Jak na okoliczności działała spokojnie. Z rozwagą. Powtarzając sobie, że to tylko zwierzę. Wyjęła z sakiewki kostkę cukru, zmełła ja w palcach wypowiadając zaklęcie. Bardzo proste. Wiatr zawirował, zapachniał piżmem i … zgasł. Skupiła się. Nie patrzeć na uwieszonego za nogę chłopca, na resztę ludzi w śmiertelnym uścisku. Oddychać. Znowu coś rozkruszała w rękach. Wszystko inne na pokładzie docierało do niej jak przez mgłę. Sięgnęła do dhar, strużki potu ciekły jej po plecach, z nosa kapała dziwnie wolno krew. Zaczerpnęła dużo mocy. Chyba najwięcej w życiu. Była potężną czarodziejką i ledwo stała na nogach. Krzyczała - słowa nie istniejące w żadnym języku, władczy ton - pchnęła strumień mocy prosto w zwierzę.
A ono oparło jej się z łatwością.
Ciało Margot eksplodowało potwornym bólem. Padła nieprzytomna na pokład.
__________________ "Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie |