Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2009, 22:03   #93
Lunar
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny

Siergiej Bielyj

Tu gdzie kończył się rozum, tu się nawet nie zaczynała metafizyka. Siergiej półprzytomny pełzł trąc zmęczoną klatą o ścianę łukowatego, ciasnego, kurewsko klaustrofobicznego korytarza na skrzydle Dziedziny. Czuł jak chropowata ściana nie szanuje materiału jego ubrania. Z litości dla biedaka, zarzucił wyjątkowo wrażliwy srebrny krawat na plecy, wyglądając tak jeszcze żałośniej.
Nie spoglądał na przechodzących magów. Ci pajace spojrzą na niego jak na każdego innego, dostrajając jego obraz do swojego postrzegania. "Kolejny wariat." "Hehe. Ciekawie musi postrzegać Rzeczywistość." "To iście ciekawa Ścieżka, jaką podąża ten młody człowiek."
Hej! Wcale nie taki młody.
Jego ciało było wrakiem, który trzymał w sobie ducha, który zbyt szybko umarł. Filozofia to największa zbrodnia wszechczasów. Kto się w nią wgłębia, umiera.
Biblijna jest to śmierć wtórna. Popiół twego ciała to zwykłe następstwo. Życie posągu, dzieła, jest jego świetnością. Wraz z pierwszą wadą, uszczerbkiem i rysą, zaczyna się początek powolnej drogi do zniszczenia. Stłuczone lustro jeszcze poistnieje, nim zostanie stopione przez tysiąclecia deszczu na wysypisku.

* * *

Zanurzył się.. w głęboką.. zimną pościel swojego łoża z obozu koncentracyjnego. Nagrobka kołdry z igieł. Chcesz się nakryć, bo ci zimno. Pierz cię dusi, więc go odkrywasz. Brakuje ci oddechu. Chcesz powietrza!
Zanurzył się.. w głęboką, zimną pościel.. i nie zauważył, kiedy chłód kołdry, zamienił się w przerażający chłód snu.


- Dlaczego pada tak chujowy deszcz?
Wydarzenia w Dziedzinie poza czasem, przestrzenią oraz ludzką myślą, były niereformowalnymi starociami.
Teraz racjonalność jego umysłu w końcu go dopadła, oplatając wokół niego swoje sieci. Tak długo jak żył z nią, dawała mu przetrwanie. Była jego oddechem, zapewniając, iż następnemu również nic nie zagrozi.
No spójrzmy na to. Ja to wszystko wytłumaczę. Jesteś punktem. Brykasz sobie w najlepsze jak dziwka na kolejnym obleśnym kliencie, aż tu nagle.. no właśnie.
"Co-to-kurwa-jest?"
Nie. Dobrze. Powtórzmy to. Teraz obraz stanie się szerszy. Odrzućmy decepcje, egzystencjalizm i chrzanienie filozofów sprzed stu lat. Jesteśmy sami. My tworzymy. Czekaj! Jacy my? JA!
A zresztą..
Przyznaj się sam przed sobą. Nic więcej już nie wymyślisz. Nie wywołasz więcej szybszych oddechów. Nie wywołach kolejnego swędzenia w kroczu żadnej damy. Nie będziesz kimś. Nie będziesz zwierzem. Nie będziesz człowiekiem. Nie dokonasz. Nie zrobisz. Nie wykażesz się. Zrozum. Chwilowe pasje szybko się rozpływają. Teraz.. teraz..
- Cała filozofia jest do dupy. - powiedział. Nie wiedział, czy to jego usta. Jego ciało nie czuło.

- Boże! Ja nie chcę! Przepraszam! Byłem taki do bani! Boże.
- Boże.
- Boże..
- Jezusie. Dlaczego boję się wołając do ciebie przekląć.
- Byłem zjebany!
- Słyszysz?!
- Tak. Wyzywam.
- Ech nie. Próbowali i przede mną.
- Dlaczego jestem uwięziony w sobie? Nie podoba mi się cała ta wasza pierdolona nirwana. Nie chcę nieistnieć. Chcę żyć. Chcę czuć. Chcę oddychać. Chcę brnąć!
- Nie da się?
- Mówisz?
- Nie.. Eden nie jest dla mnie. Ma zbyt oczojebne kolory Panie.
- Zielony.
- Boże.. Boże.. co się ze mną dzieje. Gdzie moja szyja?
Tak chciał złapać się za szyję. Poczuć przełknięcia i drgania jabłka Adama. Nie było takiej opcji.


Och. Co za jasność. Siergiej drżał całym swoim ciałem, choć martwe leżało w trumnie miękkiej kołderki słodkich przyjemności. Porażające uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę ze snu. Nie może poruszyć ciałem. Musi zostać w tym więzieniu.
Przerażające?
Być może. Ale nie wolno zatracić myśli.
Skoro nie ma drogi na zewnątrz..
..to trzeba brnąć w głąb. Aż odnajdziesz dno. Piękno dna. Podstawę. Fundament. Boską cząstkę.
- Jest! Nie ma krzty zieleni! To mój Eden!
Orzechowa ścieżka ciągnęła się przez lodowate ściany nieprzeniknionej trubiobiałej śnieżycy tajgowych igieł. Jak bardzo pragnął, by ścieżka ta się nie kończyła i nie miała początku. Chłodne odosobnienie myśli. Miejsce piękne i odległe, nieznane głupcom. Pieprzcie się. Syberyjskie piękno jest dla wybranych.
Tu jednak była samotność. Krajobraz zmieniał się. Musiał utrzymać ten obraz. Nie chciał obcego zielonego lasu. Nie chciał miasta. Chciał śnieg. Spokój. Ukojenie. - Boże, dlaczego nie mogę się na nowo urodzić? Lepszym. Zdrowszym. Bez wad. Zepsułem wszystko w sobie! Nic tego nie naprawi!

* * *


Nieziemskie. Nienaturalne piękno. Poprzedni obraz nużył jego umysł. Znużony umysł jest niekontrolowalny. Natychmiastowo wyrywa się z okowów, szalony niczym uwięziona w polu elektromagnetycznym cząstka elementarna. Drżący, wibrujący proton na oceanie dźgnięć nożem między żebra słodkiej, rozkosznej świadomości jutra.
Bo nie ma nic gorszego, niż zasnąć, bez nadziei na to, iż jutro będzie lepsze. Sen. Ostatnie lekarstwo i ostatnia ucieczka, staje się czymś, na czym nie można polegać. Czymś, czego się obawiasz.
Nie trzeba tortur.
Nie trzeba okrucieństw.
Człowieka można zastraszyć zabierając mu pragnienia, sposobności ukojenia.
Wykreowując go na swój sposób, konsumenta gówna, żyjącego gównem i kochającego gówna, które sam wytwarza.
I obecny system to czyni.
I religia przepadła. I filozofia. I sztuka. I Witkacy nie dożył, by stwierdzić, że pojawiły się dwa kolejne bożki. Piękna ideologia, ostatni zryw optymistycznego widzenia. Katastrofizm nienawidzący ideologii, wyrosły wobec niej. Następnie bunt. I konsumpcjonizm.
Kiedy umrą obecni bożkowie?
Jacy będą następni!?

Wszedł w wodę czując woń oddychającego lasu. Udającego zmarłego, śpiąc pod czystym mlecznym puchem. Śnieg nie jest srebrzysty. Nie jest poetycki. Jest.. jest po prostu taki jaki jest. A taki jest piękny. Nie trzeba poetyzować tej krainy. Poezji potrzebują wasze śmieszne południowe i zachodnie krainy.
- Tak mnie boli głowa..

Lodowatość hibernowała jego ciała i studziła tchnienie. Obronny dreszcz na ciele oddał się uczuciu zimnego wytchnienia.

* * *


- Czy zaszłem wystarczająco w głębię, by poczuć siebie?
- Kiedy sen stanie się po prostu snem. Najpiekniejszym procesem oddanym nam przez Absolut. Najlepszym lekiem. Defragmentatorem chaosu dnia, który uporządkowuje wszystkie szaleństwa i znajduje w nich upragniony ład. Sen..
sen..
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 29-06-2009 o 13:01.
Lunar jest offline