Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2009, 18:09   #3
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Noc była ciężka. W sumie każda noc następująca po wydarzeniach w Denver nie należała do łatwych. I nie chodziło bynajmniej o problemy z zasypianiem czy insomnię. MJ ostatnimi czasy spała jak kamień. Zasypiała natychmiast, a sen miała ciężki jak z ołowiu. Chyba jedynie potężny wybuch byłby w stanie ocucić ją w środku nocy. Mimo, że spała twardo i stosunkowo długo, wstawała wykończona. Poza jako taką regeneracją ciała noc dostarczała nowych bodźców psychicznych, z którymi dziewczyna nie mogła się uporać. Doszło do tego, że zaczęła bać się nocy. Każdą przegraną walkę ze zmęczeniem uznawała za porażkę. Naprawdę starała się nie myśleć, wyciszyć, lub chociaż zwrócić galopujące myśli na inne tory. Bezskutecznie. Każdą noc okupowała niezmiernym cierpieniem psychicznym połączonym z koszmarami – tak realnymi i pełnymi detali, że zaczęły się jej mieszać z rzeczywistością. Co noc dręczył ją ten sam sen. Denver. Tim padający pod ostrzałem mutantów. Jak w zwolnionym tempie widziała osuwającego się żołnierza, podziurawionego jak sito, w ostatnim odruchu zwracającego pełną cierpienia twarz w jej kierunku. I ona – stojąca bez ruchu, z nogami, które ciężkie jak z betonu odmówiły jej posłuszeństwa. Z gardła chciał się wydobyć krzyk, lecz raptem i głos ją zawiódł. Zamiast rzucić się w jego kierunku, odciągnąć zakrwawione ciało na bok, opatrzyć go, tak, jak to zrobiła już kiedyś… zamiast tego stała otępiała, nie wierząc własnym oczom, odrętwiała, niema, bezwolna… bezużyteczna… Nie była w stanie się ruszyć, odezwać, zapłakać, mrugnąć… Czuła tylko, jak raptem świat wiruje wokół i powietrze uchodzi z płuc. Świat zrobił się ciemny i upadła nieprzytomna na glebę, parę metrów od ciała przyjaciela. Nie wiedziała po jakim czasie doszła do siebie. Gdy otworzyła oczy wszystko było tak jak przed omdleniem. Z tym, że dużo bardziej przerażające i realne. Ciało Tima leżało cały czas w tym samym miejscu, krew wokół zdążyła zakrzepnąć. MJ jak automat pochowała zwłoki i nie oglądając się ruszyła przed siebie, aż napotkała karawanę Mortimera. Przygarnął ją, nie zadając zbędnych pytań. Zresztą, pytanie i tak nic by nie zmieniło. Czasu się nie cofnie, a obecnie nie było chyba na ziemi nikogo, kto nie miałby jakiejś traumatycznej przeszłości. Dziewczyna starała się dużo pracować i mało myśleć. A także ograniczać sen do minimum, co jednak jej się nie udawało. Również tej nocy koszmar powrócił. MJ na nowo przeżywała sceny, obrazy, odgłosy, niemal namacalnie czuła ból jaki Tim musiał znosić na chwilę przed skonaniem… Za każdym razem próbowała we śnie zmienić bieg wydarzeń. Ocalić go, zginąć zamiast niego… Wszystko nadaremne. W jej uszach zadźwięczała kanonada strzałów.

Dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy. Obudziła się na czas – dosłownie sekundy dzieliły ją od widoku, który tak ją przerażał. Tej nocy jednak się udało. Wybawcą okazał się Alex – łomocząc zawzięcie garami nieświadomie zaoszczędził jej jednej nocy cierpienia. MJ wyprostowała się w śpiworze. W uszach słyszała dudnienie własnego serca. Sięgając prawą ręką lewego nadgarstka zmierzyła sobie puls. Arytmia. Nic nowego. To, że ostatnimi czasy się nasiliła i powróciła ze wzmożoną siłą wraz z napadami lękowymi nie było niczym dziwnym biorąc pod uwagę ostatnie przeżycia. Starając się oddychać głęboko i równo MJ wysunęła się ze śpiwora. Na koszulę na ramiączkach założyła czarny półgolf i podwinęła jego rękawy. Brązowa skórzana kurtka leżała tuż obok. Zielone, luźne bojówki i czarne glany dopełniły wizerunku. Dziewczyna nawet nie trudziła się, by się uczesać. Mocno wycieniowane włosy same układały się jak chciały, tworząc niechlujny i zadziorny wizerunek. Wygląd chłopczycy nadawał jej pewności siebie i sprawiał, że jej drobna, słodka twarz o dużych brązowych oczach wyglądała na bardziej bezczelną. Mocny makijaż oka i czarny labret w brodzie również nadawały charakteru. Dziewczyna dała się już poznać ekipie jako pyskata, nie szczędząca przekleństw osoba. Gdy nikt jej nie prowokował siedziała cicho. Kiedy jednak któryś z szowinistów starał się ją zdenerwować głupim gadaniem, odpowiadała bez namysłu. Szczerze mówiąc faceci okropnie ją wkurzali. A już palący faceci w szczególności. Większość z nich nauczyła się już, że przy MJ się nie pali. Inaczej grozi to konsekwencjami natury werbalnej lub, w razie konieczności, fizycznej. Na szczęście tytoń był towarem unikatowym, wobec czego MJ rzadko kiedy miała okazję wyrażać swoje dosadne poglądy w tej kwestii. Odrobinę szacunku żywiła jedynie do Mortimera. Wdzięczna za przygarnięcie, starała się nie sprawiać mu ciężaru ani zawodu. Nie znaczyło to, że nie trwała w swoim uporze i przekonaniu, że jeśli coś ma być dobrze zrobione, zrobi to sama. Ogólnie rzecz biorąc integrowała się mało. Nie przyszła tu by zaprzyjaźniać się z tymi ludźmi. W sumie przyjaźń była ostatnią rzeczą jakiej teraz pragnęła. Jedyne na czym jej zależało to pogrążyć się w pracy. I zapomnieć.

Składając swój śpiwór rozejrzała się po obozowisku. Większość była już na nogach. Blondzia obok niej wydawała się równie znudzona i nieprzystępna. I dobrze, przynajmniej nie obnosiła się ze swoją urodą (z której nie wiadomo, czy nie zdawała sobie sprawy, czy też zwyczajnie jej nie eksponowała... zresztą, kogo to obchodzi). Bracia Dayton jak zawsze wyczyniali jakieś totalnie bezsensowne i dziecinne gonitwy, co było miejscami nawet zabawne. O ile głupota bywa zabawna.

MJ przeciągnęła się aż poczuła chrupnięcie w kręgosłupie. Był to znak, że wystarczy porannej gimnastyki. Jak na dwudziestoczterolatkę nie grzeszyła kondycją. Na wzmiankę Alexa o Hegemonii skrzywiła się. Nie po to stamtąd uciekała, by teraz jak gdyby nigdy nic wracać na stare śmieci. Jedna trauma goniła drugą i im bardziej starała się uciec od przeszłości tym bardziej ta starała się ją dogonić.

"Jak to było? The past will catch you up as you run faster?" – przypomniała sobie słowa jednej z ulubionych piosenek. Chętnie odsłuchałaby ten fragment, ale nie było czasu na słuchanie płyt. Postanowiła, że przy najbliższej okazji pogada z Mortimerem o swoim dalszym udziale w wyprawie. Zdecydowanie NIE BĘDZIE wracać do Hegemonii.

- Co tam pichcisz młody? – uśmiechnęła się do Alexa. Oczy jednak pozostały zimne.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 29-06-2009 o 18:17.
Ribesium jest offline