przewagi z racji zaskoczenia.

Szamil miał czasami kłopoty z przedarciem się przez szczeliny. Takich kłopotów nie miał Krasnolud. Przeciskał się lekko i zwinnie. Jak na krasnoluda przystało. Oczy już się przyzwyczaiły do ciemności. Całkowicie. Wdział dużo. Nie miał doskonałego wzroku, nie pochodził z podziemi jak jego pobratymcy, to też mógł mieć gorszy wzrok. Lecz instynkt został. Od razu wiedział, że odchodzący w prawo tunel doprowadzi go do Drowa.

Szamil poszedł dalej, głównym tunelem. Karzeł skręcił w prawo nie dając nic po sobie poznać. Szedł jakiś czas w zupełnej ciemności. Jego oczy zaciekle łapały każdy poblask. Nic. Ciemność. Szedł praktycznie po omacku aż wszedł po drugiej stronie. Nie było tam światła, co to, to nie. Ale było jaśniej. Widoczność powróciła. Wstał po cichu i rozejrzał się uważnie przygotowany do bitki. Mroczny elf mógł być wszędzie.

Stał chwilkę. Ruszył się jak tylko usłyszał odgłosy walki. Zrobiło się raptownie zimniej. To był Szamil. Kall'eh uśmiechnął się i ruszył w stronę odgłosów. Do puki walczyli nie miał się co bać, że go usłyszy. Zatem ruszył z truchta. Tam gdzie mógł, a za wiele takich możliwości nie miał. Zatrzymał się dopiero gdy zobaczył iskrzenie się dwóch napotkanych broni. To oni. Wycofał się.

Stał w ciemnościach, tak by tylko słyszeć co się dzieje, w dość dużej komnacie. Stalagnaty tworzyły tutaj wielkie kolumny. Dało się otwarcie walczyć. Uśmiech ponownie pojawił się an ustach krasnoluda.

Walka ustała. Cisza choć nie całkowita rozsiała się wszędzie. Słychać było tupanie. Jakieś chlapnięcie. Zgrzyt. Karzeł stał w ukryciu na drugim końcu komnaty, do której właśnie wszedł drow. Kall'eh zdziwił się lekko, normalnie zostałby zauważony przez przedstawiciela mrocznego ludu. Ten musiał być już zmęczony. Szkoda...

- Ooo... Widzę, że to danie potrafi się odegrać... - krzyknął drow poczym schował się za jednym ze stalagnatów. Dość dużym by go całego skryć.
- No dalej, chodź i skończ to co zacząłeś!!!
- Puzwolisz, ino żem ja tło skuncze? - rozległ się głos Kall'eha.
Może zmęczony ale zwinny. Obrócił się w mig i już miał sejmitar w zdrowej ręce. Ranna ręka się jeszcze ociągała. Kall'eh wiedział, że może mieć nie lada problem z walką na równym poziomie z takim przeciwnikiem. Nie był przecież szkolonym zabójcą. Nie on.

W powietrzu świsnęły dwa ostrza rzucone przez krasnoluda. Dwa sztylety spowodowały tylko tyle, że drow się uchylił i przekręcił. Ale na nic więcej Kall'eh nie liczył. Ruszył z impetem. Niski, zwinnie poruszający się punkt parł na elfa, który jeszcze prostował się. Ostrza zabrzęczały. Kall'eh ciął pieszczochem od zranionej ręki. Lecz ten jednak sparował. Kopniak w nogę. Nie trafił - stalagnat. Szybki zwód i cięcie w drugą stronę. Drow się obronił, stał teraz plecami do formacji skalnej i uderzył dwoma sejmitarami naraz. Topór dwarfa wziął to na siebie. Karzeł się zaparł. To było silne uderzenie. Kall'eh zrobił zamach i zaatakował z dużym impetem. Nie trafił, a raczej elf się uchylił i całą moc uderzenia przyjął stalagnat. Karzeł nie zwolnił nawet na chwilę i z obrotu uderzył jeszcze raz... W stalagnat. W to samo miejsce...

Do reszty doszło lekkie drganie i ogromny huk. Potęgowany jednak w dużej mierze przez echo.

Uderzony stalagnat załamał się i runął na mrocznego elfa. Kila większych kawałków uderzyło go w plecy. Niestety.. albo i stety zbroja nie pomogła pod takim nawałem skały. Leżał lekko się jednak ruszając. Dysząc jeszcze.

- Wy muże ino i żyjeta w grotach ale my je budujemy....
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline